Rozdział 31

240 16 0
                                    

  Od urodzin Vanessy i Rocky'ego minęło sześć tygodni, nic ciekawego nie działo się przez ten czas, może poza moimi urodzinami które były super. Teraz oficjalnie mam osiemnaście lat! Głupio że nie mogę iść sobie legalnie do klubu i kupić alkohol, bo nie mam jeszcze dwudziestu jeden lat. To nie oznacza że nie będę tego robić, oczywiście że będę tyle że nielegalnie. Wracając do moich urodzin, impreza była genialna, mam pewną teorie że Vanessa przespała się z Riker'em po pijaku, ale nie jestem pewna. Ich relacja mnie irytuje, przy nas wszystkich zachowują się jak zwykli przyjaciele (chodź ich zachowanie czasami na to nie wskazuje) a jak są sami, to wyglądają jak dwa napalone byki na siebie, które z trudem panują nad tym żeby się na siebie nie rzucić, bo nie pozwala im na to etyka. To jak oboje pożerają się wzrokiem jest za razem słodkie i okropne, jakiś czas temu kiedy przyszliśmy do Lynchów Nessa założyła spódniczkę, a Riker zaczął się ślinić co było dosyć ohydne. Ja rozumiem że ktoś może zachwycać się czyimś wyglądem, ale ślinienie się nie jest ani atrakcyjne ani słodkie, raczej bym powiedziała że to jest nie smaczne. Razem z Rydel zauważyłyśmy ich dziwne relacje i teraz jesteśmy niczym detektyw Sherlock Holmes szukający jakiś dowodów na istnienie ich związku. Parę dni przed urodzinami pojechałam razem z Van do taty na kilka dni, bardzo się cieszyłam że mogę z nim spędzić czas. Trochę opowiedziałam mu o Ross'ie, za każdym razem jak o nim wspominałam tata robił dziwną minę, Alice powiedziała mi że jest zazdrosny o to że jego mała córeczka ma już chłopaka i jak nakazuje prawo musi go nie lubić. Chodź ona sama bardzo staranie wypytywała się o niego. Żałuje że nie ma z nami mamy, nie to że nie lubię Alice, bo lubię i to bardzo, chodzi tylko o to chciałabym bardzo żeby była z nami. Pewnie by bardzo polubiła Ross'a, tata nie miał szansy jeszcze poznać go osobiście. W tym samym czasie co ja wyjechałam, on pomagał koledze w pizzerii, robił ciasto albo rozwoził po domach. Parę razy pomagała mu w rozwożeniu pizzy, blondyn od rana do wieczora ciężko pracował, dobrze że dziewczyny były, bo inaczej z nudów bym umarła. Nie mieliśmy za bardzo czasu dla siebie. Na urodzinach okazało się, że Ross kupił bilet na koncert Justin'a Timberlake. Kiedy dostałam kopertę w której były dwa bilety na koncert, jeden dla mnie, a drugi dla osoby towarzyszące, myślałam że ze szczęścia umrę. Rzuciłam się na mojego chłopaka, całowaliśmy się z jakieś dziesięć minut, kiedy oderwaliśmy się od siebie wtuliłam twarz w zagłębieniu jego szyi, on szepnął mi do ucha "Wszystkiego najlepszego kochanie". To były moje najlepsze urodziny w całym życiu. Koncert Timberlake ma odbyć się dwudziestego siódmego grudnia. Rydel i Vanessa ciągle mnie męczą żebym jedną z nich wzięła ze sobą jako osobę towarzyszącą, to robi się już męczące. Mówiłam im że nie wyobrażam sobie żeby nie wziąć ze sobą Ross'a, to przecież dzięki niemu idę na koncert. A sama wiem, że bilety nie były wcale takie tanie, a on tak ciężko pracował i wszystko wydał na to żeby moje marzenie się spełniło. Mam najlepszego chłopaka na świecie! Za niedługo święta i wszyscy żyjemy tym magicznym czasem. W sklepach można zobaczyć pełno świątecznych ozdób i innych takich pierdółek. Jestem właśnie w trakcie strojenia swojego pokoju żeby dodać mu świątecznego blasku, aktualnie siedzę na łóżku, bo zrobiłam sobie krótką przerwę. Obok mnie na krześle od biurka siedzi Rydel, która postanowiła mi pomóc, z racji tego że wczoraj ja jej pomagałam.
-Sherlocki możecie przestać knuć te swoje teorie spiskowe? - jęknął Ross, który leżał na łóżku i jedną ręką obejmował moje biodra, a w drugiej obracał ozdobę świąteczną w kształcie gwiazdy uważnie jej się przyglądając. Odwróciłam do niego głowę i spojrzałam z pod byka. Ja i blondynka byłyśmy w trakcie omawiana tego że Vanessa gdzieś wyszła i Riker też i że pewnie poszli się spotkać ze sobą.
-Ross my jesteśmy tu w trakcie omawiania bardzo istotnych spraw, a ty nam przerywasz! - oburzyła się jego siostra. Przytaknęłam jej głową wkładając kolejny kawałek mandarynki do ust.
-Ty nawet przeciwko mnie. - dźgnął mnie palcem w bok.
-Tak jakoś wyszło. - wzruszyłam ramionami i włożyłam mu mandarynkę do ust. Blondyn mruknął że niech mi będzie i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, czyli macanie moich ozdób świątecznych i komentowanie ich wszystkich.
-Jak na was patrze to płakać mi się chce, że nie mam chłopaka.
-I przez długi czas nie będziesz miała. - odparł Lynch. Kiedy Delly posłała mu mordercze spojrzenie dodał. -Chłopacy i ja nie wyrażamy zgody na chłopaków, jesteś za młoda.
-Ty chyba jesteś chory.
-Chyba ty. - pokazał jej język.
-Raczej ty. - odpyskowała mu siostra i rzuciła w niego moja mandarynką.
-Ej, to moje! Jak chcecie rzucać w siebie jedzeniem, to nie tutaj. - gorzej z nim jak z dziećmi.
-To on/ona zaczęła/zaczął! krzyknęli równocześnie wskazując na siebie nawzajem palcem.
-Jakie zgodne rodzeństwo. - zaśmiałam się pod nosem. -Masz rozplącz te lampki, skoro ci się nudzi. - rzuciłam na brzuch mojego chłopaka poplątane lampki, których nie chciało mi się rozplątywać. Blondyn głośno westchnął i zabrał się za robotę.
-Fajnie że my i wy spędzimy święta w Kolorado! - krzyknęła podekscytowana Delly. Lynchowie co roku w święta Bożego Narodzenia jeżdżą do Kolorado, gdzie mieszkają tam ich dziadkowie, żeby razem z nimi spędzić ten niezwykły czas. Ciocia i wuja jakieś trzy lata temu kupili w Kolorado nie duży domek w którym spędzają święta i czasem przyjeżdżają na wakacje, chodź sami twierdzą że wolą tam przyjeżdżać w święta. Kiedy spytałam się ich dlaczego kupili tam dom, odpowiedzieli mi że kochają spędzać święta ze śniegiem, a w Los Angeles nie pada i wiecznie jest słonecznie. Dowiedziałam się też że tata ma przyjechać na jeden dzień do Kolorado, a później ma wyjechać do senatorium, bo ma lekkie problemy ze zdrowiem. Ale nie kazał mi się tym martwić.
-Też się strasznie z tego powodu cieszę! - wstałam z łóżka, podeszłam do małej choinki, która stoi na parapecie i zaczęłam zawieszać na niej ozdoby. Po chwili dołączyła do mnie Rydel.
-Pójdziesz zemną na zakupy świąteczne?
-Tak, sama muszę zrobić wszystkim prezenty. - zgodziłam się na propozycje przyjaciółki.
-A co mi kupisz? - Ross wyszczerzył się jak dziecko, wstając z łóżka.
-Stringi. - uśmiechnęłam się wrednie.
-Co kurwa? - mina mu zrzedła. Razem z blondynką wybuchnęłyśmy głośnym nie pohamowanym śmiechem, wyciągnęłam z kieszeni mój telefon i zrobiłam mu zdjęcie (za niedługo ma urodziny, więc te zdjęcie nada się idealnie). Po tym jak zrobiłam mu zdjęcie, otrząsnął się i strzelił focha, na chwilę odwrócił się do nas. -Ale ty tak na poważnie?
-A czy ja wyglądam jakbym sobie żartowałam? - wskazałam na siebie palcem.
-W tej opasce z rogami reniferów i łańcuchem świątecznym owiniętym wokół szyi, tak, wyglądasz jakbyś robiła sobie ze mnie jaja. - kompletnie zapomniałam o tym że mam ubrane te przeklęte rogi i łańcuch, chciałam zachować kamienną twarz i trochę z niego pożartować. Ale oczywiście wyszło jak zawsze. Już od dawna mam kupiony dla niego prezent, przez prawie cały listopad ciągle mi mówił o nowej płycie The Script, przez to że ciągle pracował nie miał czasu iść sobie jej kupić, a teraz że są święta i musiał zrobić wszystkim prezenty to nie stać go na nic. Mam zamiar dokupić mu jakąś bluzę, bo biedak nie ma teraz prawie żadnej, przez to że ciągle mi jakąś pożycza, a ja zapominam mu je oddać. Na szczęście nie muszę go wypytywać o rozmiar, wystarczy tylko że podejdę do szafy i sama to sprawdzę.
-Kiedy macie występ? - zapytałam.
-W ten piątek.
-A przyjdziesz? - spytał Ross obejmując mnie od tyłu.
-Oczywiście. - pocałowałam go w policzek i uwolniłam się z jego uścisku, wracając do mojego wcześniejszego zajęcia. Zapomniałam wam wspomnieć że od występu R5 na urodzinach, zagrali oni trzy koncerty w sobotni wieczór w kawiarni, głównie grają covery, ich jedynym utworem który napisali jest "Cali Girls" Rocky, Riker, Ross i Ellington pisali to przeszło osiem godzin ze słowami i muzyką. Wczoraj Delly pokazywała mi swój tekst który sama napisała, piosenka nazywa się "Love Me Like That" i uważam że jest genialna. Blondynka twierdzi że musi jeszcze ją dopracować i że będzie potrzebowała pomocy chłopaków z muzyką, ale tak poza tym wszystko jest perfekcyjne. Nie mogę się doczekać żeby usłyszeć moją księżniczkę, Rydel coś wspominała że chłopacy będą robić jej chórek, ale nie jest tego jeszcze pewna w stu procentach. W piątek R5 ma zagrać koncert świąteczny ze najsłynniejszymi utworami gwiazdkowymi dla klientów kawiarni "Cafe", mało kreatywna nazwa kawiarni za to mają naprawdę dobrą kawę i ciasta. Nawet nie musieliśmy prosić Alexe żeby zagadała z właścicielem, bo sam to zaproponował.
-Już wiecie co zagracie? - postanowiłam przerwać ciszę, która nastała po moim pocałunku w policzek.
-Tak, mamy już ustaloną kolejność utworów. Szkoda że mamy tylko czterdzieści minut czasu. - Delly trochę posmutniała, widząc to Ross podszedł do niej i objął jedną ręka.
-Ale to zawsze jest lepsze niż nic. Popatrz na naszym pierwszym występie było z około dziesięć osób, a na ostatnim było już koło trzydzieści osób. Z występu na występ coraz więcej ludzi idzie nas posłuchać, co dzięki temu pozwala nam się rozwijać jako muzycy. Czy myślisz że te wszystkie gwiazdy od razu miały pełno fanów i grali długie występy? Powiem ci, że nie. Oni zaczynali tak samo jak my od samego początku, gdzie mało ludzi ich słuchało, ale za czasem coraz więcej osób się nimi interesowało, a ich występy trwały dużej. Weźmy sobie taką Taylor Swift na samym początku była tylko ona i jej talent, a później występowała na konkursach, festiwalach i została mega gwiazdą, która słynie z tego że często pisze teksty o swoich byłych. Chodzi mi o to że na samym początku nigdy nie będzie łatwo, ale czym dalej zajdziemy to będzie łatwiej. - zaczęłam bić brawa, kiedy blondyn skończył swoją pełną motywacji mowę. Zrobiłam głośne "Aww", gdy blondynka i blondyn się do siebie przytuliły.
-Myślisz o tym samym co ja? - Rydel zapytała brata, jak nadal się do siebie tulili. Rodzeństwo wymieniło między sobą iście wredne spojrzenie i rzucili się na mnie. Wszyscy wylądowaliśmy na łóżku, ja miałam takie szczęście że państwo Lynch wylądowali na mnie, nieco mnie przygniatając.
-Serio musieliście to zrobić!? - lekko się wkurzyłam, rozmasowując sobie obolałe miejsce. Co za banda idiotów? Ci nic nie odpowiedzieli tylko zaczęli mnie łaskotać. Krzyczałam i wiłam się na wszystkie strony, przez przypadek straciłam coś z szafki nocnej, nawet nie zdążyłam zobaczyć co to było, bo musiałam się bronić przed nimi. -Błagam przestańcie! Proszę! - krzyczałam śmiejąc się i broniąc.
-Ja myślisz Rydel darujemy Laurze? - chłopak na chwilę przerwał tortury.
-Ja nie wiem Ross, jakoś mnie nie przekonały te prośby. - dziewczyna podrapała się po karku.
-Błagam was! Zrobię wszytko, ale przestańcie!
-Ciągle się waham, a ty blondi? - Delly udała że się zastanawia.
Wykorzystując moment ich nieuwagi szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, gdzie się tam zamknęłam. Ross i Rydel byli tak zaskoczeni moją ucieczką, że nie zdążyli mnie zatrzymać, kiedy się otrząsnęli ja waśnie zamykałam drzwi do łazienki, wszystko działo się tak szybko.
-Laura weź otwórz! Nie wygłupiaj się! - blondyn próbował się dobić do środka. Oparłam się o zlew i czekałam na dalszy rozwój zdarzeń.
-Nie wydurniaj się! - do walenia w drzwi dołączyła się dziewczyna. Chciałam im odpowiedzieć że się nie wygłupiam, ale przez przypadek zwaliłam z umywalki perfum, który cały się po tłuk.
-Kurwa. - powiedziałam cicho i zaczęłam zbierać kawałki szkła z podłogi. Kurcze, to był jeden z moich ulubionych perfum i na dodatek był prawie cały pełen. Super teraz w łazience będzie intensywnie śmierdziało, będę musiała otworzyć okno.
-LAURA! CO SIĘ DZIEJE!? OTWIERAJ MI TE CHOLERNE DRZWI! OTWIERAJ JE! - Ross jak usłyszał że coś spadło, wpadł w jakiś szał. Walił i krzyczał w drzwi, jak tak zaraz dalej pójdzie to wyrwie te drzwi z zawiasów. Pewnie pomyślał że się na nich obraziłam i teraz będę chciała sobie coś zrobić albo że zasłabłam. Raz przy nim zakręciło mi się w głowie i straciłam przytomność na chwilę, po tym jak się ocknęłam Ross strasznie panikował i chciał mnie zawieść do szpitala, godzinne musiałam mu tłumaczyć że nic mi nie jest i czuje się lepiej. Zapatrzyłam się na kilka sekund na drzwi, gdzie było bardzo wyraźnie słychać lekko podenerwowany głos mojego chłopaka, źle chwyciłam jeden kawałek szkła co poskutkowało tym że się przecięłam. Szybko przyłożyłam palec do ust i lewą ręką skończyłam sprzątać.
-Laura wszystko okej? - z ledwością usłyszałam głos blondynki pod tym ciągłym walenie pięściami w drzwi przez chłopaka.
-KOCHANIE NIC CI NIE JEST!? OTWIERAJ TE JEBANE DRZWI, BO JE ZARAZ WYRWĘ! - w końcu nie wytrzymałam i otworzyłam drzwi. Czekoladowooki jak tylko mnie zobaczył, od razu przytulił się do mnie dusząc mnie przy tym. -Nie wiesz, jak się o ciebie bałem. - pocałował mnie w czubek głowy.
-Co to był za hałas? - zaciekawiła się moja przyjaciółka. Wskazałam na blondyna, a Delly od razu skapnęła się o co mi chodzi. -Ross puszczaj Laurę, bo ta nie może oddychać. - posłusznie wykonał polecenie siostry.
-Nic tylko perfum mi spadł i się rozbił. - machnęłam ręką.
-Ty krwawisz. - zauważył Ross podnosząc moją rękę żebym dokładnie to widziała.
-Jak tak waliłeś w te drzwi, to zapatrzyłam się na nie i się przecięłam.
Blondyn zaprowadził mnie do łazienki, gdzie odkręcił wodę i zaczął przemywać mi ranę, Rydel wysłał po apteczkę. Kiedy blondynka wróciła, opatrzył mi ranę i dał całusa w palec żeby nie bolało. Dokończyliśmy ozdabianie pokoju, podoba mi się jak to wszystko urządziliśmy, nie jest tych wszystkich ozdób za wiele, co daje harmonie pokojowi i nie kiczowaty wystrój.
-Co teraz będziemy robić? - zapytałam chowając karton, gdzie trzymałam tam wszystkie świąteczne duperele, na dolną półkę w szafie.
-Może upieczemy pierniki? - zawołała podekscytowana Rydel, wszyscy przystali na tą propozycje.  

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz