-To co teraz porobimy? - Ross uniósł pytająco brwi.
-Nie wiem jak ty, ale ja idę wstawić te cudeńka do wazonu. I tak już dużo one wycierpiały. - spojrzałam znacząco na mojego przyjaciela.
-I to niby moja wina? - na te słowa zaśmiałam się i poszłam nalać wody do wazonu. Kiedy wróciłam do pokoju blondyn stał koło mojego biurka i chyba coś naprawiał, przebierał niezdarnie rękami i przeklinał pod nosem.
-Można wiedzieć co robisz? - postawiałam wazon z kwiatami na regale. Chłopak słysząc mnie aż podskoczył.
-Można wiedzieć dlaczego się skradasz i straszysz mnie? - Ross nawet na mnie nie spojrzał. Dalej majstrował coś przy biurku, trochę się zaniepokoiłam.
-Ja się wcale nie skradam, jestem u siebie nie muszę pukać przed wejściem do pokoju. Ross co ty tam wyprawiasz? - zaczęłam wolno podchodzić do chłopaka.
-Nic.
-Nie wydurniaj się i pokaż mi!
-Ale nie będziesz na mnie zła?
-To zależy co zrobiłeś.
-Laura ja nie chciałem tego zrobić, leżałem sobie na łóżku i grzecznie czekałem na ciebie. Kiedy nagle mój wzrok natrafił się na twojego laptopa, nie wiedziałem kiedy wrócisz więc postanowiłem uruchomić te maszynę. Pech chciał że kiedy chwyciłem laptopa z biurka on mi spadł na podłogę i....sama popatrz - moim oczom ukazał się laptop w dwóch osobnych częściach. Z niedowierzaniem spojrzałam na chłopaka, monitor był cały potrzaskany, a na klawiaturze brakowało kilka literek. Ostrożnie chwyciłam obie części laptopa i przyłożyłam je do siebie po czy znowu je rozdzieliłam. -Wiem że to słabo wygląda, ale uwierz mi na słowo ja nie chciałem to był wypadek! - blondasek zrobił skruszoną minę.
-Słabo wygląda!? Człowieku mój laptop jest w dwóch częściach! - nie wiem czemu, ale po części ta sytuacja mnie bawiła widząc wystraszoną i skruszoną minę Ross'a nie mogłam wprost wytrzymać ze śmiechu. Opamiętałam się jednak i przybrałam maskę wściekłej laski. Nie byłam bym sobą gdybym nie podroczyła się z nim.
-Laura nie zdajesz sobie nawet strawy jak jest mi przykro. Przepraszam cię. Ja próbowałem naprawić twojego laptopa ale się nie da.
-Jak próbowałeś go naprawić!? Przyłożyłeś obie części do siebie mając nadzieje że w magiczny sposób połączą się one ze sobą? - odłożyłam resztki laptopa z powrotem na biurko. Blondyn pokiwał twierdząco głową. -Nie wieże.
-Odkupie ci tego laptopa. - nagle do głowy przyszedł mi iście przebiegły pomysł.
-Nie, nie odkupisz mi tego laptopa.
-Jak to? Przecież popsułem ci go.
-Będziesz przez tydzień pracował dla mnie.
-A mianowicie to co będę musiał robić? - podniósł pytająco brew.
-Zobaczysz - uśmiechnęłam się iście przebiegle.
-Mam się bać?
-Nie.
-Mocno się na mnie gniewasz? - zapytał po dłuższej chwili milczenia Ross.
-Nie. I tak miałam oddać laptopa do naprawy, ale dzięki tobie nie muszę już oddawać.- machnęłam lekceważąco ręką. Usiadłam na łóżku, widząc przerażoną minę chłopaka wybuchnęłam głośnym śmiechem. -Ej, nie przejmuj się. - objęłam Ross'a ramieniem.
-Jak mam się nie przejmować skoro narażam cię na większe koszty. - blondyn błyskawicznie zerwał się na równe nogi.
-Ross przestań się przejmować. Odpracujesz to. Dzięki temu będziemy miały dodatkową parę rąk do pomocy.
-My? Czyli kto?
-No ja i Van.
-I w czym mam wam pomóc?
-Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. - powiedziałam tajemniczo.
-Czyli kiedy?
-Kuźwa Ross, czy ty musisz być taki niecierpliwy? Powiedziałam ci że dowiesz się wszystkiego w swoim czasie to się dowiesz. A jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to jutro wszystkiego się dowiesz.
-A dlaczego nie dzisiaj?
-Bo nie.
-Nie uznaje takiej odpowiedzi bo nie.
-Ross - warknęłam.
-Spokojnie. Wiesz że jak się złościsz to marszczysz uroczo nosek. - Ross lekko uderzył palcem w mój nos.
-Lepiej się pilnuj chłopcze.
-Czy ty mi grozisz dziewczynko?
-Nie ależ skąd, ja tylko daje ci dobrą rade.
-Też dam ci dobrą rade lepiej wyrzuć ten granatowy stanik, bo jest strasznie brzydki i mało atrakcyjny i podniecający. - że co!? Czy ja dobrze słyszałam!?
-Grzebałeś mi w rzeczach!!! - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
-Cccooo?
-Nie wieże jak mogłeś grzebać mi w moich rzeczach! Boże święty widziałeś moje staniki! Nie miałam pojęcia że jesteś aż taki zbokiem, żeby grzebać im po szufladach w poszukiwaniu moich majtków i staników! Zboczuch!!!
-Wypraszam sobie zboczucha. Stałem tu i czekałem na ciebie, potwornie się nudząc więc chodziłem w te i z powrotem po twoim pokoju. Usłyszałem jak coś spadło na ziemie w twojej garderobie, więc postanowiłem tam wejść i to podnieść, kiedy odstawiłem jakieś pudełko z powrotem na miejsce zauważyłem że jakaś szuflada jest rozsunięta. Z czystej ciekawości zajrzałem do środka.
-I widziałeś moje staniki. - powiedziałam załamanym głosem.
-Woww muszę przyznać nie wiedziałem że takie cudeńka nosisz pod spodem.
-Zboczuch. - Ross się zaśmiał. -Czekaj jakie pudełko spadło? - szybko pobiegłam do garderoby. -Ross jak już grzebałeś w mojej szufladzie to mógł byś ją przynajmniej zamknąć kiedy skończyłeś podziwiać moje bardotka! - naskoczyłam na chłopaka.
-Co to jest bardotka? - zdziwił się blondasek.
-Inaczej biustonosz. - wyjaśniłam mojemu przyjacielowi w między czasie zasuwając szufladę.
-Aha, jakieś dziwne określenie. - z niedowierzania pokręciłam głową.
-Które pudło spadło?
-Ten. - moje najczarniejsze myśli się sprawdziły, Ross wskazał białe pudełko w którym był prezent dla cioci i wuja!
-O nie. Tylko nie te pudełko, tylko nie te. - w duchu zaczęłam się modlić żeby prezent był cały, pełna obaw i zmartwień sięgnęłam po kartonik. Ostrożnie postawiłam go na ziemie i usiadłam po turecku, mój przyjaciel zrobił to samo co ja.
-Ej Lau, co jest w środku? - oczy chłopaka nagle posmutniały. Wdech wydech, wdech wydech pomyślałam i podniosłam do góry wieczko kartonika. Głośno wciągnęłam powietrze kiedy zobaczyłam, że ramka ze zrobionym przeze minę samodzielnym kolażem wspólnych zdjęć cioci i wuja jest pęknięta. Ostrożnie podniosłam ramkę do góry.
-To jest mój prezent dla cioci i wuja z okazji ich czwartej rocznicy ślubu. Kurcze tak się starałam nad tym prezentem. - odłożyłam go z powrotem do pudełka.
-Wystarczy kupić nową ramkę, nic więcej. Nie martw się rzeczami które da się załatwić.
-Masz racje. - podniosłam się z ziemi i odstawiłam kartonik z powrotem na miejsce. -Nie wiem jak ty blondasku ale ja umieram z głodu. - posłałam chłopakowi promienny uśmiech.
-Ja też. - on odwzajemnił mój gest. Obydwoje udaliśmy się do kuchni, nakazałam ręką aby blondyn usiadł przy stole, a sama podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam garnek pełen spaghetti.
-Ciocia chyba ten garnek dla wojska gotował. - zażartowałam podgrzewając spaghetti.
-Zmizerniałaś trochę. - stwierdził Ross.
-Ty też.
-Ale pachnie - po kuchni zaczął roznosić się zapach makaronu z sosem. Kiedy skończyłam już podgrzewać nałożyłam każdemu z nas po porcji na talerz.
-Smacznego. - powiedziałam siadając na przeciwko blondyna. Chłopak odpowiedział mi tym samym i zabrał się za komsukcje podgrzanego przeze mnie obiadu, tak samo jak ja. Zajadaliśmy się w kompletnej ciszy, przyjemnej ciszy co rusz rzucałam Ross'owi ukradkowe spojrzenie. Dwa razy nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą na chwile. Kiedy skończyliśmy posiłek odłożyłam brudne naczynia do zmywarki, odwróciłam się na pięcie w stronę mojego przyjaciela.
-Co teraz będziemy robić? - spytał blondyn. Wzruszyłam ramionami, akurat w tym momencie do kuchni wszedł wuja Robert.
-Czołem młodzieży. - rzucił wuja Robert na przywitanie. -Jak widzę wszystko już gra.
-Tak.
-Laura mam do ciebie prośbę umyłaś byś mi samochód? - trochę zaskoczyło mnie to pytanie, ale czemu nie. Sama tego samochodu przecież nie będę myła, mam pomocnika.
-Jasne. - wuja opuścił pomieszczenie.
-Będziesz myć samochód? - Ross parschnął śmiechem.
-Nie kochaniutki, my będziemy myć samochód. - blondynowi zszedł uśmiech z twarzy.
-Ja to?
-A tak to, że musisz odpracować zepsutego laptopa. Radziłabym ci iść do domu się przebrać.
-Bo ciuchy mi się zmoczą? - chłopak pod nius pytająco jedną brew. -Proszę ci nie przesadzaj.
-Miałam na myśli, żebyś włożył coś bardziej wygodnego.
-Ale moje rzeczy są mega wygodne.
-Dobra jak chcesz, ja idę na górę się przebrać, a ty idź przed dom. - rozkazałam i pobiegłam do pokoju. Przebrałam się w krótkie spodenki z wycieru i biały top, włosy upiełam w niechlujnego koka. Gotowa ruszyłam do mojego przyjaciela, wszystkie potrzebne rzeczy do umycia samochodu były już przygotowane.
-Jak widzę wszystko już przygotowałeś. - podeszłam bliżej Ross'a.
-Nie ja wszystko przygotowałem, tylko twój wuja. Ja mu jedynie pomogłem z rozwinięciem węża. - blondyn zrzucił z siebie skórzaną kurtkę położył ją na schodach przed domem. -Pan Robert trochę się zdziwił że ci pomagam, ale jak powiedziałem mu dlaczego to już przestał. Powiedział mi bardzo mądrą rzecz...
-Jaką?
-Że wy kobiety byle jaki sposób wykorzystacie na waszą korzyść.
-Ej!!!
-Co? To jest bardzo mądre stwierdzenie, dobra bierzmy się za mycie autka. - Ross chwycił do rąk wąż ogrodowy, odkręcił wodę i skierował strumienie wody na samochód wuja. Wrzuciłam gąbkę do wiadra z pianą i podeszłam bliżej samochodu, postawiłam wiadro na ziemia, blondyn wykorzystał okazje i skierował strumień wody prosto na mnie. Z zaskoczenie krzyknęłam i wyprostowałam się, ten debli zaśmiał się pod nosem i wrócił jak gdyby nic do wcześniejszego zajęcia. O nie, tak to my się bawić nie będziemy pomyślałam, wyrwałam z rąk chłopaka przeklęte narzędzie i skierowałam prosto na niego. Ten zaczął uciekać.
-Co Lynch, jak ktoś cię oblewa to już nie jest tak zabawnie? - zaczęłam gonić mojego przyjaciela.
-Nie, nie jest. - powiedział blondyn i wyrwał mi węża z rąk. -Tak lepiej, radzę ci uciekać Marano. - z piskiem zaczęłam uciekać, Ross gonił mnie niczym psychopata swoją ofiarę ale zamiast nożu czy siekiery miał wąż ogrodowy z którego lała się zimna woda prosto na mnie! Wiem trochę dziwne porównanie, co ma psychopata wspólnego z nastolatkiem? Może to że obydwaj gonią swoje ofiary? Nie mam zielonego pojęcia. Kiedy byłam cała mokra jak kura (nigdy nie miałam pojęcia dlaczego tak się mówi) blondasek przestał mnie gonić i zakręcił wodę, mokra podeszłam do wiadra z wodą.
-Wow ale seksi wyglądasz. - blondyn uważnie zlustrował moją sylwetkę. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi ale po chwili się domyślałam, miałam na sobie biały top który był cały przemoczony i przylegał do mojego ciała ukazując mój biały stanik! Chłopak przyglądał mi się z uśmiechem starego zboczeńca, lekko skrępowana otuliłam się ramionami. Ross miał przemoczony biały T-shirt przez który było widać umięśnienie jego brzucha (ale on nie czuł się skrępowany tym faktem) i lekko miał pomoczone spodnie, a ja byłam od stup do głowy cała mokra. Blondyn otrząsnął się z amoku. -Jak widzę trochę przemokłaś. Co się stało że tak stoisz jak te widły w gnoju?
-Przestań się patrzeć na moje cycki zboczeńcu!!!
-Wypraszam sobie bardzo, te dziwne insułacje na mój temat. - blondyn próbował udawać oburzonego i obrażonego, ale coś mu to nie wyszło.
-Jakie dziwne insułacje, to sama prawda.
-O nie teraz to przesadziłaś. - chłopak odkręcił wodę i na nowo zaczął mnie godzić. Biegaliśmy w koło samochodu śmiejąc się w niebo głosy, próbowałam rękoma zaprzestać ataku ciągle krzycząc "Ross przestań, błagam cię przestań!!!" blondyn tylko się zaśmiał i skierował na mnie strumień wody. Kiedy tak biegaliśmy i śmialiśmy się zdałam sobie sprawę że...że....chyba ZAKOCHAŁAM SIĘ W ROSS'IE!!! To na pewno tylko moje jakieś głupie złudzenie czy coś w tym stylu, to przecież nie możliwe żebym zakochała się w swoim najlepszym przyjaciele, na pewno tylko mi się zdaje. Kogo ja oszukuje jestem po uszy zakochana w Ross'ie Lynchu, no bo tylko popatrzcie na niego, na jego uśmiech, na te czekoladowe oczy, na ten sześciopak na jego brzuchu. Po fakcie dokonanym starałam zachowywać się w miarę normalnie i nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Bo co by było gdybym wyznała mu to co czuje do niego, a on nie był by wstanie odwzajemnić mojego uczucia? Nasza przyjaźń by się skończyła? Czy byśmy do końca życie unikali siebie (zważywszy na to że mieszkamy po sąsiedzku było by to dosyć trudne)? Nie ważne, nie zamierzałam aż tak bardzo ryzykować, może kiedyś w dalekiej przyszłości zbiorę się w sobie żeby wyznać mu swoje uczucia.
-Dobra przepraszam nie chciałam nazwać cię zboczeńcem, choć taka jest prawda. Wybacz mi proszę. - musiałam zaprzestać tej gonitwy która trwała już jakieś dziesięć minut. Blondyn skierował strumień wody na ziemie.
-Bardzo żałujesz tego co powiedziałaś?
-Bardzo, bardzo żałuje tego co powiedziałam. - chłopak popatrzył na mnie chwile i zakręcił wodę. Hura pomyślałam w duchu.
-Niech ci będzie. Ale następnym razem nie daruje ci tak łatwo. - blondyn rzucił wąż przed siebie.
-Ja myję samochód od zewnątrz, a ty od wewnątrz jesteś bardziej słuchy ode mnie. - chwyciłam do ręku gąbkę.
-Co tylko rozkażesz królowo. - zaśmiał się Ross i zdjął przemoczony t-shirt! No pięknie teraz skupić przez to nie będę się mogła! On chyba zrobił to specjalnie albo stwierdził że wygodniej będzie mu bez koszulki.
*Oczami Ross'a*
Ale wpadłem z tym laptopem mogłem go nie ruszać przynajmniej, teraz nie musiałbym pracować dla Laury. W roli wyjaśnienia nie mam nic przeciwko mycia razem z nią samochodu pana Roberta tak szczerze to się ciesze z tego, mogłem pogonić i oblać brunetę wodą. To było śmieszne kiedy ona tak się darła i uciekała. Mam szczęście, że Lau nie kazała mi samemu wszystkiego zrobić i że razem to robimy. Trochę się obawiam tego co będę musiał zrobić dla dziewczyny, nigdy nie wiadomo co kobiecie przyjdzie do głowy, a nie daj Boże będzie miała okres to wtedy mam już przesrane. Laura musiała umyć cały samochód od zewnątrz, a ja od wewnątrz miałem trochę łatwiejszą robotę dlatego że wystarczyło żebym popsikał plakiem (plak to taki sprej który psika się tapicerkę żeby była błyszcząca i ładnie pachniało ~ aut.) i po sprawie. Specjalnie robiłem to wolno, nie chciało mi się pomagać brunetce, a jestem pewny że ona zagoniłaby mnie do pomocy. Siedziałem na miejscu kierowcy, jakąś szmatkom wcierałem sprej w tapicerkę, robiłem to bardzo wolno i dokładnie . Spojrzałem się w prawą stronę, to było najlepsze co mogłem zrobić Laura akurat myła dach samochodu i co się z tym wiąże, musiała mocno przylegać do drzwi ze strony pasażera, a że miała na sobie białą przemoczoną bokserkę przez który było widać jej biały stanik. No cóż powiem tak, widok był niczym sobie. Dziewczyna chyba wyczuła że się na nią patrze bo spojrzała się na mnie, jej mina mówiła sama za siebie znowu przyłapała mnie jak patrze się na nią z uśmiechem starego zboczeńca. Teraz przez dłuższy czas nie będę mógł się pozbyć określenia zboczuch. Posłałem dziewczynie nieśmiały uśmiech i wróciłem do swojej roboty. Kiedy w końcu skończyłem wyszedłem z samochodu, Lau właśnie sięgała wąż żeby spłukać piane z samochodu.
-Strasznie wolno ci to zajęło. - brunetka wyprostowała się.
-Ja robiłem wszystko bardzo dokładnie, a nie byle jak.
-Okej. - Laura odkręciła wodę i skierowała strumień cieczy na samochód. Ja w między czasie podszedłem do schodów i schyliłem się po t-shirt który leżał na kurtce. Wciągnąłem go przez głowę, aj zimno. Postanowiłem zignorować ten mały dyskomfort, przecież nie będę latał po ulicy bez koszulki, a za zwłaszcza wtedy kiedy pani Forman jest w wizycie u swoje siostry. Ta stara baba (podchodząca pod pięćdziesiątkę) wszczykuje w siebie tyle botoksu że głowa boli, myśli że jest najpiękniejsza i lubi młodszych. Zawsze podrywała mnie albo któregoś z moich braci, kiedyś kiedy miałem piętnaście lat zaczepiła mnie na ulicy i złożyła mi dwuznaczna propozycje, a że ja taki kulturalny, dobrze wychowany chłopak powiedziałem jej "Panią chyba popierdoliło, spierdalaj stara szmato!" i uciekłem do domu. To przecież podchodziło pod pedofilie, po tym zdarzeniu unikałem tego babsztyla jak tylko mogłem (miałem szczęście że pani Forman odwiedza swoją siostrę pięć razy w roku) ale niestety ta akcja podnieciła jeszcze bardziej tą starą niewyżytą seksualnie kobietę. Ale na szczęście po jakimś czasie poznała jakiegoś dwudziestolatka, biedny chłopak nie wiedział w co się pakuje, tak poza tym to co on widział w tej kobiecie brzydka jak nie powiem co, może widział w niej portfel, co jak co ale ona to miała kasy. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie niska brązowowłosa osóbka, która polała mnie wodą.
-A masz Ross, to za to że mnie goniłeś! - krzyknęła i zaczęła mnie gonić z wężem, a ja uciekałem co sił w nogach. Biegaliśmy tak chyba z pięć minut, ale mojej księżniczce znudziło się ganianie mnie. Mój T-shirt był cały mokry tak samo jak spodnie. Obydwaj teraz wyglądaliśmy jakbyśmy wskoczyli do basenu i wyszli z niego.
-Dobra koniec tego dobrego. - brunetka zaczęła zwijać wąż.
-Daj mi to. - zabrałem go od dziewczyny. Pomogłem Lau w posprzątaniu wszystkiego i odstawieniu na swoje miejsce.
-Dzięki za pomoc. Widzimy się jutro. - brunetka stała w progu drzwi.
-Widzimy się jutro, nie mogę się doczekać kiedy usłyszę w czym mam ci pomóc.
-Wszystkiego dowiesz się jutro.
-Nie ma takiej szansy, żebyś powiedziała mi to teraz?
-Nie.
-Szkoda. To do jutra. - pocałowałem brunetkę w policzek.
-Do jutra. - dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, westchnąłem głośno i zgarnąłem swoją kurtkę z ziemi. Po ciuchu otworzyłem drzwi do domu, nie chciałem żeby ktoś zobaczył mnie w takim stanie. Na moje nieszczęście Rydel właśnie przechodziła koło korytarzu, na mój widok od razu krzyknęła.
-Ani mi się waż tak wejść!
-Nie przesadzaj, jestem trochę mokry to nic wielkiego. - machnąłem ręką.
-Nie wejdziesz tak do domu, pół godziny myłam podłogi w całym domu. Nie pozwolę żeby moja praca poszła na marne przez jakiegoś gówniarza.
-Gówniarza? To że jesteś starsza ode mnie to nie daje ci prawa mnie tak nazywać. - oburzyłem się.
-Zdejmuj te mokre ciuchy.
-Nie będę rozbierał się przed tobą, jesteś moją siostrą!
-Czy ja ci każe się rozbierać do naga!? Masz rozebrać się do bokserek, ja przyniosę ci ręcznik żebyś mógł się zasłonić. - po tych słowach moja siostra pobiegła na górę. Dopiero po chwili zacząłem się rozbierać, kiedy stałem w samych bokserkach Rydel rzuciła we mnie ręcznikiem.
-Masz. - blondynka zgarnęła moje mokre rzeczy i poszła do łazienki. Wytarłem nogi ręcznikiem żeby nie robić śladów, po tę owinąłem się w pasie mięciutkim materiałem. Udałem się do kuchni, gdzie zastałem Rocky'iego trzymającego się za zakrwawiony palec spojrzałem na blat na którym była deska do krojenia, a na niej do połowy pokrojony pomidor, koło deski był nóż we krwi.
-Co jest brat? W rzeźnika się bawiłeś? - zaśmiałem się za to brat posłał mi mordercze spojrzenie.
-Bardzo śmieszne, weź lepiej podaj apteczkę. - podszedłem do szafki i wyciągnąłem wcześniej wspomniany przedmiot.
-Masz. - podałem bratu.
-Dzięki. - szatyn zaczął opatrywać swoją ranę.
-Co ci się stało? - zapytałem z troską.
-Robiłem sobie kanapkę i się przeciąłem. A tobie co się stało, że Rydel krzyknęła na twój widok?
-Popsułem Laurze laptopa i teraz będę u niej pracować przez tydzień. Moim pierwszym zadaniem było umyć z nią samochód. - wyjaśniłem krótko.
-Ale się wkopałeś. - zaśmiał się Rocky.
-Wiem nie musisz mówić. Lecę po prysznic.
Po prysznicu resztę dnia spędziłem przed telewizorem, na kolacji wszyscy się ze mnie śmiali, bo Rocky nie umie trzymać języka za zębami. Po kolacji pomogłem mamie w posprzątaniu i poszedłem spać.
CZYTASZ
Raura-Crazy Story
FanfictionLaura postanawia wyprowadzić się od ojca do cioci, gdzie mieszka jej siostra Vanessa. Podczas kolacji z nowymi sąsiadami, dziewczyna poznaje Ross i całe jego rodzeństwo.