Rozdział 11

382 21 8
                                    

  Od kłótni z Ross'em minęły dwa dni, a ja chodziłam cały czas przybita. Kiedy wróciłam do domu ciocia prawie zawału serca dostała na mój widok, cała zapłakana i mokra rzuciłam się w ramiona cioci Kristen i zaczęłam głośno szlochać. Kiedy w miarę się opanowałam opowiedziałam o kłótni z Ross'em, kiedy skończyłam swoją opowieść ciocia powiedziała "Oj skarbie, strasznie mi przykro z tego powodu. Nie martw się kochanie, na pewno się pogodzicie i nie płacz już nigdy więcej z powodu jakiegokolwiek faceta. Ross to mądry chłopak szybko się z tobą pogodzi." Rozmowa z ciocią mocno podniosła mnie na duchu i dała mi nadzieje na lepsze jutro. Ale od naszej kłótni minęły już dwa dni, a my nadal się nie pogodziliśmy. Szczerze mówiąc od kłótni z moim przyjacielem straciłam całkowicie apetyt, wczoraj zmusiłam się do zjedzenia dwóch kromek chleba żeby nie martwić cioci Kristen która i tak miała dużo zmartwień w pracy, wuja powiedział że wyglądam jak trup byłam cała blada jak ściana, miałam wielkie wory pod oczami. Miałam problemy ze snem, nie mogłam zasnąć cały czas wierciłam się na łóżku nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji, a kiedy w końcu udało mi się zasnąć śniły mi się koszmary, dzisiaj rano obudziłam się cała spocona, znowu śnił mi się ten sam sen w którym Ross wykrzykuje mi prosto w twarz że jestem najgorszą osobą na świecie i że nie chce się już ze mną więcej przyjaźnić. Myśl że nie mogłam by się więcej już przyjaźnić z Ross'em była najgorsza na świecie. Choć nie znaliśmy się zbyt długo bardzo się z nim zaprzyjaźniłam, tak samo jak z pozostałym rodzeństwem Lynch i Ellington'em. Dzisiaj przychodzi do nas Rydel. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos cioci.
-Laura kochanie znowu nic nie tknęłaś. - wskazała na talerz pełen jedzenia. Posłałam cioci blady uśmiech i odsunęłam od siebie talerz.
-Nie jestem głodna.
-W takim razie jak nie jesteś głodna to proszę wypij chociaż kakao. - ciocia postawiła przede mną kubek z ciepłą cieczą. Chwyciłam za uchwyt kubka i zaczęłam pić kakao, swoją drogą bardzo dobre kakao.
-O boże, a co tu robi ten wrak człowieka? - do kuchni weszła Van i usiadła koło mnie. -Ej siostra nie przesadzasz trochę no wiesz z tym niszczeniem się, to normalnie że przyjaciele się ze sobą kłócą. -Vanessa umiała podnieś na duchu jak mało kto, zawsze dzięki niej czułam się lepiej ale niestety nie w tym przypadku.
-Może masz racje- przyznałam nie chętnie racje mojej siostrze, nie lubię kiedy ona ma racje albo kto ktokolwiek inny.
-Oczywiście że mam racje. Posłuchaj mnie Laura weź się ogarnij i idź przeproś Ross'a.
-Słucham? Ja mam go przepraszać? To on powinien przeprosić mnie, a nie ja jego.
-Duma ci na to nie pozwala?
-Tak, duma mi na to nie pozwala.
-Laura gdyby nie Ross nie miałaś byś dnia pełnego wrażeń. A tak przynajmniej będziesz miała co swoim dzieciom i wnukom opowiadać.
-Po której jesteś stronie podstępny Judaszu?
-Ja nie jestem po niczyjej stronię.
-Ta jasne.
-Skoro nie chcesz iść się ogarnąć i przeprosić Ross'a to przynajmniej weź się idź ogarnąć przed przyjściem Delly.
-Racja, Delly nie może zobaczyć mnie w takim stanie.
-To co tak siedzisz jak grecki bóg, idź się ogarnąć.
-Okej - wstałam od stołu i odłożyłam kubek do zlewu. Odwróciłam się na pięcie chcąc iść w stronę mojego pokoju. Zatrzymał mnie jednak, głos mojej siostry.
-Ej Laura weź koniecznie prysznic. - instynktownie powąchałam swoją pachę.
-Brałam prysznic wczoraj wieczorem.
-Zaufaj mi i weź prysznic. - powiedziała Vanessa biorąc gryza kanapki. Pokazałam język mojej siostrze i pobiegłam na górę. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i nałożyłam trochę tuszu na rzęsy, gotowa wyszłam z łazienki i zbiegłam na dół. Niechcący wpadłam na wuja wychodzącego ze swojego gabinetu z stosem dokumentów, które po chwili były rozrzucone po całym salonie.
-Przepraszam cię wuju, nie zauważyłam cię - pomogłam wujowi w zebraniem wszystkich dokumentów.
-Nic nie szkodzi.
-Proszę - podałam wujowi wszystkie pozbierane przeze mnie dokumenty.
-Dzięki.
-Mogłam bym z wujem porozmawiać? - pomiędzy brwiami wuja pojawiła się zmarszczka.
-Jasne, chodźmy do mojego gabinetu. - gestem ręki wuja Robert wskazał żebym szła pierwsza. Po przekroczeniu progu gabinetu, usiadłam na krześle przy biurku, wuja zaś usiadł za wielkim biurkiem. Gabinet nie był za wielki i nie był za mały był w sam raz, po prawej stronię znajdowała się kanapa i mały stolik, na środku gabinetu stało wielkie biurko na którym był laptop i stos rozrzuconych dokumentów, za biurkiem stała wielka szafa na długości całej ściany, w szafie znajdowały się segregatory, różne ważne dokumenty, książki o wzmiankach o prawie i nawet barek z alkoholem który był ukryty w środku szafy, ściany gabinetu mają szary kolor. Cały pokój jest przytulny i są tu doskonałe warunki do pracy, czasami zdarza się że ciocia albo wuja zabierają prace do domu w tedy zamykają się w swoich gabinetach i pracują.
-To o czym Lauro chciałaś ze mną porozmawiać? - wuja Robert przyjrzał mi się uważnie.
-W piątek przypada wasza czwarta rocznica ślubu. Chciałam wiedzieć co wuja zaplanował na ten wyjątkowy dzień i ewentualnie pomóc w przygotowaniach. Oczywiście jeśliby wuja chciał skorzystać z mojej pomocy. - wuja wyglądał tak jakby zalała go fala ulgi.
-Jezus spadłaś mi z nieba dziewczyno. Miałem się ciebie pytać czy nie chciałaś by mi pomóc w przygotowaniach, ale ty byłaś przez ostatnie dwa dni bardzo smutna więc stwierdziłem, że nie będę zawracał ci tym głowy. A skoro ty proponujesz pomoc to z miłą chęcią przyjmę ją od ciebie.
-To super. To co wuja zaplanował?
-Tak, szczerze to jeszcze nie zastanawiałem się nad tym co przygotować.
-Jak to, nic jeszcze nie wymyśliłeś?
-Byłem zajęty. Miałem mnóstwo pracy, w kancelarii miałem urwanie głowy. Ale prezent już mam.
-Płytę tego zespołu co kochaliście się na tyłach...?
-Tak tego zespołu! - przerwał mi wuja lekko zawstydzony. -Laura mam do ciebie ogromną prośbę, nie wspominaj o tym że ja i Kristen kochaliśmy się na tyłach samochodu przy cioci. No wiesz, znowu będzie mówiła że podpuszczam młodzież i takie tam.
-Spoko masz to u mnie jak w banku.
-To nie oznacza że masz poznać jakiegoś chłopaka, odkryć że obydwoje lubicie ten sam zespół, wybrać się z nim na pierwszą randkę na ich koncert, a potem kochać się razem z nim na tyłach starego garbusa przy największych hitach waszego ulubionego zespołu. O mój Boże! Nie, nie ani mi się śni. Żadne z tych rzeczy. Żaden cwaniaczek nie będzie tykał mi córki brata mojej żony, a mojego szwagra. A niech któryś tylko spróbuje to powieszę go za jego przyrodzenie i skończy się już jego żywot.
-Przyszliśmy tu gadać o planach na twoją rocznice ślubu, a nie o moim dziewictwie. Choć muszę przyznać miłe to z wuja strony że się martwi.
-Daj spokój, jesteś dla mnie jak córka. Wiec że będę ganiał z kijem bejsbolowym i odstraszał wszystkich chłopaków którzy będą się do ciebie zbliżali jak prawdziwy ojciec. Tylko muszę najpierw kupić sobie nowy kij, mój stary Kristen wywaliła.
-Dlaczego?
-Bo kiedyś ganiałem z nim po całej ulicy z takim jednym chłopakiem co zaczepiał Vanesse.
-Wuja nie żartował z tym ganianiem?
-Nie Lauro, nie żartowałem.
-Wracając do rocznicy waszego ślubu, ja i Van pójdziemy w ten dzień nocować do Rydel, więc będziecie mieli wolną chatę. Możecie iść na romantyczną kolacje do miasta albo zjeść romantyczną kolacje tutaj. Nie wiem jak wolicie?
-Chyba tutaj.
-Okej, wolicie zjeść romantyczną kolacje tutaj. Ja i Van kupimy mnóstwo świeczek które będą nadawały nastroju w ten wyjątkowy wieczór, a ty wuja ugotujesz coś pysznego.
-Dlaczego mam gotować?
-Żeby było bardziej romantycznie! Wracają do tego ty wuja ugotujesz coś pysznego, kiedy skończycie jeść, zaprosisz ciocie do tańca, piękna muzyka poleci z radia a wy będziecie tańczyć przy rozpalonym kominku i milionem zapalonych świeczek. A potem...
-A potem? - poganiał mnie wuja.
-A potem będziecie robić to co uznacie za słuszne.
-Genialny plan.
-Jakieś zastrzeżenia do mojego genialnego pomysłu?
-Tak tylko jedno. Serio muszę coś ugotować? Moje umiejętności kulinarne są dość słabe.
-Racja zapomniałam. Ty wuja, potrafisz wodę na herbatę przypalić. Więc odpuść sobie te gotowanie, my dwie z Van ugotujemy coś pysznego dla was.
-Dziękuje.
-Za co? - zdziwiłam się.
-Za wszystko. Za pomoc w organizacji mojej i Kristen kolacji rocznicowej.
-Ale ja jeszcze nic nie zrobiłam.
-Wiem, ale i tak dziękuje. - wuja Robert obdarzył mnie promienistym uśmiechem.
-To ja już nie będę wujowi przeszkadzać. - wstałam z krzesła i wyszłam z gabinetu wuja Roberta. Na korytarzu zderzyłam się z ciocią Kristen, która była zapatrzona w jakieś dokumenty (ależ mam dzisiaj szczęście).
-Przepraszam cię ciociu.
-Ja też cię przepraszam, nie zauważyłam cię. Robert jest u siebie? - wskazała na drzwi od gabinetu.
-Tak, wuja jest u siebie.
-Oj kochanie, powinnaś się iść przespać.- ciocia czule dotknęła mojego policzka. W jej oczach widziałam troskę i zmartwienie.
-Nie, za chwile przyjdzie Rydel. Ciociu nic mi nie jest. - dotknęłam swoją dłonią, dłoń cioci która nadal czule dotykała mojego policzka.
-Dobrze, skoro tak mówisz. - ciocia zabrała swoją dłoń z mojego policzka i uważnie mi się przyjrzała. -Kiedy ostatnio dzwoniłaś do swojego ojca?
-Wczoraj popołudniu. U niego i Alice wszystko w porządku. Mówił że strasznie za nami tęskni.
-To dobrze.
-Jego głos był inny. Wydawał się szczęśliwy. Cieszę się że w końcu sobie kogoś znalazł, a Alice jest idealna dla taty. Troszczy się o niego i dba, jestem spokojniejsza wiedząc że tata jest szczęśliwy i nie jest sam.
-Ja też. Myślałam że Raphael już nigdy nie znajdzie sobie kogoś z kim ułoży by sobie życie na nowo. Wiesz Lauro on strasznie przeżył śmierć wasze matki, bardzo kochał Lily była ona dla niego wszystkim tak samo jak wy. Jesteście dla Raphaela wszystkim, on bardzo kocha ciebie i Vanesse jest strasznie dumny z tego że ma takie wspaniałe i piękne córki jak wy.
-Skąd to wiesz, że tata jest z nas dumny?
-Bo za każdym razem kiedy z nim rozmawiałam mówił o tym jaki jest z was dumny.
-Naprawdę?
-Tak naprawdę. - ciocia Kristen posłała mi szeroki uśmiech i zniknęła za drzwiami gabinetu wuja Roberta. Ja stałam jak wryta, oszołomiona tym co powiedziała mi ciocia, mój tata jest ze mnie dumny! Nigdy nie zastanawiałam się za bardzo czy tata jest ze mnie dumny, świadomość że jest była fantastyczna. Od przyjazdu do cioci nie tęskniłam tak bardzo za nim jak teraz w tym momencie, tak strasznie bym chciała żebym był teraz ze mną w tym momencie. Mogłam bym tak stać przed gabinetem wuja jeszcze z godzinę, gdyby nie dzwonek do drzwi. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się zgrabna sylwetka blondynki.
-O hejka Rydel. Wbijaj do środka. - blondynka weszła do środka.
-Hejka Laura. Wyglądasz yyy dobrze się czujesz?
-Tak. Wiem że wyglądam trochę strasznie. - udałyśmy się we dwie do kuchni.
-Trochę strasznie? Kobieto wyglądasz jak chodzący trup.
-Weź nie przesadzaj Rydel.
-Ja wcale nie przesadzam. Myślałam że tylko młody tak strasznie wygląda. Jak widać pomyliłam się, nie tylko on tak strasznie przeżył waszą kłótnie. Laura doradzę ci coś, weźcie się szybko pogódźcie, bo jak dalej tak pójdzie to wy nawet miesiąca nie przeżyjecie.
-Dlaczego wszyscy dokoła chcą żebyśmy się pogodzili?
-Bo zależy nam na was. A ty nie chcesz się z nim pogodzić? - blondynka uważnie mi się przyjrzała.
-Chcę ale... - nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów.
-Ale co?
-Po prostu nie chcę być tą co pierwsza wyciągnie do niego rękę. To on powinien przeprosić mnie za to, że bezmyślnie naraził moje życie na niebezpieczeństwo. Chcesz coś do picia? - odwróciłam się w stronę lodówki.
-Tak, wodę niegazowaną. To jest śmieszne.
-Co jest śmieszne? - podałam Rydel szklankę wody niegazowanej.
-Wy. Ross twierdzi że to ty powinnaś przeprosić go pierwsza. - zakrztusiłam się wodą.
-Słucham? Z jakiej paki ja mam go przeprosić pierwsza? Wiesz co nie chcę nawet wiedzieć.
-Skoro tak chcesz.
Obydwie ruszyłyśmy w stronę mojego pokoju. Kiedy znalazłyśmy się już w moim pokoju Rydel wskoczyła na moje łóżko, a ja usiadłam na krześle przy biurku.
-Ej, a gdzie jest właściwie Vanessa? - zapytała Rydel podnosząc się na łokciach.
-Tak właściwie to nie wiem.
-To dziwne.
-I to bardzo. Wiesz co, pójdę sprawdzić pokój Van za chwile wrócę.
CHWILE PÓŹNIEJ
-Niema Van w pokoju - powiedziałam wchodząc do swojego pokoju. Rydel leżała rozłożona na moim łóżku.
-Jak to nie ma Van w pokoju? - blondynka podniosła się do pozycji siedzącej.
-Van zniknęła, nie ma jej w pokoju.
-Może się coś jej stało? - zaczęła panikować Rydel.
-To że nie nie ma jej w pokoju, nie oznacza że coś się jej stało. Ona ma dwadzieścia lat nie jest małym dzieckiem.
-I co z tego, Riker ma dwadzieścia jeden lat, a jest takim dużym dzieckiem.
-Ale to jest facet. Oni są jak takie duże dzieci.
Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się i wpadła przez nie zdyszana Van. Musiała biec tutaj, pytanie brzmi dlaczego? Ktoś ją gonił? A może chciała powiedzieć mi coś ważnego? Zdyszana Vanessa usiadła na skrajku łóżka i starała się unormować swój oddech po mini maratonie. Ja i Rydel przyglądaliśmy się mojej siostrze z frustracją, czekając aż w końcu wyjaśni nam co się stało.
-Co się stało!? - w końcu nie wytrzymałam.
-RIKER ZAPROSIŁ MNIE NA RANDKĘ!!! - na jednym tchu powiedziała Van. Z szoku upuściłam na podłogę kostkę Rubiko którą się wcześniej bawiłam, z otwartą buzią wpatrywałam się w moją siostrę. Nie tylko ja byłam mocno zszokowana tą wiadomością, Rydel też wpatrywała się z otwartą buzią w Vanesse. Nie rozumiem, zawsze myślałam że Riker lubi moją siostrę jak koleżankę tylko jak koleżankę i że nigdy nie będzie się chciał umówić z nią, jak widać się pomyliłam.
-Co? - pierwsza odezwała się Rydel.
-Jak? - zapytałam podnosząc moją zabawkę.
-Kiedy? - dodała Rydel.
-Tak szczerze to nie wiem jak to się stało. Szliśmy sobie po parku i gadaliśmy, nagle ni stąd ni zowąd Riker zapytał mnie czy nie poszłam bym z nim na randkę.
-I co mu powiedziałaś? - zapytałam równo z Rydel.
-Powiedziałam że zastanowię się nad tym i uciekłam. - Vanessa ugryzła swoją dłoń.
-Uciekłaś?
-Tak, prosto do was.
-Aha
-Co zamierzasz mu powiedzieć? - zaciekawiłam się.
-Nie wiem. Dziewczyny nie wiem, co mam mu powiedzieć. Przecież się przyjaźnimy, bardzo zależy mi na tej przyjaźni, a on odwala mi tu taki numer. Naprawdę nie wiem co mam robić. - Vanessa mówiła załamanym głosem.
-Nie załamuj się Van, to nie jest przecież koniec świata.
-Rydel ty tego nie rozumiesz. Jakbyś zareagowała, gdyby teraz wszedł tu Ellington i spytał ci się czy chciałaś by pójść z nim na randkę?
-Nie wiem. Może bym uciekła, żeby sobie to wszystko przemyśleć? Vanessa nie wiem jak bym zareagowała w takiej sytuacji.
-Vanessa - zaczęłam niepewnie.
-Taaa
-Czy ty chcesz iść na tą randkę z Rikerem?
-Tak szczerze, to bardzo bym chciała iść z nim na tą randkę. Ale się boje.
-Czego?
-Tego co by było gdyby nam nie wyszło. Boje się tego że kiedy zaczniemy chodzić ze sobą na randki coś się między nami popsuje. A co jeśli okaże się że ta randka to była jedna wielka pomyłka. Bardzo zależy mi na Riker'ze i nie chcę żeby przez umawianie się, nasza przyjaźń się skończyła. Wielu przypadkach jest tak, że kiedy przyjaciele zaczną się ze sobą umawiać, po czasie odkrywają że nie pasują do siebie i ich związek kończy się tak samo jak przyjaźń.
-Ale wiesz że jeśli nie spróbujesz, to nigdy się o tym nie przekonasz. Czasami warto zaryzykować. - poradziłam siostrze.
-Chyba masz racje.
-Oczywiście że Laura ma racje.
-Boże dziewczyny, nawet nie chcę wiedzieć co teraz myśli o mnie Riker.
-Pewnie myśli że jesteś niezłą laską. - Rydel uśmiechnęła się do mojej siostry.
-Dzięki dziewczyny. To ja idę powiedzieć Riker'owi, że chętnie się z nim umówiem. - brunetka wstała z łóżka.
-Zaczekaj - Vanesse zatrzymał głos Rydel -Jak kocha to poczeka.
-Ale on mnie nie kocha! - zaprzeczyła Van.
-Dobra skoro tak mówisz.
-Ale to jest prawda! Możemy skończyć już ten temat?
-Jasne.
-A gdzie pójdziecie na randkę? - zapytałam przerywając niezręczną cisze.
-Miałyśmy o tym nie rozmawiać! - poirytowała się Van.
-Spoko nie chcesz, nie mów.
-Dziewczyny dzisiaj otwierają nową kawiarnie w centrum, może byśmy się tam przeszły? - zaproponowała Rydel.
-Jak dla mnie spoko.
-To co idziemy?
-Jasne.
DWIE GODZINY PÓŹNIEJ
Właśnie wróciłam z nowo otwartej kawiarni, muszę przyznać że mają tam znakomitą mrożoną kawę i świetne ciastka. Do domu musiałam wrócić sama, Rydel dostała sms'a od swojej mamy z prośbą czy by nie pojechała razem z nią coś załatwić, a Vanessa umówiła się z Riker'em na mieście. Na stole w kuchni była kartka. Było na niej "Pojechaliśmy na zakupy. Wrócimy za godzinę. W lodówce jest obiad. Kocham was Kristen". Odłożyłam kartkę z powrotem na stół i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Po przekroczeniu progu pokoju moją uwagę przykuł wielki bukiet czerwonych róż leżących na łóżku. Lekko oszołomiona podeszłam do łóżka i chwyciłam bukiet. Do kwiatów był przyczepiony bilecik, w środku było napisane "PRZEPRASZAM'' mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Odwróciłam się za siebie i ujrzałam Ross'a stojącego w koncie pokoju. Miał na sobie podarte dżinsy, biały T-shirt i czarną skórzaną kurtkę, tak jak zawsze włosy miał w kompletnym nieładzie. Wyglądał na niegrzecznego chłopca, bardzo seksownego niegrzecznego chłopca.
-Co ty tutaj robisz? - zabrzmiało to chłodniej niż zamierzałam.
-Stoję.
-Włamałeś się do mojego domu?
-Nie, twój wuja mnie wpuścił.
-Przecież ich nie ma w domu.
-Pojechali na zakupy. Twoja ciocia pozwoliła mi zaczekać na ciebie w twoim pokoju. - mówił spokojnym głosem.
-I zostawili cię samego w domu?
-Pojechali jakieś dziesięć minut temu. Nie byłem długo sam.
-Aha.
-Przyszedłem cię przeprosić. Naprawdę jest mi strasznie przykro, że się pokłóciliśmy. Nie powinienem namawiać cię...
-Nie, nie - przerwałam blondynowi. -To ja powinnam cię przeprosić że tak na ciebie naskoczyłam. Naprawdę mocno tego żałuje. A to - wskazałam na kwiaty -Są piękne.
-Pomyślałem że jak kupie ci kwiaty to szybciej mi wybaczysz.
-Nawet bez nich bym ci wybaczyła.
-Między nami jest już okej? - chciał się upewnić Ross.
-Tak - uśmiechnęłam się do blondyna, a on odwzajemnił mój gest.
-Przytulas na zgodę? - zapytał z nadzieją Ross.
-Przytulas za zgodę - uśmiech Ross'a się powiększył z tej radości rzucił się na mnie żeby mnie przytulić, co poskutkowało tym że obydwoje wylądowaliśmy na łóżku, z tym że on miażdżył mnie swoim ciałem.
-Moje kwiaty!!! - skrzywiłam się.
-Co z nimi?
-Miażdżysz je swoim ciałem.
-Sorki. - Ross położył się koło mnie. Jestem szczęśliwa, że pogodziłam się z Ross'em.  

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz