124.

883 70 64
                                    

Wioska Calamitas tętniła życiem.

Gromadka dzieci biegała między chatami i gęstymi krzakami, chichocząc radośnie.

Większość dorosłych, korzystając z chwili wypoczynku, po popołudniowym posiłku, spoczęli w cieniu, otaczających ich drzew, albo przeznaczyli ten czas na rozmowy ze swymi sąsiadami oraz Likwidatorami, którzy znaleźli schronienie wśród tubylców. Byli też tacy, którzy postanowili opuścić wioskę i popływać w dość głębokim jeziorku, znajdującym się w samym sercu Kanionu Zguby. Były z nim połączone liczne korytarze tego morderczego labiryntu, dzięki czemu mogły tam cumować statki piratów.

Jednak nie wszyscy pozwolili siebie na chwilę lenistwa.
Część tubylców zajęła się swymi codziennymi obowiązkami, a goszczeni w osadzie zabójcy wykorzystywali każdą chwilę na intensywny trening.

Randy cudem uskoczył przed mieczem, który omal nie rozpłatał mu piersi. Nim się obejrzał w jego stronę poleciało kolejne ostrze.
Kiedy dostrzegł błysk stali odruchowo obrócił głowę, by ochronić twarz. Skrzywił się nieco, gdy sztych oręża skaleczył jego policzek. Jednak szybko to zignorował. Znów skupił się na swoich rywalach.
Tym razem pięść jednego z jego przeciwników uderzyła go w nos, gdyż był bardziej skupiony na smukłym mieczu, ściskanym przez silną dłoń jego dawnego mentora oraz szpadzie Sheridana.
Ammarowi zrobiło się ciemno przed oczami, gdy jego twarz przeszył okropny ból. Zatoczył się, omal przy tym nie upuszczając swoich sztyletów. Jednak szybko odzyskał równowagę. Potrząsnął głową, przeganiając zamroczenie.
Zacisnął chwyt na rękojeściach swych narzędzi, wlepiając czujne spojrzenie błękitnych ślepi w Ernana, Sheridana oraz Garema - Likwidatora, który przybył na wezwanie Morvena z mokradeł Ursu.

Randal sapiąc ciężko ze zmęczenia, zaczął się cofać. Kątem oka co rusz zerkał to na rywali, to na otaczający ich płot dawnej zagrody, która teraz robiła im za małą arenę.
Zatrzymał się tuż przy ogrodzeniu. Zaklął w myślach. Musiał uciec w głąb zagrody. Nie mógł pozwolić, aby rywale go unieruchomili.

Ernan uśmiechnął się łobuzersko i swobodnie obrócił miecz. Chciał sprowokować swojego dawnego ucznia do ataku tymi gestami. Pokazywały one bowiem jego pewność siebie i rozluźnienie.

Jednak Randy nie dał się podpuścić. Za dobrze znał Morvena i jego zagrywki.

Kiedy Łotr ponownie obrócił ostrze. Ammar lekko przymrużył ślepia, gdyż słońce odbiło się od wypolerowanej stali i błysnęło mu prosto w oczy.
To była doskonała okazja na atak i Sheridan ją wykorzystał.
Skoczył w stronę bruneta. Ten nie miał szans zblokować sztyletami silnego uderzenia z góry. Uskoczył więc w bok, ratując się przed zranieniem.
Oręż Sheridana minął czarnowłosego o centymetr i z hukiem zatopił się w drewnianej belce płotu.

Randy kopnął Likwidatora w kolano, zmuszając go tym do klęknięcia. Już miał zadać cios, gdy przyjął uderzenie drzewca, dzierżonego przez Garema, na brzuch. Jęknął, zginając się w pół.
Nie zdążył zareagować, kiedy Ernan przyłożył mu pięścią w skroń.
Obolały zrobił unik przed ostrzem Morvena i umknął za niego, uciekając przy tym od ogrodzenia.
Łotr jednak nie dał mu się nacieszyć tym zwinnym uskokiem.

Randy nie zdołał odskoczyć od Likwidatora, gdy ten wziął zamach i łokciem uderzył go w przeponę. Brunetowi zaparło dech.

Zabrzmiał śmiech Tristana, który siedział wygodnie na płocie i podziwiał, jak Randal przegrywa starcie z trzema starszymi od niego mordercami.

Ammar rzucił białowłosemu ostrzegawcze spojrzenie.

- Skup się! - ryknął Ernan, wymierzając cios w brzuch dawnego ucznia.

Likwidator : Ostateczne starcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz