Rozdział 40

284 12 2
                                    

Rano obudziłam się pierwsza, leniwie przetarłam zaspane oczy, kiedy przyzwyczaiłam mój wzrok do światła spojrzałam na śpiącego Ross'a. Spał tak słodko że nie miałam serca go budzić, ale nie było innego wyjścia i musiałam to zrobić.

-Ross wstawaj! - chwyciłam jego ramiona i zaczęłam nimi potrząsać. Blondyn jęknął z niezadowolenia i przewrócił się na drugi bok. - O nie! Nie będziesz spał. - wstałam i skoczyłam na niego.

-Jezus... - leżałam na plecach chłopaka, który próbował przyłożyć mi poduszkę do twarzy. -Laura chyba mi nie dasz spokoju. - stwierdził po czym przewrócił się tak że teraz leżałam na jego klacie, a nie plecach, przytaknęłam głową na znak że się z nim zgadzam. Chyba z pięć minut patrzyliśmy sobie prosto w oczy.

-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak miło cię widzieć od razu po przebudzeniu. - Lynch pocałował mnie w policzek, zarumieniłam się przypominając sobie co robiliśmy w nocy.

-Hej nie śpij. - podniosłam jego brodę do góry, kiedy on zamykał oczy.

-Nie mam co liczyć na śniadanko od mojej pięknej kobiety, racja? - przejechał koniuszkami palców po moim nagim ramieniu, przez całe moje ciało przeszedł dreszcz, a w dole brzucha poczułam taki skurcz jakby tysiące motyli naglę wyleciało z ukrycia i latało po całym moim brzuchu.

-Musimy iść, a nawet gdybym chciała ci zrobić śniadanie założę się że tutaj nic nie znajdę.

-Masz rację niczego raczej tutaj nie znajdziemy.

-Ja zawsze mam rację. - pokazałam mu język. -Jak chcesz mogę ci coś postawić w Starbucksie.

-Ty możesz mi coś innego postawić. - mruknął i uśmiechnął się zadowolony z tego co powiedział. Nie rozumiem z czego on się tak cieszy przecież to nie było wcale zabawne, moja twarz przybrała powagi.

-Wychodzę. - popatrzyłam na niego po czym podniosłam się żeby wstać, ale on złapał mnie za rękę przyciągając znowu na dół.

-Nie. Proszę zostań. Poleżymy sobie jeszcze trochę.

Wyszło na to że przez dobre piętnaście minut leżeliśmy w ciszy zdani tylko na swoje własne myśli, potem trochę się całowaliśmy, a na sam koniec rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Koło godziny dziesiątej wyszliśmy z domu kolegi Ross'a, wcześniej ogarnęliśmy go tak żeby nie było widać, że ktoś tu przebywał no i podlaliśmy kwiaty. A właściwe to ja to zrobiłam, gdybym ich nie podlała pewnie by zwiędły, bo i tak były na skraju wyczerpania. Co za idiota powierzył Ross'owi takie zadanie, chyba taka osoba która chcę żeby jego rośliny padły. Blondyn tłumaczył mi, że jest tu raz w tygodniu od miesiąca i że robi to o co go poproszona. Powiedziałam że mu wierzę dla świętego spokoju. Ale kiedy blondyn był w łazience znalazłam ogromny pokój gier i reszta stała się jasnością.

***

-Fajny twój kolega ma dom. - wzięłam łyka kawy. Wracaliśmy właśnie z Starbucksa do domu, ja popijałam moją kawę, a Ross trzymał mnie za rękę i co jakiś czas prosił żebym dała mu napić się mojego napoju, bo sam wypił swój w kawiarni.

-Naprawdę? Podoba ci się?

-No. - przytaknęłam głową.

-Chciałabyś mieć kiedyś taki dom?

-Do czego ty zmierzasz? - kiedy zadawał mi to pytanie brzmiał dziwnie.

-No wiesz, kiedy kiedyś się pobierzemy to będziesz chciała mieć taki dom i mieszkać w nim ze mną? - zatrzymał się na chwilę, a ja razem z nim. Wyglądał tak słodko, gdy mówił to nieśmiało i lekko zawstydzony.

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz