Rozdział 16 cz2

323 19 1
                                    

*Oczami Laury*
Dochodziłyśmy właśnie do kawiarenki, gdzie czekał na nas wuja Roberta. Kiedy usiadłyśmy do stolika od razu wszyscy zamówiliśmy kawę mrożoną.
-Jakieś ciasto życzą sobie państwo do kawy? - zapytała kelnerka.
-Tak sernik z brzoskwiniami. - wuja uśmiechnął się do młodej kelnerki. Ta wyraźnie zawstydzona założyła pasmo włosów za ucho i spuściła wzrok na swój notes. Jeśli się głęboko zastanowić to wuja Robert jest całkiem przystojny, kobiety często się za nim oglądały. W kancelarii klientki próbują się z nim umówić, ale niestety bezskutecznie. Dla niego najważniejszą kobietą w życiu jest Kristen.
-Pięć razy? - upewniła się dziewczyna.
-Tak. - wszyscy odpowiedzieliśmy chórem. Kelnerka skinęła głową i poszła po nasze zamówienie. Czekając aż wróci dziewczyna, spojrzałam co dzieje się za oknem. Z rozbawieniem przyglądałam się sytuacji zaistniałej przed kawiarnią, mały chłopiec ucieka przed swoją babcią która próbowała wetrzeć mu krem do opalania. Babcia mimo swoich lat całkiem żwawo się poruszała, dzieciak ledwo co zdążył jej uciec. Kiedy kobieta złapała chłopca, spojrzałam na Van która kończyła pisać sms-a. Zauważyłam że ma ubrany naszyjnik mamy, złoty łańcuszek z serduszkiem. Chwyciłam małe serduszko do ręki, zaskoczona Nessa spojrzała się na mnie pytająco.
-Łańcuszek mamy. - Vanessa dotknęła naszyjnika. Przez chwile wyglądał tak jakby moje słowa mocno nią wstrząsnęły ale szybko się ogarnia, uśmiechnęła się smutno.
-Tak.
-Zawsze nosisz go wtedy kiedy jesteś smutna. - przypominam.
-Nie jestem smutna, tylko potrzebuje jej wsparcia. - wyjaśniła. Skinęłam głową na znak, że rozumiem. Pogrążyłam się w myślach o mojej mamie, bardzo mi jej brakuje. O tylu rzeczach chciałabym jej powiedzieć, spytać o poradę, przytulić, uzyskać wsparcia z jej strony. Bardzo bym chciała żeby mama poznała Ross'a, ciekawe co by powiedziała o nim i o tym że zakochałam się w nim? Zawsze myślałam że będę mogła się jej poradzić w sprawach sercowych, ale niestety nie zdążyłam. Mama umarła kiedy miałam zaledwie dziesięć lat, a Vanessa miała trzynaście lat. Moje rozmyślenia przerwała kelner, która przyniosła nam nasze zamówienie. Od razu wzięłam się za jedzenie sernika z brzoskwiniami, który smakował wyśmienicie.
-O której godzinie mam cię odwieść na lotnisko? - wuja Robert skierował pytanie do swojej siostry.
-Samolot mam o osiemnastej, wiec na lotnisku muszę być o siedemnastej. Zanim przejdę te wszystkie procedury lotniskowe to trochę minie czasu.
-Stefan przyjedzie po ciebie na lotnisko? - chciała wiedzieć ciocia Kristen.
-Tak. Pokazywałam wam co mu kupiłam? - wszyscy zgodnie pokręciliśmy przecząco głowami, Elena westchnęła głośno i zaczęła grzebać w torbie. Już po chwili wyciągnęła granatową koszule. - Od razu kiedy zobaczyłam tą koszule pomyślałam o Stefanie, i o tym jak będzie zabójczo seksownie w niej wyglądać.
-Eleno nie karz mi zabijać Stefano. - mówi śmiertelnie poważnie wuja.
-Dlaczego masz zamiar zabić mojego narzeczonego? - ściągnęła brwi razem.
-Ponieważ jesteś moją młodszą siostrą, a jak mówisz że będzie wyglądał zabójczo seksownie to jasne że wiąże się z tym podtekst seksualny. - słysząc słowa wuja wybucham głośnym śmiechem. Wszyscy ludzie w kawiarni dziwnie się na mnie patrzą. Co nigdy nie widzieli śmiejącej się siedemnastolatki? Nie uważam że jestem na tyle ciekawą osobą, żeby zwracać na mnie uwagę. Ci ludzie nie mają lepszych zajęć, niż patrzenie się na mnie? Zmroziłam tych wszystkich ludzi zabójczym spojrzeniem. Kiedy przestałam się śmiać, Nessa chwyciła moje ramię i spojrzała się na mnie.
-Dobrze się czujesz? - zapytała z troską.
-Tak, a czemu pytasz?
-Bo dziwnie się zachowujesz, śmiejesz się jak psychopata.
-To co powiedział wuja było bardzo zabawne. - zaczęłam się bronić. Niema to jak zwalić całej winy za swoje dziwne zachowanie na kogoś innego. Niech teraz wuja się tłumaczy przed wszystkimi.
-Nie zwalaj wszystkiego na mnie. - oburzył się wuja i zrobił minę mówiącą "Jestem nie winy, a ty chcesz mnie wrobić". Widząc tą minę mimowolnie się uśmiecha. - Nie śmiej się, młoda damo. - mój uśmiech staje się coraz większy.
-Dobrze.
-Eleno kiedy właściwie bierzesz ślub? - zastanawia się wuja.
-Nie wierzę, że nie wiesz kiedy twoja jedyna młodsza siostra bierze ślub! - kobieta wyglądała na mocno złą. Co prawda rozumiem dlaczego jest zła, też bym była gdyby mój brat zapomniał, kiedy się żenię. Ale nie mam brata wiec ten problem mnie nie dotyczy, ewentualnie mogłabym być zła gdyby Van zapomniała, choć szczerze w to wątpię. Ona by nigdy nie opuściła mnie w tak ważny dzień, nawet gdybym chciała żeby tak było to ona mnie nie wystawi.
-Tak się z tobą droczyłem. - machnął ręką.
-Doprawdy? To kiedy biorę ślub?
-Za dwa miesiące w grudniu. - wuja się wyszczerzył.
-Podaj dzień i godzinę. - zażądała.
-Dwunasty grudnia, godzina szesnasta dwadzieścia. - palnął bez namysłu.
-Źle, w kościele jest na szesnastą, a nie na szesnastą dwadzieścia. W tak ważnym dniu dla mnie, mógłbyś chociaż pamiętać na którą masz przyjść do kościoła! - wydarła się Elena. - Nie jestem do tego przekonany.
-Do czego!? Do mojego ślubu!? Czy do tego że musisz przyjść punktualnie na ślub swojej jedynej siostry!?
-Ty taki szatan, ślub w kościele chcesz brać? Ja nie wiem, czy ksiądz puści cię do domu Bożego. Taką grzesznice. Oj nie wiem, nie wiem. - wuja pokręcił z dezaprobatą głową, mina Eleny była mistrzowska. Widzą minę swojej siostry wuja zaśmiał się głośno.
-Myślałam że kościół serdecznie zaprasza grzeszników do siebie, żeby się nawrócili. Nie znasz przypowieści o synu marnotrawnym? - uniosła pytająco brew.
-Znam. Jezus, siostra nie znasz się na żartach?
-Po pierwsze zostaw Jezusa w świętym spokoju, a po drugie znam się na żartach. W dzieciństwie bardzo dużo ci ich robiłam. Dlatego teraz się tak na mnie mścisz?
-Nie tylko ty żartowałaś sobie z tego że się zakochałem w Kristen, Eric też. - przypomniał. - Wasze żarty niebyły na miejscu.
-Jak brzmiały? - chciałam wiedzieć. Eric jest strasznie zabawny, jak nie robi śmiesznych min to opowiada żarty lub suchary. Swoją drogą ostatni raz widziałam go chyba z jakieś pięć lat temu. Jeśli się głębiej zastanowić to połowę swojej rodziny widziałam wieki temu, niektórych nawet nie pamiętam jak wyglądają. Mogliby przejść koło mnie na ulicy, a ja nawet bym się nie skapnęła że to moja rodzina.
-Nie chcesz wiedzieć. Te żarty były głupie i bezsensowne.
-Ale bardzo zabawne. - dodaje Elena.
-Chyba dla małych dzieci, a nie dla młodych ludzi.
Dalsza część rozmowy upłynęła nam na śmianiu się, Elena opowiedziała nam jak razem z Ericiem podglądali wuja pierwszy pocałunek z Kristen. Po zjedzeniu sernika i zapłaceniu rachunku, udajemy się na dalsze zakupy po centrum handlowym. Dziewczyny stwierdził że wujowi przydadzą się jakieś nowe ubrania, kompletnie nie rozumiem po co chodzimy po tylu sklepach. Jakby niemożna było pójść do jednego konkretnego sklepu, a nie dziesięciu? Wychodzę przed sklep, kiedy cała reszta płaci za nowe ubrania wuja. Po chuj aż tyle osób płaci za kilka szmat? Ale nie kwestionuje tego, pełna obstawa to podstawa. Kiedy tak stoję przed sklepem jakiś gościu podchodzi do mnie. Na oko ma tak z czterdzieści parę lat, nie jest zbytnio przystojny. Lekko kuleje na prawą nogę, pachnie cynamonem. Nieznajomy przygląda mi się chwilę, a potem odzywa się do mnie ochrypniętym głosem.
-Jesteś bardzo podobna do Bonnie. - stwierdził.
-Słucham? - jestem zdezorientowana. Ten gościu musiał mnie z kimś pomylić, to musi być jakaś pomyłka. Dziwny zbieg okoliczności. Albo i nie. Znowu wracamy do niewyjaśnionej sprawy z Bonnie. Przecież to nie może być jakimś tam zbiegiem okoliczności, kolejna osoba porównuje mnie do kobiety której nigdy na oczy nie widziałam i nie wiem kim jest. Nikt nie chce mi tego zdradzić, obiecałam Elenie że odpuszczę sobie ten temat na jakiś czas. Jednak teraz mocno zastanawiam się czy postąpiłam słusznie, no przecież może gdybym bardziej naciskała w końcu poznałabym prawdę. A może tylko popsuła bym swoje relacje z Kristen i Robertem? Naprawdę już nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Czy postąpiłam słusznie odpuszczając sobie poznanie prawdy? Czy też nie? Mam mętlik w głowie, muszę się komuś zmierzyć ze swoich zmartwień. Pytanie brzmi tylko komu? Vanessa odpada, znowu zacznie mi mówić że niepotrzebnie interesuje się nie swoimi sprawami, a Rydel też nie mogę brać pod uwagi, nie chce żeby się niepotrzebnie martwiła. Blondynka i tak ma na głowie swoje problemy, to będzie bezsensu martwić ją moimi zmartwieniami. Zostaje mi tylko jeszcze jedna opcja, a mianowicie Ross. Razem z chłopakiem umówiliśmy się dzisiaj, że przydzię do mnie żebyśmy mogli ustalić dokładniejszy plac na jutrzejszą kolacje rocznicową cioci i wuja. Mam nadzieje że mnie wysłucha i doradzi.
- Przepraszam bardzo, ale pan musiał mnie z kimś pomylić. - mówię.
-Te same oczy, kolor włosów, sposób jaki chwytasz sztuce i jesz nimi. Jak się śmiejesz. To nie może być pomyłka. - kręci przecząco głową. Jedno pytanie ciśnie mi się na języku i wypowiadam je na głos.
-Skąd pan wie jak posługuje się sztucami i jak się śmieje?
-Widziałem cię przez okno kawiarni, jak jadłaś sernik. - wyjaśnia.
-Aha. - tylko na tyle mnie stać. Nie czułam się obserwowana przez kogoś, jak widać jednak byłam. A w szkole uczyli, nie rozmawiaj z nieznajomym. I co teraz mi przyszło z tego, że złamałam tą zasadę? Jakiś obcy gościu porównuje mnie do kobiety o której nigdy nie słyszałam, i podgląda jak jem sernik w kawiarni. - Ja pana nie znam. Kim pan w ogóle jest? Kim była Bonnie? I co pan chce ode mnie?
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - że co? Czy oni wszyscy znają tylko ten jeden tekst? I nic poza tym?
-Czego pan chce właściwie od mnie? Po co mnie pan zaczepił?
-Tak bardzo mi ją przypominasz.
-Niech pan mnie zostawi w świętym spokoju, bo zadzwonię na policje. - zaczęłam grozić temu typowi. Tak szczerze zaczęłam się trochę obawiać go, facet wyglądał na niezrównoważonego psychicznie. -Jeśli za pięć minut nie zostawi mnie w spokoju, to zacznę głośno krzyczeć.
-Spokojnie mała, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. - tekst tego gościa mocno mnie rozzłościł. Miałam ochotę odpowiedzieć mu "Mała to jest twoja pała, ja jestem niska!", ale postanowiłam zachować ten tekst dla siebie.
-Zaraz zadzwonię na policje. - wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i odblokowałam telefon.
-Spokojnie, już sobie idę. - zapewnił. -Do zobaczenia za niedługo.
Powiedział, obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie lekko kulejąc na jedną nogę. Podążałam wzrokiem za sylwetką mężczyzny, dopóki nie straciłam go z pola widzenia. Jakiś czas po tym jak ten facet zniknął mi z zasięgu wzroku, nadal wpatrywałam się zdumiony wzrokiem w jego ślad. Otrząsnęłam się dopiero wtedy, kiedy podszedł do mnie wuja i reszta moje rodzinki.
-Na co tak patrzysz? - chciał wiedzieć wuja Robert.
-Na nic konkretnego. - tłumacze.
-To co, idziemy do domu? - proponuje Vanessa.
-Jasne. - odpowiadam za wszystkich. Zgodnie wszyscy udaliśmy się do domu, od razu po przekroczeniu drzwi do mojego pokoju kładę swoje nowe okulary na biurko. Pisze sms-a do Ross'a, żeby przypomnieć mu o naszym spotkaniu. Postanawia zadzwonić do Rydel, zauważyłam że ostatnio nie mamy dla siebie czasu. Już po pierwszym sygnale, słyszę głos blondynki.
R:Hej Laura.
L:Hej Rydel. Co u ciebie słychać? Pamiętasz że jutro razem z Vanessą przychodzimy do ciebie na piżama party?
R:Jasne że pamiętam. Byłam dzisiaj kupić prowiant na jutro.
L:Ile tego kupiłaś?
R:Niedużo, tylko sześć paczek chipsów, osiem paczek żelków, dwie paczki paluszków, paczkę orzeszków solonych, trzy paczki prażynków. Kupiłam też popcorn, który później sobie zrobimy.
L:Wow sporo tego jest.
R:Jeszcze nie skończyłam, kupiłam też trzy duże kubełki lodów, czekoladę, jakieś miętowe cukierki i jeszcze kilka innych rzeczy których nie pamiętam.
L:Ale wiesz że będziemy tylko we trzy? Po co tyle tego wszystkiego kupiłaś, nie będziemy w stanie tego wszystkiego zjeść. Coś tak czuje, że po tej imprezie nie będę mogła się zamieścić w żadne spodnie.
R:Co się przejmujesz wagą. Nie codziennie chodzi się na piżama party.
L:W sumie masz rację.
R:Oczywiście że mam. Jebać dietę.
L:Dokładnie.
R:W końcu się nagadamy. Mam wrażenie że nie widziałam was od wieków.
L:Też mam takie wrażenie, że nie widziałyśmy się całe wieki. A co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim, że nie mamy przecież tak daleko do siebie. R:Z niecierpliwieniem odliczam czas do naszej imprezy. Mam tylko złom wiadomość.
L:Co znowu?
R:Chłopacy zostają w domu, wujek Ed do którego mieli się wybrać nagle zachorował. Więc moi bracia będą musieli zostać w domu.
L:Nnnniiieee!!! Tylko nie to!
R:Też tak zareagowałam jak to usłyszałam. Próbowałam mamę namówić, żeby wysłać ich gdzieś indziej ale nic z tego.
L:Dobra jakoś przeżyjemy to, że chłopacy będą w domu.
R:Po prostu nie wpuścimy ich do mojego pokoju. Pewnie będą chcieli się wbić na naszą imprezę, ale nic z tego. Piżama party są tylko dla dziewczyn.
L:Już się boje co oni wymyślą, żeby być na naszej imprezie.
R:Może będą chcieli się przebrać za dziewczyny.
L:Możliwe. Boże, jak nie mogę się doczekać jutra.
R:Ja też. To pa.
L:Pa.
Po skończonej rozmowie z Rydel, rzucam telefon na łóżko. Dopiero po rozmowie z przyjaciółką zdaje sobie sprawę, jak mocno jestem podekscytowana jutrzejszym piżama partami. Nie pamiętam kiedy ostatnio raz byłam na jakieś babskiej imprezę, to było tak dawno temu. Wyciągam z biurka notes, gdzie mam zapisane w punktach co trzeba przygotować na rocznicę ślubu cioci i wuja. Upewniam się, czy wszystkie punkty z list są załatwione. To co ja miałam zrobić jest zrobione, ale to co Ross miał zrobić tego nie jestem pewna. Mam nadzieje że wywiązał się z naszej umowy, jak tego nie zrobił zostanie mi tylko jedna opcja, a mianowicie będę musiała go zabić. Pogrążona w myślach, nie zauważyłam kiedy blondyn wszedł do mojego pokoju.
-Puka się. - powiedziałam na przywitanie.
-Przecież pukałem. To nie moja wina, że nie słyszałaś. - chłopak usiadł na łóżko.
-Serio pukałeś? - dziwie się.
-Tak, chyba z pięć minut waliłem w te drzwi. Potem stwierdziłem, że to jest bezsensu i po prostu wszedłem.
-Aha. W takim razie to sorry, zamyśliłam się. - tłumaczę.
-Można wiedzieć o czym się tak zamyśliłaś, albo o kim? - blondyn zapytał się tajemniczym głosem.
-O tobie i o tym co będę musiała ci zrobić, jeśli nie wywiązałeś się z naszej umowy.
-A ja myślałem, że myślałaś o mnie jako o Greckim Bogu seksu i seksapilu. - odparł rozczarowany głosem.
-Niestety nie tym razem. Zrobiłeś wszystko o co cię poprosiłam?
-Wszystko jest załatwione.
-To super, nie będę musiała ci zabijać. - Ross dziwnie się na mnie spojrzał.
-Chciałaś mnie zabić, jeśli bym nie zrobił tego wszystkiego?
-Gdzie tam zabić, ewentualnie upozorować wypadek ze skutkiem śmiertelnym. - odpowiadam jak gdyby nic, jakby to co powiedziałam było czymś normalnym.
-Błagam powiedz, że żartujesz.
-A wyglądam jakbym sobie żartowała? - pytam się. Ross bacznie mi się przygląda, tak jakby chciał się upewnić czy mówię poważnie, czy żartuje sobie. Widząc chłopaka myślącą minę, wybucham śmiechem. Blondyn uśmiecha się do mnie szeroko.
-Wiedziałem że żartujesz sobie ze mnie.
-Musimy jeszcze ustalić szczegółowo cały plan. - oświadczam. Ross głośno jękną z niechęci. - Nie jęcz mi tutaj.
Całe ustalanie planu na kolacje rocznicową, minęło nam sprawnie. Ross okazał się lepszy organizatorem ode mnie, nanieśliśmy parę zmian na moją listę, pomysły chłopaka były lepsze od moich. Nie spodziewałam się, że blondyn może mieć takie fajne i kreatywne pomysły. Przyjemnie mi się z nim pracowało, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszymi ustaleniami to ciocia i wuja długo nie zapomną tej rocznicy.
-To by było na tyle. - podsumował Ross.
-Tak. - zgadzam się z nim. -Ross możemy porozmawiać?
-Jasne. Mów co ci leży na sercu.
Opowiedziałam o całym zajściu przy stole podczas kolacji, o dziwnej rozmowie Eleny i Kristen, o tym że prawie udało mi się poznać prawdę od Eleny ale przeszkodziła nam ciocia i na sam koniec dodałam o tym, że jakiś facet mnie zaczepił. Mój przyjaciel cały czas mnie słuchał i potakiwał głową na znak, że rozumie.
-I co myślisz o tym wszystkim? - pytam po koniec mojej opowieści.
-Dziwna jest ta sprawa. - podsumowuję.
-Najgorsze jest w tym wszystkim to, że obiecałam Elenie że nie będę nacisk.
-Mówiłaś, że pisali o tej sprawie w gazetach. - zauważa Ross. -I że twoja ciocia ma gdzieś parę egzemplarzy. Wiesz co to oznacza?
-Nie.
-Musimy znaleźć te gazety.
-Jak to my? - dziwie się.
-Myślisz, że zostawię cię samą z tym problemem? Jak tak, to jesteś w dużym błędzie.
-Dobra niech ci będzie. Ale gdzie mamy zacząć poszukiwania? Nie chce grzebać w cioci rzeczach, to będzie naruszenie jej prywatności.
-Pewnie te gazety będą, gdzieś na strychu. Takie rzeczy najczęściej przechowuje się na strychu. - Ross uspokoił mnie. Nie podobała mi się myśl, grzebania w prywatnych rzeczach cioci Kristen.
-Kiedy nie będzie nikogo w domu, udam się na strych.
-Zadzwoń do mnie po wszystkim.
-Zgoda.
-Prawie bym zapomniał ci powiedzieć. - chłopak się ożywił, było widać radość w jego oczach. Nie mogę się doczekać, co ma mi do powiedzenia blondyn.
-Co masz mi do powiedzenia? - zachęcam go do mówienia.
-R5 będzie grał swój pierwszy koncert! - Ross uśmiechnął się szeroko. Z szczęścia zaczynam piszczeć jak mała dziewczynka. Bardzo się cieszę, że Lynchowie i Ellington będą grali swój pierwszy koncert. Tak szczerze to nigdy nie słyszałam jak grają, ale na pewno wkładają w grane całe serce.
-Gdzie będzie grali?
-W pizzerii. Właścicielowi spodobał się nasz kawałek. Więc pozwolił nam zagrać parę coverów. Czy to nie jest wspaniałe?
-To jest rewelacyjne.
-Przyjdziesz na nasz występ? - zapytał z nadzieją.
-Nawet gdybyś zakazał mi przychodzić i najął ochronę żeby mnie nie wypuścili, to i tak znajdę sposób żeby się dostać na wasz występ. - uśmiecham się szeroko.
-Dzięki, to wiele dla nas znaczy. Po raz pierwszy będziemy grali, poza naszym garażem. Chciałbym żeby publiczność nie składała się tylko z personelu, tylko żeby parę osób przyszło nas posłuchać. - wyznaje blondyn. To normalne że chcę zagrać dla dużej publiczności, nie od razu przyjdzie pół miasta na ich występ. Nie są aż tak bardzo znani, ale to będzie porażka jeżeli nikt nie przyjdzie. Dlatego mogą liczyć, że ja i Van przyjdziemy na stówę. Nawet gdyby moja siostra nie chciała iść, osobiście ją tam zaprowadzę.
-Nie martw się ja i Van będziemy. - zapewniam go.
-Liczyłem że przyjdziecie i będziecie nas wspierać.
-Nie martw się, będziemy najgłośniej wam kibicowały kiedy inni będą na was buczeć. - blondyn szturchną mnie w bok. Chyba nie takich słów się spodziewał z moich ust.
-Liczę na transparent z napisem "I love Ross" od ciebie.
-I co jeszcze? Mam się rzucić na scenę, i zetrzeć z ciebie koszule żeby mieć na pamiątkę? - pytam sarkastycznie.
-A mogłabyś to zrobić? Miałbym pierwszą świrniętą fankę. - ekscytuje się blondyn.
-Ej spokojnie, nie mam zamiaru być walniętą fanką, poza tym nigdy nie słyszałam jak grasz. - oświadczam uroczyście.
-Masz gitarę? - wstaje z miejsca i idę do garderoby, gdzie stoi wcześniej wspomniany instrument. Bez słowa podaje gitarę Ross'owi, siadam na swoje miejsce czekając aż zagra mi coś blondyn.
-Jakieś specjalne życzenie? - przez chwile zastanawiam się co mógłby zagrać dla mnie Ross, w końcu się decyduje na:
-John Newman "Love Me Again"
Chłopak przytakuje głową, zaczyna grać na gitarze i śpiewać:
-"Know I've done wrong, left your heart torn
Is that what devils do?
Took you so low, where only fools gone
I shook the angel in you Now I'm rising from the groundRising up to youFilled with all the strength I've found There's nothing I can't do... " Kiedy kończy śpiewać i grać, jestem pod ogromnym wrażeniem, chłopak ma naprawdę talent. Jak śpiewał po ciele przeszły mnie ciarki, ma tak rewelacyjny i seksowny głos, że niejeden mógłby zabić za taki talent. Bije tak głośno brawo, że zaczynają boleć mnie ręce.
-Wow nie wiedziałam, że mam do czynienie z tak wielkim talentem jak twój. Mogę tylko powiedzieć, czapki z głów i wielkie uszanowanie.
-Weź nie przesadzaj, śpiewam i gram jak wszyscy. - Ross machnął ręką.
-Ross nie każdy posiada taki talent, nie marnuj go tylko rozwijaj. - doradzam mu.
-Serio tak myślisz?
-Tak. Coś tak czuje, że po występie w pizzerii będziesz miał dużo fanek. Które będą chciały się z tobą umówić. - i które będę musiała zabić, dodaje w myślach. Przeraża mnie fakt, że inne dziewczyny mogłyby podniecać się jego widokiem i próbować go zgwałcić. Ale uszanuje to jeśli będzie chciał spotykać się z tymi dziewczynami. Jakbym mu się podobała, już dawno by się ze mną umówił. A może on nie szuka miłości? Jak szczerze się zastanowić, to ja też specjalnie nie szukam chłopaka. Fakt zakochałam się, ale teraz nie będę robiła wszystkiego żeby być z Ross'em, może jestem za młoda żeby wiedzieć co to jest miłość?
-Ale moją największą fanką będziesz ty, prawda? - unosi pytająco brew.
-Prawda.
-O czym my w ogóle rozmawiamy? O rzeczach mało prawdopodobnych, ale miło jest pomarzyć.
-Możesz być pewien, ze jeżeli ci się nie uda to i tak będę twoją największą fankom. Co by się działo, nie odwrócę się od ciebie. - zapewniam przyjaciela.
-Dzięki.
-Zagraj mi coś jeszcze. - proszę.
-Dobrze, pod warunkiem że będziesz ze mną śpiewać. - żąda.
-Ja nie umiem śpiewać.
-Gówno prawda. Masz naprawdę wspaniały głos.
Przewracam teatralne oczami, co blondyn skwitował uśmiechem. Całe popołudnie graliśmy i śpiewaliśmy różne piosenki, nie wiem kiedy za oknem zrobiło się ciemno. Chcąc nie chcąc Ross musiał wracać już do domu. Po kolacji idę pożegnać się z Eleną i zmykam prosto do łóżka. Rano budzę się pełna entuzjazmu, ubieram się w spodnie dresowe i byle jaką bluzkę. Idę obudzić Van, ale gdy otwieram drzwi od jej pokoju widzę że mojej siostry niema w łóżku. Schodzę do kuchni, gdzie brunetka szykuje sobie śniadanie.-Gotowa na szykowanie najlepszej rocznicy na świecie? - pytam entuzjastycznie. -Oczywiście. Będzie trzeba pozbyć się cioci na cały dzień z domu. - stwierdza.-O to nie musisz się martwić, ciocia idzie do pracy. -W dniu swojej rocznicy? Dziwne, jest przecież swoją szefową, mogłaby zrobić sobie dzień wolnego.-Dla nas to i lepiej, że idzie do pracy. Do kuchni przychodzi zaspana ciocia Kristen, a za nią wlecze się wuja.-Kawy, potrzebuje kawy. - ciocia Kristen wyciąga ręce w kierunku ekspresu do kawy. Najlepszym sposobem na przebudzenie się, jest poranna kawa. Ciocia nalewa kawy do dwóch kubków, jeden bierze do siebie a drugi podaje swojemu mężowi. Patrząc na zakochaną parę przypominam sobie o prezencie dla nich, szybko biegnę do swojego pokoju. Chowam prezent za siebie i schodzę na dół, dając znak Van obydwie podchodzimy do małżeństwa. -Dzisiaj jest wasza rocznica ślubu i razem z Vanessą przygotowałyśmy coś dla was. - wyciągam prezent za siebie i podaje go zaskoczonym małżeństwu.-Życzymy wam dużo wspaniałych chwili, wytrwałości w małżeństwie. - dodaje Nessa.-Oj dziewczynki nie musiałyście. - ciocia Kristen wzrusza się i mocno nas przytula, wuja też przyłącza się do wspólnego uścisku. -Popatrz jak nasze dziewczynki się postarały. - Kristen pokazuje nasze dzieło wujowi.-Przepiękny, naprawdę się postarałyście. Kiedy zdążyłyście to przygotować? - chce wiedzieć.-Miałyśmy sporo czasu.Po zjedzeniu razem posiłku, sprzątamy ze stołu.-Ja już będę musiała się zbierać. - oświadcza ciocia.-Nie wiem czy pamiętacie, ale dzisiaj z Laurą idziemy do Rydel na piżama party. - przypomina Van. -Więc macie cały dom do swojej dyspozycji. - dodaje. -Aha. - odpowiada kobieta. -Lece się ubrać. - ciocia pobiegła szybko na górę, odwróciłyśmy się do wuja.-Wyrobicie się ze wszystkim na czas? - pyta.-Jasne, wszystko będzie gotowe przed dziewiętnastą. -Niech wuja się nie martwi, wyrobimy się. - zapewniam go. -Dzięki.Po pół godzinie razem z Van zostajemy same w domu.-Jak myślisz wyrobimy się na czas Lau?-Jasne. - zapewniam. -To co, do roboty? -Do roboty.Patrzymy się jeszcze chwile na siebie, i każda idzie wykonywać swoje zadanie. Czeka nas trudna misja, ale nie możemy zawieść wuja. Mam nadzieje że zdążymy wszystko przygotować na czas, powrotu cioci i wuja.

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz