103.

654 83 34
                                    

W mesie panowała zupełna cisza.
Wszyscy byli skupieni na kartach.
Co jakiś czas ktoś uniósł wzrok i łypał na swoich rywali.
Mężczyzna o imieniu Kilian rzucił na środek stołu kartę. Spojrzał na Vi, która rozmyślała nad kolejnym ruchem.

- Mogę ci zadać pytanie, Vivian? - zagadnął.
- Jasne - odparła, kładąc wybraną kartę na stertę, ułożoną na środku stołu.
- Co taka urocza panienka robi wśród zabójców?
- Pomagam - wzruszyła ramionami.
- Ale nie jesteś Likwidatorką.
- Nie.
- Twoje zaangażowanie w tę wojnę ze Zdobywcami pewnie wynika z tego, że Morven to twój ojciec, co?
- Nie tylko.
- Serio? Więc co jeszcze jest tego powodem? Hm?
- Daj jej spokój - wtrącił się żeglarz znany jako Flynn.
- No co? Chcę tylko zaspokoić ciekawość.
- Nie słyszałeś, że to ponoć pierwszy stopień do Piekła?
- Brednie - Kilian machnął ręką, po czym znów skupił się na Vi - Więc? Czemu poświęcasz się walce ze Zdobywcami?
- Po prostu zasługują na zgubę.
- Likwidatorzy nie są lepsi, dziecko.
- Ale między wami, a nimi jest spora różnica. Wy nie zabijacie dla przyjemności i nie krzywdzicie bezbronnych. Macie jakieś zasady, których się trzymacie. A oni? Nie.
- Jakoś mnie nie przekonałaś.
- Skończ to przesłuchanie - mruknął Randal, unosząc wzrok znad kart.
- Przesłuchanie? Ależ to tylko spokojna pogawędka - żeglarz uśmiechnął się, patrząc na Vivian - Mówisz, że zasługują na zgubę. Skąd się wzięło w tobie to przekonanie?

Vivian sięgnęła po butelkę stojącą przed nią. Spokojnie upiła łyk piwa, po czym odstawiła naczynie i oblizała wargi.

- Widziałam na własne oczy do czego są zdolni - łypnęła na Kiliana - Twoja kolej.

Mężczyzna rzucił na stół kartę. Przyglądał się Vivian, jak wykonuje swój ruch.
Po chwili skupił się na Randalu, który nie dostrzegając żadnej innej możliwości, dołożył kolejną kartę do dość skromnego wachlarza.

- A ty, chłopcze? - zagadnął - Co cię podkusiło, by zostać Likwidatorem?

Randal łypnął na niego, lecz nic nie powiedział.
Vivian uderzyła go łokciem w ramię i rzuciła mu wymowne spojrzenie.
Brunet przewrócił oczami.

- Zostałem mordercą, by chronić swoich bliskich przed tą zarazą, którą zwiemy Zdobywcami - mruknął.

Nagle zabrzmiał potężny grzmot.

- Eh. Ocean jest niczym kobieta - mruknął Flynn - Ciągle ma swoje humorki.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co powiedział. Uśmiechnął się niewinnie do Vivian.

- Bez urazy.
- Coś w tym jest - zaśmiała się, sięgając po piwo.
- Chłopaki na górze mają przesrane. Nie ma jak porządna ulewa - zarechotał Kilian - Jak to dobrze, że na dziś mam fajrant.

Obecni w mesie omal nie pospadlali z krzeseł, gdy statek niespodziewanie gwałtownie się przechylił.

- Wszystkie ręce na pokład! - zabrzmiał wrzask Mateo.
- Szlag by to trafił - westchnął Kilian, rzucając karty na stół - A było tak pięknie...

Poderwali się z miejsc i wybiegli na pokład, by pomóc reszcie załogi walczyć z kaprysami oceanu.
Vivian wraz z Flynnem chwyciła jedną z lin i zabrała się za zabezpieczanie skrzyń z kulami armatnimi.
Próbowała ignorować obfity, zimny deszcz, który w ciągu kilku minut nie pozostawił na niej suchej nitki.
Mimowolnie krzyknęła, gdy
ogromna fala wpadła na pokład i posłała ją na ziemię. Flynn wypadłby za burtę, gdyby nie wysoki reling.
Vivian wstała. Ślizgając się potwornie na mokrym drewnie, zbliżyła się do żeglarza, który dotąd nawet nie drgnął.

- Flynn! - chwyciła go za ramię.

Przerażona patrzyła na krew na jego głowie.
Mężczyzna powoli otworzył oczy i wlepił w nią nieco otępiałe spojrzenie. Pomogła mu stanąć na nogi.

- Vivian! - krzyknął Randal - Padnij!

Vi nie zdążyła nic zrobić. Pisnęła, gdy kolejna potężna fala ją zalała. Nie przejęła się bólem, jaki ogarnął jej bok, którym uderzyła o reling.

- Skały! - ktoś wrzasnął.

Nikt nie zdążył zareagować, gdy statek rozpędzony wpadł na ostre kamienie, wystające z wody.
Wielu żeglarzy wypadło za burtę, a wśród nich była Vivian.
Dziewczyna uderzyła głową o fragment kadłuba. Zdołała się jeszcze chwycić jakiś deski i ostatnie co zobaczyła, to statek, który powoli pochłaniało morze, po tym ogarnęła ją ciemność.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Kiedy uniosła powieki, jej czaszkę ogarnął nieznośny ból. Chwyciła się za obolałą głowę. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jest w wodzie i leży na fragmencie kadłuba statku.
Szybko obróciła się i spojrzała na maszt, który jeszcze przez chwilę pozostał na powierzchni, a po chwili zniknął w wzburzonych wodach oceanu.
Otępiałym wzrokiem szukała Randy'ego. Chciała go zawołać, lecz nie miała dość sił. Cudem pozostawała przytomna.
Było jej słabo, a jej ciało ogarnęła potworna boleść. Przeraziła się, gdy dostrzegła, że woda wokół niej jest czerwona.
Serce zaczęło jej szybciej bić, gdy dostrzegła płetwy na powierzchni, krążące przy miejscu, gdzie zatonął statek. Widziała jeszcze kilku ocalałych żeglarzy. Jednak nie dane im było nacieszyć się faktem, że nie poszli na dno wraz ze statkiem. Co rusz któryś z nich wrzeszczał przeraźliwie i po chwili znikał pod wodą.
Vivian zlękniona, wykorzystując resztki sił zaczęła płynąć przed siebie, bojąc się, że rekiny zainteresują się też nią.
Powoli narastający strach dodawał jej sił, lecz nie wiele jej to pomogło.
Gdy spojrzała przez ramię, w oddali widziała jeszcze umierających towarzyszy. Poczuła, że znów robi jej się słabo. Choć twardo ze sobą walczyła, aby pozostać przytomną, zemdlała.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

- Żyje jeszcze? - dotarł do niej czyjś głos.
- Chyba tak - ktoś odparł.
Poczuła, jak czyjeś palce przylgnęły do jej szyi.
- Puls jest słaby. Oddycha, ale bardzo płytko.
- Ważne, że łapie powietrze. Bierz ją.
Vivian chciała poderwać się z miejsca i uciec, lecz nawet nie miała sił coś powiedzieć.
Poczuła, że ktoś bierze ją na ręce.
Nieco uniosła powieki. Wszystko było rozmazane. Nie mogła dostrzec twarzy człowieka, który ją niósł. Jednego była pewna. Spoczywała w ramionach mężczyzny.
Dopiero po chwili dostrzegła łagodne, ciemnobrązowe oczy. Skądś je znała, lecz nie mogła wygrzebać z pamięci, kto mógł być ich właścicielem.
- Spokojnie - usłyszała czuły głos - Jesteś bezpieczna.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz