Camila's POV:
- Chryste – słyszę głos Lauren, głęboko wewnątrz mojego zamglonego umysłu. To musi być ona. – Kurwa, Camz, tak mi przykro. To wszystko moja wina – przykro za co?
- Masz całkowitą rację! To wszystko twoja wina, a teraz wynoś się stąd, zanim zadzwonię po policję! – wrzeszczy moja matka.
- Mogłaby pani dać sobie spokój? Nigdzie się nie wybieram. Śmiało, proszę dzwonić na policję i zrobić zamieszanie w środku nocy, z którego będzie musiała się pani tłumaczyć całemu miastu, a wszyscy wiemy, że pani tego nie chce.
Po prostu przestańcie! Chcę krzyczeć na nie obie, nie mogę nadążyć za tym, jak kłócą się w ten sposób. Moja matka znowu przemawia, ale niemożliwe jest, bym ją usłyszała, ciemność mnie wciąga, mocno naciska. Może to dlatego moja głowa jest taka ciężka.
- Mam nadzieję, że mnie słyszysz, tak mi przykro. Boże, przepraszam za wszystko. Po pierwsze, nie powinnam była pozwolić ci odejść. Co ja sobie myślałam?
- Ale ciebie nawet tam nie było? – mówię do niej. Czy mnie słyszy?
- Myślę, że powinnaś być ze mnie trochę dumna. Nie zabiłam Dana, kiedy go spotkałam, tylko kopnęłam go w twarz... i lekko poddusiłam, ale oddycha. I prawie się upiłam tej nocy, lecz nie mogłam tego zrobić. Nie chciałam jeszcze bardziej pogorszyć spraw między nami. Wiem, że pewnie myślisz, że to mnie nie obchodzi, ale po prostu nie wiem, jak ci to okazać – głos Lauren łamie się w czasie jej miękkiej mowy. – Słyszysz mnie? – pyta.
- Tak, co z Zaynem? Skrzywdziłaś go? – oddycham, myśli są ze mną, a ja robię, co mogę, by je wypowiedzieć. Nie jestem tylko pewna, czy moje usta współpracują z umysłem.
- Nie, tu Lauren. Jestem Lauren, nie Zayn.
Wiem. Tak mi się wydaje. Lauren tu jest, nie Zayn. Czekaj, Zayn też tu jest. Prawda?
- Nie, Lauren, czy skrzywdziłaś Zayna? – ciemność odciąga mnie w stronę przeciwną od dziewczyny. Głos mojej matki dobiega do pokoju, ale nie mogę rozpoznać ani słowa, jedyna jasność, jaką mam, leży w głosie Lauren.
- Nie, nie skończyłam – warczy. – Jasne, gdzie jest jej pokój?
Parę chwil później, czuję coś napierającego pod moje ciało. Rękę Lauren? Nie jestem całkowicie pewna, ale zostaję podniesiona z kanapy, gdy znajoma woń mięty wypełnia moje nozdrza. Czemu ona tu jest i jak mnie znalazła?
Tylko kilka sekund później po tym jak jestem delikatnie ułożona na łóżku, ponownie zostaję uniesiona. Nie chcę się ruszać. Trzęsące się dłonie Lauren zakładają mi t-shirt przez głowę i chcę krzyczeć, żeby przestała mnie dotykać. Ostatnia rzecz, której chcę, to bycie dotykaną, ale w momencie, kiedy palce Lauren wodzą po mojej skórze, wspomnienie ohydnego dotyku Dana zostaje wymazane.
- Dotknij mnie jeszcze raz, proszę. Spraw, żeby to odeszło – błagam.
Ona nie odpowiada.
Czy mnie nie słyszy? Głęboko w środku wiem, że nie może, ale cicho modlę się, by jakimś sposobem mogła. Jej dłonie wciąż dotykają mojej głowy, szyi, włosów i próbuję unieść swoją dłoń do jej, ale jest za ciężka.
- Kocham cię i jest mi tak strasznie przykro – słyszę, nim moja głowa znowu wypoczywa na poduszce. – Chcę zabrać ją do domu.
Nie, zostaw mnie tutaj. Proszę, myślę sobie. Nie marnuję energii na próby powiedzenia czegokolwiek.
Ale nie odchodź...***
Moja głowa jest ciężka, taka ciężka, a światło lśni za jasno przez żółte zasłonki. Żółte zasłonki? Ponownie otwieram oczy, by ujrzeć znajome żółte zasłonki zasłaniające okna mojego starego pokoju. Ostatnie dwanaście godzin zalewa w częściach mój umysł jako połamane i pomieszane wspomnienia, które mają dla mnie niewiele sensu.
Nic nie ma sensu. Mojemu umysłowi zajmuje sekundy, a może minuty, aby chociaż spróbować zrozumieć, co się stało.
Dinah i jej zdrada na tę chwilę są najsilniejszym ze wspomnień. Jak ona mogła mi to zrobić? Nigdy się tego nie spodziewałam. Pamiętam moją ulgę, gdy weszła do pokoju, tylko po to, by usłyszeć, jak przyznaje, że właściwie nigdy nie była moją przyjaciółką. Dosypała mi coś do drinka, żeby mnie spowolnić, albo żebym odleciała, nie jestem pewna, ale wiem, że mnie znarkotyzowała. Byłam znarkotyzowana na imprezie przez kogoś, kogo uważałam za swoją przyjaciółkę. Prawdziwość tego mocno mnie uderza i z wściekłością strzepuję łzy z moich policzków.
Upokorzenie zastępuje ukłucie zdrady, gdy przypominam sobie Dana i jego kamerę. Zdjęli moją sukienkę. Małe, czerwone światełko w ciemnym pokoju jest czymś, czego chyba nigdy nie zapomnę.
Za każdym razem, kiedy myślę, że mogę dostać przerwę od ciągłej walki, którą stało się moje życie, dzieje się coś takiego. Nie mogę zbyt wiele narzekać, mam dobre życie i nie chcę się nad sobą użalać, ale ostatnio to stało się przytłaczające. Dinah spośród wszystkich ludzi? Ciągle nie mogę tego załapać. Jeśli jej motyw był prawdziwy, jeśli zrobiła to tylko dlatego, że mnie nie lubi i ma coś do Lauren, dlaczego po prostu mi nie powiedziała? Dlaczego udawała przez ten cały czas moją przyjaciółkę tylko, by mnie wrobić?
Powoli siadam, a to wciąż okazuje się za szybko. Mój puls bije mi za uszami i chcę się pospieszyć do łazienki i zmusić się do zrzucenia resztek leku. Jednak tego nie robię, ale za to zamykam oczy.
Kiedy budzę się ponownie, moja głowa jest nieco jaśniejsza i daję radę wyjść z małego łóżka. Nie mam na sobie żadnych spodni, tylko mały t-shirt, którego zakładania nie pamiętam. Moja matka musiała mnie ubrać. To nie wydaje się prawdopodobne, musiałam ubrać się sama.
Jedyne spodnie od pidżamy, które zostawiłam w swojej starej komodzie są niewygodnie ciasne i za krótkie. Od wyjazdu do college'u przybrałam na wadze, ale właściwie moje ciało podoba mi się bardziej teraz, niż kiedykolwiek przedtem.
Kiedy wchodzę do kuchni, moja matka opiera się o blat, czytając magazyn. Jej czarna sukienka jest gładka i bez kłaczków, jej dobrane szpilki są wysokie, a jej włosy są zakręcone w idealne, klasyczne fale. Kiedy spoglądam na zegar na piekarniku, jest dopiero ósma rano.
- Jak się czujesz? – nieśmiało pyta moja matka, obracając się do mnie twarzą.
- Fatalnie – wyjękuję, mówiąc to, co myślę.
- Wyobrażam sobie, po nocy, jaką miałaś.
No to ruszamy.
- Napij się trochę kawy i weź jakiś lek przeciwbólowy, poczujesz się lepiej.
Powoli potakuję i podchodzę do szafki po kubek.
- Mam dziś rano kościół, podejrzewam, że do mnie nie dołączysz? – pyta czystym głosem.
- Nie, nie jestem teraz w formie, by być w kościele – tylko moja matka zaoferowałaby mi pójście ze sobą do kościoła, kiedy dopiero co obudziłam się po przespaniu efektów pigułki gwałtu.
- Dobrze, powiem Mendesom, że ich pozdrawiasz – bierze z kuchennego stołu swoją kopertówkę i odwraca się z powrotem do mnie. – Będę w domu koło jedenastej, może chwilę po.
Wciąż nie zadzwoniłam do Shawna, odkąd dowiedziałam się o odejściu jego babci. Wiem, że powinnam była i muszę. Zadzwonię do niego, gdy msza się skończy. Jeśli będę mogła znaleźć swój telefon.
- Jak się tu wczoraj dostałam? – próbuję złożyć do kupy kawałki układanki. Pamiętam Zayna wpadającego do pokoju i niszczącego kamerę.
- Miał na imię Zayn, chyba – ponownie spuszcza wzrok na swój magazyn i cicho czyści gardło.
- Och...
Nienawidzę tego. Nienawidzę niewiedzenia tego, co stało się ostatniej nocy. Lubię wszystko kontrolować, a ostatniej nocy nie kontrolowałam moich myśli ani ciała.
- Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała – mówi moja matka, wychodząc przez drzwi frontowe.
- Dobrze.
- Och, i przejrzyj moją szafę i znajdź sobie coś do założenia na dzień – obdarza ostatnim nieprzychylnym spojrzeniem moją pidżamę i wychodzi z domu.
W momencie, kiedy zamykają się drzwi, przebłysk głosu Lauren wbija się do mojej głowy. 'To wszystko moja wina' – powiedziała. To nie mogła być Lauren, mój umysł płata mi figle. Muszę zadzwonić do Zayna i podziękować mu za zabranie mnie tutaj. Właściwie to muszę mu podziękować za wejście do tego pokoju i zabranie mnie z imprezy. Nie mogę sobie wyobrazić, co by się stało przed tą kamerą, gdyby się nie zjawił.
Słone łzy mieszają się z czarną kawą przez następne pół godziny. Wreszcie zmuszam się do przenosin znad stołu do łazienki, by zmyć ohydne wydarzenia ubiegłej nocy z mojego ciała. Do czasu, kiedy przeszukuję szafę mojej matki w poszukiwaniu czegoś bez wbudowanego dziwnego stanika, czuję się o wiele lepiej.
- Nie masz żadnych normalnych ubrań? – jęczę, przekładając kolejne wieszaki koktajlowych sukienek. Jestem w punkcie, gdzie raczej usiadłabym nago, nim wreszcie znajduję kremowy sweter i ciemne jeansy. Jeansy pasują idealnie, a sweter jest opięty na mojej klatce piersiowej, ale jestem zadowolona, że znalazłam cokolwiek, więc nie mam zamiaru narzekać.
Zostaję w ręczniku dopóki nie wysychają moje wyprane majtki i stanik, w tym czasie przeszukując dom w poszukiwaniu mojej komórki i torebki. Nie mam żadnego wspomnienia, które mogłoby naprowadzić mnie na miejsce ich ukrycia. Przypuszczam, że mój samochód wciąż jest zaparkowany przed akademikiem Dinyh. Mam nadzieję, że nie powybijała mi szyb. 'Gdzie jest jej pokój?' – zapytał męski głos. Dlaczego mój umysł nie może po prostu wyczyścić pokręconej nocy i związać końca z końcem?
Wracam do swojej starej sypialni i otwieram szufladę biurka. Mój telefon jest w środku, na wierzchu małej torebki. Naciskam guzik zasilania i czekam na pojawienie się ekranu blokowania. Prawie wyłączam go z powrotem, gdy wibracje wydają się być niekończące się. Wiadomość za wiadomością, poczta głosowa za pocztą głosową pojawiają się na małym ekranie.
Lauren... Lauren... Zayn... Lauren... nieznany numer... Lauren... Lauren...
Mój brzuch wywraca się w najmniej wygodny sposób, w reakcji na jej imię na ekranie. Ona wie, musi. Ktoś powiedział jej, co się stało. To dlatego dzwoniła i pisała tak wiele razy. Powinnam przynajmniej zadzwonić i powiedzieć jej, że nic mi nie jest, zanim zamartwi się do szaleństwa. Niezależnie od stanu naszego związku, prawdopodobnie jej smutno po usłyszeniu o tym, co się stało.
Przestaję dzwonić po sześciu sygnałach, kiedy odzywa się jej poczta głosowa. Wracam do pokoju mojej matki, by doprowadzić włosy do ładu. Ostatnią rzeczą, o którą się dziś martwię, jest mój wygląd, ale również nie mam ochoty słuchać uwag mojej matki przez cały dzień, jeśli nie będę wyglądała co najmniej przyzwoicie. Zakrywam głębokie wory pod oczami i aplikuję kilka pociągnięć tuszu na rzęsy oraz czeszę włosy. Są już prawie suche, układające się, tak jak chcę, kiedy przeczesuję dłońmi naturalne fale. To nie wygląda w przybliżeniu tak dobrze, jak bym tego chciała, ale nie mam energii, by zajmować się kędzierzawym bałaganem ani chwili dłużej, niż to zrobiłam.
Słaby odgłos pukania we frontowe drzwi wyciąga mnie z pokoju mojej matki na korytarz. Kto byłaby tu o tej porze? Moja paranoiczna podświadomość każe mojemu żołądkowi zrobić fikołka na myśl o Lauren stojącej po drugiej stronie drzwi.
- Camila? – woła głos, gdy drzwi się otwierają, a Shawn sam się wpuszcza do środka. Ulga i wina uderzają mnie, gdy odczytuję jego znajomy, lecz zachwiany uśmiech.
- Hej – kiwa głową, przenosząc się z jednej stopy na drugą.
Bez myślenia, praktycznie rzucam się na niego, zarzucając mu ręce wokół szyi. Zakopuję twarz w jego torsie i zaczynam płakać.
- Wszystko w porządku? – jego silne ramiona oplatają mnie i trzymają mnie, powstrzymując nas oboje przed upadkiem.
- Tak, ja tylko... nie, nie w porządku – podnoszę głowę z jego klatki piersiowej, nie chcąc rozmazać tuszu do rzęs na jego swetrze.
- Co się stało? Twoja mama powiedziała, że jesteś w mieście – ciągle mnie trzyma, gdy ja ciągle zaciągam się jego znajomością.
- Tak wiele, za dużo, by nawet wyjaśnić. Zachowuję się tak dramatycznie – jęczę i odklejam się od niego.
- College wciąż nie traktuje cię tak, jak miałaś nadzieję? – pyta z uśmiechem i idzie za mną do kuchni. Parzę kolejny dzbanek kawy, a on siada przy stole.
- Nie, zupełnie nie. Przeprowadzam się do Seattle.
- Twoja mama mi powiedziała.
- Wciąż wybierasz się na WSU wiosną? Nie polecałabym tej szkoły – próbuję zażartować z własnego nieszczęścia, ale nie udaje mi się, gdy moje oczy napełniają się łzami.
- Tak, taki jest plan. Ale Becca i ja myśleliśmy też o San Francisco. Wiesz jak kocham Kalifornię.
- Becca? Wciąż z nią chodzisz? – obrzydzenie w moim głosie jest oczywiste.
- To nie tak, jak myślisz. Ona nie wiedziała w co się pakuje. Ta dziewczyna, Dinah, twoja stara współlokatorka ją spiknęła – brązowe oczy Shawna lśnią pod fluorescencyjnymi światłami kuchennymi.
- Co? Jak?
- Cóż, Becca spotkała ją w jej pracy, pracuje w Zooms czy coś, w sklepie w tamtejszym centrum handlowym i pewnego dnia zobaczyła mnie tam z Beccą.
- Byłeś w Pullman? – przeszkadzam mu.
- Tak, żeby zobaczyć się z Beccą. Powinienem był do ciebie zadzwonić czy coś, ale wszystko pomiędzy nami było takie dziwne.
- Wiem, w porządku – zapewniam go i pozwalam mu dokończyć.
- Kontynuując, wydaje mi się, że po tym Dinah zaprosiła Beccę na wyjścia i takie tam, więc Becca była bardzo podekscytowana. Ostrzegałem ją, żeby trzymała się z dala od niej, ale ona i tak nie powiedziała mi większości z tego i nie wspomniała o żadnej z przykrości, które Dinah jej sprawiała. Ona po prostu powiedziała jej, że ty jesteś... no wiesz, i nagadała jej mnóstwo rzeczy o tobie, które były nieprawdziwe.
- Jakich rzeczy?
- Po prostu rzeczy, nie chcę ich powtarzać, ale ona dała Becce bardzo złe wrażenie na twój temat, więc Becca nie miała problemu, kiedy Dinah powiedziała jej, żeby wyszła z tym kolesiem Zaynem.
- Dinah powiedziała jej, żeby prowadzała się z Zaynem, żeby mnie wkurzyć? – wytrzeszczam oczy. Prawdziwość nienawiści Dinyh do mnie kąsa mnie raz jeszcze.
- Tak. Nie wiedziałem o niczym z tych rzeczy do niedawna, powiedziałbym ci. Wiesz o tym – mówi i wiem, że jest szczery. – Na początku z nią zerwałem, ale wyjaśniła mi wszystko i jest jej naprawdę przykro.
- Czuję się, jakbym nie mogła już nikomu zaufać, nigdy więcej – wzdycham, a Shawn marszczy brwi. – Nawet Lauren. Zwłaszcza Lauren.
- To to stało się ostatniej nocy?
- Tak jakby – zastanawiam się, co powiedziała mu moja matka.
- Wiedziałem, że to musiało być coś dużego, że zwabiło cię do domu - kiwam głową, a on wychyla się przez stół, żeby objąć moje dłonie swoimi. – Tęskniłem za tobą – mruczy z czystym smutkiem w głosie.
- Przepraszam, bardzo, że nie zadzwoniłam w związku z twoją babcią.
- W porządku. Wiem, że jesteś zajęta.
- To nie jest wymówka, byłam dla ciebie taka okropna.
- Nie byłaś – kłamie.
- Wiesz, że byłam. Traktowałam cię tak źle odkąd wyjechałam i bardzo mi przykro. Nie zasłużyłeś na nic z tego.
- Przestań się besztać, już jest dobrze – zapewnia mnie z ciepłym uśmiechem, ale poczucie winy nie odstępuje.
- Wciąż nie powinnam była tak robić.
- Jeśli mogłabyś zrobić to wszystko od nowa, co byś zmieniła? – zaskakuje mnie tym pytaniem.
- Moje podejście do rzeczy. Nie powinnam była cię wystawiać i odejść za twoimi plecami. Znam cię połowę swojego życia, a porzuciłam cię tak nagle, to było okropne z mojej strony.
- Było – zaczyna – ale teraz to pojmuję. Nie byliśmy dobrzy dla siebie nawzajem. Cóż, byliśmy razem idealni, ale uważam, że to stanowiło problem – śmieje się, a ciężar zostaje zdjęty z mojej klatki piersiowej.
- Tak myślisz?
- Tak. Kocham cię i zawsze będę cię kochał. Po prostu nie kocham cię w sposób, w jaki zawsze myślałem, a ty nigdy nie mogłabyś mnie pokochać tak, jak kochasz ją – wstrzymuję oddech na jego wzmiankę o Lauren.
Ma rację, tak bardzo ma rację, ale nie mogę rozmawiać z Shawnem o Lauren. Nie teraz. Muszę zmienić temat.
- Więc Becca cię uszczęśliwia? Ona nie jest dokładnie osobą, którą wyobrażałam sobie chodzącą z tobą po mnie – uśmiecham się. Jej ciemna oprawa twarzy jest przeciwieństwem mojej i ona ma tatuaże. Niewiele, ale nie mogę wyobrazić sobie jej i Shawna jako pary.
- A Lauren nie jest dokładnie osobą, dla której oczekiwałem, że ze mną zerwiesz. Na pewno nie wyobrażałem sobie, że będzie to dziewczyna– jego uśmiech nie jest szorstki, gdy lekko się śmieje. – Wydaje mi się, że oboje potrzebowaliśmy kogoś innego.
Ma rację, po raz kolejny.
- Tak myślę – dołączam do śmiechu i dalej rozjaśniamy rozmowę, aż kolejne pukanie do drzwi nam przerywa.
- Otworzę – mówi, wstając i opuszczając małą kuchnię, nim mogę go powstrzymać.Lauren's POV:
Jestem za wcześnie... cholernie za wcześnie. Wiedziałam, że powinnam była posiedzieć dłużej w samochodzie, ale nie mogłam tego znieść. Obserwowanie zegarka zmieniającego się z minuty na minutę dosłownie powoli mnie zabijało. Prędzej wyrwałabym sobie włosy jeden po drugim, niż czekała na tym pieprzonym podjeździe do południa. Samochodu mamy Camili tu nie ma. Na podjeździe nie ma innych samochodów, prócz należącego do Camili, w którym siedzę ja, i Austin, który zaparkował na drodze. Zgodził się pojechać tu ze mną, żebym mogła zostawić jej samochód z całym jej dobytkiem i odwieźć mnie później do mieszkania. Szczęśliwie, on troszczy się o jej dobro bardziej niż wszyscy inni, oprócz mnie, więc przekonanie go nie zajęło długo. Właściwie to nic nie zajęło. Spytałam, a on natychmiast się zgodził.
- Idź i zapukaj do drzwi, albo ja to zrobię – mówi Austin do telefonu w momencie, kiedy odbieram.
- Idę! Kurwa, daj mi chwilę. Nie wiem, czy ktokolwiek jest w domu.
- Cóż, jeśli nie, zostaw kluczyki w skrzynce pocztowej i odjedziemy – dokładnie dlatego jeszcze tego nie zrobiłam. Chcę, żeby ona była w środku. Muszę wiedzieć, że ma się dobrze.
- Już idę – mówię i kończę rozmowę z moim okropnym przybranym bratem.
Siedemnaście schodów w górę do frontowych drzwi jej mamy jest najgorsze w moim życiu. Pukam do drzwi, ale nie jestem pewna, czy wystarczająco głośno. Pieprzyć to, pukam jeszcze raz, tym razem o wiele mocniej. Za mocno, za mocno. Opuszczam dłoń w chwili, gdy marna powierzchnia się ugina. Kurwa mać.
Drzwi skrzypią, otwierając się, i zamiast Camili, jej mamy, czy kogokolwiek innego na tej cholernej planecie, kogo wolałabym zobaczyć, pojawia się Shawn.
- To są chyba, kurwa, jakieś jaja - mówię, a on próbuje zamknąć mi drzwi przed nosem, ale zatrzymuję je butem.
![](https://img.wattpad.com/cover/82570219-288-k44618.jpg)