Rozdział 16 cz1

327 15 0
                                    

  O pierwszej w nocy Laura przebudziła się, miała dziwny sen ale nie pamiętała go. Przetarła ręką oczy i zeszła z łóżka, ruszyła w stronę kuchni w celu napicia się czegoś. Kiedy była koło wcześniej wspomnianego pomieszczenia zatrzymała się gwałtownie, postanowiła przysłuchać się rozmowie Kristen i Eleny.
-Kristen nie rozumiem dlaczego Robert tak się uniusł, kiedy wspomniałam o Bonnie. Wiem że wciąż obwinia się o to co się stało, ale nie może tego robić, to nie jego wina. - Elena odparła zrozpaczona, Laura lekko się wychyliła żeby widzieć rozmawiające kobiety.
-Ja wiem że to nie jego wina, ty też to wiesz ale on nie. To była wielka tragedia. We wszystkich gazetach o tym pisali. - westchnęła Kristen.
-Dwadzieścia lat tak szybko minęło. Bardzo mi brakuje Bonnie, była taka wspaniała.
-Była wspaniałą, piękną, mądrą kobietą i najlepszą przyjaciółką. - Kristen uśmiechnęła się smutno.
-Dziewczynki powinny wiedzieć o Bonnie, mój starszy brat powinien się z tym pogodzić.
-On nauczył się już z tym żyć, ale czy pogodził się z tym, tego nie jestem pewna. Wczoraj sobie przypomniał o tym wszystkim, pewnie za dwa dni to minie.
-Za dwa dni jest wasza rocznica ślubu. - przypomniała Elena.
-Tak pamiętam.
-Wciąż trzymacie te wycinki z gazet z przed dwudziestu lat?
-Tak, gdzieś pewnie są schowane. - Laura nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Nie wiedziała kto to jest Bonnie, nikt nie chciał jej tego powiedzieć. Kiedy poszła spać próbowała wyciągnąć jakieś informacje od Vanessy, ale niestety ona też nie wiedziała nic na ten temat. Brunetka wiedziała że dowiedzieć się czegoś w tej sprawie może tylko od Eleny, Robert i Kristen na pewno by ją zbyli albo powiedzieli że to stare dzieje i niema co rozpamiętywać. Laura chciała wrócić do swojego pokoju, odwróciła się na piętach i po cichy na palcach zaczęła iść w stronę schodów. Po drodze nie zauważyła komody stojącej na korytarzu i weszła w nią, wazon z kwiatami przechylił się i gdyby nieszybka reakcja dziewczyny wazon by spadł na podłogę i się rozbił robiąc przy tym wielki hałas. Brunetka odłożyła nieszczęsny przedmiot z powrotem na miejsce i pobiegła na górę. W pokoju nie mogła przestać myśleć o dziwnej rozmowie Kristen i Eleny, postanowiła wypytać siostrę Roberta o to co się stało ponad dwadzieścia lat temu i dlaczego jest to taki wrażliwy temat. Po bitych dwóch godzinach rozmyślania, Laura w końcu zasnęła. Rano obudziła się przed dziewiątą, nie wyspała się wiedząc że i tak z powrotem nie zaśnie ubrała się i zeszła na dół. W kuchni zetknęła się na Elene robiącą sobie kawę, kobieta obdarowała ją promieniującym uśmiechem.
-Dzień dobry śpiochu. - przywitała się Elena biorąc łyk kawy.
-Dzień dobry ciociu. - Laura rozejrzała się po kuchni sprawdzając czy są same, wzięła głęboki oddech, raz kozia śmierć pomyślała. -Ciociu mogę się ciebie coś zapytać?
-Jasne, pytaj o co tylko chcesz. - Elena uśmiechnęła się, brunetka otworzyła już usta żeby spytać się kim była Bonnie, kiedy do kuchni przyszedł Robert.
-Witajcie dziewczyny. - Robert oparł się o szafkę, Laura zamknęła buzie. Cała odwaga uleciała z niej, wiedziała że jak spyta się kim była ta tajemnicza kobieta Eleny to wuja mocno się zezłości.
-No siema skurwielu. - Elena rozłożyła ręce.
-Ja ci dam skurwielu ty mała pipo. - brunetka była zaskoczona słysząc jak odzywa się do siebie rodzeństwo. Nie z powiedziała się tego po nich, wyglądali na kulturalnych, dobrze wyrażających się ludzi. A tu taka niespodzianka, Laura też czasami nie wyrażała się kulturalnie o Van i na odwrót. Chyba każdy kto ma rodzeństwo, rozumie to.
-Laura co chciałaś się mnie zapytać? - Laura podskoczyła na słowa kobiety. Czuła się jakby miała coś na sumieniu i została złapana przez policje.
-Yyyy już nic.
-Jesteś pewna?
-Tak, tak to nic ważnego. - skłamała.
-Kristen już wstała? - Elena zwróciła się do brata.
-Tak, właśnie bierze kąpiel.
-Kto bierze kąpiel? - Kristen objęła od tyłu Roberta, miała na sobie szlafrok, a włosy miała zawinięte w kokon z ręcznika.
-Ty kochanie. - Robert odwrócił głowę w stronę kobiety i pocałował ją.
-Jesteście tacy słodcy, że aż rzygać się chce.
-Nie przesadzaj Elen, już zapomniałaś co ty robisz ze Stefano. - zawstydzona Elena spóściła wzrok na swoje stopy.
-Dobra koniec już tego obijania się, bierzemy się za robienie śniadania. Robert nakryj do stołu, a ty Laura pokrój pomidora i ogórka.
-A ja co mam robić?
-A ty Eleno wyłóż szynkę na talerzyk. Ja idę się ubrać.
Kristen opuściła kuchnie, Robert Laura i Elena zabrali się do roboty. Po niespełna dziesięciu minutach śniadanie było już gotowe, wszyscy zajęli swoje miejsca. Śniadanie przemijało w spokojnym rodzinnym gronie.
-O której zaczynacie dzisiaj prace? - zapytała Elena.
-Dzisiaj mamy wolne. - odpowiedziała Kristen.
-To super! Będziemy mogli spędzić ze sobą cały dzień, przed moim wyjazdem.
-To świetny pomysł. Ale dzwonił do mnie kumpel, obiecałem mu że pomogę mu z załatwieniem jednej sprawy. - Robert skrzywił się.
-Cały dzień ci to zajmie? - zasmuciła się Elena.
-Nie, po dwunastej jestem wolny.
-Ja, Elena i dziewczynki pójdziemy na zakupy, a ty później dołączysz do nas. Pasuje wam taki plan?
-Jasne. - wszyscy się zgodzili.
***
Dziewczyny właśnie rozglądały się po sklepie, w celu znalezienia czegoś fajnego. Jak na razie były już w dwóch sklepach i niczego nie znalazły. Laura niebyła za bardzo zainteresowana zakupami, bardziej jej zależało na tym żeby zostać sam na sam z Eleną i wszystkiego się dowiedzieć. Wiedziała że ma mało czasu, kobieta dzisiaj wieczorem wyjeżdża.
-A co myślicie o tej. - Kristen pokazała żółtą sukienkę w czarne paski.
-Nie, nie i jeszcze raz nie. Będziesz w niej wyglądać jak słaba kopia pszczółki Maji, weź się odsuń. - Kristen cofnęła się o krok do tyłu i dała Elenie pełne pole działania. Kobieta zaczęła przebierać między sukienkami w celu znalezienia czegoś odpowiedniego dla swojej szwagierki. Po kilku sekundach pokazała dziewczyną piękną czerwoną sukienkę.
-W tej będziesz wyglądać doskonale. - zielonooka podała Kristen sukienkę.
-Jezus ale piękna. Serio myślisz że będzie mi pasować?
-Nie gadaj tylko leć przymierzyć. - Elena popchnęła żonę swojego brata w stronę przymierzalni. Laura podeszła do Vanessy.
-Jak myślisz, o co w tym wszystkim chodzi?
-Nie rozumiem. - odpowiedziała Van przykładając do siebie bluzkę.
-Daj spokój to nie twój kolor. - Laura odłożyła bluzkę z powrotem na miejsce. -Nie uważasz że ta sprawa z tą Bonnie nie jest trochę dziwna? Dlaczego nikt nie chęc nam powiedzieć kim ona była. I dlaczego wuja tak się uniósł kiedy ciocia Elena wspomniała o niej przy kolacji.
-A ty znowu o tym? - westchnęła Nessa. -Serio nie masz innych tematów do rozmowy?
-Ale przyznaj że ciekawi cię co oni ukrywają.
-Może mają ku temu powody? Uważam że nie powinnyśmy się mieszać w ich prywatne sprawy, jak będą chcieli to nam powiedzą co ukrywają, a jak nie to mówi się trudno.
-Ale problem jest w tym, że oni chyba nam nigdy tego nie wyznają. Dlaczego ty nie jesteś taka ciekawa co oni ukrywają? - Lau spojrzała uważnie na swoją siostrę.
-Po pierwsze bo nie jestem tobą, a po drugie wiem że wuja Robert i ciocia Kristen w życiu na nie powiedzą.
-A gdyby nie oni nam to powiedzieli? - brunetka uśmiechnęła się iście przebiegle.
-Kontynułuj. - Laura wyraźnie zainteresowała Van swoim pomysłem. Bąć co bąć Nessa też była mocno ciekawa o co chodzi w tym wszystkim, ale nienaciskała tak z tym jak jej młodsza siostra. Była święcie przekonana że to będzie bez sensu pytanie ich i niepotrzebnie tylko zdenerwuje wuja.
-Ciocia Kristen i wuja Robert nam tego nie powiedzą.
-Brawo tyle to ja też wiem.
-Ale znam osobę która może nam udzielić odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania.
-Kto to taki?
-Ciocia Elena. - obydwie spojrzały się na kobiete.
-Serio myślisz że nam powie? - Van przegryzła dolną warge.
-Niedowiemy się tego, jeśli nie sprubujemy. Ale wiesz ona nam może to powiedzieć tylko wtedy, kiedy nie będzie nigdzie w pobliżu cioci ani wuja.
-Teraz jest sama. - zauważyła Vanessa.
-To ruszajmy, zanim wróci ciocia Kristen.
Już po sekundzie dziewczyny stały koło Eleny.
-Chciałbyśmy się czegoś dowiedzieć. - zaczęła Nessa.
-Słucham. - Elena odłożyła spodnie z powrotem na miejsce.
-Kim była Bonnie? - zapytała Laura.
-I dlaczego jest to taki wielki sekret? - dodała Van.
-Dziewczynki posłuchajcie mnie, to nie jest takie proste. To nie ja powinam wam o tym mówić.
-A kto niby? Nikt nie chce nam tego powiedzieć, wuja i ciocia nigdy nam tego nie powiedzą.
-Przykro mi dziewczynki. Ale starajcie się mnie zrozumieć.
-A niech ciocia stara się zrozumieć nas, macie przed nami jaką tajemnice i z tego co zdążyłam się zorientować nie jest to byle jaki sekret. To coś bardzo ważnego co poruszyło was wszystkich, a najbardziej wuja. - Laura spojrzała uważnie na kobietę. Słowa dziewczyny mocno trafiły w Elene, nie wiedziała czy ma powiedzieć dziewczynką całą prawdę czy też nie. Miała mętlik w głowie, nie wiedziała co ma zrobić.
-Starajcie się mnie zrozumieć, nie chcę nic robić na przeciw swojemu bratu. On bardzo nie chcę żebym wam o tym mówiłam, on... nie chcę żeby ktokolwiek o tym wspominał. To co się stało kilka lat temu było naprawdę straszne. My wszyscy....my... staramy się żyć normalnie i nie wracać do tych strasznych czasów. Proszę zrozumcie mnie. - Elena spojrzała błagalnie na siostry.
-Słyszałam dzisiaj w nocy jak rozmawiałaś z ciocią Kristen, mówiłyście że Bonnie była wspaniałą dobrą, przepiękną kobietą i bardzo wam jej brakuje. Nie uważa ciocia że powinnyśmy wiedzieć kim była tak ważna dla was osoba?
-Podsłuchiwałaś nas? - Elen była zaskoczona tym czego się dowiedziała. Była pewna że nikt nie słyszał jej rozmowy z Kristen.
-Chciałam się iść czegoś napić i kiedy byłam koło kuchni usłyszałam jak rozmawiacie o niej że bardzo wam jej brakuje. Od razu wtedy pobiegłam na górę do swojego pokoju. - skłamała, choć można powiedzieć że powiedziała pół prawdę Laura nie chciała martwić jeszcze bardziej Eleny. Stwierdziła że jak powie jej pół prawdę to nie będzie się tak martwić.
-Tak, to prawda Bonnie była wspaniała. - uśmiechnęła się smutno Elena.
-To niech ciocia opowie nam trochę o niej. - zaproponowała Van. -Wiemy i rozumiemy że ciężko wam jest o tym rozmawiać, ale nam też jest ciężko że nie wiemy dla czego jesteście tacy smutni. Prawda pomoże nam bardziej was zrozumieć i wesprzeć.
-Robert mnie zabije jak dowie się że wam coś powiedziałam.
-On o niczym się nie dowie, nic mu nie powiemy. Proszę. - Elena widziała błaganie w oczach dziewczynek. Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła głośno.
-Dobrze niech wam będzie. To wszystko..... - Elena zamilkła kiedy z przebieralni wyszła Kristen w czerwonej sukience. Wyglądała zjawiskowo, dobrze dopasowana sukienka sięgała kobiecie aż do kolan, delikatne wycięcie odsłaniały piersi. Dziewczyny były pod wrażeniem jak wygląda ich ciocia.
-Kristen wyglądasz zjawiskowo. - nieśmiało uśmiechnęła się Kristen po usłyszeniu komplementu do siostry swojego męża.
-Ciociu musisz koniecznie kupić tą sukienkę. Wujowi na pewno się spodoba. - Vanessa podeszła bliżej cioci.
-Vanessa ma racje. - dodała Laura.
-Okej niech wam będzie, kupie tą sukienkę. - westchnęła z rezygnacji Kristen.
-To dobrze. Gdybyś ty jej nie kupiła, to ja bym ci ją kupiła.
-A wy sobie coś znalazłyście?
-Nie, ciociu Kristen. - odpowiedziała Laura.
-To lecę do przymierzalni. - Kristen udała się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
-Teraz możesz dokończyć. - odezwała się Laura.
-Dziewczynki lepiej będzie jak całej prawdy dowiecie się od Roberta albo Kristen, a nie ode mnie.
-Ale jak to? Przecież przed chwilą byłaś gotowa nam wszystko powiedzieć, a teraz zmieniłaś zdanie. - Laura była bardziej zawiedziona niż oburzona. Choć mocno oburzona też była, już myślała że się wszystkiego dowie co stało się kiedyś i kim była Bonnie.
-Zdałam sobie sprawę ze nie powinnam się wtrącać.
-Przecież ciebie to też dotyczyło. Prawda?
-Tak ale uwierzcie mi na słowo, lepiej będzie dla was jeżeli nie będziecie miały o niczym pojęcia.
-Mamy żyć w nieświadomości!? - krzyknęła oburzona Laura, fala gniewu zalewała ją od środka. Miała prawo to znaczy ona i Vanessa miały prawo wiedzieć co się stało. Van podeszła do siostry, żeby ją uspokoić.
-Spokojnie Lau, może tego lepiej nie wiedzieć. Posłuchaj mnie lepiej żyć spokojnie bez świadomości niż żyć chaotycznie z świadomością. - Nessa przytuliła siostrę.
-Ja tylko chce wiedzieć co koło mnie się dzieje. Przecież to nic złego. Prawda? - powiedziała spokojnie Laura.
-Wiem że chcecie wiedzieć co się stało, ja na waszym miejscu robiłabym to co wy teraz. Ale uwierzcie mi lepiej dla was jeśli nie będziecie wiedziały. - Elena przytuliła dziewczynki.
-Czyli nigdy nie dowiemy się prawdy? - zapytała Laura.
-Nie, teraz będzie lepiej dla was jeśli nie będziecie wiedzieć. Ale przyjdzie kiedyś taka pora kiedy będziecie gotowe poznać prawdę. Teraz niestety nie.
-Teraz jest za wcześnie? - chciała się upewnić Van.
-Tak. Obiecajcie mi coś dziewczynki.
-Co? - zapytały równo.
-Że nie będziecie tak z tym naciskać, wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.
-Okej. - obiecały.
Czekając kiedy wróci Kristen z przymierzalni, dziewczyny rozglądały się po sklepie. Chodząc między półkami sklepu Laura zauważyła stoisko z okularami przeciwsłonecznymi z daleka wypatrzyła sobie pewną parę pilotków, po paru sekundach stała już przed swoją nową zdobyczą. Dziewczyna już trzymała okulary kiedy zauważyła niepotrzebną rękę, podniosła wzrok i ujrzała przed sobą dobrze jej znaną osobę.
-Przepraszam bardzo ale pierwsza chwyciłam te okulary. Czy możesz proszę cię z łaski swojej puścić te okulary, nadacznico? - Laura uśmiechnęła się uroczo do blondynki którą wcześniej poznała w empiku. Nie spodziewała się że ją więcej kiedykolwiek w życiu spotka, a tu taki chce obydwie walczą o tę samą parę pilotków.
-To znowu ty. Sorry wielkie ale ja jestem modelką i bardziej ich potrzebuje. - blondyna zaczęła szarpać okulary w swoją stronę, brunetka tak łatwo jej nie oda tych cudeniek. Z dwóch powodów po pierwsze na jej oczach ten małpiszon podrywał Ross'a, a po drugie będzie zajebiście wyglądała w tych okularach.
-Pewnie specjalizujesz się w modelingu budowlanym. - stwierdziła Laura patrząc na dziewczynę.
-Y?
-Reklamujesz pustaki. Pewnie się świetnie dogadujecie.
-Wypraszam sobie nie pustaki tylko cegły wysokiej jakości. - Laura wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Serio? Po co ci te okulary, cegły wysokiej jakości przyćmiewają cię swoim blaskiem?
-Wiesz co żałosna jesteś.
-Ty lepiej spójrz na siebie.
-Możesz zapomnieć o tych okularach. - powiedziała blondynka. Obydwie szarpały okulary, Lau w duchu zaczęła się modlić żeby nic się nie stało okularom. Brunetka wpadła na genialny pomysł odwrócenia uwagi blondynki.
-O mój Boże to Justin Bieber!!! - blondynka puściła okulary i zaczęła się rozglądać.
-Gdzie?
-Tam - Lau wskazała wyjście ze sklepu. Nowa znajoma szybko pobiegła w tamtym kierunku, brunetka ze zwycięskim uśmiechem poszła zapłacić za okulary. Na szczęście nic im się nie stało. Dziewczyna poszła poszukać siostry już po chwili ją znalazła.
-Gdzie byłaś? - zapytała Van podchodzącą siostrę.
-Patrz jakie cudeńka kupiłam. - pokazała okulary.
-Tak długo ich szukałaś? - zdziwiła się Nessa.
-Nie, tak długo się o nie biłam.
-Mam wiedzieć?
-Lepiej nie. - obydwie brunetki się zaśmiały. Do śmiejących się dziewczyn dołączyły Kristen i Elena, kobiety nie wiedziały jak się zachować czy miały śmiać się z dziewczynami czy też nie.
-Czy my o czymś nie wiemy? - Kristen skrzyżowała ręce. Laura miała ochotę odpowiedzieć jej -"Tak jak i my" ale postanowiła ugryź się w język, przecież obiecała Elenie że odpuści sobie te dochodzenie i na razie nie będzie naciskała z poznaniem prawdy.
-Nie. - zdobyła się na krótką odpowiedź.
-Robert do mnie dzwonił będzie na nas czekał w kawiarni, mamy tam być za 15 minut. Więc zbierajcie się dziewczyny. - Kristen ruszyła w stronę kawiarni. Elena razem z siostrami Marano dołączyły do kobiety.
*Oczami Ellington'a*
Razem z Rocky'm włóczyliśmy się po mieście, nikt z moich kochanych przyjaciół nie chciał z nami spędzić czas. Ja zostałem olany przez przyjaciół, a Rocky przez rodzeństwo. Liczyłem po cichu że chociaż Rydel będzie z nami chciała coś porobić, a tu dupa powiedziała że nie zamierza się za nas wstydzić i nigdzie z nami w miejsce publiczne nie idzie. Mamy cały czas w domu siedzieć? Przecież to niedorzeczne, nie będziemy do końca naszego życia siedzieć w domu. Bo co lubimy czasem razem z Rocky'im się powygłupiać, czy to coś złego?
-Wbijamy na plac zabaw? - zaproponował Rocky. Na placu zabaw mamy swoją miejscówkę.
-Jasne.
Po niespełna dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu, od razu ruszyliśmy do swojej miejscówki. Kiedy byliśmy już koło huśtawek, zatrzymaliśmy się gwałtownie.
-Rocky czy ty widzisz to samo co ja? - zapytałem mocno oburzony.
-Dwóch małych gnojków zajmujących nasze terytorium? Owszem widzę. - szatyn zacisnął rękę w pięść.
-Idziemy im pokazać kto tu rządzi?
-Niech gówniarze znają swoje miejsce. - Rocky podwinął rękawy. Już po chwili staliśmy przed małymi smarkami, rozejrzeliśmy się sprawdzając czy nigdzie niema ich matek. Nikogo takiego nie zauważyliśmy, skinąłem głową dając Rocky'iemu znak że teren jest wolny.
-To nasza miejscówka. - pierwszy się odezwałem. Chłopcy na nas spojrzeli obojętnym wzrokiem.
-I co z tego? - odezwał się jeden z nich.
-Zjeżdżajcie stąd. - wysyczał Rocky przez zaciśnięte zęby.
-Spieprzaj dziadu. - mały blondynek pokazał Rocky'iemu język.
-Posłuchaj mnie synu, my tu pierwsi byliśmy.
-Nieprawda! My byliśmy pierwsi, a takie dwa pedały jak wy nas z stąd nie wygonią. - mały smarkacz pokazał nam środkowy palec. Teraz to mocno się zdenerwowałem, nie będzie mnie byle gówniarz obrażał. Bachor jeden ledwo co sięga mi do pasa i z takimi tekstami do mnie? W życiu.
-Posłuchajcie mnie smarkacze, zawiniecie się z stąd grzecznie, a nikomu nie stanie się krzywda. - chwyciłem jednego z nich za bluzkę.
-Spadaj zboczeńcu. - mały chciał się wyrwać.
-Nie słyszałeś co mój kolega powiedział? Jak nie to z chęcią powtórzę, ty i kurwa twój koleżka zawiniecie się z stąd.
-Możesz mi obciągnąć. - mały blondynek pokazał zboczony gest.
-Za bardzo chyba niema co. Ja kurwa jestem cierpliwym człowiekiem, ale do czasu. A wiedz. - Rocky chwycił jednego z chłopców za bluzkę, podnosząc go przy tym.
-Puszczaj mnie!!! Na pomoc!!! - krzyczał.
-Zawiniecie się grzecznie z stąd? - zapytał uprzejmie szatyn.
-Nie!
-A więc. - Rocky zaczął szarpać gnojka za bluzkę.
-Okej. Już sobie idziemy. - chłopiec powiedział zapłakanym głosem.
-I nie wrócicie już tutaj? - zapytałem dla pewności.
-Chyba cie posrało. Mamy tu już więcej nie przychodzić? Jeszcze czego.
-Rocky wiesz co robić. - skinąłem do przyjaciela na znak że dalej może szarpać młodego. Szatyn spojrzał iście szatańsko na swoją ofiarę.
-Dobra już więcej tu nie przyjdziemy. - smarkacz rozbeczał się.
-Trzeba było tak od razu.
Rocky rzucił dzieciaka na ziemie, ten podniósł się z ziemi otrzepał się z piasku i razem ze swoim koleżką uciekli z placu zabaw. Ja i szaty przybiliśmy sobie piątkę i zajęliśmy naszą miejscówkę.
***
-Mamusiu ci panowie huśtają się tu już od godziny. - mała dziewczynka poskarżyła się swojej mamie.
-I co z tego? Możemy tu być tyle ile nam się podoba. - spojrzałem na dziewczynkę.
-Przepraszam bardzo, ale czy panowie zwolnią miejsce dla mojej córeczki? - kobieta spojrzała na nas z nadzieją.
-Nie. - odpowiedział obojętnym tonem Rocky.
-Ale to jest plac zabaw! - oburzyła się matka.
-I co za tym idzie? Że możemy tu przebywać tyle ile nam się zechce. - szatyn dalej rozmawiał z nieznajomą obojętnym tonem. Po przegonieniu tych dwóch gnojków, co chwile ktoś miał do nas jakieś pretensje że zajmujemy niepotrzebnie huśtawkę i że to jest plac zabaw dla dzieci. A ja kim niby jestem, jak nie dzieckiem. Dla mojej mamy zawsze będę małym Ellington'em, który dopiero co poznaje świat.
-Moja córka chce się pohuśtać na huśtawce.
-Ja ja chce żeby spadł deszcz misio żelków. I wie pani co? Obydwaj nie dostaniemy tego czego chcemy.
-Dosyć tego. - kobieta zdenerwowała się, podeszła do mojego przyjaciela i siłą próbowała go zwalić z huśtawki.
-Na pomoc!!! Ta pani próbuje mnie molestować!!! Ratunku!!! - zaczął wołać Rocky. Mieliśmy szczęście że akurat przechodzili tędy funkcjonariusze policji i zaciekawili się kobietą która dobiera się do nastolatka.
-Proszę zostawię tego chłopca w spokoju. - odezwał się jeden z funkcjonariuszy, próbując zdjąć tą wariatkę z szatyna.
-Ale to jakaś pomyłka, ja chciałam żeby ten chłopak zwolnił miejsce mojej córce. - broniła się kobieta.
-Pani się na mnie rzuciła. Dotknęła mnie pani w krocze. - Rocky udał przerażonego tą sytuacją.
-Ale to przez przypadkiem!
-Czyli przyznaje się pani do czynu? - policjant spojrzał uważnie na kobietę.
-Proszę pana ta kobieta nie dosyć, że molestowała mojego przyjaciela to jeszcze chciała nas wyrzucić z placu zabaw. - stanąłem po stronie Rocky'iego.
-Oni kłamią! - córka kobiety zaczęła wyzywać nas od kłamców.
-Jacy oni? Po pierwsze dla ciebie, to panowie. Po drugie to co powiedziałem jest prawdą.
-Przepraszam bardzo - wtrąciła się jakaś kobieta. -ale ja widziałam jak ta otóż kobieta, dobiera się do tego chłopca.
-W takim razie - policjant zwrócił się w stronę kobiety. -jest pani proszona o natychmiastowe opuszczenie placu zabaw.
-Dlaczego!?
-Jak pani tego nie zrobi w ciągu pięciu minut, będę musiał panią zamknąć za napastowanie o to tego młodego obywatela. - wskazał na Rocky'iego.
-Przez panią będę miał zrujnowane całe życie. - szatyn schował twarz w dłonie. Zbulwersowana kobieta wraz z córkom udały się w stronę wyjścia z palcu zabaw.
-Nie martw się chłopie, wyjdziesz z tego. - policjant poklepał go po ramieniu i poszedł w swoją stronę.
-Możemy teraz huśtać się do woli. - uśmiechnął się do mnie przyjaciel.

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz