96.

592 83 25
                                    

- Jesteśmy na miejscu - mruknął Nergal, zatrzymując swojego ogiera - Zdajesz sobie sprawę, że Randal wpadnie w szał, kiedy się obudzi?
- I co z tego? - prychnęła Vivian, zeskakując na ziemię - Muszę wykonać zadanie. A Randy'ego jakoś udobrucham.
Likwidator wlepił spojrzenie w drewnianą chatę, która na pierwszy rzut oka wyglądała na opuszczoną.
Gruba warstwa śniegu zaległa na dachu i już tylko czekała, aby osunąć się na ziemię, a z krawędzi zwisały niemożliwie długie sople.
W żadnym z okien nie paliło się światło.
- Pamiętaj o tym, co ci mówiłem. Jeśli cię zobaczy, to jak najszybciej wydostań się z domu i biegnij przed siebie. Nie próbuj z nim walczyć, bo nie masz szans w bezpośrednim starciu. Mało kto ma dość krzepy, by się z nim mierzyć. Jeśli cię dorwie, to...
- Tak, wiem... Będzie ze mną marnie - przewróciła oczami - Gadałeś o nim cały dzień.
- Nie powinnaś tam iść.
- Teraz ty zaczynasz?
- Sama przyznaj, że to głupota z twojej strony. Gołym okiem widać, że nie masz dość odwagi, by kogoś pozbawić życia.
- Przestań. Randy już dość mi o tym truł.
- I ma rację. Powinnaś go posłuchać. Masz jeszcze szansę się wycofać.
- Nie mam zamiaru - dumnie uniosła głowę - Sam mówiłeś, że twoi ludzie mogą zacząć się buntować.
- Jakoś ich okiełznam.
- Nie. Powiedziałam, że Likwidatorzy dostaną łeb Berno, więc tak będzie.
- Cóż... To pozostaje mi tylko życzyć ci szczęścia.
Vi skinęła głową i ruszyła w stronę dość stromego spadku. Ostrożnie zeszła po zboczu, omal się przy tym nie przewracając w głęboki śnieg.
Jej pewność siebie wyparowała, gdy stanęła na wysokości chaty kata. Zadarła głowę, by jeszcze spojrzeć na Nergala, który się jej przyglądał. Po chwili zawrócił ogiera i zniknął jej z pola widzenia.
Zaczęła drżeć, pomimo ciepłego futra. Tym razem nie chłód jej dokuczał, a powoli narastający strach. Westchnęła ciężko, biorąc się w garść. Była tu na własne życzenie i już nie mogła się wycofać. Ruszyła w stronę domu. Próbowała nie patrzeć na zamarznięte na kość, pokryte śniegiem ciała, nadziane na ostre włócznie. Odruchowo odskoczyła w bok, gdy znalazła się niebezpiecznie blisko zwłok jakiegoś mężczyzny. Spojrzała ze wstrętem na puste oczodoły i szeroko otwarte usta. Mogła nawet dostrzec fragment drzewca, na który był nadziany.
Vi omal nie wrzasnęła, gdy cofając się, uderzyła plecami o kolejne ciało.
Kiedy się obróciła dostrzegła kobietę. Na jej twarzy malowało się przerażenie, a szeroko otwarte, zamglone oczy patrzyły prosto w Vivian. Jej ubrania były porozciągane i całe we krwi.
Vi zacisnęła powieki i odetchnęła głęboko kilka razy.
Skupiła się na budynku. Nie patrzyła już na zamordowanych nieszczęśników, tkwiących na włóczniach, bądź wiszących na grubych sznurach, na drzewach rosnących dookoła chaty.
Przebrnęła przez śnieg i podkradła się do ściany. Zrzuciła z siebie ciężkie futro, po czym podskoczyła do parapetu i wdrapała się na niego. Chwyciła sztylet i wsunęła go między okiennice. Cichutko podważyła zamek, otwierając tym okno. Bezszelestnie wkradła się do środka i przymknęła okiennice, aby nie było przeciągu.
Skrzywiła się, gdy do jej nozdrzy dotarł metaliczny zapach krwi.
Zmierzyła wzrokiem ciemny pokój. Podeszła do jednego ze stołów, ustawionych w pomieszczeniu. Wzdrygnęła się, dostrzegając zakrwawione narzędzia do tortur.
Odsunęła się nieco, aż wpadła na drugi ze stołów.
Skrzywiła się potwornie, czując na dłoni coś mokrego. Z obrzydzeniem wytarła rękę w swoje czarne spodnie, próbując sobie wmówić, że to, czego dotknęła nie jest posoką jednej z ofiar Berno.
Przeszły ją ciarki, gdy zauważyła naczynie, w którym leżały odrąbane palce.
W końcu opuściła pokój, bojąc się, co jeszcze napotka jej wzrok. Ruszyła wąskim korytarzem, między kolejnymi pomieszczeniami.
Wszędzie było ciemno.
Vi przez chwilę miała nadzieję, że nikogo nie ma w domu, lecz głośne chrapanie sprowadziło ją na ziemię.
Niepewnie uchyliła drzwi, zza których wydobywał się dźwięk. Ostrożnie zajrzała do pokoiku. Dostrzegła mężczyznę, śpiącego na małej pryczy. Na palcach weszła do pomieszczenia, uważnie obserwując kata. Cichutko dobyła noża.
Zamarła w bezruchu i wstrzymała oddech, gdy jej stopa uderzyła o jedną ze szklanych butelek porozrzucanych po podłodze. Berno przekręcił się na drugi bok, pokazując Vi wytatuowane plecy.
Dziewczyna omal nie padła. Serce zaczęło jej tłuc niemożliwe szybko. Zbliżyła się do pryczy i uniosła rękę, dzierżącą sztylet. Zmierzyła mężczyznę spojrzeniem pełnym pogardy. Wyczuła od niego mocną woń alkoholu.
Dłoń jej potwornie drżała. Nie mogła się zmusić, by zadać cios. Choć człowiek, który najspokojniej w świecie spał, miał na sumieniu wiele istnień. Warknęła wściekła na siebie, opuszczając broń. Była za słaba...
Podskoczyła zaskoczona, gdy usłyszała jakiś łomot. Odruchowo uskoczyła pod skapaną w cieniu ścianę. Na szczęście kat nawet nie drgnął.
Vi cichutko wymknęła się z sypialni Berno i ruszyła w stronę, z której dobiegł hałas.
Stanęła przed stalowymi drzwiami i niepewnie zajrzała do pomieszczenia przez małe wycięcie w stali.
Dostrzegła mężczyznę, który miał około trzydziestu lat. Mamrocząc coś pod nosem, chodził w tę i z powrotem. Miał na sobie jedynie bure, dodarte spodnie, splamione krwią. Jego tors był oszpecony przez liczne, głębokie rany, zadane nożem. W niektórych miejscach, zwłaszcza na ramionach i brzuchu miał też ślady po przypalaniu. Twarz nosiła liczne ślady po pobiciu. Warga była pęknięta, a jedno z oczu ogarnął wielki siniak. Nos mocno spuchł. Połowę jego twarzy, jak tors, znaczyły ślady po ostrym narzędziu.
Vivian przygryzła wargę, gdy odwrócił się do niej tyłem i pokazał symbol w kształcie czaszki, na jego krzyżu.
Po krótkim namyśle, zagwizdała cicho, zwracając na siebie jego uwagę.
Natychmiast obrócił się w jej stronę i coś do niej warknął.
- Nie rozumiem cię - mruknęła.
- Czego chcesz? - prychnął - Przyszłaś podziwiać dzieło swojego nauczyciela?
- Co? Nie. Przyszłam zabić Berno. Nie jestem jego uczennicą.
- Marny z ciebie zabójca - Likwidator skrzyżował ręce na piersi - Nadal słyszę chrapanie tego skurwiela.
- Bo... Ja... Nie mogłam... Nie umiałam... - pokręciła głową - Pomożesz mi? Uwolnię cię, a ty skrócisz kata o głowę. Zgoda?
- Co jeśli odmówię?
- Dalej będziesz tu siedział. Więc? Jaka decyzja?
Jeniec podszedł do drzwi. Uśmiechnął się upiornie, patrząc jej w oczy.
- Niech będzie. Z przyjemnością go zabiję.
- Cudownie. Gdzie trzyma klucze?
- Ma je przy sobie - zabójca uśmiechnął się okrutnie, widząc jej przerażoną minę - Nosi je przyczepione do paska. Nigdy się z nimi nie rozstaje.
Vivian złapała się za głowę.
- Czyżby panienka tchórzyła?
- Nie - prychnęła - Powiedziałam, że cię uwolnię, więc to zrobię.
Z ust Likwidatora wydobył się ponury pomruk, przypominający śmiech.
- Jesteś trupem, dziecino.
Vi zmarszczyła brwi. W końcu zawróciła do pokoju Berno. Tym razem uważnie patrzyła pod nogi, by znów nie kopnąć jakiejś butelki.
Zaczęła dygotać ze strachu, gdy stanęła tuż przy pryczy kata. Teraz mężczyzna leżał na plecach.
Vi powolutku zsunęła koc, odsłaniając pasek, otulający jego biodra. Przygryzła wargę, niepewnie rozpinając sprzączkę pasa, do którego były przyczepione klucze.
Omal nie wrzasnęła, gdy Berno chwycił ją za rękę. Odetchnęła z ulgą, widząc, że mężczyzna się nie obudził.
Wolną dłonią, ostrożnie zabrała pęk kluczy, słuchając cichego mamrotania przez sen.
Chciała się odsunąć, lecz Berno trzymał jej nadgarstek zbyt mocno.
Vivian przerażona próbowała się uwolnić, uważając, by nie obudzić kata.
Nagle mężczyzna puścił ją i gwałtownie przekręcił się na brzuch.
Dziewczyna odskoczyła od pryczy. Przyłożyła uwolnioną dłoń do serca, które wściekle obijało się o jej żebra. Z trudem uspokoiła oddech, po czym chwiejnym krokiem wyszła z sypialni.
W drodze do celi, zatrzymała się na chwilę. Omal nie pożegnała się z zawartością żołądka. Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze. Była tak blisko zguby...
Otarła rękawem spocone czoło. Wzięła kilka głębokich wdechów, by choć trochę się uspokoić.
W końcu wzięła się w garść i ruszyła do pokoju, w którym był uwięziony Likwidator.
- No, no - zabójca zagwizdał, dostrzegając ją - Byłem pewien, że stchórzysz.
- Nie dałabym ci tej satysfakcji - odparła, podrzucając w dłoni klucze.
- Może zabójczyni z ciebie marna, ale jednak odwagę w sobie masz - uśmiechnął się - No, wypuść mnie stąd.
Vivian zbliżyła się do drzwi i włożyła klucz do zamka.
- Uważaj! - Likwidator ryknął nagle.
Vi przerażona jego wrzaskiem, obróciła się. Serce zamarło jej na sekundę, gdy spojrzała na Berno.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz