Rozdział 19

334 18 0
                                    

  Uśmiechaliśmy się do siebie, cały czas patrząc sobie w oczy.
-Jeśli to jest sen, nie budźcie mnie z niego. - Ross bawił się moją ręką.
-W takim razie obydwaj śni mi. - pocałowałam go w policzek.
-Będziemy musieli się już zbierać. - wykrzywił usta.
-Nieee.
-Takkk, bo wszyscy pomyślą sobie, że coś ci zrobiłem. - zaśmiał się, zrywając się na równe nogi.
-Czy ty myślisz, że nie poradziłabym sobie z tobą? - dźgnęłam palcem klatkę piersiową chłopaka.
-Chodź już. - splótł nasze palce i ruszył w stronę samochodu. Wolno nie spiesząc się szliśmy do pojazdu. -Laura muszę cie o coś spytać. - blondyn zatrzymał się niedaleko samochodu.
-To pytaj.
-Zostaniesz moją dziewczyną? - przegrałam dolną wargę udają, że się zastanawiam, co chłopak skitowa łobuzerskim uśmiechem.
-Tak. - zarzuciłam ręce na szyję chłopaka i wbiłam się w jego ciepłe pełne wargi. To niesamowite, że rano byliśmy jedynie przyjaciółmi, a teraz jesteśmy parą. Gdyby ktoś powiedział mi dwa tygodnie temu, że będę dziewczyną Ross'a Lyncha i że będę się teraz z nim całować w życiu bym mu nie uwierzyła.
-Wracamy już? - spytał Ross opierając swoje czoło o moje.
-Nie chce mi się wracać. - jęknęłam z niechęci, robiąc przy tym dzióbek.
-Ale musimy. - chwycił mój podbródek i dał szybkiego buziaka.
-Wiem. - przyznałam z niechęcią. -Kiedy powiemy twojemu rodzeństwu i mojej siostrze o nas?
-Nie przejmuj się tym teraz. - pocałował mnie w czubek głowy i otworzył drzwi od samochodu. Zapinając pas spojrzałam się ostatni raz na ten piękny krajobraz, głośno westchnęłam, Ross przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy.
***
-Jesteśmy. - oznajmił blondyn wyciągając kluczyk ze stacyjki i odpinając pas. Leniwie wysiadłam z samochodu, ruszyłam w stronę mojego domu.
-Już jestem! - krzyknęłam wchodząc do środka, nikt mi jednak nie odpowiedział, więc postanowiłam rozejrzeć się po domu. Sprawdziłam salon, kuchnie, piętro i ani jednej żywej duszy. Czyżby moja rodzina zostawiła mnie samą w domu? Teraz już wiem jak czuł się Kevin, kiedy cała jego rodzina wyjechała na święta i zostawili go samego. Zrezygnowana udałam się do kuchni, gdzie usiadłam na krześle koło stołu. Głowę położyłam na stole i głośno westchnęłam, po chwili wstałam i podeszłam do lodówki w celu wyciągnięcia czegoś do picia. Nalewając sobie w szklankę soku pomarańczowego zauważyłam, że pod stołem leży jakaś kartka. Szybko podniosłam ją z ziemi i przeczytałam "Jesteśmy u Lynchów" dopiłam sok do końca i poszłam do domu mojego chłopaka. Pod jarana tym, że teraz mogę na legalu powiedzieć, że idę do miejsca zamieszkania mojego chłopaka, a nie do Lynchów zakluczyłam dom i zrobiłam parę kroków. Lekko zapukałam do drzwi i czekałam, aż ktoś mi otworzy. Po chwili drzwi otworzył mój książę i popatrzył na mnie lekko zaskoczony.
-Laura, co ty tu robisz? Stęskniłaś się za mną?
-Nie, tak się składa, że wszyscy są u was. - blondyn słysząc moje słowa udał obrażonego.
-Myślałem, że stęskniłaś się za mną.
-Przecież przez pięć minut się nie widzieliśmy.
-Dla mnie to była wieczność, czas spędzony bez ciebie jest czasem stracony. - podparł się jedną ręką o framugę drzwi.
-Nie bądź na mnie zły. - zrobiłam minę zbitego psa.
-Nie jestem. - uśmiechnął się do mnie. -Chodź do środka. - pociągnął mnie za rękę do środka.
-Zaczekaj zdejmę tylko buty. - już schylałam się żeby odwiązać buty, ale czekoladowooki zrobił taką minę że od razu się wyprostowałam. Razem ruszyliśmy do salonu, gdzie siedzieli wszyscy.
-Kochani ja i Laura jesteśmy razem. - powiedział na wstępie Ross i objął mnie ramieniem. Wszyscy popatrzyli na nas zaskoczeni, wuja Robert zakrztusił się kawą i ciocia Kristen musiała go poklepać po plecach. Pierwsza ocknęła się Vanessa.
-Co? Jak? Kiedy wy? - zadawała pytania z prędkością światła.
-Kiedy wracaliśmy od wuja Edmunda, zabrałem Laurę nad jezioro i tam spytałem, czy nie chce zostać moją dziewczyną. Zgodziła się, więc aktualnie jesteśmy parą. - skończył wyjaśniać blondyn. Kiedy wszyscy przetrawili to co im powiedzieliśmy, Rocky zerwał się z kanapy i zaczął dziwacznie tańczyć.
-Przegrałeś, więc wisisz mi dwadzieścia dolców. - szatyn zaczął kręcić tyłkiem przed twarzą Riker'a.
-Bież ten tyłek z mojej twarzy, grubasie. - oburzony blondyn popchną tyłek brata.
-Dlaczego Riker wisi tobie kasę? - zapytała Rydel.
-Bo się założyliśmy, że młodzi prędzej czy później będą razem. Ja obstawiałem, że jeszcze do końca miesiąca zaczniecie ze sobą chodzić, a Riker że za trzy miesiące. - wyjaśnił Rocky szczerząc się jak głupi. Zrezygnowany Riker wstał z kanapy, wyciągnął z portfela dwadzieścia dolców i rzucił w brata.
-Nie mogliście się wstrzymać te trzy miesiące? Przez was jestem dwadzieścia dolarów w plecy. - zwrócił się do nas najstarszy i wbiegł na schody. Ze zdziwieniem popatrzyliśmy się na siebie z Ross'em.
-Nie przejmuj się Ross tym co powiedział Riker, dzięki tobie znaczy dzięki wam jestem dwadzieścia dolców do przodu. Miło się robi z wami interesy. - Rocky pokłonił się nam.
-Weź się nie wygłupiaj Rocky i siadaj. - zażądała Rydel. Szatyn spuścił głowę i chciał usiądź koło siostry, ale ona zepchnęła go z sofy. -Nie tutaj. Tu siada Laura.
Zmieszana ominęłam Rocky'iego, który podnosił się z ziemi i usiadłam koło przyjaciółki.
-Sorry brat, ale niestety nie usiądziesz koło swojej kobiety. Nie ma już miejsca na kanapie. - zauważył Ryland.
-Przeżyje. - Ross usiadł na fotelu.
-Ross pomożesz mi jutro w naprawianiu silnika od samochodu? - zapytał wuja Robert patrząc się intensywnie na blondyna, wyglądało to dość niepokojąco. Wuja pieścił kubek niczym chorzy psychiczni, nie mający żadnych zadatków na jakąkolwiek przyszłość, samotni i bez dzietni złoczyńcy których jedynym przyjacielem jest kot albo królik, który cały czas siedzi im na kolanach, a oni go głaszczą. Dosyć dziwne porównanie, no ale jakie prawdziwe.
-Jasne. - blondyn zgodził się bez żadnych przeszkód, chyba nie zauważył jak patrzy się na niego mój wuja.
-Miałeś przecież z tym jechać do mechanika. - odezwała się ciocia.
-Tak miałem, ale zmieniłem zdanie.
-Dlaczego? - dociekiwała ciocia.
-Ponieważ muszę poważnie porozmawiać z Ross'em. - kiedy wuja przestał intensywnie patrzeć się na blondyna i spojrzał się na swoja małżonkę, całe rodzeństwo Ross'a zrobiło głośne "Uuuu". Lekko zaczerwieniona i zażenowana spuściłam wzrok na swoje buty. Wiem, że Robert się o mnie troszczy, ale żeby pogadanka? Nie wiem, czemu nie podoba mi się ten pomysł. Ciocia Kristen też podziela moje zdanie, ponieważ spojrzała się na męża jak na największego idiotę. Boję się tego, o czym wuja i blondyn będą rozmawiać podczas naprawiania tego samochodu.
-O czy chcesz z nim rozmawiać? - ciocia wskazała na chłopaka.
-O wszystkim.
-Jak dla mnie to spoko. - powiedział Ross wstając z fotelu. -Idę po coś do picia, Laura też ci przynieść?
-Jak możesz. - kiedy czekoladowooki był już w kuchni, Kristen zwróciła się do męża.
-Dobrze, ale jak jeszcze bardziej popsujesz samochód... - kobieta nie skończyła dokończyć swojej myśli, bo Robert jej przeszkodził.
-Spokojnie nie martw się o to, razem z Ross'em naprawimy tego rzęcha. - machnął ręką. Ross wrócił z kuchni z dwoma szklankami coli, jedną podał mi, a drugą zatrzymał dla siebie. Siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy, a właściwie to państwo Lynch i wuja głównie gadali. Kiedy skończyłam pić cole, Rydel zaproponowała, żebyśmy razem poszły na górę. Przekraczając próg drzwi do królestwa blondynki, od razu zostałam zasypana mnóstwem pytań dotyczących mojej podróży z ukochanym. Ale nie dziwie się im, nie codziennie wyjeżdża się na "wycieczki" dwie godziny stąd, z przyjacielem, a wraca się z chłopakiem. Ze szczegółami opowiedziałam dziewczyną o całym wyjeździe, jak było u pana Edmunda i jego rodziny, gdzie zabrał mnie Lynch i jak wyznał mi miłość. Kiedy skończyłam opowiadać Rydel zaskoczyła z łóżka i zaczęła piszczeć ze szczęścia, Vanessa też piszczała, ale nie tak bardzo jak blondynka. Widać było, że bardzo się cieszy, że zaczęłam umawiać się z jej bratem.
-Jezus nawet nie wiesz, jak się ciesze waszym szczęściem. - Rydel spokojnie usiadła na krawędzi łóżka, ten spokój musiał ją wiele kosztować zapewne, gdyby mogła wybuchłaby ze szczęścia. Nie wiem, czy to jest możliwe, ale mogłaby tak zrobić.
-Zostawiliśmy was samych tylko na pół dnia, a tu tyle się zmieniło. - skomentowała Van. Wzruszyłam bezradnie ramionami.
-Nie wiedziałam, że mój brat potrafi być aż tak romantyczny. Wywiózł cię w bajeczne miejsce i tam powiedział, że cię kocha. Nie wiesz, jak ci zazdroszczę, też chciałabym mieć chłopaka i żeby był romantykiem. - westchnęłam blondynka. Szybko przytuliłam przyjaciółkę.
-Zobaczysz, znajdziesz sobie fajnego faceta, którego każda będzie ci zazdrościć.
-Nawet ty? - zaśmiała się Delly.
-Nawet ja. - dołączyłam do przyjaciółki i razem się śmiałyśmy.
-Moja młodsza siostra ma kogoś, a ja nie. Boże co się z tym światem dzieje. - zmartwiła się brunetka. Z tego co wiem Van i Riker mają się ku sobie, raz byli na randce i tyle. Chodź razem z Rydel podejrzewamy, że byli na dwóch randkach, a nie na jednej. Któregoś dnia Nessa wróciła późnym wieczorem do domu, przez okno w swoim pokoju widziałam jak Riker przytulał moją siostrę na pożegnanie. Nie wyglądało to na zwykły zbieg okoliczności, że obydwaj spotkali się przypadkowo na ulicy. Postanowiłam kiedyś jak będzie okazja, wypytam szczegółowo dziewczynę na temat tego wieczoru. Vanesse pewnie zmartwił fakt, że ona i Riker chodzili na randki i chłopak niczego takiego jej nie powiedział, a ja i Ross nigdy nie byliśmy na randce i jesteśmy parą.
-Jak tak właściwie jest miedzy tobą, a Riker'em? - zapytałam zmartwiona.
-Riker umawia się z innymi dziewczynami na randki, a ja z chłopakami. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. - nie spuszczała wzroku z swoich rąk.
-Przecież ty z nikim się nie umawiasz. - zauważyłam.
-No właśnie!!! - ryknęła brunetka, chowając głowę w poduszkę, która była na jej kolanach.
-Jeśli to może cie pocieszyć, Riker też nie chodzi na randki. Czasami jak się ubierze, żeby wyrywać jakieś foczki, to uwierz mi, nawet gówno by na to nie poleciało. - kto jak kto, ale Rydel zawsze potrafiła kogoś pocieszyć.
-Serio masz takie mnie wanie o własnym bracie? - siostra podniosła głowę do góry i uniosła zabawnie jedną brew. Jak widać nie była mocno załamana, coś mi się wydaje, że Nessa domyślała się tego tylko chciała, żeby ktoś inny powiedział to na głos.
-Jestem po prostu szczera.
-Szczerość i chamstwo idzie równi sobie. - skomentowałam. W tych czasach jak nagłos wyrażasz swoją opinie, jesteś brana przez wszystkich za chamskiego i niewychowanego człowieka. Żyjemy w trudnych czasach.
-Ale wiecie chciałabym mieć kogoś.
-Spokojnie Vanessa znajdziesz sobie kogoś, a jak nie to jest jeszcze wibrator. - zostałam zdzielona poduszką przez moją siostrę, nie rozumiem jej zachowania. Ja tu ją próbuje pocieszyć, a ona wali mnie poduszką w głowę! -Za co? - chwyciłam się za głowę, udając że mnie boli.
-Trzeba nie było gadać głupot.
-Jakie głupoty? Ja tu próbuję cię pocieszyć, a ty takie coś? - pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Ale wiesz Laura, jakby Ross nie spełniał twoich zapotrzebowań, to możesz skorzystać z tego cacka. - posłałam Delly mordercze spojrzenie, na co ona razem z brunetką wybuchnęły głośnym śmiechem. Próbowałam zachować powagę, ale nie udało mi się, wszystkie trzy tarzałyśmy się ze śmiechu na łóżku. Usłyszałyśmy pukanie do drzwi, w miarę opanowane usiadłyśmy na łóżku i powiedziałyśmy "Proszę" do pokoju wszedł Ross. Widząc go zaczęłyśmy cichutko rechotać się, spojrzał na nas jak na jakieś ułomne.
-Dobrze się czujecie? - na jego słowa, wybuchnęłyśmy jeszcze większym śmiechem. Blondyn usiadł na krześle koło biurka i czekał, aż się uspokoimy. Kiedy się w końcu tego doczekał, wstał z krzesła. - Uspokoiłyście się już? Możemy poważnie porozmawiać?
-Tak. - odpowiedziałyśmy chórem.
-To rewelacyjne. Zbierajcie się, jedziecie z nami. - chciał wychodzić, ale zatrzymałyśmy go.
-Gdzie? - Van zerwała się z miejsca i chwyciła blondyna za rękę zaciągając go bliżej nas.
-Na łyżwy, weźcie ze sobą jakieś ciepłe bluzy na lodowisku, może być zimno i dobrze by było gdybyście wzięły jakieś ciuchy na przebranie. . - blondyn wyszedł z pokoju siostry. Ja i Nessa szybko pobiegłyśmy do domu, po bluzy i jakieś ciuchy na przebranie. Umówiłyśmy się z nimi, że będziemy czekały na nich przed samochodem, razem z Rydel zaczęłyśmy się lekko irytować. Chłopaków jak nie było, tak nie ma. Niby zawsze trzeba czekać na dziewczyny, nie wieźcie wszystko co wam mówią. Blondynka już chciała iść po nich, ale Ross dołączył się do nas.
-No nareszcie. - Delly wyrzuciła ręce do góry.
-Co tak długo? - dochodziła Van.
-Okazało się, że nasze łyżwy są zniszczone, więc musimy sobie je wypożyczyć. Chłopaki za chwile przyjdą tylko zapakują kanapki od mamy do plecaków. Nie martwcie się dziewczyny, wasze kanapki zapakowałem do swojego plecaka, że byście nie musiały tyle targać ze sobą. A w szczególności ty. - to ostatnie wyszeptał mi do ucha, obejmując mnie od tyłu przy tym.
-Wiesz, że nie musisz się podlizywać? - obwieściła moja siostra.
-Mów za siebie, ja chce żeby mój brat się nam podlizywał i targał nasze kanapki.
-Gdyby nie Laura musiałabyś targać te kanapki w swojej torbie, ale skoro jesteś już taki dobroduszny to dzięki.
Po kilku sekundach dołączyli do nas chłopacy, teraz dzieliliśmy się kto z kim jedzie.
-Dobra ja, Vanessa i Laura jedziemy moim samochodem, a cała reszta jedzie samochodem Riker'a. - zażądała blondynka, słysząc decyzje swojej siostry Ross jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie.
-Ja chcę jechać z Laurą. - oparł głowę o moje ramię.
-Ile ty masz lat, siedemnaście czy siedem? Nie zachowuj się jak dziecko i jedz z bratem samochodem. - zadeklarowała blondynka.
-Nie. - powiedział stanowczo. Zabrzmiał trochę jak siedmioletnie dziecko, które nie dostało tego czego chciało.
-Co ty powiedziałeś? - Rydel obejrzała się przez ramie na brata.
-To co słyszałaś. - odpyskował jej.
-Trochę to zajmie zanim wyruszymy. - skomentował Rocky, siadając na środku chodnika.
-Jestem starsza i masz mnie słuchać. - dyskretnie chciałam się z stamtąd ewakuować, ale było to niestety nie możliwe. Chłopak bardzo mocno przyciskał mnie do siebie.
-Nie prawda, Riker jest najstarszy! - serio teraz obydwaj brzmieli jak małe dzieci, kłócące się w piaskownicy o łopatkę. Ich dzieciństwo musiało być naprawdę interesujące.
-To niech Riker zadecyduje. - wszyscy spojrzeli się na zmieszanego blondyna, który nie wiedział co teraz ma zrobić. Otrząchnął i powiedział nie pewnie.
-Niech będzie tak, jak Rydel mówiła. - dziewczyna powiedziała ciche "Yes" i podeszła do swojego srebrnego BMW.
-Co!? Przecież jesteś starszy, masz prawo głosu! - bulwersował się blondyn.
-I potem słuchać godzinami jej jazgotu, dlaczego zmieniłem jej decyzje. Nie, dzięki.
-Zdrajca swojego gatunku. - wysyczał czekoladowooki, Riker nie robiąc sobie nic ze słów brata otworzył bagażnik, wrzucając plecak do środka.
-Ross spokojnie, nic się nie stanie jak nie pojedziemy teraz razem. - próbowałam uspokoić swojego kochanka, głaszcząc go po ręce.
-W taki razie jadę z tobą Delly. - na te słowa oczy blondynki, zrobiły się wielkie jak monety.
-Nie. - stanowczość w jej głosie mówiła o tym, że Rossy nic nie wskóra.
-Dlaczego? - jęknął.
-Nie mam zamiaru patrzeć, jak całą drogę się liżecie. - wyjaśniła.
-Serio myślisz, że jesteśmy do tego zdolni? - Rydel spojrzała się nas, a potem na resztę.
-Tak.
-Dobrze wam zrobi chwilowa separacja. - stwierdził Ryland.
-Co dopiero zaczęliśmy ze sobą chodzić, a wy już nas chcecie rozdzielić? - blondyn brzmiał jakby na prawdę był załamany naszą chwilową "separacją".
-Ross weź się przestań wydurniać i wsiadaj do auta, bo zaraz się ściemni! - wydarła się Rydel. Ross odkleił się ode mnie i pocałował w policzek.
-Widzimy się za chwilę. - szepnął i udał się do samochodu. Dołączyłam do dziewczyn, które nabijały się z tej sytuacji. Pokazałam im język i zapięłam pasy. Całą drogę myślałam tylko o tym, jak tu zwiać lub wykręcić się z jeżdżenia na łyżwach. Jeśli mam być szczera to nigdy nie miałam ich na nogach, ale z drugiej strony jak oglądam kogoś jak jeździ, to nie wydaje się to takie trudne. Ewentualnie zaliczę zgon na lodzie, zawsze trzeba być dobrej myśli. Do końca podróży myślałam pozytywnie o tym co mnie czeka, ale kiedy Rydel zaparkowała samochód i wysiadłyśmy z niego, moje wszystkie motywujące myśli opuściły mnie szybciej niż szczury Titanica. Z przerażeniem weszłam do środka, nawet nie zauważyłam, że Ross szedł koło mnie i trzymał mnie za rękę. Teraz będzie po mnie.  

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz