26

2.7K 182 35
                                    


- Przepraszam, że cię obudziłam – szepczę do Austina, który wciąż przeciera oczy.
- W porządku – mamrocze i pokracznie zawraca do łóżka. – Masz, możesz wziąć tę, druga jest płaska – przygniata do mojej klatki piersiowej białą, puchatą poduszkę.
- Właśnie dlatego cię kocham, cóż, nie tylko dlatego, ale między innymi – uśmiecham się, przytulając ciasno poduszkę i przysiadając na końcu łóżka.
- Bo dałem ci najlepszą poduszkę? – pół uśmiecha się. Jego uśmiech jest nawet bardziej uroczy, kiedy jest zaspany.
- Nie, bo zawsze jesteś tu dla mnie... I masz miękkie poduszki – mój głos jest taki delikatny, kiedy jestem pijana... to dziwne.
- Ona ma zamiar przyjść za tobą? – pyta po cichu. Austin znowu kładzie się na łóżku i przesuwa swoje ciało, żebym miała dużo miejsca po drugiej stronie pokoju.
- Nie sądzę – moment dobrego humoru, który przyszedł z Austinem i jego miękkimi poduszkami został zastąpiony bólem, idącym z myślą o Lauren i słowach, które wymieniłyśmy kilka chwil temu. Kładę się po mojej stronie i spoglądam na Austina.
- Pamiętasz, jak powiedziałeś, że nie jesteśmy skazane na klęskę? – szepczę.
- Tak.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Tak, wierzę – zatrzymuje się. – Chyba, że on zrobił coś innego.
- Nie, cóż, nic nowego. Ja po prostu... nie wiem, czy mogę dłużej to robić. Ciągle się cofamy, a nie powinnyśmy. Za każdym razem, kiedy myślę, że posuwamy się do przodu, ona staje się tą samą Lauren, którą poznałam sześć miesięcy temu. Nazywa mnie samolubną suką albo najzwyczajniej mówi mi, że mnie nie kocha i chociaż wiem, że wcale tak nie jest, to każda kolejna sylaba załamuje mnie nieco bardziej niż wcześniejsza i wydaje mi się, że zaczynam rozumieć, że po prostu to jest jej sposób bycia. Nie może temu zaradzić, ale nie może też tego poprawić.
Austin obserwuje mnie zamyślonymi oczami, po czym unosi brew.
- Nazwała cię suką? Dzisiaj?
Potakuję, a on ciężko wzdycha, przejeżdżając sobie dłonią po twarzy.
- Też mówiłam jej krzywdzące rzeczy – czkam. Ciężka kombinacja wina i whiskey będzie mnie jutro prześladować, jestem tego świadoma.
- Nie powinna cię wyzywać. To nigdy nie jest w porządku, Camila, proszę, nie wymyślaj jej wymówek.
- Nie wymyślam, tylko... - dokładnie to robię.
- Myślę, że w tym wszystkim chodzi o Seattle, wyszła od zrobienia sobie dla mnie tatuażu i powiedzenia, że nie może beze mnie żyć do oświadczenia, że chodzi ze mną tylko dlatego, że się z nią pieprzę. O boziu! Przepraszam! – zakrywam twarz dłońmi. Nie mogę uwierzyć, że powiedziałam to Austinowi.
- Nie ma za co, dopiero co wyłowiłaś swoją bieliznę z jacuzzi, pamiętasz? – uśmiecha się szeroko, rozweselając rozmowę, a ja mam nadzieję, że nie może zobaczyć w ciemnościach mojego poniżonego wyrazu twarzy.
- Ta wycieczka to katastrofa – kręcę głową, uderzając nią w zimną poduszkę.
- Może nie, może właśnie tego potrzebuje wasza dwójka.
- Zerwać?
- Nie, a czy to się stało?
- Nie wiem.
- A tego chcesz?
- Nie, ale tego powinnam chcieć. To nie fair wobec żadnej z nas, żeby ciągle to robić. Ja też tu nie jestem bez winy, zawsze oczekuję od niej za wiele – wady mojej matki zostały mi przekazane. Ona też oczekuje od wszystkich za wiele.
- Nie ma nic złego w tym, że oczekujesz od niej za wiele, zwłaszcza, gdy rzeczy, których od niej oczekujesz, są racjonalne – odpowiada Austin. – Ona musi zobaczyć, co ma, jesteś najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek jej się przytrafiła, musi o tym pamiętać.
- Ona powiedziała, że to moja wina... że ona taka jest. Wszystko, czego od niej chcę, to żeby była dla mnie miła przynajmniej połowę czasu i chcę bezpieczeństwa w naszym związku, to wszystko. To naprawdę żałosne – jęczę. Głos mi się załamuje i ciągle mogę wyczuć whiskey i miętę Lauren, których smak pokrywa mój język. – Na moim miejscu pojechałbyś do Seattle? Nie mogę się oprzeć uczuciu, że powinnam to po prostu odwołać i zostać tu albo pojechać z nią do Anglii. Jeśli ona zachowuje się tak przez to, że jadę do Seattle, może powinnam...
- Nie możesz nie jechać – przerywa mi Austin. – Modlisz się o Seattle odkąd cię spotkałem, musisz jechać. Jeśli Lauren z tobą nie pojedzie, jej strata. Poza tym, daję jej tydzień twojego wyjazdu, zanim pokaże się w progu. Nie możesz się teraz poddać, ona musi wiedzieć, że tym razem bierzesz to na poważnie. Musisz jej pozwolić, żeby za tobą zatęskniła.
- Nawet nie mam  progu, na którym mogłaby się pokazać – uśmiecham się, wyobrażając sobie Lauren odwiedzającą mnie tydzień po moim wyjeździe, desperacko błagającą o moje przebaczenie z liliami w dłoni.
- To ona, prawda? To przez nią ta kobieta do ciebie nie oddzwaniała?
- Taa.
- Wiedziałem, pośrednicy nie przestają oddzwaniać od tak. Musisz pojechać, Karen pomoże ci znaleźć jakiś kąt, dopóki nie będziesz miała stałego miejsca pobytu.
- A co jeśli ona jednak pojedzie? Albo gorzej, co jeśli pojedzie i będzie jeszcze bardziej zła, bo będzie nienawidziła tego miejsca?
- Camila, mówię to tylko dlatego, że się o ciebie troszczę, okej? – czeka na moją odpowiedź. Przytakuję. – Musiałabyś zwariować, żeby rzucić Seattle dla kogoś, kto kocha cię bardziej niż w cokolwiek innego, ale zamierza się pokazywać tylko przez połowę czasu.
'Nie, to ty popełniasz błędy. Całą ich masę, i mam tego dość. Myślisz, że mam ochotę w tym tkwić? Nie, nie mam, kurwa. Ty mi to robisz!'
- Myślisz, że byłoby jej lepiej beze mnie? – pytam przybranego brata Lauren.
- Nie, do diabła, nie! Ale widząc, że nie wiem o nawet połowie popierdzielonych rzeczy, które ona mówi tobie, może to naprawdę nie wyjdzie – szepcze Austin, macając pustą przestrzeń pomiędzy nami. Jego dłoń dotyka mojej ręki i delikatnie ją pociera.
Używając alkoholu płynącego w moich żyłach jako wymówki, udzielam sobie pozwolenia na zignorowanie faktu, że Austin, jedna z nielicznych osób, która miała wiarę w mój związek z Lauren, właśnie się z tego wycofał.
- Będę się jutro czuła beznadziejnie – zmieniam temat, nim złamię daną sobie obietnicę, żeby nie płakać.
- O tak, śmierdzisz jak cała szafka gorzały – docina.
- Poznałam dziewczynę Lillian, polewała mi. O, i tańczyłam na barze.
- Nie gadaj – wytrzeszcza na mnie oczy.
- A owszem. To było takie żenujące. To był pomysł Riley.
- Ona jest... interesująca – uśmiecha się Austin i zdaje się zauważać własne koniuszki palców, wciąż przemierzające moją skórę. Zabiera je i umieszcza dłoń pod swoją głową.
- Ona jest kopią Lauren – śmieję się.
- To prawda! Nie ma dyskusji, że była taka wkurzająca! – dokucza jej i w chwili pijackiego szaleństwa szukam Lauren, żeby zobaczyć głęboką zmarszczkę na jej twarzy, wywołaną filuternym żartem Austina.
- Dzięki tobie zapominam o wszystkim – moje usta wypowiadają te słowa, nim mój umysł może je rozważyć.
- Miło mi – uśmiecha się mój najlepszy przyjaciel, biorąc spod naszych stóp koc. Nakrywa nim nasze ciała, a ja zamykam oczy.
Minuty mijają w ciszy, a mój umysł podejmuję walkę ze snem, próbującym mną zawładnąć. Oddech Austina zwalnia i muszę mieć zamknięte oczy i udawać, że to oddech Lauren. Inaczej mój umysł nigdy się nie podda. Grymas niezadowolenia i ostre słowa Lauren przepływają przez moje mgliste myśli, kiedy w końcu usypiam.
'Jesteś samolubną suką'

After "Camren część IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz