One Shot

328 12 0
                                    

  Był piękny słoneczny poranek, promienie słońca wpadały przez okno sypialni Ross'a. Chłopak z jękiem wstał z łóżka, budzik na jego szafce nocnej wskazywał szóstą rano, mimo wczesnej pory blondyn się cieszył na dzisiejszy dzień. Nie mógł się doczekać jakie specjalne zadanie zleci mu Sebastian. Blondyn nie miał rodziców, zginęli oni w wypadku samochodowym kiedy miał szesnaście lat. Parę lat wcześniej przed wypadkiem rodziców w jego rodzinie stała się wielka tragedia, jego starszy brat Riker zginął na motorze podczas nielegalnych wyścigów. Jakiś przyjeb wjechał w Riker'a który był na prowadzeniu, chłopak stracił panowanie nad kierownicą i rozjebał się na motorze. Kiedy rodzice Ross'a dowiedzieli się o tym co z potkało ich najstarszego syna, nie mogli w to uwierzyć załamali się, ich młodszy syn widząc w jakim stanie są jego rodzice jak bardzo są smutni z powodu śmierci Riker'a powiedział sobie że zrobi wszystko co w jego mocy żeby nigdy nie zawieść ich. Był pilnym uczniem zawsze robił wszystko dokładnie, nigdy nie chodził na wagary, nigdy nie sprawiał problemów wychowawczych. Można by było rzec że był synem idealnym, nigdy nie zawiódł swoich rodziców. Mimo wielkich staraniach Ross'a bycia ideałem ich rodzina nigdy nie była już taka jak wcześniej, ta pustka po stracie Riker'a nigdy się nie zapełniła. Po wypadku rodziców chłopakiem nie miał się kto zająć, nie miał on rodziny. Blondyn czuł się straszne samotnie, ciągle był przenoszony do innej rodziny zastępczej. Pewnego dnia poznał Sebastiana który uratował go przed niebezpiecznymi dresami, od tamtego dnia zostali oni najlepszymi kumplami. Sebastian miał niestety zły wpływ na Ross'a, namawiał go do złych rzeczy. Pewnego wieczoru blondyn spakował swoje wszystkie rzeczy do plecaka i uciekł przez okno od rodziny zastępczej. Zamieszkał razem z Sebastianem który był od pięć lata starszy od niego, blondyn kochał i traktował chłopaka jak brata. Miał tylko Sebastiana, nikt inny się nim nie obchodził. Miał o to wielki żal do świata. Pewnie się zastanawiacie skąd ci dwaj mieli środki do życia, skoro żaden z nich nie chodził do pracy. O tuż to ci dwaj nie chodzili do normalnej pracy, oni zabijali na zlecenia i dostawali za to sporo siana. To był ich sposób na zarabianie. Chodzili oni w markowych ciuchach i butach, ich mieszkanie przypominało skarbiec króla mieli oni wszelkiego rodzaju sprzęt ert vał. Patrząc na nich widać było na pierwszy rzut oka że mają pieniądze. Wszyscy co ich znali bali się ich. Kiedyś Ross był zupełnie inny był grzeczny i posłuszny, a teraz jest niebezpieczny i groźny. Blondyn z uśmiechem na ustach zszedł na dół, w kuchni zastał robiącego sobie śniadanie Sebastiana.
-Siema stary. - blondyn przywitał się z Sebastianem.
-Siema stary. Jak się spało?
-Spało by mi się lepiej, gdybyś przestał sprowadzać te wszystkie dziwki. Nie można przez was spać. - po skarżył się Ross. Sebastian był przystojny, miał czarne włosy, niebieskie oczy i ostre rysy policzkowe, w ogóle dziewczyny za nim szalały, umiał zbajerować każdą. Chłopak poza zabijaniem miał też inne zainteresowania, a mianowicie interesowały go przygody na jedną noc. Ross nie miał nic do tego że Sebastian pieprzył wszystko co się rusza, jego samego nie ciągnęło do tego do tych wszystkich dziwek i dziewczyn lekkich obyczajów. Blondynowi przeszkadzał jeden fakt że kiedy jego kumpel sprowadzał dupy do chaty często nie mógł spać przez odgłosy dobiegające za ściany.
-Weź nie przesadzaj Ross. Tym razem była prawie pełnoletnia.
-Ty jesteś pojebany. Nieletnie bzykasz. - powiedział z niedowierzaniem Ross. Blondyn miał dwadzieścia lat, a Sebastian dwadzieścia pięć lat.
-Na swoją obronę powiem że wyglądała na starszą.
-Dobra lepiej powiedz mi co to jest za sprawa. - na twarzy czarnowłosego zagościł uśmiech. Chłopak wyszedł z kuchni i po chwili wrócił z czerwoną teczką którą podał blondynowi.
-Sprawa wygląda tak... - zaczął tłumaczyć Sebastian. -Gruby załatwił tobie pracę w firmie Marano. Będziesz dostarczać informacje na temat firmy, z kim załatwiają interesy, jakie mają przetargi itp. Ludziom Grubego bardzo zależy na tym żeby wiedzieć wszystko. A teraz uważnie mnie posłuchaj, bo to będzie najlepsza część planu, zaprzyjaźnisz się z córką Marano którą później zabijesz. Wszystkie potrzebne informacje masz w teczce. - Sebastian podał Ross'owi czerwoną teczkę. Blondyn przyjął ją z wielkim uśmiechem na ustach, bardzo się cieszył że będzie mógł zabić kogoś, obawiał się że to będzie bardzo nudne zlecenie.
-Z największą chęcią pomógł bym ci z tym zleceniem, ale niestety nie mogę. - czarnowłosy zrobił skróconą minę.
-Dlaczego?
-Znają mnie, wiedzą dla kogo pracuję i co robię. Ale ciebie na szczęście nie znają. Zaczynasz dzisiaj, masz o dziesiątej spotkanie w sprawie pracy w firmie Marano. Tu masz swoje CV. Pamiętaj nie spóźnij się.
-Spoko na pewno się nie spóźnienie. Tak z ciekawości się spytam po ją cholerę mam zabijać tą córkę Marano?
-Nie podoba ci się już zabijanie? - zdziwił się Sebastian.
-Nie, nadal lubię zabijać. Zastanawiałem się tylko nad tym dlaczego mam ją zabić. Ma ona jakiś związek z sprawą?
-Po części to tak. Staremu Marano pikawa wysiądzie, kiedy dowie się że jego córeczka nie żyje. Ty ładnie się z nią zaprzyjaźnisz, może powierzy ci jakiś sekret na temat firmy...
-A potem ją zabije - dokończył Ross.
-Zabijesz ją, jak firma Marano przestanie istnieć. To jest bardzo przyjemna robota, może nawet po bzykasz sobie.
-Jak ma na imię moja "przyjaciółka"? - blondyn zrobił cudzysłów w powietrzu.
-Nie wiem. Pamiętaj nie spóźni się. - Sebastian opuścił pomieszczenie, zostawiając Ross'a samego. Blondyn postanowił dokładnie zapoznać się z nowym zleceniem. Po zjedzeniu śniadania, chłopak posprzątał w kuchni ponieważ panował taką wielki rozpiździej. Tylko on sprzątał w mieszkaniu, nie lubił kiedy był wielki bałagan, a Sebastian zawsze zostawiał wielki syf po sobie który sprzątał Ross. Mężczyzna zgarnął swoje CV z szafki i kluczyki od swojego porsche i pojechał do firmy Marano. Po pół godzinnej jeździe był on już przed wejściem do firmy "Home Marano" spojrzał na wielki wieżowiec, westchnął głośnio i ruszył do środka. Podszedł do recepcji, za biurkiem siedziała ładna blondynka miała około trzydzieści lat, była naprawdę atrakcyjna ale nie była w typie Ross'a. On woli brunetki niż blondynki. Blondyna podniosła na niego wzrok z nad komputera.
-W czym mogę pomóc? - blondynka uśmiechnęła się sympatycznie.
-Jest może pan John Marano w swoim gabinecie?
-Jest pan umówiony z panem Marano na spotkanie? - Ross miał ochotę odpowiedzieć jej "Nie kurwa, tak się tylko pytam z ciekawości." ale się powstrzymał, zmusił się do uśmiechu.
-Tak, mam rozmowę o pracę. - blondynka uważnie przyjrzała się chłopakowi.
-Proszę podać nazwisko.
-Lynch - kobieta chwyciła słuchawkę od telefonu, po krótkiej wymianie zdań blondynka odłożyła słuchawkę z powrotem na miejsce i zwróciła się do Ross'a.
-Pan Marano czeka już na pana. Proszę się udać na dziesiąte piętro, po tę korytarzem prosto.
-Dziękuje
Ross udał się do windy, w windzie natrafił się na liżącą się parę która do razu "odkleiła" się od siebie, blondyn pomyślał "Ach te windy" i udał się na dziesiąte piętro. Kiedy znalazł się przed drzwiami gabinetu Marano lekko zapukał, usłyszał "Proszę" i wszedł do środka.
-Witam panie Lynch. Ciesze się że mogę pana poznać. - John wyciągnął rękę do blondyna.
-Witam panie Marano. Ja też niezmiernie się cieszę że mogę pana poznać. - Ross ujął dłoń mężczyzny.
-Może usiądźmy. - wskazał na fotel.
-Jasne.
-Panie Lynch...
-Ross. Nie panie Lynch, tylko Ross. - przerwał blondyn.
-Dobrze Ross, przyniosłeś swoje CV?
-Tak, oczywiście. - podał swoje CV staremu Marano. Po głębszej analizie tekstu John powiedział:
-Z tego CV wynika dokładnie, że idealnie nadajesz się do naszej firmy.
-Oznacza to że zostałem przyjęty?
-Powiem tak panie Lynch znaczy Ross, witamy na pokładzie. - Marano wstał z krzesła i wyciągnął dłoń w stronę Ross'a. Ten zrobił dokładnie to samo co prezes wstał i uścisnął dłoń mężczyzny.
-Od kiedy mam zacząć? - zapytał się blondyn z powrotem siadając na krzesło.
-Najlepiej by było gdybyś zaczął od jutra.
-Dobrze panie Marano, na pewno jutro się nie spóźnię. - zapewnił.
-Mam taką nadzieje. - Marano sięgnął po słuchawkę od telefonu i warknął do niej -Przyjdź do mnie David. - po chwili w gabinecie zjawił się średniego wzrostu brunet.
-Tak, panie Marano? - zapytał się uprzejmie nowo przybyły.
-Oprowadź proszę cię nowego kolegę po firmie. Dobrze? - Ross podniósł się z krzesła.
-Miło było pana poznać panie Marano. - powiedział na odchodne.
-Ciebie również Ross.
Blondyn wyszedł razem z David'em z gabinetu prezesa.
-Jesteś nowym pracownikiem? - pierwszy odezwał się brunet.
-Chyba na to wygląda.
-Jestem David, a ty?
-Ross
-Miło mi - obydwaj mężczyźni uścisnęli sobie dłoń na przywitanie.
-Mnie też.
-Masz wielkie szczęście.
-Dlaczego?
-Ponieważ ja wiem wszystko o wszystkich. Wiem kto z kim kręci, kto kogo nienawidzi, kto z kim sypia, po prostu wiem wszystko. - obydwaj weszli do małego pomieszczenia z lodówką i ekspresem. - To jest kuchnia. Tu robimy sobie kawę lub herbatę. W zależności kto co woli. Chodźmy dalej. Trzymaj się blisko mnie, a nie zginiesz, powiem ci z kim lepiej się nie zadawać.
-Dlaczego mam się nie zadawać z niektórymi?
-Bo możesz dostać w mordę. Tu jest łazienka. - David wskazał na drzwi od łazienki, idąc wciąż przed siebie.
-Ja prędzej im dam w mordę, niż oni mi.
-U wież mi ja też próbowałem i nie wyszło mi to na dobre. Z takimi mięśniami jak moje, po wini uciekać z krzykiem jak małe dziewczynki. - brunet napiął mięśnie ręki.
-Przepraszam bardzo w którym miejscu są te twoje "mięśnie" - Ross zrobił cudzysłów w powietrzu, uważnie przyglądał się napiętym mięśniom David'a ale jedyne co widział to tylko chude, patykowate ręce. Zero grama mięśni.
-Jak to nie widzisz tej masy mięśni?
-Jedyne co widzę to ręce jak patyki.
-Serio?
-Tak serio. Zalecam wypady na siłownie.
-Czy na siłowni są dziewczyny?
-Kolego na siłowni może nie być wody, może nie być trenera ale dziewczyny są zawsze. Czasami są ładne, a czasami są brzydkie, no ale jak to mówią nie można mieć wszystkiego. Nie można liczyć na to że tylko ładne dziewczyny będą chodzić na siłownie, niestety.
-Po wino się zakazywać brzydkim dziewczyną wstępu do takich miejsc.
-Weź nie przesadzaj David, nie bądź płytki.
-Ross masz dziewczynę? Ja nie mam i tak się właśnie zastanawiałem czy ty masz.
-Nie - chłopacy szli prosto korytarzem.
-Wow stój. - brunet zatrzymał się gwałtownie.
-Co? - zdziwił się blondyn.
-Widzisz tą laskę co stoi jakieś pięć metrów od nas? - Ross spojrzał na dziewczynę. Nie było mu trudno zgadnąć o jakiej lasce mówi David, na korytarzu poza nim, David'em i tą dziewczyną nie było nikogo innego. Blondyn uważnie przyjrzał się brązowowłosej dziewczynie była ona niska, miała idealną figurę, jej krótkie spodenki odsłaniały zgrabne nogi, była bardzo ładna. Można rzec że jest na czym oko zawiesić.
-Tak, widzę.
-To jest córka prezesa. - "to, to jest moja przyszłą przyjaciółka, no nie powiem niezła z niej dupa." pomyślał Ross.
-To jest córka prezesa. - uśmiech na twarzy Ross'a stał się jeszcze szerszy.
-Tak, Laura Marano niezła z niej dupa co nie? Nie jeden marzy żeby spędzić z nią noc, mała jest strasznie niedostępna. Chodź przedstawię cię. - brunet ruszył w stronę dziewczyny.
-Z miłą chęcią. - powiedział blondyn i ruszył za swoim przewodnikiem.
-Hej bejbe, co porabiasz dziś wieczorem. Bo wiesz możemy wpaść do mnie i się trochę zabawić. Co ty na to żeby wujek David zerżnął cię trochę? - Ross'owi bardzo nie spodobało się to jak David odzywał się do dziewczyny. Kim ona kurwa jest żeby zwracać się do niej z takim tekstem, dziwką? Blondyn miał szacunek do płci przeciwnej, nienawidził kiedy faceci wyjeżdżali z takimi tekstami do kobiet albo jak dziewczyny nie miały szacunku do siebie. Dlatego chłopak nie prowadził takiego stylu życia jak Sebastian, nie bzykał wszystkiego co się rusza.
-Spierdalaj - powiedziała dziewczyna do David'a.
-Zadziorna i niedostępna lubię to. - David zwrócił się do Ross'a.
-Się nie dziwie, że kazała ci spierdalać. Z takim tekstem do damy się zwracać, czy ty wstydu nie masz chłopcze. - blondyn przyjrzał się uważnie dziewczynie, która patrzyła się prosto na niego.
-Kim ty jesteś? - zapytała się brunetka.
-To jest... -David'owi przerwał Ross, który o depnął ręką twarz chłopaka.
-Ross, a ty? - blondyn pocałował dłoń dziewczyny.
-Laura. Jesteś tu nowy?
-Tak, David właśnie oprowadzał mnie po firmie.
-W takim razie, David idź się zajmij czymś pożytecznym, a ja oprowadzę nowego kolegę po firmie. - blondynowi bardzo spodobał się ten pomysł, wolał mieć panią przewodnik niż pana.
-Twój tata kazał mi oprowadzić Ross'a po firmie. Będzie się mnie czepiał jeśli tego nie zrobię.
-To powiedz mu że to ja kazałam ci się zmyć, jasne? Jakby co to do mnie będzie miał pretensje. A teraz spadaj.
-Pa Ross. - brunet pożegnał się z blondynem.
-No cześć, cześć. - wymamrotał Ross.
-Oczy mam wyżej kotku. - Laura podniosła brodę chłopaka wyżej.
-Nie śmie wątpić. - blondyn spojrzał dziewczynie w oczy. -Tak jak myślałem oczy są równie piękne jak jesień, takie wyraziste.
-To dlaczego patrzyłeś się na moje piersi zamiast na oczy? - Laura złożyła ręce.
-Patrzyłem się na twoje piersi dlatego że są piękne tak samo jak oczy, każdy detal twojego ciała zasługuję na trochę uwagi.
-Aaahhhaaa. Chodź. - brunetka nie czekając za blondynem ruszyła przed siebie.
-Często faceci wyjeżdżają do ciebie z takimi tekstami, jak David?
-Tak, wkurza to mnie bardzo.
-Nie dziwie ci się, ci wszyscy faceci to frajerzy. Nie wiedzą że do kobiet trzeba mieć szacunek i to wielki. Gdyby nie wy nie wiem, co my mężczyźni byśmy zrobili i oczywiście nie miałby kto rodzić dzieci. - chłopak posłał uśmiech dziewczynie.
-No racja.
-Jesteście bardzo potrzebne na tym świecie.
-Wy też jesteście potrzebni, żeby nas pocieszać, chronić, dawać bezpieczeństwo no i oczywiście żeby zapłodnić dzieci. Boże święty o czym my rozmawiamy, na jaki temat.
-Rozmawiamy na bardzo interesujący temat, a mianowicie o rozmnażaniu się. - Ross zrobił minę starego zboczeńca, Laura na widok miny chłopaka wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Czy ty zawsze rozmawiasz z dziewczynami o rozmnażaniu się?
-Nie, tylko z tymi ładnymi. - "i z kandydatkami które można zapłodnić" pomyślał Ross, chciał to powiedzieć na głos ale stwierdził że z takim tekstem na pierwszym spotkaniu nie wypada.
-Musisz mieć powodzenie u kobiet. - stwierdziła Laura wsiadając do windy z Ross'em.
-Kobiety mnie podrywają, a ja je spławiam.
-Dlaczego?
-Nie lubię kiedy kobieta nie ma szacunku do siebie i się poszcza, a niestety najczęściej takie dziewczyny do mnie zarywają. Może wyda się to głupie, ale ja czekam na tą jedyną.
-To słodkie i nie jest ani trochę głupie, że czekasz na tą jedyną. Ja też czekam na tego jedynego, nie tracę czasu na takie znajomości co nie mają przyszłości, życie jest zbyt krótkie żeby marnować je na frajerów.
-Dokładnie
Po pół godzinnej wycieczce po firmie "Home Marano" Ross i Laura się pożegnali i wymienili się numerami telefonu. Chłopak cały czas flirtował z dziewczyną, ale ona nie została mu dłużna i też flirtowała z nim, "To będzie przyjemne zadanie, bardzo przyjemne" przyznał Ross. Blondyn po przekroczeniu progu domu zdziwił się widokiem krwi który ciągnął się do kuchni, udał się w jej kierunku. W kuchni było dużo krwi, wszystkie rzeczy były na swoim, chłopak bardzo powoli podszedł do kałuży krwi, ukucnął i przyglądał się jej uważnie. Usłyszał trzaśnięcie frontowych drzwi, zerwał się na równe nogi, do kuchni wszedł Sebastian jego koszula była cała we krwi.
-Co to jest kurwa? - blondyn wskazał na kałuże czerwonej cieczy.
-Krew.
-Wiem że to jest krew, ale co ona tutaj robi?
-Sorry nie zdążyłem jej posprzątać.
-Co się tutaj stało?
-Pamiętasz jak tydzień temu przyprowadziłem tutaj, taką rudą dziewczynę i potem razem z nią udałem się do mojego pokoju w wiadomym celu.
-No kojarzę. - blondyn zmarszczył czoło.
-Suka powiedziała że jest ze mną w ciąży, to ją zajebałem. - powiedział Sebastian jak gdyby nic, tak jakby to była norma.
-I prawidłowo.
-Nie będzie mnie tu jakaś dziwka wrabiała w bachora.
-Nie masz jeszcze pewności czy to twoje dziecko, mogła się puszczać na prawo i lewo. - Sebastian wyszedł z kuchni i po chwili wrócił z mopem.
-Zechcesz mi pomóc? - zapytał z nadzieją czarnowłosy.
-Nie, postoje sobie i popatrzę. - Sebastian posłał mordercze spojrzenie blondynowi.
-I jak ci poszło?
-Dobrze Marano był zachwycony moim CV, przyjął mnie od razu, od jutra zaczynam. Był na tyle miły żeby pokazać mi całą firmę, a właściwie to zlecił komuś pokazanie mi całej firmy. Na początku oprowadzał mnie taki jeden koleś, a potem oprowadzała mnie córka Marano. - uśmiechnął się Ross.
-Serio? I co zaprzyjaźnicie się?
-Tak. Ma ona na imię Laura.
-To super, najbardziej bałem się że od początku będziecie się nienawidzić, nawet gdyby tak było musiał byś schować dumę do kieszeni i zaprzyjaźnić się z nią. Pamiętaj że jeśli dobrze ją zbajerujesz to może powiedzieć ci parę sekrecików firmy.
-Pamiętam, pamiętam.
-Ładna jest? - zapytał Sebastian kończąc wycieranie podłogi.
-Tak, niezła z niej dupa.
-Stanął ci na jej widok?
-Ta - uśmiech na twarzy Ross'a stał się jeszcze większy.
-Moje gratulacje.
-A tak właściwie to co zrobiłeś z tymi zwłokami tej dziewczyny?
-Wywiozłem do lasu i zakopałem. - odparł Sebastian z uśmiechem na ustach. Obydwaj mężczyźni poszli do salonu oglądać telewizje.
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Od miesiąca Ross i Laura bardzo się ze sobą zaprzyjaźnili, cały swój wolny czas spędzali ze sobą, na zebraniach zarządu pisali do siebie smsy, w zeszłym tygodniu blondyn został zaproszony na rodziny obiad do rodziców Laury potem nocował w jej rodzinnym domu (niestety spali oni w osobnych pokojach). Chłopak choć świetnej bawił się z dziewczyną, nie zapomniał o swojej misji, dostarczał informacje na temat firmy Marano do Sebastiana, a on dostarczał je do ludzi Grubego. Blondyn coraz więcej myślał o celu swojej misji, o zabiciu Laury. Tak cholernie nie chciał tego robić, ale niestety musiał, jeśli on jej nie zabije to sam zginie. Chłopak nie mógł spać, nie mógł jeść, cały czas myślał o niej, o jej pięknym uśmiechu i oczach, o jej delikatnych dłoniach, o jej niesamowitej osobowości, bardzo pragnął być z nią w każdej chwili. Nigdy do tond blondyn nie czuł takiego czegoś do żadnej dziewczyny. Ross z przerażeniem stwierdził że jest zakochany w Laurze i to na zabój. Chłopak szedł właśnie w stronę gabinetu prezesa, dostał telefon że ma się jak najszybciej u niego zjawić, kiedy stanął przed drzwiami lekko zapukał po chwili usłyszał "Proszę" wszedł do środka i osłupiał na widok Laury. Szybko się otrząsnął i zajął miejsce koła dziewczyny.
-Dziękuje ci Ross, że tak szybko się zjawiłeś. - przemówił John.
-Nie ma za co. O co chodzi?
-Wezwałem ciebie i Laurę po to aby przekazać wam, że jutro lecicie do Nowego Jorku jako przedstawiciele naszej firmy. Jutro odbędzie się bankiet, niestety nie mogę w nim uczestniczyć sami rozumiecie muszę być tutaj, ale postanowiłem że wasza dwójka będzie reprezentować imię "Home Marano". Zrozumiem jeśli nie będziecie chcieli lecieć do Nowego Jorku, jutro jest piątek pewnie macie już jakieś plany.
-Ja nie mam żadnych planów, mogę lecieć do Nowego Jorku. - zaprzeczyła Laura.
-Ja też nie mam żadnych planów. - dodał Ross.
-To rewelacyjnie. - ucieszył się prezes. -Jutro macie samolot na jedenastą, bankiet zaczyna się wyjątkowo wcześnie bo o osiemnastej pod hotel podjedzie po was limuzyna. Jeszcze jakieś pytania?
-Tak, ja mam jedno. Kiedy jest powrót? - blondyn poprawił się na krześle.
-W sobotę o osiemnastej. Będziecie mieli wynajęty apartament z dwoma pokojami i salonem.
-To super.
-To wszystko, możemy już iść? - zapytała się dziewczyna.
-Tak możecie.
Dziewczyna i chłopak opuścili gabinet prezesa, Ross jak prawdziwy dżentelmen otworzył przed Laurą drzwi i przepuścił ją pierwszą.
-Do jutra Lynch.
-Do jutra Marano.
Każde z nich poszło w drugą stronę, po skończonej pracy blondyn pojechał na zakupy spożywcze wrócił do domu i ugotował obiad. Resztę dnia spędził przed telewizorem grając w gry video, po kolacji poszedł się umyć, kiedy już się umył zabrał się za pakowanie małej walizki. Bardzo się cieszył na ten wyjazd z Laurą wreszcie będą mogli pobyć sam na sam, blondyn powiedział sobie że musi za wszelką cenę poderwać przyjaciółkę, tak okazja może się więcej nie powtórzyć. Zawsze kiedy Ross'owi prawie udaje się pocałować Laurę ktoś im przeszkodzi, bardzo go to irytowało. A teraz może być inaczej, z taką myślą zasnął chłopak. Rano kiedy się przebudził od razu udał się do łazienki gdzie tam się ubrał i wykonał codzienne poranne czynności. Zeszedł na dół gdzie zastał Sebastiana żegnającego się z jakąś dupą, czarnowłosy po dogłębnym wylizaniu wnętrzności dziewczyny odprowadził ją do drzwi i pożegnał.
-Śniadanie je się w kuchni. - Sebastian zwrócił uwagę blondynowi, który jadł kanapkę w salonie.
-Spadaj. - burknął Ross biorąc kolejnego gryza kanapki. -Co się stało że dzisiaj w nocy zachowywaliście się dość cicho? Nie dostała orgazmu?
-Oczywiście że dostała, każda ze mną go dostaje, po prostu zakleiłem jej usta taśmą klejącą.
-Aha.
-Dosyć już o mnie, pamiętaj żeby szeptać jej do ucha czułe słówka że jest najpiękniejsza na świecie i dobra, żeby dziewczyna się nie zniechęciła i zrobiła ci dobrze. Może jak się postarasz to obciągnie ci.
-Spierdalaj.
-Czyżby te dni? - blondyn posłał mordercze spojrzenie swojemu przyjacielowi. Ross wstał z kanapy i podszedł do walizki.
-Wychodzę bo spóźnię się na samolot. Mam do ciebie ogromną prośbę, nie zrób z naszego mieszkania burdelu.
-Nie mogę ci tego obiecać. - Sebastian uśmiechnął. -Pa stary. Pamiętaj co ci mówiłem.
-Na razie.
Chłopak wziął swoją walizki i wyszedł z mieszkania, na zewnątrz czekała już na niego taksówka. Zapakował swoje rzeczy do bagażnika i wsiadł do samochody, po dojechaniu na lotnisko zapłacił taksówkarzowi i zabrał swoją walizkę. Udał się do środka, wyciągnął z kieszeni telefon wybrał numer Laury i nacisnął na zieloną słuchawkę, już po drugim sygnale usłyszał głos brunetki.
L:Cześć Ross.
R:Siemka Laura, gdzie jesteś?
L:Przed odprawą, a ty?
R:Jestem przed wyjściem z lotniska, nie ruszaj się nigdzie zaraz przyjdę do ciebie.
L:Okej, pa.
R:Pa.
Chłopak się rozłączył, telefon schował z powrotem do kieszeni i ruszył w kierunku odprawy. Już z daleka zauważył rozglądającą się brunetkę, postanowił przestraszyć ją. Podszedł od tyłu do dziewczyny i pociągnął ją do siebie, Laura podskoczyła ze strachu.
-Spokojnie to tylko ja. - wyszeptał blondyn do ucha dziewczyny.
-Ross czy ciebie pogieło? - zapytała zirytowana Laura.
-Nie.
6 GODZIN PÓŹNIEJ
Ross i Laura po wylądowaniu samolotu pojechali prosto do hotelu, gdzie od razu zaczęli przygotowywać się do bankietu. Blondyn w żartach spytał się brunetki czy nie umyć jej plecków, kiedy ona szła do łazienki, dziewczyna zaśmiała się na to i zamknęła za sobą drzwi od łazienki. Chłopak westchnął głośno i opadł na kanapę "Czyli jednak nie" powiedział sam do siebie, kiedy łazienka w końcu się zwolniła udał się do niej, wziął prysznic i wysuszył włosy suszarkom brunetki, owinął się ręcznikiem w pasie i wszedł z łazienki. W salonie zobaczył Laurę w czarnej bieliźnie, obydwoje wpatrywali się w siebie z szokiem.
-Dlaczego chodzisz taki roznegliżowany? - Laura wskazała na ręcznik owinięty wokół pasa
chłopaka.
-A ty dlaczego chodzisz po apartamencie w tej seksi bieliźnie? - Ross odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Musiałam przyjść na chwile do salonu po mój telefon który tutaj zostawiłam, myślałam że będziesz jeszcze siedział w łazience. I zdążę zabrać mój telefon. A ty?
-Ja myślałem że będziesz siedzieć w swoim pokoju.
-Może udajmy że niczego nie widzieliśmy, okej?
-Okej - dziewczyna przytaknęła głową i ruszyła w stroną swojego pokoju. -Ej, Laura!
-Co? - brunetka odwróciła się w stronę blondyna.
-Czarna bielizna strasznie mnie podnieca - Ross puścił oczko Laurze i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami i poszła do swojego pokoju. Po dwudziestu minutach obydwoje byli gotowi do wyjścia. Na bankiecie było strasznie nudno więc dziewczyna i chłopak zmyli się z niego po godzinie. Zamówili sobie do pokoju szampana, nie przebierając się ze strojów wieczorowych sączyli bąbelki na kanapie. Mieli oni w apartamencie kominek, który dodawał romantycznego nastroju.
-Ale ta impreza była pojebana. Chyba nigdy w życiu nie byłem na tak nudnej imprezie. - Ross wykrzywił usta.
-Ja chyba też. Myślałam że już nigdy się z tam tond nie wydostaniemy. - Laura wzięła łyka szampana.
-I tak zmyliśmy się po godzinie.
-Najdłuższa godzina mojego życia.
-Cieszę się że byłem tam z najpiękniejszą, najlepiej ubraną kobietą na bankiecie.
-Z kim byłeś? - brunetka podała kieliszek chłopakowi żeby on dolał jej szampana.
-Z tobą. - chłopak oddał z powrotem kieliszek przyjaciółce.
-Ale mówiłeś że byłeś tam z najpiękniejszą, najlepiej ubraną kobietą.
-Jezus Maria mówiłem o tobie! Dlaczego wy kobiety macie to do siebie, że jeśli mówi się wam że jesteście piękne wy w to nie wierzycie! - Laura wzruszyła ramionami, blondyn widząc ten gest przewrócił oczami. -Wyglądałaś to znaczy nadal wyglądasz zjawiskowo, kiedy wyszłaś z pokoju ubrana w tą piękną suknie nie mogłem wydobyć z siebie żadnego słowa prócz wow.
-Jesteś strasznie miły. - brunetka uśmiechnęła się.
-Nie jestem miły, tylko szczery.
-Wyglądałeś naprawdę seksi w tym garniturze, z resztą nadal wyglądasz. Dziewczyny nie mogły oderwać od ciebie oczu.
-Przesadzasz to na twój widok śliniła się połowa mężczyzn.
-Ta baba w sraczkowatej sukience pożerała cię wzrokiem.
-Serio?
-Tak serio.
Między blondynem a brunetką zapadła niezręczna cisza, żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. Nigdy do tond nie zdarzało się tak, że żadne z nich nie miało nic do powiedzenia. Ross dolał sobie szampana do kieliszka, a Laura wpatrywała się w kominek.
-Ross... -zaczęła nie pewnie dziewczyna.
-Yhy
-Mogę się do ciebie przytulić? - na początku blondyn nie wiedział co powiedzieć, bardzo mocno zaskoczyło go to pytanie, ale po chwili odpowiedział bez wahania.
-Tak - dziewczyna uśmiechnęła się do niego i przytuliła. Chłopak objął ją ramieniem i przybliżył bliżej siebie. -Wygodnie ci?
-Tak - mruknęła Laura. Dziewczynie bardzo podobała się ta sytuacja, cieszyła się że może być tak blisko chłopaka, że może wdychać jego zapach, Ross nie był całkiem obojętny Laurze. On był dla nie bardzo ważny tak samo jak, ona była bardzo ważna do niego.
-Ross czy ty mnie choć trochę lubisz? - blondyn głośno wypuścił powietrze, "Raz kozia śmierć" pomyślał.
-Laura muszę ci coś ważnego powiedzieć. - dziewczyna spojrzała się na chłopaka.
-Co chcesz mi powiedzieć?
-Lauro nie wiesz jak długo zbierałem się w sobie żeby ci to powiedzieć, ale ja tak dłużej nie mogę po prostu nie potrafię. Nie potrafię udawać że nic do ciebie nie czuję, kiedy jesteś blisko mnie wszystko inne przestaje istnieć liczysz się tylko ty, nie potrafię myśleć o niczym innym tylko o tobie. Nadajesz sens mojemu życiu, przy tobie byle jaki dzień staje się wspaniałym. Kocham cię Laura. - dziewczyna była oszołomiona takim wyznaniem. Nie spodziewała się że chłopak wyzna jej miłość. -Laura kocham cię - powtórzył blondyn.
-Ja ciebie też kocham - obydwoje wpatrywali się w siebie, blondyn ujął twarz brunetki i delikatnie pocałował. Kiedy nie napotkał oporu ze strony dziewczyny kontynuował swoją czynność, bardziej pogłębiając pocałunek, dziewczyna usiadła oklapem na kolanach chłopaka i zarzuciła ręce na jego szyje, palce wplątała w jego włosy oddając pocałunek w stu procentach. Ich pocałunek z chwili na chwile stawał się bardziej chaotyczny, kiedy pocałunki przestały im już wystarczać Laura zaczęła odpinać guziki koszuli Ross'a, ten wcale nie protestował pomagał jej w pozbyciu się koszuli. Kiedy koszula leżała już na ziemi Ross podniósł się z kanapy kazał Laurze opleść się nogami o jego biodra i ruszył z nią w stronę sypialni ani przez chwile nie szczędząc sobie czułości. Chłopak położył delikatnie dziewczynę na łóżko i zaczął całować ją po szyi, kiedy odnalazł zamek sukienki delikatnie go rozpiął pozbywając się kreacji z dziewczyny, jego usta całowały już każdy milimetr skóry brunetki dekolt, brzuch, obojczyk, szyje i z powrotem usta. Laura przekręciła się tak że to teraz ona była nad Ross'em, dziewczyna wyczuła erekcje chłopaka uśmiechnęła się do siebie i zaczęła całować go po torsie. Nie szczędząc sobie czułości, powoli pozbyli się reszty swojej garderoby. W pewnym momencie blondyn podniósł się na rękach i sięgnął po swoje spodnie, wyciągnął z nich fioletową paczuszkę, uważnie zlustrował nagą sylwetkę Laury i uśmiechnął się szeroko.
-Jesteś piękna - powiedział.
Patrząc cały czas w oczy dziewczyny, blondyn otworzył zębami paczkę prezerwatywy i wyciągnął z niej pojedynczą prezerwatywę, nałożył ją na członek i wrócił do całowania swojej miłości. Ross delikatnie wszedł w dziewczynę i zaczął się poruszać, na początku wolno ale z chwili na chwile przyspieszał, Laura pojękiwała z rozkoszy. Kiedy oboje doszli do punktu kulminacyjnego, opadli ciężko na wielkie łóżko próbując unormować oddech.
-To było niesamowite - wydyszał Ross.
-Tak było - Laura położyła swoją głowę na torsie chłopaka, ten objął ją ramieniem i przycisnął bardziej do siebie.
-Kocham cię Lauro Marano - blondyn pocałował czubek głowy dziewczyny.
-Ja ciebie też Ross'ie Lynch.
-Wiem że to trochę dziwna pora na takie pytanie. Czy zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał blondyn bawiąc się włosami brunetki.
-Ty chyba sobie jaja robisz. - dziewczyna podniosła głowę. -Mogłeś się mnie spytać czy chce być twoją dziewczyną zanim poszliśmy ze sobą do łóżka, obiecałam sobie ze będę sypiała tylko ze swoimi chłopakami, a nie przyjacielem.
-Nie chcesz być moją dziewczyną? - zapytał z przerażeniem Ross, widząc minę chłopaka Laura wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Tylko się tak z tobą droczyłam, jasne że chce być twoją dziewczyną.
-A może ja już nie chcę być twoim chłopakiem?
-Co? - uśmiech zszedł z twarzy dziewczyny.
-Tylko tak się z tobą droczyłem - zaśmiał się blondyn. -Jasne że chce być twoim chłopakiem.
-A ty głupi jesteś - brunetka bardziej wtuliła się w chłopaka.
-Oj kochanie, kochanie śpi dobrze. - Ross pocałował swoją dziewczynę.
-Ty też.
Obydwoje wtuleni w siebie odpłynęli do krainy Morfeułsza. Rano pierwszy obudził się Ross z uśmiechem na ustach przyglądał się śpiącej Laurze na jego torsie, wciąż nie mógł uwierzyć jak potoczyły się wczorajsze sprawy. Kto by uwierzył że będzie chłopakiem Laury, nawet w najpiękniejszych snach nie śniło mu się że to wszystko stanie się prawdą. Nagle poczuł jak Laura się porusza, dziewczyna wpatrywała się tymi wielkimi brązowymi oczami w chłopaka.
-Dzień dobry - przywitała się Laura.
-Dzień dobry - blondyn bardzo namiętnie pocałował dziewczynę.
-Co chcesz dzisiaj robić? - wyszeptała dziewczyna przy ustach chłopaka.
-To co ty chcesz - Ross dał Laurze szybkiego buziaka.
-To co ty na to żebyśmy trochę pozwiedzali Nowy Jork?
-Ja mam dużo bardziej ciekawszy plan na dzisiejszy dzień. - blondyn zaczął namiętnie całować szyje dziewczyny.
-O nie, nie będzie seksu - Laura uwolniła się z uścisku Ross'a i wstała z łóżka.
-Dlaczego? - chłopak zrobił smutną minę.
-Bo mamy na dzisiaj zupełnie inne plany, a teraz zbieraj się.
-Ale mi nigdy w życiu nie było tak dobrze, jak z tobą.
-U wież mi, że mi też było z tobą dobrze. Ale teraz się zbieraj. - brunetka udała się do łazienki, blondyn z jękiem opadł na poduszki. Kiedy Ross i Laura byli już gotowi do wyjścia, brunetce przypomniało się że nie zabrała jeszcze jednej rzeczy, blondyn poczekał chwile na swoją dziewczynę. Po tę obydwoje trzymając się za ręce ruszyli na zwiedzanie miasta. Świetnie się ze sobą bawili nie wiedzieli kiedy ten czas tak szybko zleciał. Prawie spóźnili się na samolot ale jednak w ostatniej chwili zdążyli. Po przylocie Laura pojechała do swojego domu, a Ross do swojego. W domu blondyna przywitał Sebastian dla odmiany nie przyprowadził sobie żadnej dupy.
-No siemasz stary, wyjazd się udał?
-Tak
-Bzyknęliście się?
-To nie twój interes!
-Czyli tak - Sebastian klasnął w ręce. -Opowiadaj jak było.
-Nie będę ci opowiadał o mojej nocy spędzonej z Laurą.
-Skoro nie chcesz, nie opowiadaj. Mam dobre wieści.
-Jakie?
-Jutro zabijesz Laurę Marano. - blondyn z szoku upuścił szklankę na podłogę która roztrzaskała się.
-CO!? NIE ZROBIĘ TEGO!!!
-Dlaczego?
-BO KOCHAM JĄ!!!
-Teraz na amory ci się zebrało. Dobrze wiedziałeś że będziesz musiał ją zabić.
-Wiedziałem, ale nie sądziłem że się w niej zakocham.
-To będziesz musiał jakoś przeżyć jej śmierć. Dostałeś zlecenie to je musisz wykonać, nie zważywszy na to co czujesz, zabijesz ją czy ci się to podoba czy nie.
-Ja jej nie zabije, zrozumiałeś.
-To ja ją zabije.
-Ciebie chyba popierdoliło, nie zabijesz jej!
-Jeśli my jej nie zabijemy, to sami zginiemy.
-Czy ludziom Grubego naprawdę zależy na śmierci Laury?
-Nie, ale musimy mieć jakiś pożytek z tej sprawy. Gruby pozwolił nam ją zabić.
-Ona nie zginie, rozumiane? Jesteś moim przyjacielem i nie zrobisz tego!
-Dobra niech ci będzie.
Ross zabrał swoją walizkę i udał się do swojego pokoju. Był wściekły, na maksa wściekły, za żadne skarby świata nie pozwoli żeby jego miłości spadł choć jeden włos z głowy. "Dlaczego wpakowałem się w takie gówno?" pomyślał, strasznie się bał tego że jak dziewczyna dowie się co on robi nie będzie chciała go znać. Dla niej blondyn był skłony przestać zabijać zmienić się na lepsze, chłopak zawsze był dobry, tylko miał pecha w życiu, pecha że spotkał Sebastiana który sprowadził go na złą drogę. Ross zaczął żałować że zabił tylu ludzi (choć niektórym skurwielom się należało) nie chciał on okłamywać swojej dziewczyny, postanowił więc powiedzieć jej wszystko, wytłumaczyć dlaczego to robił i błagać ją o przebaczenie. "Ona nie zasługuje na takiego kogoś jak ja" chłopak przyznał się sam przed sobą, nie wiedział kiedy nawet zasnął. Rano wziął prysznic ubrał czarne dżinsy, biały T-shirt i czarne trampki broń schował za paskiem spodni wyszedł z domu bez śniadania, nie był głodny, wsiadł do swojego porsche i ruszył w kierunku firmy. Po dwudziestu minutach był już przed wejściem "Home Marano" mimo tego że dzisiaj była niedziela, blondyn wiedział że prezes będzie dzisiaj podpisywać jakieś papiery i że będzie tam też Laura. Zebrał się w sobie na odwagę i wszedł do środka, przed drzwiami do pokoju konferencji gdzie właśnie były podpisywane papiery, zawahał się czy wejść w końcu otworzył drzwi. Wszyscy w sali konferencyjnej spojrzeli się na blondyna.
-Przepraszam bardzo, czy mógłbym porwać na chwilę Laurę. - cały tłum zgromadzonych spojrzał się na dziewczynę.
-Tak - odpowiedziała lekko speszona dziewczyna. Kiedy Ross i Laura zamknęli za sobą drzwi od razu rzucili się na siebie, całowali się tak jakby od tego zależało ich życie.
-Tęskniłam - wyszeptała Laura przy ustach chłopaka.
-Ja też i to bardziej - Ross mocno przytulił do siebie dziewczynę. -Posłuchaj muszę powiedzieć ci coś ważnego, przez to co za chwile usłyszysz na pewno nie będziesz chciała mnie już więcej znać.
-O co chodzi - zaniepokoiła się brunetka, strasznie się bała co miał jej dopowiedzenia jej chłopak.
-Jak już wcześniej wspomniałem na pewno nie będziesz chciała mnie już znać po tym co usłyszysz, zrozumiem. Wiec że bardzo cię kocham i zrobił bym dla ciebie wszystko... - przerwał Ross kiedy usłyszał klaskanie, po chwili za rogu wyłonił się Sebastian. W ręku trzymał pistolet wycelowany prosto w dziewczynę i chłopaka.
-Jesteście słodcy, tak słodcy że rzygać mi się chcę - Sebastian podszedł do nich bliżej.
-Co ty tutaj robisz Sebastian? - warknął blondyn chowają Laurę za siebie.
-Przyszedłem zrobić to czego ty nie zrobiłeś. - drzwi od sali konferencyjnej otworzyły się, wyszedł z nich John widząc czarnowłosego z pistoletem wycelowanym prosto w jego córkę i Ross'a zatrzymał się gwałtownie.
-Przepraszam bardzo, kim pan jest? I dlaczego pan celuje bronią w moją córkę i mojego pracownika? - John tempo wpatrywał się w niezruszonego nieprzyjaciela.
-Dobrze że pan jest. Cieszę się bardzo że zobaczy pan śmierć swojej córki.
-Ross o czym on mówi? O jakiej śmierci? Z skąd ty go znasz? - przerażona brunetka bardziej wtuliła się w swojego chłopaka.
-Kicia twój chłopak cię okłamuje, zatrudnił się tutaj tylko po to żeby dostarczać mi informacji na temat firmy twojego ojca, a ciebie miał zabić.
-Kłamiesz!!! To nie prawda!!! Powiedz mu Ross że to nie prawda!!! - brunetka z trudem panowała nad łzami, które i tak spływały jej po policzku.
-Niestety to jest prawda. Na początku miałem się z tobą zaprzyjaźnić a potem cię zabić, ale wszystko się zmieniło kiedy cię poznałem i zakochałem się w tobie. Powiedziałem Sebastianowi że tego nie zrobię, o tym chciałem z tobą porozmawiać wyjaśnić...
-Co ty chciałeś mi wyjaśnić, no powiedz co? - dziewczyna odsunęła się od Ross'a. -Ty chciałeś mnie zabić.
-Laura kochanie ja się zmieniłem.
-Niewierze ci! Mój tata tobie zaufał a ty go oszukałeś.
-Wiem
-Dosyć już tego, skoro ty Ross nie chcesz jej zabić to ja to zrobię - czarnowłosy skierował broń prosto w Laurę.
-Tylko spróbuj ją tknąć, a pożałujesz tego. - blondyn wyciągnął broń za pasa spodni i skierował ją prosto w stroną swojego przyjaciela.
-Co ty Ross? Dla jakieś suki grozisz mi?
-Ona nie jest żadną suką!!! - krzyknął blondyn.
-Jest czy nie jest nie ma to żadnej różnicy. Wybierasz ją zamiast mnie? Zamiast najlepszego kumpla?
-Przez ciebie jestem zły.
-Chyba dzięki mnie.
-Jesteś dla mnie jak brat, tylko ciebie mam, ty byłeś zawsze przymnie, ty dałeś mi rodzinę my dwaj byliśmy rodziną, to ty pokazałeś mi ten pojebany świat zabijania, to przez ciebie jestem złym człowiekiem. Wiem że każdy z nas ma wybór, a jak głupi chciałem być jak ty, gdybym tylko mógł cofnąć czas na pewno nie zadał bym się z tobą ale niestety czasu się już nie cofnie.
-Ty i ja tworzyliśmy genialny tim. Dwaj niezależni, przystojni chłopacy niebojącego się niczego, chcesz to wszystko zepsuć, te wiele lat przyjaźni dla jakieś dziewczyny. Zastanów się bracie.
-Nie dla jakieś dziewczyny tylko dla Laury, ty nigdy nie zrozumiesz co to jest kochać drugą osobę. Co to jest oddanie się drugiej osobie.
-Masz racje nie zrozumiem. Daje ci ostatnią szanse żebyś dołączył się do minę.
-Laura kochanie gdybym mógł tylko cofnąć czas na pewno tę sprawy potoczyły się inaczej, zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Przykro mi bardzo Sebastian ale nie dołączę do ciebie, wolę zginąć w imię miłości niż być znowu taki jak ty.
-Twój wybór, sam tego chciałeś. Żegnaj bracie. - Sebastian skierował broń w stronę Ross'a.
-Żegnaj bracie - blondyn szybko nacisnął spluwę, strzała trafiła prosto w serce Sebastiana. Czarnowłosy złapał się za postrzelone miejsce i opadł na kolana, Ross opuścił broń i sam opadł na kolana zaczął głośno szlochać. Zabił go naprawdę go zabił, chłopak czuł się tak jakby zabił własnego brata ale musiał to zrobić musiał go zabić. Blondyn poczuł jak ktoś obejmuje go i przytula do siebie nie musiał otwierać oczów żeby wiedzieć kto to jest.
-Ciii. Wszystko będzie dobrze zobaczysz. - Laura pocałowała blondyna w głowę.
-Nie, nie będzie dobrze. Jestem zły, a ty nie powinnaś się do mnie zbliżać. Tak strasznie cię przepraszam jest mi okropnie przykro....
-Ciii wiem Ross, wiem - przerwała blondynowi dziewczyna.
-Tak strasznie cię kocham.
-Ja ciebie też. Zobaczysz wszystko się ułoży ty i ja będziemy razem.
-Nie Lauro, nie możemy być razem, po tych wszystkich złych rzeczach które zrobiłem pójdę do więzienia.
-Nie pójdziesz do żadnego więzienia, mój tata oczyści cię ze wszystkich zarzutów.
-Nie Lauro tak nie można, zrobiłem złe rzeczy i teraz muszę ponieść kare.
-Ross - zaczął John -Dzisiaj dowiodłeś że jesteś dobrym człowiekiem, uratowałeś moją córkę. Wybrałeś dobro niż zło, straszne żałujesz swoich czynów co dowodzi o tym że jesteś dobrym człowiekiem. Zabiłeś tego człowieka żeby ratować nas wszystkich, sąd na pewno weźmie to pod uwagę. To co robiłeś wcześniej może być naszą małą tajemnicą, nikt o niczym się nie dowie jeśli oczywiście sobie tego życzysz. Moja córka bardzo ciebie kocha, jak widzę ty też ją bardzo kochasz.
-Tak proszę pana. Dlaczego pan chce mi pomóc, przecież oszukałem pana?
-Czasami to co było kiedyś nie ma znaczenia, ważne jest to co jest teraz. Kiedy człowiek się zmienia na dobre czasami warto zapomnieć o tym co ten ktoś zrobił źle i dać mu drugą szanse. Ross byłeś znakomitym pracownikiem, bardzo bym chciał żebyś nadal dla mnie pracował. Co ty na to?
-Z miłą chęcią będę pracował dla pana.
-Ale jeśli skrzywdzisz moją córkę to cię zabiję - zagroził pan Marano.
-Na pewno jej nigdy nie skrzywdzę.
-To dobrze - prezes firmy odszedł od pary.
-Dlaczego ty mnie chcesz? - zwrócił się Ross do Laury.
-Bo jestem po uszy zakochana w panu panie Lynch. I może dlatego że od zawsze miałam słabość do niegrzecznych chłopców.
-Ale ja już jestem dobry.
-Ty zawsze byłeś dobry - blondyn złożył delikatny pocałunek na ustach dziewczyny.
6 MIESIĘCY PÓŹNIEJ
-Do kąt mnie prowadzisz Ross?
-To niespodzianka.
-Nic nie widzę.
Ross właśnie prowadził Laurę w tajemnicze miejsce, dziewczyna miała zawiązane przepaskom oczy nic nie widziała i ciągle potykała się o coś albo uderzała.
-Kuźwa mać - przeklęła dziewczyna potykając się o kamień.
-Przepraszam jestem słabym pilotem.
-Słabym? Chyba chciałeś powiedzieć fatalnym.
-Weź już nie marudź, jesteśmy już na miejscy. - chłopak zdjął przepaskę z oczów dziewczyny. Przed Laurą ukazała się plaża, nikogo prócz ich dwójki nie było na plaży, zachodzące słońce odbijało się od oceanu, przyjemny wiatr rozwiewał włosy Laury na wszystkie strony.
-Co my tutaj robimy? - brunetka odwróciła się w stronę swojego chłopaka.
-Pomyślałem że to będzie romantyczne miejsce.
-Po co jest ci potrzebne romantyczne miejsce?
-Lauro kocham cię najbardziej na świecie, nadajesz sens mojemu życiu, nie potrafię żyć bez ciebie. Jesteś dla mnie całym światem, ten czas spędzony z tobą jest najlepszy w moim życiu. Chciałbym spędzić z tobą całe moje życie. Kocham cię. - blondyn sięgnął do kieszeni swojej krótki z której wyciągnął małe pudełeczko, uklęknął przed dziewczyną i otworzył pudełeczko. W środku znajdował się przepiękny pierścionek z diamentem. -Lauro Marano czy wyjdziesz za mnie? - dziewczyna pokiwała głową i powiedziała:
-Tak
Uradowany blondyn porwał dziewczynę w bardzo namiętnym pocałunku, kiedy skończyli się oni już całować chłopak wsunął pierścionek na rękę ukochanej.
-Jest piękny - przyznała dziewczyna wpatrując się w niego.
-Nie tak piękny jak ty.
-Kocham cię Ross.
-Ja ciebie też Laura.
Obydwoje złączyli się w namiętnym pocałunku. Od teraz zawsze będą razem, a ich miłość do siebie jest wieczna. Ich szczęściu nie zagraża nic złego, bo to dobro zawsze wygrywa.  

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz