42.

781 79 6
                                    

Ernan zmierzył wzrokiem piratów, którzy znudzeni siedzieli na pokładzie.
- Jak myślisz, kto powinien iść? - spytał Heresa.
- Napewno Bruno. Małolat skacze po linach najlepiej, spośród moich korsarzy - zastanowił się - Karan ma naprawdę silne ręce. Myślę, że da radę - wskazał na pirata, który znudzony obracał w palcach mały nóż - Cardain też jest zwinny. Wliczając nas dwóch, tylu wystarczy?
- Jeszcze dolicz Vi i Randala.
- Oni też idą? - Heres wytrzeszczył oczy - Dadzą radę?
- Vi od dziecka skacze po drzewach i wspina się na strome zbocza - uśmiechnął się - Sam ją tego uczyłem. Poradzi sobie.
- A Randy?
- Urodził się i wychował w Talwyn. Wspinaczka jest tam jedną z najważniejszych umiejętności, którą każdy chłopak musi posiadać.
Pomimo, że jego ojciec chce zrobić z niego budowniczego, Randal został nauczony wszystkiego co mogłoby mu pomóc przeżyć w lesie. Inaczej okryłby hańbą nie tylko siebie, ale też i całą swoją rodzinę.
- Serio? Hm... Interesujące podejście.
Niespodziewanie do Ernana podeszła Vivian.
- Mogę iść z wami? - spytała.
Morven spojrzał na nią. Otworzył usta, by odpowiedzieć, ale nie było mu to dane.
- Czekaj - Vi uniosła ręce - Nim się skrzywisz i mrukniesz "nie", posłuchaj. Jeśli pozwolisz mi pójść, to obiecuję, że będę robić wszystko co powiesz.
- Ale... - Heres spojrzał na Łotra.
Ernan uniósł rękę, dając znak, by nie kończył zdania. Uśmiechnął się nieco do córki.
- Mów dalej - zachęcił.
- Nie będę pyskować, a jak wrócimy do domu, to obiecuję, że nie pourywam łbów braciom, nawet jeśli rozwalili nasz pokój i... - rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie - Chwila... Czemu się uśmiechasz? Zawsze, kiedy próbuję cię do czegoś przekonać, patrzysz na mnie z politowaniem i kręcisz głową - zmarszczyła brwi - I tak byś mi pozwolił iść!
- Owszem - Ernan parsknął śmiechem, wiedząc jej minę - Wysłuchałem twoich obietnic i wiedz, że trzymam cię za słowo.
- Ale... - przytkało ją - Ej!
Łotr uspokoił się nieco.
- Szykuj się - rzekł po chwili - Bądź gotowa na to, że się zmoczysz.
- Jasne.
- I przekaż Randalowi, że on też z nami idzie.
Vi skinęła głową, po czym pobiegła do zejściówki i zniknęła pod pokładem.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Ernan zmierzył wzrokiem Bruna, Karana i Cardaina. Po chwili zerknął na Randala oraz Vivian, a w końcu spojrzał na Heresa. Wszyscy byli boso. Mężczyźni mieli na sobie jedynie spodnie, a Vivian pożyczyła od Zayi dość cienką koszulkę i spodnie sięgające nieco za kolana.
- Dasz radę? - spytał Morven, skupiając się na kapitanie.
- Spokojnie - Heres przeciągnął się, ignorując przy tym ból, jaki ogarnął jego żebra i bok.
- Randal? - Łotr zerknął na bruneta.
Chłopak skinął głową.
- Dobrze - Ernan zatarł ręce - Zatem ruszajmy.
- Głupcy - prychnął Andre - Nie potrzebnie robicie sobie nadzieję.
- Nadzieja matką głupich - Morven wskoczył na reling i spojrzał w spokojną wodę - Ale właśnie ona daje siłę do walki.
W końcu odbił się od drewna i runął głową w dół do wody. Po chwili wynurzył się i zaczął płynąć w stronę kamiennej ściany.
- Idiota - zasyczał oficer.
- Nie poznaję cię, Andre - mruknął Heres, mierząc go podejrzliwym wzrokiem - Co cię ugryzło?
- Po prostu nie chcę zginąć przez takiego popaprańca, jak Morven!
- To go nie prowokuj - mruknął Muzzir - Największa głupota, jaką możesz zrobić, to rozwścieczyć Likwidatora. Wściekły zabójca, to bezwzględny zabójca. Jeśli wyprowadzisz Ernana z równowagi, nawet ja ci nie pomogę. Miej się na baczności.
Kapitan spojrzał na swoich piratów, po czym wskazał głową w stronę burty.
Zbliżył się do relingu i wyskoczył, a za nim Karan, Bruno i Cardain.
- Napewno dasz radę? - Vivian wlepiła przepełnione troską spojrzenie w Randala.
Chłopak przesunął dłonią po ranie przecinającą jego pierś.
- Trochę piecze, ale wytrzymam - uśmiechnął się łagodnie do Vivian - Nie martw się.
- Obiecaj, że jeśli rana zacznie ci bardzo dokuczać, to odpuścisz.
- Obiecuję - Randy pokręcił głową, śmiejąc się przy tym cicho.
- Co cię tak bawi?
- Ty. To urocze, że tak się o mnie martwisz.
Vi zarumieniła się nieco. Po chwili przeskoczyła przez reling i runęła do wody.
Randy odczekał chwilę, aż odpłynie, po czym wyskoczył ze statku. Mimowolnie syknął z bólu, gdy się wynurzył. Rana potwornie go zapiekła, gdy zmoczyła ją słona woda.
Ignorując boleść, popłynął do stromej, kamiennej ściany.
Wepchnął dłonie w pęknięcia i wydostał się z wody. Nie spieszył się. Uważnie obserwował każde spękanie i nierówność, próbując ustalić trasę, która nie pozbawi go wszystkich sił.
- Uwaga! - krzyknęła Vivian.
Randy cudem uniknął uderzenia w głowę sporym kamieniem. Spojrzał na dziewczynę, która była nieco wyżej. Zatrzymała się.
Randal zrównał się z nią. Zmarszczył brwi dostrzegając głębokie zacięcie na jej dłoni, z którego wartkim strumieniem ciekła krew.
- To nic - uśmiechnęła się nieco.
- Powinnaś zejść. Z raną na dłoni nie dasz rady się wspinać.
- Nic mi nie będzie - odparła, opierając skaleczoną rękę na skale. Przygryzła wargę, by odwrócić swoją uwagę od bólu, jaki ogarnął jej dłoń.
Z każdą chwilą wspinaczka stawała się coraz trudniejsza. Wszystkim powoli brakowało sił. Ręce odmawiały posłuszeństwa. Ich oddechy stawały się chaotyczne i brakowało im tchu. Po czołach spływał pot. Starali się ignorować drobne zacięcia.
W końcu Ernan dotarł do płaskiego podłoża. Z trudem wstał. Zgiął się w pół i zaczął ciężko dyszeć. Szybko uspokoił oddech, po czym wyprostował się.
Po chwili dołączyli do niego pozostali.
- Wysoko - Heres zagwizdał, patrząc w stronę statku, po chwili zerknął na Ernana - Co teraz?
- Proponuję się rozdzielić - odparł Morven, skupiając się na kapitanie - Co ty na to?
Muzzir uniósł ręce.
- Twój plan, ty rozkazujesz.
- Serio? - Łotr zdziwił się.
Kapitan skinął głową.
Ernan zmierzył wzrokiem swoich towarzyszy.
- Randy, Cardain wy idziecie razem. Karan, ty weź ze sobą Bruna. A ty Heresie, pójdziesz z... - urwał, wbijając spojrzenie w dłoń córki.
Zbliżył się do Vivian i uważnie obejrzał zacięcie.
- Kiedy to się stało? - mruknął w końcu - Na początku wspinaczki, czy przed chwilą?
- Na początku.
- Zgłupiałaś? - zmarszczył brwi - Mogłaś się zabić!
- To tylko skaleczenie, tato...
- Nie chodzi o rysę na twojej ręce. Przez krew dłoń mogła ci się ześlizgnąć ze skał. Gdybyś spadła... Nie przeżyłabyś tego.
- Przepraszam... - spuściła wzrok - Nie pomyślałam o tym...
- Zatem zapamiętaj to na przyszłość - urwał kawałek nogawki swoich spodni i owinął materiałem dłoń Vi.
Kiedy prowizoryczny opatrunek był gotowy, Ernan zerknął na Heresa.
- Spotkamy się na statku.

***

Sorry, że tak długo mnie nie było. Rozdziały niestety nie będą się już tak często pojawiać. Postaram się nadrobić zaległości przez ten długi weekend, ale dalej nie spodziewajcie się kolejnych części częściej niż raz, no może dwa razy w tygodniu. Przepraszam, ale po prostu brakuje mi czasu i wena miewa kaprysy...
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.

Do nexta 👋

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz