50.

761 84 22
                                    

- Tu mieszka ten sukinsyn - mruknął Przeklęty o imieniu Shinai, wskazując na duży dom - Kiedy skończysz robotę idź do katakumb Aedis. Wiesz, gdzie to jest?
- Tak.
- Dobrze. Zatem powodzenia.
- Czekaj - Ernan chwycił go za ramię - Czemu mam iść do katakumb?
- Tam śpimy. Przynajmniej jest sucho. No i kto normalny szukałby bandy chuliganów w podziemiach kościoła?
Morven skinął głową, puszczając Przeklętego.
Zmierzył wzrokiem wysokie, żelazne ogrodzenie, następnie spojrzał na budynek. W tylko jednym oknie, na parterze, paliło się światło.
Zmarszczył brwi, nie dostrzegając żadnej ochrony.
W końcu wziął rozbieg i przeskoczył na kolejny dach. Nie zwalniając, zbliżył się do krawędzi budynku i skoczył.
Omal nie zahaczył o ostre ogrodzenie. Zrobił szybki przewrót, gdy jego stopy zetknęły się z podłożem i wyprostował się.
Zbliżył się do uchylonego okna, w którym paliło się światło.
Zdziwił się dostrzegając gromadę uzbrojonych Zdobywców, leżących na podłodze, bądź kuchennych meblach. Bezszelestnie wślizgnął się do pomieszczenia i zmierzył wzrokiem półprzytomnych strażników. Wszyscy spokojnie leżeli i gapili się w sufit. Niektórzy uśmiechali się głupkowato. Wszędzie leżały puste butelki i szklanki.
Ernan zatrzymał się przy jednym z mężczyzn. Jego skóra i wargi były podejrzanie blade. Nie oddychał.
Likwidator przykucnął i podniósł leżące przy strażniku naczynie i powąchał resztkę jego zawartości.
- Idioci... - mruknął, prostując się.
Strażnicy uraczyli się nalewką z opium. Nic dziwnego, że byli tacy rozluźnieni.
Morven już miał wyjść z kuchni, gdy na stole dostrzegł butelkę, w której zostało jeszcze trochę narkotyku.
Chwycił naczynie i ruszył na poszukiwania swojej ofiary.
Dokładnie sprawdził każdy pokój, aż w końcu wdrapał się na piętro. Zajrzał do kilku pomieszczeń. W jednym z nich dostrzegł śpiącą sylwetkę.
Cicho wszedł do sypialni. Odstawił butelkę z opium na biurko stojące pod ścianą, po czym bezszelestnie podkradł się do łoża, w którym drzemał jego cel.
Murakari wzdrygnął się, gdy Morven wyrwał go ze snu, chwytając jego szyję. Nim zdążył cokolwiek zrobić Likwidator wyciągnął sztylet.
Zdobywca wrzasnął na całe gardło, gdy Łotr bezlitośnie wyłupił mu jedno oko.
- Straże! - ryknął Ergo, przykładając dłoń do pustego oczodołu.
Zdrowym okiem zaczął się rozglądać po swojej sypialni, skąpanej w mroku. Słyszał kroki zabójcy, lecz nie mógł go dostrzec.
- Straże! - znów krzyknął, gdy zauważył cień snujący się przy drugim końcu pokoju.
- Śmiało, krzycz, błagaj o pomoc - Morven wygodnie przysiadł na biurku - Twoi strażnicy ci nie pomogą - wskazał na butelkę stojącą tuż przy nim - Trochę za dużo wypili. Może też się skusisz? Opium doskonale uśmierza ból.
Murakari wlepił w niego nienawistne spojrzenie.
- Chodź, chodź - Łotr wyciągnął korek z butelki - To ci pomoże.
Zdobywca z trudem wstał. Chwiejnym krokiem, ruszył w stronę Ernana, który cierpliwie czekał.
Po chwili upadł. Przygryzł wargę, skupiając się na butelce. Zaczął się czołgać, chcąc upić choć łyk odurzającej nalewki i nieco zmniejszyć cierpienie.
Gdy podpełzł do stóp Likwidatora, ten wziął zamach i rzucił naczyniem o ścianę. Butelka roztrzaskała się w drobny mak, a szkło rozprysło się we wszystkie możliwe strony.
- Skurwiel - syknął Ergo - Bawi cię cierpienie?
- Zależy kogo. Na przykład twoje daje mi niezłą rozrywkę - Łotr podparł brodę - Ale widzisz, mam znajomą, której męki jakoś nie napawają mnie radością. Taka urocza, dość niska, blondynka, o imieniu Tamara. Znasz może?
- Pierwsze słyszę - prychnął Murakari.
- Gówno prawda. Jakieś dziesięć lat temu, zmusiłeś ją, by patrzyła, jak sznur łamie kark jej brata. Później traktowałeś ją, jak prywatną dziwkę, a gdy ci się znudziła, kazałeś ją oślepić i rzucić do kanału. Skazałeś ją na życie w wiecznych ciemnościach, w śmierdzących, mokrych podziemiach - Ernan zeskoczył z biurka i zaczął krążyć wokół Zdobywcy - Czas na odwet.
- Śmiało, zakończ mój żywot, skoro tak ci na tym zależy.
Morven zatrzymał się tuż przy plamie światła, wpadającego przez okno.  Zaśmiał się upiornie.
- Śmierć będzie dla ciebie wybawieniem, a nie karą - wszedł w promienie księżyca, ukazując mu swoją twarz - Mam co do ciebie naprawdę okrutne plany.
Ergo z trudem przełknął ślinę, widząc upiorny uśmieszek wymalowany na ustach mordercy. Desperacko zaczął się odsuwać.
- Nie uciekaj, bo nie wiele ci to pomoże - mruknął Ernan - Jedynie przedłuży cierpienia.
Murakari go nie słuchał. Zaczął pełznąć w stronę drzwi.
- A ty dokąd? - Łotr podszedł do wejścia i zatrzasnął je przed nosem Zdobywcy - Zabawa dopiero się zaczyna.
- Co chcesz zrobić? - Ergo spojrzał przerażony na nóż, czający się w ręce Likwidatora.
- Będziesz cierpiał, Murakari i to bardzo - zarechotał, obracając ostrze w dłoni - Rozbieraj się. Do naga.
- C-co? Pierdol się!
- Nie chciej, bym ci pomógł - warknął Ernan, znikając w cieniu - Albo będziesz współpracował, albo dołożę do swoich planów jeszcze parę tortur.
Ergo rozglądał się nerwowo po pomieszczeniu.
- Moja cierpliwość jest, niczym lont - usłyszał głos Morvena - Szybko się wypala. Nie chcesz wiedzieć, co się stanie, gdy w końcu się skończy.
Zdobywca dygocząc ze strachu, ściągnął koszulę. Rozglądał się przerażony, próbując drżącymi rękami rozwiązać troczki spodni.
Nagle Ernan wyskoczył z cienia i przygniótł kolanem pierś Ergo.
- Najpierw zapłacisz za gwałty - syknął, przysuwając rękę, dzierżącą sztylet, do krocza ofiary.
Murakari wrzasnął najgłośniej, jak mógł, gdy Likwidator pozbawił go członka.
Ernan znów krążył po pomieszczeniu, napawając się łzami i krzykami Zdobywcy. Patrzył, jak Ergo zwija się w kłębek i łka, niczym małe dziecko, ignorując rozlewającą się po ziemi kałużę krwi.
- Jeszcze ci mało?! - ryknął Murakari, gdy Morven stanął mu nad głową.
- Teraz czas na drugie oko.
- Nie! Miej litość i mnie w końcu zabij!
- Serio sądzisz, że okażę ci łaskę? - zarechotał - Jesteś uroczy.
Z gardła Zdobywcy wydarł się krzyk, gdy Łotr powoli i bezlitośnie go oślepił.
- Kim ty jesteś, do cholery?! - Ergo zakrył dłońmi, krwawiące oczodoły - Spotkałem już wielu Likwidatorów, ale żaden nie był takim zwyrodnialcem!
- Zdradzę ci pewien fakt - Ernan prychnął, patrząc z pogardą na Zdobywcę - Likwidatorzy dzielą się na dwa typy. Ci łagodniejsi uważają, że najlepszą karą za zbrodnie jest śmierć. Ja należę do tych drugich - przykucnął przy swojej ofierze.
Murakari wzdrygnął się, gdy zimny nóż przylgnął do jego piersi.
- Tych, którzy uważają, że zgon jest łaską - Morven zaśmiał się okrutnie -Spokojnie, twoje męki powoli dobiegają końca.
- Błagam... Mam dość! Dobij mnie!
- Jeszcze nie - Likwidator wolno przesunął nożem po ciele Ergo, robiąc dość głębokie nacięcie.
Chwycił Zdobywcę za szyję i docisnął go do podłogi, gdy zaczął wierzgać. Co rusz nieco rozluźniał chwyt, aby Murakari się nie udusił.
Po chwili zmierzył wzrokiem wyryty napis "zemsta".
W końcu odsunął się od swojej ofiary.
Podszedł do łóżka i ściągnął z niego pościel. Związał kołdrę i prześcieradło, tworząc sznur. Jeden z końców liny, przywiązał do łóżka, zaś z drugiego zrobił pętlę.
- Wstawaj - warknął do Zdobywcy, otwierając okno.
Murakari był w stanie podnieść się jedynie na kolana. Ból i obfity krwotok powoli pozbawiały go sił.
Ernan narzucił mu sznur na szyję i siłą go podniósł, wywołując kolejny wrzask boleści.
Przysunął go do okna.
- Oto łaska, której tak się domagałeś - zasyczał do ucha Ergo.
Pchnął Zdobywcę. Gdy sznur się naprężył, wyjrzał przez okno i patrzył, jak Murakari wierzga i próbuje złapać odrobinę powietrza. Po chwili zastygł w bezruchu.
Ernan nie spiesząc się, opuścił dom Ergo. Zatrzymał się przed dużą, żelazną bramą. Zerknął przez ramię. Zmierzył wzrokiem nagie, zakrwawione ciało Zdobywcy. Uśmiechnął się pod nosem, zarzucając kaptur. Otworzył wrota, po czym odszedł, zmierzając ku katakumbom Aedis.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz