Rozdział 21

309 15 2
                                    

Po lodowisku miałyśmy razem z dziewczynami pojechać prosto do domu, ale w połowie drogi zmieniłyśmy nasze plany. Nie mówiąc nic chłopakom, skręciłyśmy w przeciwną stronę od domu i ruszyłyśmy przed siebie. Nie musiałyśmy się martwić tym, że te małpy będą nas widzieli, dawno zgubiliśmy ich na światłach. Głupki zdążyli przejechać na zielonym, ale my niestety nie. Za bardzo nie wiedziałyśmy do kąt jechać, co chwile z naszych ust padały inne propozycje, gdzie mamy spędzić czas. Vanessa wysłała sms'a do cioci, żeby się nie martwiła i powiedziała pani Stormie, że Rydel jest z nami. W końcu po długich naradach postanowiłyśmy pojechać do najbardziej znanej dzielnicy Los Angeles, czyli Hollywood. Bardzo chciałyśmy zobaczyć Pantages Theatre i Aleje Gwiazd, okazało się, że ani Vanessa ani Rydel nigdy nie były w Pantages Theatre zawsze przechodziły obok niego, ale nie były w środku. Dzisiaj postanowiłyśmy to zmienić i wejść do środa. Zaparkowałyśmy niedaleko samochód, zabrałyśmy ze sobą plecki w których były nasze rzeczy i ruszyłyśmy w stronę Pantages Theatre. Po zwiedzeniu budynku od środka, poszłyśmy na Aleje Gwiazd, gdzie tam każda z osobna zrobiła sobie zdjęcie z gwiazdą Michael'a Jackson'a i Marilyn Monroe. Razem z dziewczynami wspominałyśmy wielką twórczość Marilyn, bardzo ją lubię mimo tego, że była dziwką, trzykrotnie wyszła za mąż i trzykrotnie się rozwodziła, miała około stu kochanków. A jednak była bardzo niezwykła, wielokrotnie mówiła o tym, że sława jest jak kawior miło jest go czasem skosztować, ale codziennie przez cały dzień szybko się przejada. Opuściła ten świat w młodym wieku, podobno popełniła samobójstwo chodź mówi się też o morderstwie, do dzisiaj nie jest wyjaśniona ta sprawa. Bardzo podoba mi się cytat Marilyn Monroe "Jestem samolubna, niecierpliwa i trochę niepewna siebie. Popełniam błędy, tracę kontrolę i czasem jestem trudna do zniesienia. Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza" uważam, że ten cytat ma pewne przesłanie. Monroe kojarzy mi się z kobiecością, w tamtych czasach ona była ideą piękna. Dziewczyny i ja trochę zgłodniałyśmy, więc postanowiłyśmy udać się do jakieś kawiarni. Wszystkie zamówiłyśmy sobie mega duży deser lodowy i mrożoną kawę, Rydel cieszyła się, że jest z dala od chłopaków, bo co chwile im marudzi, że musi przejść na jakąś dietę. A tu zamawia sobie gigantyczny deser lodowy, ale nie ma ich tak, więc przynajmniej nikt jej tego nie będzie wypominał. Ja na przykład mogłabym zabić za jedzenie, nie cierpię kiedy ktoś zabiera mi moje jedzenie i sam zaczyna je jeść. Wtedy mogę być bardzo agresywna, chyba że kogoś lubię to go raczej nie pobije, ale nie których to bym mogła odesłać na oddział intensywnej terapii. Zajadałyśmy się lodami w spokój, dopóki jakiś koleś nie przyczepił się do nas chcąc poderwać Rydel.
-Hejka mała. - rzucił na powitanie.
-Przepraszam do kogo to było? - zapytała się Delly lekko wkurzony głosem.
-Jak to do kogo? Do ciebie blondyneczko. - uśmiechnął się zabójczo, to znaczy taki miał zamiar, ale wyszło jakby ktoś kopnął go w brzuch.
-Nie jestem zainteresowana jakąkolwiek znajomością z tobą. - dziewczyna gestem dłoni dała mu jasno do zrozumienia, że ma sobie już iść. Niestety nasz nowy kolega nie załapał aluzji i nadal pochylał się nad naszym stolikiem.
-Zabawna jesteś. - stwierdził. - Jak masz na imię piękna istoto?
-Nie chcesz wiedzieć.
-Owszem chcę. - odsunął wolne krzesło koło nas i usiadł na nim ,prawie się przywracając. Jakim trzeba być idiotą, żeby nie widzieć krzesła, które stoi jakieś centymetr od nogi!? Pytam się jakim? Ale czego mam się spodziewać, świat jest pełen idiotów, którzy byli, są i będą zawsze na tym świecie. - Nazywam się Jake, a ty?
-Już ci mówiłam, że nie powiem.
-W takim razie, dziewczyny jak ma na imię wasza koleżaneczka? - zwrócił się do mnie i Van. Oby dwie wymieniłyśmy ze sobą znaczące spojrzenie i odparłyśmy.
-Nie udzielimy ci potrzebnych informacji, sam musisz je zdobyć. - odparła Van.
-Jak niby mam to zrobić? - wzruszyłam bezradnie ramionami.
-Nie wiem. Zaskocz ją swoją osobą. - poradziłam. Szczerze miałam dosyć tego kolesia, był nachalny i ja rozumiem, że nie powinno oceniać się ludzi po wyglądzie, ale litości! On mógłby robić za bestie bez kostiumu. Rydel w życiu by nie poleciała na takie coś, przecież to widać na kilometr, że od niego głupotą bije, przy nim Rocky i Ellington wyglądają jak geniusze.
-Mam dwadzieścia lat, pracuje w bardzo ważnej wręcz mogę powiedzieć pożądanej reprodukcji filmowej. - i tu nas szczerze zaciekawił. On i filmy?
-Jesteś aktorem? - Delly z niedowierzaniem spojrzała się na niego.
-Tak jestem, można rzec, że jestem wielką gwiazdą.
-W jakich gatunkach filmu się specjalizujecie? - zapytała Nessa dziwnie się na niego patrząc.
-Gejowskie porno. - z szoku upuściłam łyżeczkę na ziemie. Tego się nie spodziewałam Jake grający w gejowskich filmach o treści erotycznej (aktualnie czytam pojebanego fanfica o Niallu, który jest genialny i mega zboczony xd ~'aut.). Jake zaskoczył nas, jak mało kto. Teraz jestem na stówę pewna, że Rydel w życiu się z nim nie umówi, po tym jak wszystkie trzy przesunęłyśmy swoje krzesła pół metra dalej od niego można stwierdzić, że nasza znajomość się na tym skończy.
-Czyli ty pieprzysz się z facetami? - tylko tyle udało mi się powiedzieć, jak trochę się ogarnęłam.
-Ale nie tylko tym się zajmuje.
-A czym jeszcze? - moja siostra miała taką minę, jakby miała zaraz zwymiotować. Cała zrobiła się bladziutka jak ściana, dziwie się, że cokolwiek powiedziała.
-Od czasu do czasu tańczę w klubie Go Go zarówno rozbieram się dla pań, jak i dla panów. W ogóle nie jestem wybredny co do płci, pociągają mnie kobiety i za równo mężczyźni. Tańczę też na domówkach i wieczorach pańskich. Lubie dzieci, często przychodzę koło fontanny, gdzie biegają one w swoich kostiumikach kąpielowych bądź bieliźnie, żeby się ochłodzić w gorące dni, czasem biorę wiaderko napełniam je wodą i oblewam dzieciaki. Wtedy jak kropelki wody zostają na mich ciałach, powiem tak, ten widok bardzo działa na mnie kojąco. - chłopak popatrzył się z rozmarzeniem w przestrzeń, razem z dziewczynami spojrzałyśmy się na siebie z przerażeniem, chwyciłyśmy swoje rzeczy i szybko uciekłyśmy od tego kolesia. Dopiero po dziesięciu minutach biegania, postanowiłyśmy się zatrzymać.
-Dziewczyny stójcie, dawno go zgubiłyśmy. - blondynka z trudem łapała oddech, ale ze mną nie było lepiej. Ja uznaje tylko taki sport, kiedy trzeba iść do sklepu po coś słodkiego innego nie. Nigdy nie byłam typem sportowca, podziwiam tych, którzy codziennie trenują po kilkanaście godzin. Ja bym tak nie potrafiła. Vanessa jedyna z nas trzymała się w miarę dobrze, ja i Delly wyglądałyśmy jakbyśmy miały zaraz umrzeć Lynch nawet przytrzymywała się ręką chodnika, co wyglądało w miarę żałośnie. Przechodni patrzyli na nas z politowaniem, najchętniej pokazałabym im środkowy pale, ale nie mam sił żeby to zrobić. Chyba zacznę biegać raz na tygodniu, tak jak robi to Van, może wtedy nie będę miała takich problemów z oddychaniem po krótkim biegu jak teraz. Kogo ja oszukuje? W życiu nie zacznę biegać!
-Jesteś pewna Rydel, że nie gonił nas? - brunetka rozejrzała się w koło z obawy przed tym, że za chwile zobaczy wyłaniającego się Jake.
-Co ty!? On był bardziej zajęty myśleniem o dziecięcych tyłkach niż nas gonieniem. Założę się, że dopiero teraz zauważył, że nas nie ma. - blondynka usiadła na ławkę, której wcześniej nie zauważyłam.
-Serio Rydel musisz być taka ładna i przyciągać facetów jak magnez? - leniwie usiadłam na ławce.
-Przepraszam was bardzo, że przyciągam do siebie samych palantów i niewydarzonych pedofilów! Miejcie pretensje do moich rodziców, że nie taką zrobili. - wyrzuciła do góry ręce z rezygnacji. Przewróciłam oczami sięgając do plecaka po wodę, którą całe szczęście zapakowałam. Odkręciłam zakrętkę i wzięłam dość spory łyk.
-Dziewczyny nie kłóćmy się, to nie wina Rydel, że ten koleś okazał się zboczonym, nachalnym, pedofilem i uczepił się właśnie nas. Swoją drogą to był bardzo przyjemny bieg. - palnęła Nessa. Razem z Lynch spojrzałyśmy się na nią, jak na jakąś nienormalną, może dla niej to był przyjemny bieg, ale nie wszyscy tak samo to odczuli.
-Co teraz robimy? - wstałam i wyrzuciłam do kosza pustą butelkę.
-Nic. Idziemy po samochód i jedziemy do domu. - Rydel leniwie wstała, a zaraz za nią wstała też moja siostra. Wolno nie spiesząc się poszłyśmy z stronę, gdzie zostawiłyśmy samochód. Z jednej strony nie chciałam jeszcze wracać, ale z drugiej nie mogłam się tego doczekać. Bardzo chciałam się jeszcze spotkać z Ross'em, mimo tego, że za chwilę będzie ciemno. Może to wydać się głupie, ale stęskniłam się za nim. Ciekawe co teraz robi mój blondasek? Sięgnęłam do plecaka po telefon, gdzie wrzuciłam go tam, żeby nam nie przeszkadzał. Kiedy miałam już go w ręce, szybko odblokowałam i doznałam lekkiego szoku. Dwadzieścia pięć nie odebranych połączeń od Ross'a i dwanaście wysłanych smsów typu "Gdzie się podziewasz?", "Czy u was wszystko w porządku?" "Martwię się", są też sms'y o wulgarnej treści "Czemu kurwa nie odbierasz tego jebanego telefonu!?".
-Kurcze. - mruknęłam do siebie czytając zawzięcie wiadomości od mojego chłopaka. Czyżby ciocia Kristen nie powiedziała mu o naszym małym wypadzie do Hollywood? A może się martwi, że nas tak długo nie ma? Nie chce sobie myśleć, jak mocno Ross jest na mnie zły. Zostawił kilka wiadomości głosowych, których szczerze boje się odsłuchać.
-Co się stało? - zapytała Delly zmartwionym głosem.
-Ross wydzwaniał do mnie jak opętany. - wytłumaczyłam.
-Co martwi się już o ciebie? - Van podniosła jedną brew do góry. Posłałam jej mordercze spojrzenie i zaczęłam szukać numeru Ross'a, żeby do niego zadzwonić i wszystko mu wyjaśnić.
-Nawet sobie nie żartuj Vanessa.
-Ale przecież nie żartuje sobie. - oburzyła się krzyżując ręce na piersi.
-Zadzwoń do niego i wszystko mu wyjaśnij. - poradziła mi blondynka.
-Właśnie to robię. - wcisnęłam numer chłopaka i przyłożyłam telefon do ucha. Już po paru sekundach usłyszałam jego zmartwiony, szczęśliwy i wkurzony głos.
R:Laura w końcu raczyłaś do mnie zadzwonić! Gdzie ty się do cholery podziewasz!?
L:Przepraszam, że wcześniej nie zadzwoniłam i nie odbierałam telefonu, miałam go w plecaku wyciszonego.
R:Ja tu przechodzę jakieś schizy dotyczące tego, gdzie ty się podziewasz, a ty mi mówisz, że miałaś wyłączony telefon w plecaku!!!?
L:Nie wyłączony tylko wyciszony.
Zwolniłam trochę tępo zostając w tyle, nie chciałam, żeby dziewczyny słyszały mojej rozmowy z chłopakiem.
R:Wielka mi tam różnica!
L:W zasadzie to jest spora różnica, gdybym miała wyłączony telefon...
R:Daruj sobie te teorie. Lepiej powiedz czemu was jeszcze nie ma?
L:Twoja mama i ciocia Kristen niczego wam nie powiedziały?
R:Co miały nam powiedzieć?
L:Że razem z dziewczynami postanowiłyśmy się przejechać do Hollywood, Vanessa napisała cioci sms'a, gdzie jedziemy i kazała powiedzieć twojej mamie, że Rydel jest z nami.
R:Kurwa.
L:Co się stało?
R:Nie pomyślałem, żeby spytać się mamy czemu jeszcze nie wróciłyście.
L:Ross czy ci na dekiel padło!? Wydzwaniasz do mnie, jak opętany i nie pomyślałeś wcześniej, żeby najpierw spytać się swojej mamy lub Kristen, gdzie my jesteśmy!?
R:No, ale nadal mnie kochasz?
L:Ty mi tu nie wyskakuj z głosem pokrzywdzonego chłopca. A wracając do twojego pytania, to tak nadal cię kocham.
R:Kiedy będziecie?
L:Za niedługo.
-Tylko nie to! - krzyknęła Rydel, odwracając na chwile moją uwagę, od rozmowy z blondynem. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam trzech kolesi co holowali nasze auto.
R:Laura czy to Rydel krzyczała? Co się dzieje?
L:Zadzwonię do ciebie za niedługo. Pa.
Nawet nie dałam pożegnać się chłopakowi, szybko wcisnęłam czerwoną słuchawkę i schowałam telefon do kieszeni spodni. Już po paru sekundach znajdowałyśmy się koło czarnoskórego mężczyzny, miał lekką nadwagę, w prawej ręce trzymał teczkę z jakimiś papierami, a lewą dłonią nakierowywał pojazd, który holował samochód Rydel.
-Co panowie wyprawiają!? Proszę zostawić mój samochód w spokoju! - blondynka jak najszybciej chciała dostać się do swojego auta, ale czarnoskóry mężczyzna skutecznie jej to nie umożliwił.
-Te srebrne BMW należy do pani? - zapytał mężczyzna. Musze przyznać, że miał naprawdę mocny głos, nie chciałabym słyszeć, jak na kogoś się wydziera. Już nawet bez krzyków, przyprawia mnie o lekki strach.
-Tak. Ale co panowie chcecie z nim zrobić?
-Musimy je odholować, zaparkowała pani w niedozwolonym miejscu. Przykro mi takie są procedury. - czarnoskóry chciał już sobie iść, ale my skutecznie zatarasowałyśmy mu drogę.
-To chodzi o te siedem niezapłaconych mandatów za moją wycieraczką?
-To nie były kartki wielkanocne. - odpowiedział. Dziewczyna dziwacznie i bardzo nie naturalnie zapiszczała.
-Ojejku. Ja naprawdę chciałam je zapłacić, ale zapomniałam o nich. - tłumaczyła.
-Naprawdę przykro mi, ale prawo to prawo.
-Gdzie zabieracie moją Franie?
-Tu mają panie adres, gdzie będzie można odebrać samochód. - podał Rydel wizytówkę, a mi jakiś świstek.
-Co to? - zapytałam wskazując na kartkę papieru.
-Mandat do kolekcji. - wyjaśnił. -Dobra chłopaki jedźmy już. - powiedział do kolegów i wsiadł do pojazdu, które pozbawiło nas na jakiś czas środka transportu. Z chwili w której on odjechali Delly zaczęła szlochać.
-Uspokój się Rydel! - Van przywołała dziewczynę do porządku. -Nie ma co ryczeć.
-Jest prawie dwudziesta, jeśli chcemy odzyskać samochód i wrócić do domu musimy się pospieszyć. -Gdzie dokładnie mamy iść? - blondynka skrzywiła się na widok adresu do którego mamy się udać.
-Wiem, gdzie to jest! - krzyknęła z entuzjazmem Nessa wskazując na wizytówkę. -To jest niedaleko stąd, dziesięć minut biegu i jesteśmy na miejscu.
-Znowu mamy biegać? - jęknęłam z niechęcią.
-Chcesz odzyskać samochód czy nie? - przewróciłam oczami na słowa siostry.
-Niech ci będzie.
***
Po niecałych dziesięciu minutach morderczego biegu, dotarłyśmy pod wyznaczony cel. Weszłyśmy do środka i od razu skierowałyśmy się do faceta siedzącego za ladą.
-Dzień dobry, przyszłym po swój samochód. - wysapała blondynka. Facet popatrzył na nią z niechęcią, po czym głośno westchnął zmuszając się do sztucznego uśmiechu.
-Proszę podać numery tablic rejestracyjnych i wypełnić potrzebny formularz. - podsunął nam dość grubą stertę papieru, oburzona dziewczyna wyrzuciła formularz za siebie.
-Co pan mi tu wskakuje z tym świstkiem!? Chce odzyskać swój samochód! - krzyknęła Rydel zwracając na siebie uwagę kilku ludzi.
-A ja bym chciała wykonywać swoją pracę w spokoju. - odpowiedział bez namiętnie mężczyzna.
-To nie pan mi powie, gdzie mam iść po samochód. A gwarantuje, że będzie pan mógł w spokoju pracować. - uśmiechnęła się szeroko.
-Proszę podać numery samochodu. - poprosił. Kiedy Delly podawała numery rejestracyjne samochodu, ja postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wyglądało ono paskudne, wszędzie były widoczne kolosalne kłęby kurzu, podłoga wyglądała tak jakby przez pół roku nie miała styczności z odkurzaczem lub miotłą, a siedzenia wyglądały tak paskudne, że wolałabym stać cały dzień niż usiąść na jednym z nich. Pełno zdechłych much leżało na parapecie, a koło kosza na śmieci leżał zdechły szczur. Jeszcze karaluchów brakuje do kolekcji. Podeszłam do stolika, gdzie były rozłożone ulotki o zasadach higieny (powinni sami zapoznać się z broszurkami, dziwie się, że jeszcze żadna inspekcja sanitarna ich nie zamknęła), chwyciłam ulotkę do ręki, ale szybko ją upuściłam. Po ulotce pełzał karaluch, to miejsce było ohydne. O niczym innym nie marzyłam na tą chwilę, jak o szybkim opuszczeniu tego pomieszczenia. Z niecierpliwieniem przyglądałam się Rydel i temu facetowi. Podeszłam do siostry i przyjaciółki, która zawzięcie wypełniała głupi formularz. Kiedy w końcu skończyła go wypełniać, podeszła do kolesia za recepcją.
-Tu ma pan swój wypełniony formularz, teraz proszę oddać mi mój samochód. - pan za recepcją zabrał stos kartek i sprawdzał czy aby wszystko zostało wypełnione. Kiedy przekonał się, że wszystkie potrzebne informacje zostały przełożone na papier. Popatrzył na nas i powiedział:
-Niestety nie będzie mogli zwrócić pani samochodu w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, takie są procedury.
-W dupie mam pańskie procedury! Grzecznie i kulturalnie proszę mi wskazać miejsce pobytu mojego pojazdu , a gwarantuje panu, że przy odrobinę szczęścia już nigdy w życiu się nie spotkamy. -oburzyła się Lynch. Szczerze nie dziwie się jej, też jestem mocno zirytowana i oburzona tym, że tak szybko nie odzyskamy samochód. Ten gościu już na samym początku mógł nam to powiedzieć, a nie kazać wypełniać jakieś głupie formularze!
-Odzyskają panie samochód za czterdzieści osiem godziny, a teraz proszę o opuszczenie tego terytorium. - zaczął nam grozić.
-Przepraszam bardzo, ale gdzie jest napisane, że nie mogę dostać samochodu teraz?
-Nie zapłaciła pani ośmiu mandatów i stanęła w niedozwolonym miejscu, a tak poza tym takie mamy procedury. Nie zważywszy w jakich okolicznościach pojazd został odholowany, każdy musi odczekać dany limit czasowy, który w naszym przypadku trwa dwie doby. - gestem ręki pokazał nam żebyśmy spadały.
-A nie istnieje żadna możliwość przyspieszenia czasu trwania na odzyskanie pojazdu? - zapytała Van łagodnym tonem, chodź naprawdę biła się z pokusą nakrzyczenia na faceta i rzucenia się na niego.
-To dla nas bardzo ważne, musimy wrócić do domu, a robi się coraz później. - dodałam mając nadzieję, że go udobruchamy. I specjalnie dla nas nagnie trochę procedury.
-Nic nie mogę zrobić, mam związane ręce. - rozłożył bezradnie ręce.
-Może pan zrobić, ale pan nie chce! - wysyczała przyjaciółka przez zaciśnięte zęby. Chyba nie przypadł jej do gustu ten facet, ale czego mamy się po niej spodziewać. Przecież facet w żółtym uniwerku nie chce jej oddać samochodu.
-Idźcie stąd smarkule, bo w ogóle już nigdy nie zobaczycie auta. - chwyciłyśmy Rydel za ręce i wprowadziliśmy ze pomieszczenia.
-Złoże na pana skargę! - krzyknęła blondynka za nim zdążyłyśmy wyjść. Na zewnątrz gorączkowo zastanawiałyśmy się co teraz mamy zrobić. Robiło się coraz później, a my utknęłyśmy w Hollywood bez możliwości powrotu. Oczywiście mogłyśmy zadzwonić po kogoś, żeby po nas przyjechał. Ale nikogo nie chciałyśmy fatygować. Rydel przypomniało się, że jej tata zna właśnie i mógłby zadzwonić do niego w sprawie szybszego zwrócenia blondynki samochodu. Szybko wybrała numer do swojego taty i odeszła na bok, żeby w spokoju porozmawiać. Po mimice twarzy Delly nic nie można było wywnioskować, raz skakała z radości, po chwili wyglądała na przygnębioną, sekundę później na załamaną, a na koniec na w miarę zadowoloną z końca rozmowy.
-Co powiedział twój tata? - zapytała Van, kiedy przyjaciółka do nas podeszła.
-Powiedział, że ten gościu ma u niego przysługę i raczej dość szybko odzyskam samochód. - razem z siostrą wydałyśmy z siebie zadowolony krzyk. -Ale tata nie kazał nam liczyć na to, że teraz, zaraz go odzyskamy.-Jak to? Przecież mówiłaś, że ten właściciel wisi twojemu tacie przysługę. - lekko się oburzyłam. Miałam już nadzieje, że uda nam się szybko wrócić do domu, a tu jest tak jak zwykle. Czemu zawsze mnie to spotyka!? Czemu chodź raz nie mogę sobie pojechać na małą wycieczkę i w spokoju wszystko pozwiedzać, nie martwiąc się niczym? -Tak wisi, ale tata mówił, że ten właściciel jutro z rana rozpatrzy naszą sprawę. Ten komis i tak za chwilę zamykają, nie ma co prosić go o to teraz. Wszyscy pewnie spieszą się do domu i takie tam. - wyjaśniła dziewczyna szukając czegoś w plecaku. -Super ciekawe co teraz ze sobą zrobimy!? - brunetka z rezygnacji usiadła na poboczu chodnika. Westchnęłam z rezygnacji i usiadłam koło siostry, po chwili blondynka też się do nas przysiadła. Chciało mi się ryczeć, kompletnie nie wiedziałam co teraz z nami się stanie. Same czarne scenariusze chodziły mi po głowie, mało się słyszy w wiadomościach o zamordowanych osobach, które nie miały co ze sobą zrobić. Nie chciałam być jedną z tych osób. Moje wewnętrzne użalanie nad sobą przerwał głos Rydel:-Tata powiedział, że mamy wynająć sobie jakiś pokój w hotelu niedaleko stąd, żeby rano jak wstaniemy przyjść odebrać samochód. -W sumie to jest dobry pomysł, pójdziemy wynająć jakiś pokój w hotelu i jutro rano wrócimy do domu. - uradowana Nessa klasnęła w dłonie. -Pytanie brzmi tylko czy będzie nas stać na jakiś pokój? Ile tak właściwie mamy kasy? - zmarszczyłam brwi. Wszystkie trzy zaczęłyśmy szukać po kieszeniach spodni i plecakach jakieś kasy, po zliczeniu wszystkiego co miałyśmy wyszło, że mamy 300 dolarów. -Myślicie, że starczy na pokój? - popatrzyłam na te pieniądze z politowaniem. Przecież tu jedna noc w hotelu musi kosztować kurwę pieniędzy, a środki jakimi dysponowałyśmy były nie zadowalające jak na wymogi Hollywood. -Na trzy pokoje nam nie starczy, ale może starczy nam na jeden dwu osobowy. - stwierdziła Rydel.-Musimy w miarę tani hotel znaleźć. -Tym się nie przejmuj Vanessa, za chwile wujek Google powie nam jaki hotel jest najtańszy. - blondynka wyciągnęła swój telefon i zaczęła szukać najtańszego noclegu. Uspokoiłam się na chwile, ale niestety mój spokój jak to wcześniej powiedziałam trwał naprawdę chwile. Kiedy blondynka zaczęła piszczeć spanikowana, mój lęk i strach nie wiadomo przed czy, powrócił ze zdwojoną siłą.-Co się stało? - szybko podbiegłam do przyjaciółki. -Nie mogę połączyć się ze stroną Google! - moja siostra wyglądała na mocno zbitą z tropu. -Wykupiłaś sobie internet? - brunetka spytała dla pewności dziewczyny, ta zrobiła taką minę, jakby pytanie mojej siostry obraziło ją.-Oczywiście, że wykupiłam sobie internet. Ale musiałam go już wykorzystać. - zrobiła nadąsaną minę. -Super ciekawe co teraz zrobimy? - załamała się Nessa.-A wy czasem nie macie wykupionego internetu w telefonie? - zapytała z nadzieją Rydel, obydwie pokręciłyśmy przecząco głową. Wtedy wpadłam na genialny pomysł:-Ej, a może podłączymy się pod wifi tego komisu? - wskazałam na budynek przed nami. -To jest dobry pomysł Laura, tylko kurcze jakie oni mają hasło? - pochwaliła mnie Delly. -Nie mam pojęcia. - przyznała Vanessa. -Może najpierw sprawdzimy czy mają owe zabezpieczenie, a później pomartwimy się jakie mogą mieć hasło. -Błagam cię Laura, jakim trzeba być idiotą, żeby nie posiadać zabezpieczenia do wifi? Przecież oni posiadają działalność usługową, nie ma bata, że nie mają hasła. Musieli by być bandą kretynów, żeby go nie posiadać. - Rydel popatrzyła na mnie ze współczuciem.
-Co ci szkodzi spróbować? - zachęciłam ją. Przekręciła teatralnie oczami i odblokowała swój telefon, który zdążył się wyłączyć podczas naszej rozmowy.
-O kurde. Miałaś racje ci kretyni nie mają hasła na wifi. - zaśmiała się blondynka wyszukując w Google najtańszego hotelu. Po niecałych pięciu minutach znalazłyśmy w miarę tani hotel, jeden pokój z dwu osobowym łóżkiem kosztuje 270 dolarów. Zabrałyśmy swoje rzeczy z chodnika i ruszyłyśmy w stronę naszej noclegowni. Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu z ubraniami, żeby kupić sobie nową bieliznę, nie lubię nie mieć na sobie czystej bielizny. W hotelu zameldowałyśmy się i szybko udałyśmy się do pokoju, byłyśmy trochę głodne, ale jak zobaczyłyśmy cenny w meni od razu wysłałyśmy Vanesse do jakiegoś sklepu. Kiedy Rydel poszła się kąpać, a ja postanowiłam zadzwonić do Ross'a i wszystko mu opowiedzieć, rozmawialiśmy ze sobą tak długo, że Van zdążyła już wrócić z jakimś jedzeniem i umyć się. Chłopak był trochę podłamany tym, że nie jesteśmy w domu, powiedział mi, że bardzo chciał się ze mną jeszcze spotkać. Chciałam jeszcze z nim dłużej porozmawiać, ale stan mojej baterii mi na to nie pozwalał. Pół biedy by było gdybym miała przy sobie ładowarkę, ale stało się tak, że ani ja ani dziewczyny nie posiadałyśmy przy sobie tego urządzenia. Pożegnałam się z nim i życzyłam słodkich snów. Niechętnie wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, gdzie tam umyłam się i przebrałam w czystą bieliznę. Nie miałam za bardzo w czym spać, rzeczy z lodowiska wciąż były mokre, a te w które byłam ubrana nie chciałam, żeby się pogniotły. Tak wiec wyszło na to, że spałam w samej bieliźnie. Nie chce wiedzieć co by powiedział Ross na ten widok, pewnie rzucił by jakąś zboczoną aluzje albo po prostu gapił się na mnie. Dobrze, ze tego nie widzi. Z dziewczynami zjadłyśmy trochę słodkich bułek, które przyniosła Van i wskoczyłyśmy do łóżka. Było trochę ciasno, ale wygodnie. Szybko odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz