Rozdział 35

214 13 3
                                    

  Od wigilii minęło trzy miesiące, nic nadzwyczajnego się przez ten czas nie wydarzyło. Koncert Justin'a Timberlake był wspaniały, pod koniec, kiedy zostało zaśpiewane "Mirrors" popłakała się ze szczęścia, że mogłam tam być i że był ze mną mój ukochany. Później przez całą drogę powrotną śmiał się ze mnie i pokazywał mi filmik, który nakręcił jak moje oczy się pociły. Próbowałam mu wcisnąć kit, że moje patrzałki od ciągłego mrugania się po prostu zmęczyły, dlatego na nagraniu widać jakbym płakała, a tak naprawdę moje oczy wydzielały pot. Oczywiście mi nie uwierzył, ale przynajmniej się starałam. Ciocia Kristen bardzo dobrze znosi ciąże, czasami zdarza się mieć jej huśtawki nastroju, raz płaczę, innym razem śmieje się i miewa kompleksy z powodu tego jak ona to określiła "Mój brzuch z dnia na dzień jest coraz większy, jak stodoła". Pomińmy fakt że wuja Robert kilka razy musiał w nocy jechać po coś słodkiego, bo ciocia miewa zachcianki. Razem z Vanessą obiecałyśmy im pomóc przy dziecku, kiedy się urodzi, przynajmniej tak będziemy mogły odwdzięczyć za to że mogłyśmy z nimi zamieszkać. Przyszli rodzice jak na razie nie chcą znać płci dziecka, chodź wuja Robert cały czas sugeruje, że lepiej wiedzieć wcześniej kto przyjdzie na ten świat, a ciocia woli poczekać jeszcze z dwa miesiące, do porodu zostało jeszcze cztery więc uważa, że na pewno zdążą urządzić pokój dla dziecka. Przyszły tata cały czas mówi, że to będzie chłopiec i że to musi być chłopak, bo panuje tu zbyt duża dominacja płci pięknej i potrzebuje trochę wsparcia. W lutym tata zaprosił nas wszystkich do siebie na dwa tygodnie, bardzo dobrze było wrócić do swojego dawnego pokoju, mogłam nawet zaprosić Ross'a. Mój chłopak mógł przyjechać tylko na tydzień, a później musiał wracać. Pokazałam mu wszystkie fajne miejsca, gdzie się bawiłam lub tam chodziłam, zaprowadziłam go nawet na pomost na którym pierwszy raz się całowałam. Na początku czół się głupio, jak mu powiedziałam co kiedyś tu robiłam, a kiedy poprosiłam żeby mnie pocałował, popatrzył na mnie jak na wariatkę. Ciągle wypytywał się mnie czy ten chłopak całował lepiej niż on i chciał wiedzieć kto to i gdzie mieszka, chyba jego męska duma została urażona, bo jak zaczął mnie całować to tak jakby chciał udowodnić, że on lepiej całuje. Było to dosyć uroczę i słodkie, oczywiście blondyn okazał się sto razy lepszy, ale to było wiadome na samym początku. Raz jak byliśmy w sklepie, spotkaliśmy suki z mojej starej szkoły, które mnie dręczyły i śmiały się z powodu że nie mam mamy, myślałam że dostaną zaraz jakiegoś ślinotoku na widok mojego faceta, od razu bitch były dla mnie miłe i udawały że się kiedyś przyjaźniłyśmy. Bardzo kulturalnie i grzecznie (mówię poważnie) powiedziałam że musimy iść, a że jedna z nich biegnąc za nami poślizgnęła się na mokrej podłodze, bo w ten dzień mocno padało, wyjebała się na drzwi wejściowe i złamała paznokcia, to już nie moja wina. Na szczęście mój stary dobry kolega, który okazał się być gejem, był wtedy z nami w sklepie i nagrał ten piękny "ślizg przeznaczenia" (tak to nazwaliśmy). Teraz zawsze jak mam doła to włączam sobie to nagranie i humor mi się od razu poprawia, tak się złożyło że główna bohaterka nagrania to największa suka w całym mieście.

-Masz coś? - zapytał Ross zaglądając mi przez ramię do środka dużej skrzyni. Kiedy wróciliśmy z Kolorado zaczęłam trochę szukać informacji o Bonnie w internecie, było to dosyć trudne, bo znałam tylko jej imię i wiedziałam, że zginęła dwadzieścia lat temu i była to kuzynka Roberta, Eleny i Eric'a. Jakiś czas temu jak pomagałam cioci Kristen w sprzątaniu w komodzie, natrafiam na drzewo genealogiczne rodziny Swan, byli tam zapisani wszyscy przodkowie z minionych stu pięćdziesięciu lat. Sama księga była przepiękna, dla zagorzałego fana książek trzymanie książki starszej od swojego dziadka jest czymś niesamowitym, dla każdego pokolenia była osobna strona najpierw dziadkowie, rodzice, dzieci. Co następne pokolenie się to zmieniało, rodzice stawali się dziatkami, dzieci rodzicami, a rodzili się nowi. Razem z ciocią przyglądałyśmy się każdemu z przodków, kiedy dojechałyśmy do wuja, od razu moją uwagę przykuła jedna dziewczyna, która była kuzynką Roberta i okazała się to być Bonnie Innocent, przeraził mnie fakt że była w jakimś stopniu podobna do mnie. Kiedy ciocia nie patrzyła zrobiłam zdjęcie tej strony i pokazałem je później Ross'owi. Udawałam że nie zauważyłam podobieństwa miedzy nami, od razu po tym, wieczorem przypomniała mi się ta sytuacja co jakiś facet zaczepił mnie koło kawiarni jak byłam tam z bliskimi. Całą noc wtedy nie przespałam, a rano wyglądałam jak trup. Dzisiaj ciocia i wuja pojechali do znajomych, Vanessa gdzieś się podziewa, a ja postanowiłam zaprosić Ross'a do siebie żebyśmy mogli pogrzebać trochę na strychu i może przy odrobinie szczęścia coś znajdziemy. Trochę mi głupio, że grzebie u cioci na strychu, czuje się tak jakbym naruszała ich prywatność, ale jak wczoraj zapytałam się czy mogę wejść na strych i poszukać jakiś starych zdjęć z dzieciństwa Kristen i taty, to się zgodziła. Rano jak wstałam, na moim biurku leżał klucz na strych i kartka gdzie było napisane "Jeśli znajdziesz jakieś fajne zdjęcia to weź mi później pokaż ;)". Znaleźliśmy dwa albumy ze starymi zdjęciami, przejrzeliśmy go i odłożyliśmy na bok żeby nie zapomnieć go zabrać.
-Na razie jeszcze nic. - westchnęłam bezradnie, pomału traciłam nadzieje że coś znajdziemy, siedzimy tutaj już dwie godziny i nic poza zdjęciami nie mamy.
-Nie martw się kochanie, na pewno coś znajdziemy. - chłopak pocałował mnie w czubek głowy i objął od tyłu. Siedzieliśmy na podłodze, wewnętrznie byłam mu wdzięczna za tą bliskość, bo tego teraz bardzo potrzebowałam.
-Mam nadzieje. - odparłam bezradnie.
-Dlaczego tak bardzo zależy ci żeby dowiedzieć się co stało się z Bonnie Innocent? - zrobiliśmy sobie krótką przerwę w szukaniu.
-Pamiętasz jak mówiłam ci o tym jak kilkanaście tygodni temu jakiś facet zaczepił mnie na ulicy przed kawiarniom i co wtedy mówił? W wigilie jak poszłam odśnieżać, to miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje. A trzy tygodnie temu jestem pewna, że ktoś był w moim pokoju, kiedy byłam u was, zostawiłam wtedy mojego misia pluszowego na łóżku, a jak wróciłam to był on na parapecie, a okno było lekko uchylone. Ross ja pomału wpadam w paranoje, boje się. A jak to wszystko sprawka tego gościa? Dlatego muszę wiedzieć co się z nią stało.
-Może powinnaś zgłosić to na policje? - zaproponował blondyn.
-Myślałam już nad tym, ale nie mam żadnych dowodów i mogą mi powiedzieć że to jest tylko mój wymysł. Nawet nie mam pewności, czy to ten sam facet czy ktoś inny. Ale staram się być ostrożna.
-Tak dla wszelkiej pewności i bezpieczeństwa, masz to. - podał mi kij bejsbolowy, popatrzyłam na niego z politowaniem. -Miej go zawsze blisko siebie, a w razie niebezpieczeństwa jebnij kogoś w głowę i uciekaj. Trzymaj go pod łóżkiem, a najlepiej by było gdybyś z nim spała.
-Nie uważasz, że to będzie lekka paranoja? Poza tym w nocy wolałabym się tulić do ciebie, a nie do jakiegoś kawałka drewna. - zaczęłam jeździć opuszkami palców po jego bicepsie. Nie musiałam patrzeć na blondyna żeby wiedzieć że się uśmiecha, znamy się już około osiem miesięcy, prawie dziewięć, a jesteśmy ze sobą sześć. Trochę przez ten czas zdążyłam go poznać i rozgryźć, chodź codziennie zaskakuje mnie czymś nowym, co więcej każdego dnia dowiaduje się o nim coraz więcej.
-Wiesz, że mi też bardziej podoba się wizja spania z tobą. I to nawet bardzo. - zaśmiałam się cicho, kiedy zaczął obsypywać moją szyje licznymi pocałunkami. Odwróciłam się do niego twarzą, żeby wygodniej nam było się całować, zarzuciłam swoje ręce na jego szyję przyciągając go bliżej siebie. Miałam wrażenie, że w moim brzuchu wybuchło stado motyli, które teraz latają wszędzie i powodują te dziwnie przyjemne uczucie zawsze kiedy on jest ze mną. Powoli zaczęliśmy się osuwać na ziemie, Ross zgarnął wszystkie klamoty, które kuły mnie w plecy na bok. Nasz pocałunek z chwili na chwile stawał się coraz brutalniejszy i żarliwy, blondyn podniósł się na łokciach żeby pozbyć się swojej koszulki. Zdejmując ją zahaczył ręką o jakiś sznurek, który poleciał w dół ciągnąc za sobą jakiś obraz, Lynch w ostatniej chwili zrobił unik przed lecącym pejzażem gór.
-To chyba znak, że powinniśmy przestać. - zaśmiałam się i przegryzłam niewinnie wargę.
-Chyba masz racje, utrata dziewictwa w takim miejscy pełnym kurzu i pajęczyn, ze strachem że w każdej chwili może wróci twój wuja albo ciocia, nie brzmi dość obiecująco. Prawda księżniczko? - za sposób w jakim się uśmiechnął miałam ochotę go wyściskać i całować wieczność. Leniwie podniosłam się do pozycji siedzącej, moją uwagę przykuła pewna rzecz.
-Ross spójrz tam. - wskazałam palcem na obieg mojego zainteresowania, chłopak przytaknął głową dając mi znak, że też widzi to co ja. -Ten obraz! Coś jest za nim.
Szybko podeszłam do tego miejsca, Ross odstawił delikatnie obraz na bok. Naszym oczom ukazała się zakurzona stara komoda, od ilości kurzu na niej trudno było stwierdzić na pierwszy rzut oka czy ma ona brązowy kolor czy czarny. Jednak po krótkiej analizie, mocno zdaje mi się że jest ona koloru ziarna kawy. Widać było, że to był bardzo stary mebel i nikt od bardzo dawna z niego nie korzystał, gdzieniegdzie odchodziła farba, gigantyczne pajęczyny budziły lekkie poczucie strachu. Sam mebel składał się z pięciu szuflad, dwóch mniejszych obok siebie na samej górze i trzech większych (każda ustawiona jeden po drugim) schodzących na dół, wymieniliśmy zdziwione spojrzenia między sobą.
-Zauważyłaś to wcześniej? - chłopak wskazał na stary mebel.
-Nie. - pokręciłam głową, otworzyłam jedną z górnych szufladek. -Aaa. - krzyknęłam i odskoczyłam na bok, kiedy ze skrytki wypełzał duży pająk. Mój towarzysz śmiał się ze mnie, posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Serio? Małego pajączka się boisz? Przecież on nic ci nie zrobi.
-Granat też jest mały i co potrafi zrobić? - blondyn wyglądał tak jakby chciał mi coś odpowiedzieć, ale po przemyśleniu tego jednak zrezygnował. Wygląda na to, że mój argument był dosyć mocny.
-Nic tu nie ma, poza jakimiś starymi włóczkami dla kotów. - jęknął Ross otwierając drugą szufladę.
Jak się okazało dopiero trzecia szuflada skrywała coś ciekawego, było tam pełno gazet z nagłówkami "Młoda dziewczyna została zamordowana w swoim domu!", "Kto jest odpowiedzialny za śmierć Bonnie Innocent?", "Nowe poszlaki w śledztwie tajemniczej śmierci!", "Rodzina Bonnie w rozpaczy!" itp.
-Spójrz tu są jakieś zdjęcia. - zabrałam się za przeglądanie przykrytych zdjęć przez papiery. Na każdym zdjęciu była Bonnie albo z rodziną albo ze znajomymi lub sama, była na nich taka spokojna, radosna, niewinna i mogłabym rzec że przyjazna, taka przynajmniej się wydawała.
-Czy to twój wuja i ciocia? - Ross wyszarpnął mi zdjęcie, które przedstawiało cztery pary koło ogniska za nimi stały rozbite namioty, wyglądała na to że byli na biwaku. Zabrałam chłopakowi zdjęcie i sama dokładnie się mu przypatrzyłam, uśmiechnęłam się na widok młodego Roberta i młodej Kristen.
-Na to wygląda, że tak. To oni. Jest tu pełno ich starych znajomych z którymi mają kontakt do teraz i czasem oni przyjeżdżają w odwiedziny. - wyjaśniłam.
-To jest pan Adam i jego żona pani Emily, to pan Julian i jego była żona Camille. Swoją drogą szkoda że im nie wyszło. A co to jest za koleś, który obejmuje od tyłu Bonnie? - przez to że wuja i ciocia nadal utrzymują kontakt ze starymi znajomymi z liceum, blondyn znał ich wszystkich poza zamordowaną i tym chłopakiem.
-Nie mam pojęcia. Pierwszy raz go widzę na oczy. To musiał być jej chłopak. Zobacz często pojawia się na zdjęciach. - przejrzeliśmy każdą po kolei fotografie i na większości on się znajdował jak i kilka innych osób.
-Zwróciłaś uwagę na tego chłopaka w blond włosach, który na większości zdjęć stawał koło lub niedaleko Bonnie? - pytanie Lyncha sprawiło, że jeszcze raz przejrzałam fotografie i bardziej zwróciłam uwagę na niego. Był on tylko na kilku fotkach, ale było tak jak Ross mówił, że zawsze był blisko dziewczyny. Wydawało się to być dosyć dziwne, nie potrafię tego wyjaśnić dlaczego, ale tak było, tak mówiła mi moja podświadomość.
-Jego oczy wydają się znajome, jakbym kiedyś już je widziała. One są takie niepokojące, za chiny nie mogę skojarzyć ich z nikim. Ten koleś chyba już nie utrzymuje kontaktu z nikim z liceum, inaczej byśmy go kojarzyli. Co jakiś czas przecież wuja i ciocia idą na imprezę ze starymi znajomymi ze szkoły, są tam prawie wszyscy z tych zdjęć, a na żadnym nie ma go. Prawda? - spojrzałam na blondyna mając nadzieje, że przyzna mi racje. Chłopak przytaknął tylko głową i zabrał się za otwieranie następnej szufladki w której były jakieś stare ubrania, których nikt nie miał na sobie wieki i raczej teraz też by ich nie ubrał. W ostatniej szufladzie znaleźliśmy tylko fotografie jakiegoś domu, na odwrocie było zapisane "Posiadłość państwa Innocent 17 wrzesień 1988 r.".
-To pewnie jej rodzinny dom, gdzie spędziła dzieciństwo. - odłożyłam zdjęcie na kupkę z gazetami.
-Jest naprawdę podobna do ciebie. - stwierdził Ross przyglądając się jej portretowi w gazecie, był on oparty o jakąś belkę.
-Wiem to. To jest smutna, że zginęła mając siedemnaście lat, wiesz że była starsza od wuja o rok. Pomału zaczynam rozumieć dlaczego to jest dla niego ciężki temat i nie lubi o tym rozmawiać.
-Kiedy znaleźli jej martwe ciało?
-Trzydziestego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt siódmym roku. - odparłam smutno.
-Idziemy już? - chłopak objął mnie ramieniem i uśmiechnął się zachęcająco.
-Tak. - odstawiliśmy obraz z powrotem na miejsce, ja wzięłam gazety i zdjęcia, a Ross wziął album ze zdjęciami z dzieciństwa taty i cioci. Schowałam w szafie do pudła dzisiejsze znalezisko, gdzie mam też inne informacje na ten temat. Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film żeby na chwilę zapomnieć o tej całej sprawie i wyluzować się, było to nam bardzo potrzebne. Po seansie postanowiliśmy wyjść do parku, po drodze kupiliśmy sobie lody i całą drogę się wygłupialiśmy.   

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz