80.

640 96 10
                                    

Vivian jęknęła cicho, czując, że każda część ciała bolała ją przez niewygodne posłanie. Nie była wybredna, lecz spanie na niemal gołych skałach było już ponad jej siły.
Uniosła się nieco na łokciach i spojrzała na Randala, który niemal na niej leżał.
W końcu wyślizgnęła się spod niego i usiadła.
Ammar mruknął niezadowolony, kładąc głowę na twardej ziemi.
- Już roznosi cię energia? - ziewnął.
- Wszystko mnie boli - przeciągnęła się - Chyba przejdę się po okolicy, by trochę się rozruszać.
- Wracaj, moja poduszko - jęknął.
- Ej! - krzyknęła, gdy chwycił ją i pociągnął z powrotem na koc.
- Nigdzie nie idziesz - zamknął ją w uścisku swoich silnych ramion.
- A to niby czemu?
- Znając ciebie zaraz wpakujesz się w kłopoty - wtulił głowę w jej plecy - Nie chce mi się wstawać, więc leż grzecznie.
- Nie jestem dzieckiem - mruknęła.
- Ale jesteś młodsza - zaśmiał się.
- Tylko dwa lata!
- Ale jednak, więc bądź dobrym maleństwem i daj mi jeszcze chwilę pospać.
- Dupek - szturchnęła go łokciem - Puszczaj!
- Nie.
Vi znów chciała mu umknąć.
- Randy! - wrzasnęła, gdy bez wysiłku przerzucił ją na drugą stronę, posłania, odsuwając ją tym od wyjścia z jamy.
- Jesteś okropny - uszczypnęła go w rękę.
- I tak mnie kochasz - odparł, zupełnie ignorując skubnięcie.
- Uważaj, bo zmienię zdanie.
- Mhm - zamruczał.
Zaczęła się wiercić, próbując się oswobodzić z uścisku Randala.
Zapiszczała, gdy jedną ręką zaczął ją łaskotać, zaś drugą skutecznie ją unieruchomił.
- Randy! - mimowolnie się śmiała - Przestań!
- A będziesz grzecznie leżeć, a nie wędrować czort wie gdzie?
- Nie!
Wierzgała, próbując się mu się wyrwać.
Nagle Randal przerwał łaskotki i jęknął cicho, łapiąc się za krocze.
- Czyżbym cię kopnęła?
- Mhm... Masz cela.
- Ups - uśmiechnęła się uroczo - To nie było zamierzone. I nie ma w tym mojej winy! Mówiłam, żebyś mnie puścił. Sam się o to prosiłeś.
- Nigdy więcej łaskotek - z trudem usiadł.
Po chwili Vivian również się podniosła.
- Ale się nie gniewasz? - spytała - Przepraszam. Nie zrobiłam tego specjalnie.
- Przecież wiem - odetchnął głęboko - Muszę przyznać, że potrafisz dać porządnego kopa.
- No, przynajmniej już nie będziesz ze mną zadzierał - zachichotała.
Zamyśliła się na chwilę.
- Ciekawe, czy Stentor ma dla nas jakieś informacje o Tonto - w końcu przerwała milczenie.
- Możemy pójść i zapytać - wzruszył ramionami.
- Nie przeraził cię?
- Stentor? - Randy parsknął śmiechem - Ależ skąd.
W końcu wstali i opuścili kryjówkę.
Niemal od razu dostrzegli Kadaja,  Awida i kilku innych młodzieńców.
- Ej, Randal - zagadnął Kadaj - Wybierasz się z nami na polowanie?
- Polowanie? - Ammar uniósł brew - Na co chcecie polować na środku pustyni?
- Niedaleko jest oaza - odparł Awid.
- Nie kłap dziobem, bo szwy naruszysz - mruknął jego brat, po czym znów skupił się na Randym - Co rusz się napatoczą się dzikie wielbłądy i oryksy. To co? Idziesz z nami?
Ammar zerknął na Vivian.
- Dasz sobie sama radę ze Stentorem?
- Bez obaw - Vi uśmiechnęła się nieco, przypominając sobie, jak ostatnio skończyła się ich rozmowa - Poradzę sobie.
Randy skinął głową.
Kadaj rzucił Ammarowi łuk.
- Powodzenia - rzekła Vivian, ruszając w stronę namiotu Stentora.
Powoli zbliżyła się do największego szałasu w obozie. Zawahała się, lecz w końcu wzięła głęboki wdech i wyprostowała się dumnie. Weszła do środka i wlepiła spojrzenie w Likwidatora, który w spokoju spożywał śniadanie. Odetchnęła z ulgą, dostrzegając, że nie ma z nim Muary.
- A, panienka Vivian - mruknął, po czym sięgnął po kielich i upił łyp napitku - Co cię sprowadza?
- Przyszłam porozmawiać o Tonto. Co powinniśmy o nim wiedzieć, nim złożymy mu wizytę? Na początek, po czym poznamy jego posiadłość?
- To nie będzie dla was problemem - odparł - Pałac jest ogromny i zdobią go flagi z herbem rodziny Larkina. Ale nie możecie tam od tak wpaść i go zabić. Z dnia możesz się tam wkraść, udając służbę.
- A w nocy?
- Nie radzę. Po zmroku mają wartę wyjątkowe dranie. Są młodzi, silni, szybcy i niemożliwie cisi. Jesteś w stanie ich zobaczyć tylko w jednej chwili - urwał i uśmiechnął się upiornie - Gdy zadają cios.
- Więc... Jak mamy się pozbyć Refta? W ciągu dnia, w pałacu będzie pełno służby.
- Musicie upozorować wypadek - Stentor przerwał posiłek, po czym wstał z miejsca, podszedł do dużego kosza i otworzył go.
Po chwili z pojemnika wypełzł grzechotnik i owinął się wokół ręki mężczyzny.
- Nikt nie będzie szukał winowajcy, gdy sprawcą śmierci będzie stworzenie pustyni - mruknął, głaszcząc gada po głowie - Skorpiony i węże dość rzadko wkradają się do ludzkich siedlisk, lecz takie rzeczy się zdarzają - wyciągnął rękę z grzechotnikiem w stronę Vivian - Nie możesz okazać strachu, inaczej cię ukąsi.
Dziewczyna bez zawahania podeszła do niego i musnęła palcami łuski gada. Pozwoliła, by stworzenie owinęło się wokół jej ręki.
- Dziwne z ciebie dziewczę - mruknął Stentor - Naprawdę niewielu ma odwagę wziąć grzechotnika na ręce, bez mrugnięcia okiem.
- Kiedy byłam mała, tata uczył mnie łapać węże. Zarówno te niegroźne, jak i jadowite. Te stworzenia nie napawają mnie lękiem.
- Dobrze. Zatem masz już narzędzie.
- Jak mam go przemycić do pałacu?
- W rękawie.
- Nie ukąsi mnie?
- Nie. Póki go nie wezwiesz, nawet nie drgnie. Wystarczy, że go wymacasz i wolnym ruchem przesuniesz palcami od jego głowy, do czubka ogona. Wtedy wypełznie z rękawa i zaatakuje pierwszą osobę, którą dostrzeże, więc strzeż się.
 - Skąd pewność, że nie zawiedzie?
- Widać, że nigdy nie miałaś styczności z Likwidatorami z pustyni - Stentor pokręcił głową - Trzeba wykorzystać to, co daje otoczenie. Narzędziem może stać się wszytko, a w tym przypadku nawet zwykły wąż. Wytresowany, staje się bardzo skuteczną bronią.
- Hm. A co z Tonto? Na co powinnam zwrócić szczególną uwagę?
- Nie daj się zwieść jego niewinnemu wyglądowi. Choć wydaje się być niegroźnym starcem, to bezwzględny morderca, w którym wciąż drzemie wiele sił. Nie pozwól, by wyczuł, że coś knujesz. Reft jest bardzo nieufny. Lepiej nie wchodź mu w drogę. Inaczej szybko się zorientuje, że nie jesteś jedną z jego sług.
- Będziemy uważać.
- My? - spojrzał na nią zdumiony - Twój chłoptaś z tobą nie idzie.
- Co?
- Do pałacu mają wstęp tylko kobiety. Mężczyźni pracują na zewnątrz.
- Ale... - ugryzła się w język - Dobra, nie ważne.
- Idź do Muary. Da ci jakąś kreację.
Vivian wbiła spojrzenie w grzechotnika owiniętego wokół jej ręki. Miała wielką ochotę nasłać tego jadowitego gada na kobietę, która ośmieliła się flirtować z Randalem.
W końcu na Stentora, który uśmiechał się specyficznie.
- Jeszcze jakieś rady? - mruknęła.
- Tylko jedna. Nie daj się przyłapać, bo marnie z tobą.

***

Z okazji ponad 200 obserwujących i wielu wyświetleń oraz głosów, zrobię mały maraton :)

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz