8.

904 101 2
                                    

Las zupełnie inaczej wyglądał po zmroku. Wszystko otuliła czerń nocy. Ptaki dawno ucichły, a zamiast nich nietoperze podbiły mroczne niebo. Co jakiś czas można było usłyszeć huczenie sowy.
Vivian wciągnęła do płuc chłodne powietrze, po czym wtuliła się w swojego rumaka, rozkoszując się bijącym od niego ciepłem.
Nie przejęła się faktem, że nie wie gdzie się znajduje.
Kiedy zrobi się widno, bez problemu odnajdzie drogę do domu.
W końcu zatrzymała ogiera i zeskoczyła z niego. Podeszła do jednego z drzew. Chwyciła jedną z gałęzi i oparła nogę o pień. Podciągnęła się, po czym sięgnęła do kolejnej gałęzi. Wspinała się coraz wyżej, dopóki miała stabilne oparcie. Westchnęła zachwycona, widząc las i górskie szczyty rozświetlane przez światło księżyca oraz usłane gwiazdami niebo. Przymknęła powieki, gdy chłodny wiatr musnął jej policzki i zaczął delikatnie poruszać jej włosami.
Mimowolnie się uśmiechnęła, gdy usłyszała wycie wilków, dobiegające gdzieś z daleka.
Usiadła wygodnie i oparła głowę o pień. Już nie mogła się doczekać wschodu słońca.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Powoli uniosła powieki i rozejrzała się. Warknęła wściekła na samą siebie. Zasnęła. Na szczęście ocknęła się, kiedy słońce dopiero zaczęło się wyłaniać zza gór, więc nie wiele przegapiła. Patrzyła zachwycona, jak mroczne, nocne niebo powoli robi się szare i z każdą minioną chwilą pojawiały się też odcienie żółci i czerwieni. W końcu słońce całkowicie wzeszło, a horyzont zalał błękit.
Vivian powoli zeszła na ziemię. Przeciągnęła się, by rozruszać zesztywniałe mięśnie. Rozejrzała się za swoim rumakiem. Zagwizdała głośno, nie dostrzegając ogiera i zaczęła czekać. Po chwili koń się zjawił. Vivian poklepała go po szyi, po czym wdrapała się na jego grzbiet. Zmierzyła wzrokiem okolicę. Nie była pewna, gdzie się znajduje, ale nie przejęła się tym zbytnio. Pozwoliła, by ogier ją prowadził. Położyła się wygodnie i przymknęła oczy. Ciche stukanie kopyt ogiera i lekkie bujanie omal jej nie uśpiło. Nagle wyczuła coś dziwnego. Dym?
Otworzyła oczy i usiadła. Rozejrzała się. Po chwili wypatrzyła kilka namiotów i wygasające ognisko. Zatrzymała konia, by móc się lepiej przyjrzeć obozowisku. Dostrzegła tylko jednego mężczyznę, który opierając się wygodnie o strzelbę, omal nie usnął na stojąco. Vivian przeszedł dreszcz, gdy dostrzegła tatuaż na jego szyi. Ścisnęła łydkami Tempera, każąc mu iść, po czym zsunęła się na bok ogiera, by Zdobywca jej nie dostrzegł. Kiedy oddaliła się od obozu, wdrapała się z powrotem na grzbiet rumaka i popędziła go do galopu.
Po jakimś czasie zerknęła przez ramię, by zobaczyć, czy nikt za nią nie jedzie. Nagle Temper gwałtownie się zatrzymał i stanął dęba. Vivian zaskoczona spadła z ogiera. Mimowolnie krzyknęła z bólu, gdy jej nadgarstek trzasnął niczym gałązka. Przycisnęła do piersi obolałą rękę.

- Temper! - zerwała się z miejsca - Uspokój się! Co cię napadło?!

Po chwili obejrzała się. Coś ścisnęło ją za serce. Wiedziała już, gdzie była. Na terenie plemienia Zugarro. Właśnie dotarła do ich... wioski?
Wszystko było zrujnowane. Małe płomienie jeszcze kończyły swego dzieła. Vivian niepewnie ruszyła w głąb dawnej osady. Chciało jej się płakać, gdy miała zwęglone ciała i jeszcze dymiące pozostałości po domach oraz namiotach. Omal nie zwymiotowała, kiedy przypadkiem nastąpiła na spaloną dłoń.
Nagle usłyszała ciche jęki. Szybko odnalazła ich źródło. Kucnęła przy wciąż żywym mężczyźnie. Był potwornie poparzony. Z trudem chwytał oddech. Złapał siniejącą rękę Vivian. Dziewczyna zignorowała potworny ból.
Z oczu nieszczęśnika umknęło kilka łez i z trudem przełknął ślinę.

- Zdobywcy - wychrypiał.

Zaczął kasłać.

- Sprowadzę pomoc - Vi uwolniła obolałą rękę z jego uścisku - Wytrzymaj.

Nim zdążyła się podnieść, oddech mężczyzny ustał, a jego szkliste ślepia zamarły w bezruchu.
Vivian przyłożyła dłoń do ust. Szczęka jej zadrżała, a po policzkach spłynęły łzy. Widziała, jak człowiek umiera w męczarniach. To było dla niej zbyt wiele.
Chciała uciec z wioski jak najdalej. Miała zamiar natychmiast wrócić do domu i powiedzieć ojcu o plemieniu Zugarro. Zdobywcy urządzili niewinnym ludziom rzeź. Samą ich obecność w Talwyn, Vi mogła utrzymać w tajemnicy, ale nie to, co zrobili. Posunęli się za daleko.
Zaczęła biec. Nie mogła dłużej patrzeć na dzieło Zdobywców. Nagle dostrzegła skuloną postać, siedzącą przy jednym z zniszczonych szałasów.
Wszędzie rozpoznałaby te krótkie, blond włosy wzbogacone o rude pasma.

- Nazar? - musiała się upewnić.

Uniósł głowę, pokazując siniaki na twarzy i roztrzaskaną wargę.

- Znowu? - podeszła do niego. Lekko chwyciła go za brodę i przyjrzała się jego obrażeniom - Za co tym razem?
- Rozejrzyj się...
- Ty... - przypomniała sobie z kim ma do czynienia. Spojrzała na niego przerażona i szybko się cofnęła - Jak mogliście?
- Nie przyłożyłem do tego ręki. Jak myślisz, dlaczego obili mi ryj?
- To byli niewinni ludzie... - pokręciła głową, powoli się cofając - Zabiliście tyle osób! Zamordowaliście całe rodziny!
- Próbowałem ich powstrzymać - wstał i zrobił krok w jej stronę.
- Nie zbliżaj się do mnie.
- Vi... Serio sądzisz, że mógłbym zrobić coś takiego?
- Nie wiem, czy mogę ci ufać - cały czas się cofała.

Nazar chwycił ją za zdrową rękę i przyciągnął do siebie.

- Puść mnie! - wrzasnęła, szarpiąc się.

Chłopak złapał ją za ramiona, nie pozwalając jej umknąć.

- Uspokój się i spójrz mi w oczy - zażądał.

Vivian spojrzała prosto w jego zielone ślepia.

- Próbowałem powstrzymać Zdobywców. Pobili mnie, aż straciłem przytomność. Nic nie mogłem zrobić. Wierzysz mi?
- Zabierz ręce.

Nazar posłusznie ją puścił. Vivian otuliła się rękami, jakby zrobiło jej się zimno. Cofnęła się jeszcze o kilka kroków, nie odrywając wzroku od chłopaka.

- Ukryj się gdzieś, jak najdalej od Zdobywców - w końcu odwróciła się od niego - Jeśli chcesz przeżyć.

Już miała odejść, gdy chwycił ją za ramię.

- Czekaj. O co ci chodzi?

Vivian strąciła z siebie jego dłoń i zerknęła na niego.

- Życie za życie...

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz