114.

590 76 41
                                    

- Jesteś w końcu - Vivian uśmiechnęła się lekko, gdy Randy wpadł do kuchni. - Już zaczynałam się martwić. Za chwilę zajdzie słońce.
- Jak widzisz, nic mi nie jest. Joshua i Azura też mają się dobrze.

Vi przyglądała mu się, jak przeszukuje szafki. Wyglądał na spiętego i zmartwionego.

- Napijesz się wina? - Wyciągnął z szafki butelkę.
- Z chęcią.

Randy przeszukał kolejne schowki, aż odnalazł kieliszki.

- Jak poszło polowanie na truciciela? - zagadnęła Vivian, gdy Randal przysiadł obok niej i zabrał się za otwieranie butelki.

- Nie pokazał się - mruknął po chwili, gdy już zdołał wyciągnąć korek i nalał wina do naczyń.
- Powiedziałabym, że mnie to martwi, ale bym skłamała.
- Vi... Mówiłem ci już, że nie możemy go zlekceważyć.
- Jaka jest szansa, że go dorwiecie, nim on załatwi was?
- Każdy popełnia błędy, skarbie. W końcu i temu draniowi powinie się noga, a wtedy marnie z nim - Sięgnął po kielich i upił łyk napitku.

Skrzywił się potwornie, gdy przełknął napój.

- O kurwa - Zaczął kasłać, czując drapanie w gardle. - Co to jest?!

Vivian sięgnęła po swój kieliszek.

- Nie pij tego - Randy chwycił się za szyję.

Vi powąchała zawartość naczynia.

- Pachnie normalnie - Zdziwiła się.

Niespodziewanie do jadalni wpadł Levander. Zamarł w bezruchu, widząc butelkę wina i Randala, który cały czas kasłał.

- Levander! - Ammar ryknął wściekły, gdy Naznaczony zaczął się wycofywać - Co to jest, do cholery?!
- Sam chciałbym to wiedzieć - Wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym niewinnie.

Vi wstała i wyciągnęła z jednej z szafek kubek. Nalała do niego trochę wody i podała go Randalowi.
Brunet szybko je opróżnił, co przyniosło mu niewielką ulgę.

- Jakbym nic nie pił od tygodnia - jęknął, masując gardło.
- Jeśli to cię pocieszy, to nie było wino przygotowane dla was, tylko dla Joshuy - chłopak rzekł ostrożnie.

Ammar wbił w niego żądne mordu spojrzenie.

- Chcesz jeszcze pożyć? - Vi spokojnie zabrała kieliszki i wylała ich zawartość do wiadra stojącego pod ścianą. - Radzę uciekać.

Levander natychmiast zawrócił i rzucił się do ucieczki, a Randy zerwał się z miejsca i pognał za nim.

- Chodź tu! - ryknął Ammar. - Tak ci wpieprzę, że nie będziesz miał więcej takich durnych pomysłów!
- Odczep się! - wrzasnął Naznaczony - Na pomoc! Wściekły morderca mnie goni!
- Eh... - Vivian pokręciła głową. - Mężczyźni.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Vi siedziała na łóżku i znudzona rozszyfrowywała jeden z listów, który miał dotrzeć do Talwyn.
Oderwała wzrok od kartki, gdy drzwi sypialni skrzypnęły.

- I co? - rzuciła do Randala, składając papier - Dopadłeś go?
- Nie. Wróciłem do kuchni. Co chwila muszę się czegoś napić, bo inaczej nie jestem w stanie nawet przełknąć śliny - Opadł na łoże i wygodnie oparł głowę na kolanie Vi. - Jak dorwę Levandera, to mu nogi z dupy powyrywam.
- Moje biedactwo - Przeczesała dłonią jego włosy.
- Nie martw się. Już jest lepiej. Co nie zmienia faktu, że za ten numer Levander dostanie po łbie.
- Daruj mu. To tylko dzieciak. Po za tym mówił, że nie czaił się na nas, a na Joshuę.
- I co z tego? Ty też mogłaś wypić to świństwo. Kto wie? Może to by zadziałało na ciebie o wiele gorzej, niż na mnie? Możesz być pewna, że wtedy to bym mu łeb ukręcił.

Vivian pokręciła głową, wciąż muskając palcami jego kruczoczarne włosy.

- Randy? - zagadnęła po chwili i uśmiechnęła się przy tym delikatnie.
- Hm? - Nieco odchylił głowę, by na nią spojrzeć. - Co wymyśliłaś?
- Skąd wiesz, że coś wykombinowałam?
- Podejrzanie się uśmiechasz. Mam się bać?
- Bardzo zabawne - Przewróciła oczami. - Możesz być spokojny.
- Mhm. Więc? Co tym razem wpadło ci do głowy?
- Zastanawiam się nad tatuażem. Pomyślałam, że to mogłoby ukryć choć jedną z tych paskudnych blizn.
- Serio? - Uniósł brew. - Chcesz tatuaż?
- Czemu nie?
- Zdajesz sobie sprawę, że to cholernie boli?
- Wiem, wiem - Machnęła ręką. - Co o tym sądzisz?
- Jeśli jesteś pewna swojej decyzji. - Wzruszył ramionami. - W końcu to twoje ciało. Tylko co byś chciała sobie wytatuować?
- Myślałam o jakimś motywie roślinnym.

Nagle zabrzmiało pukanie.
Randy poderwał się do siadu, gdy w drzwiach stanął Nathaniel - opiekun kryjówki.

- Mogę wam zająć chwilę? - spytał.
- Tak - rzekli zgodnie.
- Jedna z moich podopiecznych - Meria - zniknęła. Rano poprosiła mnie, bym dał jej wolny dzień, bo miała jakąś ważną sprawę do załatwienia. Miała wrócić przed zachodem słońca, lecz... Nie zjawiła się...
- Myślisz, że padła ofiarą truciciela? - spytał Randal.
- Być może... - Opiekun podrapał się po karku. - Ale Meria jest cwana. Sądzę, że jeśli ją zaatakował, to bez problemu mu umknęła - Odchrząknął. - Kiedy wybierzecie się do miasta, to byłbym wdzięczny, gdybyście przy okazji się za nią rozglądali. Mogę na was liczyć?
- Oczywiście - Vivian skinęła głową.
- Dziękuję.
- No pięknie - mruknął Randy, gdy Nathaniel opuścił pokój - Tylko tego brakowało.
- Myślisz, że jeszcze żyje?
- Mam taką nadzieję. Ostatnie czego nam trzeba to kolejny trup. Z samego rana zacznę jej szukać.
- Pójdę z tobą. Mam nadzieję, że uda nam się ją odnaleźć. Całą i zdrową.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz