95.

654 86 35
                                    

Vivian westchnęła cicho, przekręcając się na drugi bok. Przysunęła się do śpiącego tuż przy niej Randala i wtuliła się w jego plecy.
Słuchała jego cichego chrapania.
Nie przeszkadzał jej fakt, że łóżko było dość małe. Cieszyła się bliskością i ciepłem bijącym od Ammara.
Po chwili poczuła, że znów ogarnia ją senność.
- Pobudka, dzieciaki!
Vivian poderwała się do siadu, zaskoczona hukiem drzwi i wrzaskiem Nergala.
Randal zaspany spojrzał na Likwidatora. Nie bardzo wiedział co się dzieje.
- Zbierajcie się.
- Ale jeszcze nawet nie świta! - oburzyła się Vivian, patrząc na zupełne ciemności za oknem.
- Nie wspominałem, że nasz dzień zaczyna się jeszcze przed wschodem słońca? - machnął ręką - Nie ważne. Lepiej od razu załatwcie Berno, bo moi ludzie szybko tracą cierpliwość - zatarł ręce - No, wstawajcie. Musicie być gotowi na starcie z tym cholernym katem.
- Zajmiemy się przygotowaniami RANO - mruknęła, opadając na poduszkę.
- Mam przynieść śnieg?
- Nie! - Vi zerwała się z miejsca.
- Czekam na was w salonie.
- Mam propozycję - ziewnął Randy, gdy gospodarz już zniknął.
- Jaką?
- Ja tu zostanę i będę grzał dla ciebie miejsce, a ty wysłuchasz Nergala i przekażesz mi co mówił. 
- O nie, kochany - wzięła się pod boki - Jeśli już, to na odwrót.
- Nie... - jęknął, nakrywając głowę poduchą.
- Lepiej chodź, zanim Nergal naprawdę przyniesie garść śniegu - mruknęła nakładając buty.
- Nigdzie się nie wybieram.
- Wstawaj - Vi chwyciła kołdrę i ściągnęła ją z Randala.
- Ej - mruknął, zerkając spod poduszki.
- Chodź, bo otworzę okno.
- No dobra... - westchnął ciężko, wstając z łóżka.
Niechętnie opuścili małą sypialnię. Ostrożnie zeszli po stromych schodach i weszli do pokoju, w którym czekał na nich gospodarz.
Było znacznie chłodniej, niż poprzedniego dnia, bo Nergal jeszcze nie rozpalił ognia.
Randal spoczął na szezlongu. Vivian zaś usiadła tuż przy nim i oparła się wygodnie o niego. Westchnęła cicho, gdy otulił ją ramieniem.
Twardo walczyli z opadającymi powiekami, lecz nie wiele to dawało. 
Byli ledwo przytomni.
- Ekhem - Nergal odchrząknął, widząc, że Vi i Randy mają zamknięte oczy i już przysypiają - Uroczo wyglądacie, ale może jednak raczycie mnie wysłuchać?
- Nie - mruknęli zgodnie.
- Daj nam się wyspać, to z chęcią skorzystamy z twoich rad - dodała po chwili Vivian, po czym lekko uderzyła łokciem Randala - Prawda, kochanie?
- Mhm - ziewnął.
Vivian zmarszczyła brwi, widząc, że ma zaczerwienione policzki.
Randy spojrzał na nią pytająco, gdy przyłożyła dłoń do jego czoła.
- Dobrze się czujesz? - mruknęła, przesuwając rękę na jego policzek.
- Trochę mi gorąco - wzruszył ramionami - A co?
- Masz gorączkę...
- Zapewne to skutek kąpieli w jeziorze - rzekł Nergal - Zachłysnąłeś się wodą, kiedy wpadłeś pod lód?
- Trochę.
- No pięknie - Likwidator podrapał się po policzku - Ty nigdzie nie idziesz. Musisz się porządnie wygrzać. Inaczej możesz się poważnie rozchorować.
- Nic mi nie będzie.
- Chłopcze, jeśli mówię, że poważnie zachorujesz, nie mam na myśli głupiego przeziębienia.
- Ale co z Berno? - spytał brunet.
- Vivian, chyba sama sobie poradzisz? - Nergal spojrzał na nią.
Dziewczyna zamarła. Stanął jej przed oczami dzień, gdy poszła do pałacu Tonto. Znów widziała tego strażnika, który omal jej nie uśmiercił.
- Eee... Ja...
- Nie puszczę jej samej - mruknął Randal.
- Nie ma wyboru - gospodarz skrzyżował ręce na piersi - Albo Vivian przyniesie głowę kata, albo Likwidatorzy was wypędzą.
- Nie możemy z tym poczekać, aż trochę się podleczę?
- Niezbyt. Moich ludzi drażni wasza obecność. Zakładam, że macie jakieś dwa, może trzy dni, nim zrobią się agresywni. Nie ufają wam - pokręcił głową - Więc? Jaka decyzja?
- Pójdę - rzekła Vi.
- Co? - Randy zmarszczył brwi - Przecież...
- Dam radę - przerwała mu.
Zabrzmiała twardo, choć nie była pewna swych słów. Trudno jej było napuścić jadowitego węża na Refta, a co dopiero stanąć przed ofiarą i po prostu ją zabić.
- Pójdziesz z nią? - Ammar wlepił spojrzenie w Nergala.
- Mogę jej towarzyszyć tylko w drodze do chaty Berno. Jako przywódca, nie mogę się wtrącić - spojrzał na Vi - Będziesz zdana tylko na siebie.
- Dasz nam chwilę? - Randal spytał gospodarza - Musimy pogadać.
Nergal skinął głową, po czym opuścił salon.
- Nigdzie nie pójdziesz - Ammar rzekł stanowczo.
- Muszę.
- Nie. Powiedziałem, że nigdy więcej nie puszczę cię samą na taką misję. Albo pójdę ja, albo się wycofujemy.
- Potrzebujemy ich... A ty masz gorączkę. Musisz odpoczywać, bo inaczej pochorujesz się jeszcze bardziej.
- Tak? W takim razie ty też zostajesz.
- Randy...
- Nie, Vi. Już raz bym cię stracił - pokręcił głową - Nie jesteś zabójczynią. Lepiej się z tym pogódź.
- Parę lat temu ty też nie byłeś mordercą - zmarszczyła brwi - A teraz?
- To co innego.
- Niby czemu? Nauczyłeś się zabijać, więc ja też w końcu dam radę.
- Vivian... - westchnął ciężko - Nie zdajesz sobie sprawy, jak pierwszy mord może cię zniszczyć... Sumienie cię wykończy.
- Przestań to ciągle powtarzać - skrzyżowała ręce na piersi.
- To w końcu zacznij mnie słuchać - mruknął - Nie nadajesz się na zabójcę.
- Bo ty tak uważasz?
- Nie tylko ja.
- Tak? To podaj przykład.
- Ernan. Setki razy ci mówił, że nie jesteś i nigdy nie będziesz mordercą.
Kto, jak kto, ale on wie, co mówi - wstał - Nie pójdziesz do Berno i koniec.
Vivian prychnęła, odwracając głowę.
Kątem oka patrzyła, jak opuszcza pokój.
- Żebyś się nie zdziwił.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz