25.

850 91 25
                                    

Jak zarządził Heres, wszyscy wrócili na Regem Maris.
Korzystając z ciepłego wieczoru, cała załoga zebrała się na pokładzie. Niektórzy zajęli się grą w karty, inni po prostu rozmawiali.
- Alakar! - oburzył się Bruno - Przestań oszukiwać!
Pirat, którego wiek przekroczył już sześćdziesiątkę, wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
- Oszukiwać? Ja? - uniósł ręce w obronnym geście - Jak możesz mnie oskarżać?
Gracze parsknęli śmiechem.
- A to co jest? - mruknął młodzieniec, wskazując na asa, wystającego z rękawa Alakara.
- Talizman - pirat wsunął kartę do koszuli i uśmiechnął się niewinnie.
- I akurat musi być to as?
- Bruno, ty mi tu nie podskakuj, boś jeszcze gnojek, który nawet nie zaznał kobiecego ciepła - zarechotał korsarz - Pewnie nawet nie wiesz, jak zagadnąć do pięknej niewiasty.
- Takiś doświadczony? - jego brat bliźniak parsknął śmiechem - To opowiedz o swoich miłosnych podbojach w Fearghas.
- A żebyś wiedział, że opowiem, Ivanie - mruknął, rzucając karty na ziemię - Przynajmniej będzie wiedział jakich panien unikać - odchrząknął - A więc było to jakieś... Hm... Trzydzieści?  Czterdzieści lat temu? Ivan... Podpowiedz mi...
- Czterdzieści pięć. Mieliśmy wtedy po dwadzieścia jeden lat.  
- No właśnie. Wraz z moim kochanym braciszkiem nie paraliśmy się jeszcze piractwem - wstał, wyprostował się i dumnie uniósł głowę - Byliśmy wzorowymi obywatelami. Dumnymi żeglarzami, służącymi niegdyś królowi Kentigernowi. Były to cudowne czasy, gdy Zdobywcy jeszcze siedzieli w ukryciu, niczym szczury w norach...
- Przejdź w końcu do rzeczy - jęknął Ivan.
- Cicho! Teraz ja mówię! - podrapał się po brodzie - Na czym skończyłem?
- Ach... Ręce opadają. Pływaliśmy na kupieckich statkach Kentigerna.
- No i pewnego dnia mieliśmy płynąć do Fearghas. Wyobrażacie sobie? Musieliśmy dostarczyć górę złota w zamian za jakieś głupie leki - machnął ręką - Kiedy wszelkie sprawy zostały załatwione, pozwolono nam wyjść do miasta. W końcu mogliśmy schlać się do nieprzytomności i znaleźć jakieś piękne niewiasty, by...
- Alakar! - przerwał mu Ivan - Nie przy kobietach! Wstydu nie masz?!
Vivian i Zaya zachichotały, widząc, jak Alakar się rumieni.
- Darujcie moje panie... - odchrząknął - A więc wybraliśmy się do miasta. Szliśmy z Ivanem ciemnymi uliczkami, licząc, że trafimy na jakiś przyjemny bar. Nagle zobaczyłem... Ją... - westchnął, łapiąc się za serce - Cudowne dziewczę, samotnie pokonujące skąpane w mroku ulice. Los chciał, że weszła do baru, do którego właśnie mieliśmy zajrzeć. Dostrzegłem ją przy ladzie. Te włosy o barwie mahoniu, splecione w warkocza, sięgającego jej do pasa. Te szerokie biodra i zgrabne nogi.  Czarne, dopasowane ubrania, doskonale podkreślały jej kształty. Ach! Cudo! - oparł się o jedną z armat - Podszedłem do niej i rzuciłem: "hej, maleńka". Spojrzała się na mnie. Gdybyście widzieli, te jej duże, cudowne oczęta, niebieskie, niczym ocean i pełne, czerwone usta. Co prawda miała jedną, maleńką skazę na policzku, w postaci bladej blizny, ale za to miała inny atut - zaśmiał się, kładąc ręce na piersi - Chyba wiecie o co mi chodzi, chłopaki.
- Alakar... - Ivan pokręcił głową, zażenowany.
Pozostali słuchacze zaczęli się śmiać, widząc figlarny uśmieszek na ustach opowiadającego kompana.
- Tak więc, spojrzała się na mnie...
- Nie zapomnij dodać, że jak na idiotę.
- Stul dziób, Ivan! - odchrząknął - Powiedziałem jej, że jeśli opłakuje kogoś bliskiego, to z chęcią ją pocieszę. Nie zrozumiała o co mi chodzi, więc spytałem ją, czemu taka śliczna panienka ubrała się całkowicie na czarno. Zasugerowałem, że o wiele ponętnej by wyglądała w jakimś żywym kolorze, jak na przykład krwista czerwień, czy mocny róż...
- A ona na to: "widziałeś kiedyś kata ubranego na różowo?" - dokończył Ivan.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Wyobraźcie sobie jego minę - pirat otarł łzy, wskazując na brata - Bezcenna.
- Co zrobiłeś? - ktoś spytał.
- Hm... No... - Alakar podrapał się po karku - Ja...
- Zwiał tak szybko, że aż się za nim kurzyło! - Ivan odetchnął głęboko.
- Co było dalej? - rzekł jeden z piratów.
- Może już dość opowieści?
- Nie! - wszyscy zawołali - Opowiadaj!
- Eh... No dobra. A więc wyszliśmy z baru...
- Ja wyszedłem, ty wybiegłeś.
- Szczegół - machnął ręką - Udaliśmy się do kolejnej spelunki. Weszliśmy do baru, zamówiliśmy po piwie i zaczęliśmy śpiewać wraz z innymi klientami...
- Ja nie śpiewałem - wtrącił Ivan - On wył, jak pies wraz bandą zaprawionych już żeglarzy i jakiś podejrzanych typów.
- Przestań mi się wcinać! No... Zabawa trwała w najlepsze. W końcu trochę chwiejnym krokiem podszedłem do lady, by zamówić kolejne piwo. W oczy rzuciła mi się siedząca na wysokim krześle kobitka. Również w czerni. Naprawdę nie rozumiem, co panny mają do tego koloru! - zaczął zabawnie machać rękami, co wywołało ciche śmiechy - Miała kaptur, spod którego wystawały kasztanowe loki. Wyglądała na przygnębioną. Obracała puste naczynie w drobnych dłoniach. Podszedłem do niej i spytałem, czy zamówić jej coś do picia. Liczyłem, że tym razem szczęście mi dopisze. Nieco uniosła głowę i zerknęła w moją stronę. Dostrzegłem świeżą ranę na jej ustach. Jeszcze sączyła się z niej krew. Dziewczyna kazała mi odejść, po czym znów skupiła się na naczyniu w jej niespotykanie zadbanych rączkach. Po chwili dostrzegłem czerwony materiał, leżący na jej nodze. Pozwoliłem sobie złapać tą taśmę i spytać dlaczego ją nosi. Wtedy warknęła, że mam się od niej odwalić. Jednak nie posłuchałem. Przysunąłem się do niej i objąłem ją ramieniem. Zacisnęła pięści, ale nic nie zrobiła, więc wtedy chwyciłem jej kaptur. Jakbym obudził drzemiącego w niej demona, zerwała się z miejsca. Jedną ręką chwyciła mnie za gardło, a drugą z nożem przysunęła do mojego krocza. Nawet nie wiem skąd wzięła ten sztylet! To była sekunda!Spojrzałem wtedy w jej piwne, pełne gniewu i rządzy mordu oczy. Przyjrzałem się jej twarzy. Była młodziutka. Wyglądała na jakieś trzy, może dwa lata młodszą ode mnie...
- Wtedy do akcji wkroczyłem ja - wtrącił Ivan - Podszedłem do tej panienki i niepewnie dotknąłem jej ramienia. Gdy skupiła się na mnie, przeprosiłem ją za mojego braciszka, tłumacząc, że po alkoholu mu odbija.
- Nie wiele to dało - kontynuował Alakar - Przesunęła dłoń, którą trzymała mnie za gardło, na moją szczękę, a sztylet przyłożyła mi do szyi. Była gotowa mnie zabić. Od tak!
- Kiedy chciałem ją odepchnąć, jakby czytając mi w myślach, puściła szczękę Alakara i dobyła miecza. Byłem zmuszony się cofnąć.
- Nagle podbiegł do nas jakiś facet. Ubrany w identyczne ciuchy, jak ona, również z czerwoną taśmą na biodrach, tylko inaczej zawiązaną. Na oko był w naszym wieku.
- Wrzasnął na nią.
- Pamiętasz jakiego imienia użył?
- Jakiegoś na "m".
- Megara?
- Nie... Mia?
- Nie. Maura?
- Nie. Czekaj... Zaraz sobie przypomnę.
- Milen? Melisa? Mona?
- Alakar! Daj mi pomyśleć! Wiem - Ivan pstryknął - Moira.
- No tak! Moira. Ukatrupiła by nas, gdyby nie tamten koleś. Ale się na nią darł...
- W końcu panienka warknęła wściekła i schowała broń. Klnąc głośno, wyszła z mężczyzną przed bar.
- Zaczęli się kłócić. Ich awanturę słyszało chyba pół Murdoch.
- Oczywiście byliśmy ciekawi, jak to się skończy, więc jak większość klientów, wyjrzeliśmy przez okno.
- Przez chwilę nic się nie działo, aż...
- Facet wziął zamach i strzelił ją w twarz.
- Upadła.
- Ale szybko wstała i zaczęła się cofać.
- Facet ruszył w jej stronę. Nie bardzo wiedzieliśmy, co zamierza.
- Z jednej strony wyglądał, jakby chciał jej jeszcze raz przyłożyć.
- Ale przestał się drzeć i... Jak on to ujął?
- "Przepraszam, kochanie, ale mnie sprowokowałaś".
- Wtedy dziewczyna zrobiła coś, czego nie zapomnę. Przestała się cofać, pozwalając, by do niej podszedł, po czym... Przytuliła go!
- Kiedy odeszli, stwierdziliśmy, że mamy dość wrażeń, jak na jedną noc i wróciliśmy na statek.
- Wtedy nie mieliśmy pojęcia, kim byli ci awanturnicy.
- Teraz już wiemy, że to byli Likwidatorzy.
- Ale miałem wyczucie... Najpierw próbowałem uwieść kata, a później sprowokowałem Likwidatorkę.
- Nie masz nosa do kobiet - ktoś się zaśmiał.
- Ależ ma - Ivan uśmiechnął się - Doskonale wyczuwa morderczynie.
- Ej. Wcale nie. A pamiętasz tą z Ionhar? Taką blondynkę, o czarnych oczach?
- Tą co próbowała cię okraść?
- Tak.
- Przecież o mały włos, a poderżnęłaby ci gardło!
- Racja... Hm... A ta z tego portu... Jak mu tam? Noridam?
- Trucicielka.
- E... A ta... Nie... Była najemnikiem. Kurde... O wiem! A nie... To była wdowa.
- Wdowa? - Bruno zmarszczył brwi - Przecież to oznacza, że pochowała męża, a nie, że jest morderczynią.
-  A jak myślisz, chłopcze, czemu jej mąż trafił do piachu? - Alakar uniósł brew - Zadźgała go, gdy spał!
Słuchacze zaczęli się śmiać, widząc zaskoczoną minę Bruna.
W końcu Heres wstał.
- Dobra! - zawołał - Koniec tych opowieści! Jutro wypływamy, więc trzeba się wyspać.
Wszyscy niechętnie podnieśli się z miejsc i ruszyli pod pokład do kubryku. Wszyscy oprócz Ernana. On nadal siedział oparty o maszt i zamyślony wpatrywał się w stojącą tuż przed nim lampę.
- Ej - Heres złapał go za ramię - W porządku?
Morven wyrwany z rozmyślań, spojrzał na kapitana, po czym wstał.
- Tak. Czemu pytasz?
- Jesteś jakiś nieobecny.
- Po prostu jestem padnięty. Pójdę się położyć. Dobranoc.
- Cześć - odparł Heres, zerkając pytająco na żonę.
Zaya pokręciła głową i wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że nie ma pojęcia, co się działo z Ernanem.
Łotr powoli zszedł po zejściówce i udał się do kubryku. Wskoczył na jedną z koi i westchnął ciężko, zamykając oczy.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz