7.

893 99 2
                                    

Ernan skrył się w cieniu, za domem. Wyciągnął spod chatki małe pudełko, w którym trzymał tytoń, zawinięty w bibułę i paczkę zapałek. Kiedyś Norze nie przeszkadzało, że co jakiś czas palił, ale odkąd urodziła Victora, zapach tytoniu doprowadzał ją do szału.
Nie miał ochoty przez cały wieczór dyskutować z żoną o papierosach, więc wolał nie rzucać się w oczy.
Oprócz swojej skrzynki znalazł coś jeszcze. Zeszyt Vivian.

Dobrze, że Victor jest mało spostrzegawczy...

Wyciągnął jednego z przygotowanych papierosów i podpalił go. Potrzebował chwili, by w spokoju pomyśleć.
Ostatnio miał wrażenie, że ktoś go obserwował, gdy był na polowaniu. Głowę zaprzątał mu też fakt, że Tristan ciągle rozrabiał i wciągał Victora w swoje niebezpieczne zabawy. Martwił się też o Vivian. Nastolatka spędzała całe dnie w lesie, a gdy była w domu, to wszystkich unikała. Nie rozumiał, czemu zamykała się w sobie.
Gdzieś tam czaiła się też kwestia jego zaginionych bliskich.
Zakrztusił się dymem, gdy dostrzegł czyjś cień. Przez ułamek sekundy myślał, że to Nora, ale szybko się zorientował, że to Vivian, która siedziała na dachu domu.
Wyglądała na przygnębioną. Ernan zmarszczył brwi. Cały dzień spędziła z Randym. Czyżby coś jej zrobił? Życie mu nie miłe?
Wyrzucił resztkę papierosa, po czym sięgnął do krzaka mięty. Wepchnął do kieszeni parę listków i kilka włożył do ust.
Wdrapał się na dach, po czym przysiadł sobie wygodnie obok córki.

- Paliłeś? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Mhm - pokiwał głową.

Po chwili wypluł liście mięty, które rzuł.

- Coś się stało?
- Nie. Czemu pytasz?
- Wyglądasz na przygnębioną.
- Po prostu mi się nudzi...
- Aha. Często tu przesiadujesz? - zagadnął, sięgając do kieszeni po kolejne listki zioła.

Zaczął pocierać nimi ręce, by choć trochę zamaskować zapach tytoniu.

- Czasami - odparła, opierając brodę na kolanach - Jesteś zły?
- Za co?
- No... Za to, że siedzę na dachu...
- E tam - machnął ręką - Robiłem to samo, kiedy byłem w twoim wieku. Zwłaszcza nocami.
- Naprawdę?
- Mhm. Tylko, że mi się ciągle za to obrywało.
- Dlaczego?
- Bo wymykałem się do miasta, a czasem... nawet do lasu. Wspinałem się wtedy na najwyższe drzewo w okolicy, by z jego korony podziwiać gwiazdy i wschód słońca.
- Czy ja też tak mogę?
- Wolałbym nie, ale wiem, że i tak się wymkniesz, więc mam warunek.
- Eh... Pewnie chcesz mieć mnie na oku, co?
- Chciałbym, żebyś wróciła przed południem - zastanowił się - No i lepiej weź ze sobą jakąś broń. Przezorny, ubezpieczony.

Vivian uradowana uścisnęła go mocno.

- Dzięki, tatku - poderwała się z miejsca.
- Czekaj. Mam coś co należy do ciebie.
- Hm?

Ernan pokazał zeszyt, oprawiony w ciemną skórę.

- Znalazłem go pod chatą.
- Zaglądałeś? - Vi zarumieniła się, biorąc notatnik z rąk ojca.
- Nie. Przecież to twój zeszyt - podniósł się - Jednak nie ukrywam, że zżera mnie ciekawość.
- To są... moje rysunki.
- Naprawdę? - uśmiechnął się - Cieszę się, że znalazłaś sobie hobby.
- Chciałbyś...? Chciałbyś je zobaczyć? - spytała po chwili namysłu.
- No pewnie.

Vi podała ojcu zeszyt.
Ernan zaczął przeglądać stronice. Był pod wrażeniem. Rysunki wykonano węglem. Ich tematyką była głównie natura.
Rozpoznał niektóre miejsca przedstawione na papierze. Po chwili trafił na portrety. Jego. Nory. Randala.

- Są cudowne - uśmiechnął się do córki, oddając jej własność - Masz talent. Nie rozumiem, czemu ukrywasz swoje prace.
- Bo... Uważam, że nie są dość dobre, by je komuś pokazać...
- Więcej wiary w siebie, maleńka.
- To nie takie proste... - mruknęła, tuląc do siebie szkicownik.
- Kiedyś nie byłaś taka nieśmiała.

Odwróciła wzrok.

- Wiem, że dzieciaki potrafią być okrutne, ale nie przejmuj się nimi. Wierz mi, nie warto.

Na usta Vivian wkradł się niepewny uśmiech.

- No, leć już, zanim zrobi się zupełnie ciemno. Tylko bądź ostrożna.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Ernan odprowadził wzrokiem Vivian, biegnącą ile sił w nogach do ciemnego lasu.

- Zgłupiałeś? - usłyszał za sobą głos żony.
- Możliwe - odparł, opierając się o barierkę tarasu.
- Nie boisz się, że coś się jej stanie?
- Boję i to bardzo.
- Mimo to pozwoliłeś jej iść samej do lasu i to w takie ciemności?
- Nie pochwalasz mojej decyzji, prawda?
- Jak na to wpadłeś? - prychnęła.

Ernan pokręcił głową.

- Gdybym jej zabronił, to by uciekła. Wiem z własnego doświadczenia, jak się kończy działanie w gniewie... - zamilkł na chwilę - Czy uważasz, że jest taka, jak ja?
- Jest uparta i ciągle stawia na swoim - Nora przewróciła oczami - Córcia tatusia.
- I właśnie to mnie martwi...

Białowłosa podeszła do męża. Była zła, że Ernan pozwolił Vivian na samotną przechadzkę po lesie w nocy, ale widząc jego zmartwioną minę, nieco złagodniała.

- Myślisz, że będzie zabijać? - spytał po chwili.
- Cóż... Już to robi...
- Nie pytam o strzelanie do saren, lecz o uśmiercanie ludzi. Sądzisz, że jest taka, jak ja?
- Nie wiem. Skąd te obawy?
- Nie zauważyłaś, że ostatnio inaczej się zachowuje? Zamyka się w sobie. Ciągle chodzi zamyślona...
- Skarbie... Vi jest nastolatką. Przyzwyczajaj się, że nie będzie ci się ze wszystkiego spowiadać.
- A co jeśli już kogoś zabiła? - spuścił głowę.
- Jestem pewna, że nie byłaby zdolna zrobić komuś krzywdę - Nora położyła rękę na ramieniu męża.

Spojrzał na nią, po czym wyprostował się i przyciągnął ją do siebie.

- Obyś miała rację, kochanie...
- Na twoim miejscu bardziej obawiałabym się o Tristana. Niech cię ręka Boska broni uczyć go rzucać nożami!
- Za późno - szepnął jej do ucha.
- Co? - odepchnęła go od siebie - Ernan!
- Żartuję, śnieżynko. Przecież Tristan zrobiłby z Victora tarczę.
- Zwariuję z tobą - pokręciła głową.
- Oczekiwałaś spokojnego życia mając mnie u boku? - zaśmiał się - Doskonale wiedziałaś na co się piszesz, kiedy zgodziłaś się za mnie wyjść.
- Uważaj, bo zacznę żałować - zachichotała.

Uśmiech powoli spełzł z ust Ernana. Spojrzał w ciemności, gdzie zniknęła Vivian. Po chwili poczuł, jak miękkie usta Nory musnęły jego policzek.

- Nie martw się - złapała go za rękę - Vivian nie mogłaby nikogo zabić.
- Mam taką nadzieję...

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz