~VII~

690 85 6
                                    

Siedziałem bardzo znudzony już chyba trzecią godzinę w komnacie mego ojca i słuchałem jego długich wywodów o zarządzaniu krajem. Podczas gdy on chodził po pokoju w tę i z powrotem, i bez przerwy mówił, ja byłem bliski walenia głową w jego biurko. Byłem ledwo przytomny. Czułem, że zaraz zasnę. Moje powieki powoli opadały, a głowa co rusz zsuwała się z dłoni, na której się podpierałem. Moje myśli krążyły tylko wokół wygodnego łóżka. No... Może nie tylko. Rozważałem, czy tej nocy nie odwiedzić Aishy. Zastanawiałem się też, jak Linus sobie radzi w nowej pracy.
- Rainer! - ojciec trzepnął rękami o stół i wrzasnął tak głośno, że aż się wzdrygnąłem.
Spojrzałem na niego wyrwany z rozmyślań.
- Co się z tobą dzieje, do cholery?! - ryknął.
- O co ci chodzi? - mruknąłem.
- Ciągle łazisz nieprzytomny! Ignorujesz mnie! Zapytam jeszcze raz. Co się z tobą dzieje?!
Rzuciłem mu znużone spojrzenie. Jego krzyk dawno przestał wzbudzać we mnie lęk, a srogi wzrok, którym katował mnie od dziecka, już nie sprawiał, że przechodziły mnie dreszcze.
- Nie poznaję cię, synu - warknął, patrząc mi prosto w oczy.
- Ponieważ nigdy tak naprawdę mnie nie znałeś - odchyliłem się na krześle - Zawsze widziałeś mnie takiego, jakiego chciałeś, nie takiego, jakim jestem.
- Nie podoba mi się twój ton.
- Przecież mówię spokojnie - wzruszyłem ramionami - Póki co.
- Kończy mi się do ciebie cierpliwość, Rainer. Lepiej uważaj, nim wyprowadzisz mnie z równowagi.
- Skoro jestem taki nieznośny, to może zacznij zawracać dupę Waymarowi, a nie mnie - wstałem - Ty będziesz zadowolony, bo nie będziesz musiał się ze mną użerać, a ja będę się cieszył spokojem, bez twoich wrzasków i wykładów.
- Jesteś bezczelny! Jak śmiesz się do mnie tak odnosić?!
- Czara goryczy się przelewa, ojcze - warknąłem, podchodząc do niego - Właśnie traktuję cię tak, jak ty mnie.
- Uspokój się, gówniarzu, bo mnie popamiętasz.
- Jakbyś nie zauważył, jestem dorosły. Chcę sam decydować o swoim życiu, lecz ty mi na to nie pozwalasz!
- Takiś dojrzały? A właśnie zachowujesz się, jak dzieciak. Tak nie postępuje następca tronu!
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę być królem?! Dobrowolnie, a nawet z przyjemnością oddam ten zaszczyt Waymarowi!
- Kpisz sobie z tradycji! Ośmieszasz me imię!
- Sam sobie z tym doskonale radzisz - prychnąłem.
Zapłaciłem za te słowa ciosem w twarz. Odrzuciło mi głowę w bok. Zupełnie nie poruszony faktem, że ojciec mnie spoliczkował, spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się bezczelnie.
- Tylko na tyle cię stać? - zaśmiałem się, widząc jego zdumioną minę.
Dzięki treningom z Warnerem lepiej znosiłem ból. Po za tym nie pierwszy raz dostałem od ojca. Byłem już do tego przyzwyczajony.
Z każdym kolejnym ciosem, król tracił mój szacunek, a sprawiał, że pogarda, którą do niego czułem, powoli się wzmacniała.
- Głupi łudziłem się, że coś z ciebie będzie. Jesteś porażką, Rainer. Wstyd mi za ciebie - ojciec wyprostował się dumnie -  Zejdź mi z oczu!
- Z wielką chęcią - odwróciłem się do drzwi.
Zatrzymałem się tuż przed wyjściem. Zerknąłem przez ramię, kiedy chwyciłem za klamkę.
- Więcej mnie nie zobaczysz.
Wyszedłem z komnaty i wykorzystując całą swoją siłę, trzasnąłem drzwiami.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz