*Chwile wcześniej*
*Oczami Ross'a*
Przechadzałem się po mieście bez celu, kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nudziło mi się w domu więc stąd mój wypad na miasto, po drodze kupiłem sobie jabłko które podrzucałem i łapałem. Miałem właśnie skręcić w prawo, kiedy zauważyłem Laurę rozmawiającą z jakimś gościem. Aż z wrażenia upuściłem jabłko na ziemie, szybko podniosłem owoc i schowałem się za drzewem, żeby lepiej słyszeć o czym oni rozmawiają. Poczułem bardzo dziwne i dotąd nie znane mi uczucie, a mianowicie zazdrość. Ten koleś flirtował z moją księżniczką, nie daruje mu tego jeszcze patrzy na nią wygłodzonym wzrokiem. Przysłuchałem się o czym oni gadają ble ble ona mówi że postanowiła się przejść, ble bel on mówi że lepiej czasem oderwać się od myśli ona mówi że czasem jest to trudne, ble ble on pyta się czy ma chłopaka. Co go to obchodzi? Nie ma ciekawszych zajęć, niż pytania Laury czy ma kogoś. Brunetka mówi mu że jeszcze nie spotkała księcia z bajki. Że co? A ja? W tym momencie jestem oburzony, dziewczyna prędzej czy później i tak przejrzy na oczy. Ten cały Peeta ucieszył się wyraźnie na tą wiadomość, i spytał się Laury czy nie da mu swojego numeru telefonu. Nie wiem co we mnie stopiło, ale rzuciłem jabłkiem prosto w klejnoty tego gościa. Ten pisnął głośno i upadł na kolana, szybko schowałem się za drzewem żeby Laura mnie nie widziała. Mam nadzieje, że przemknąłem jej niezauważony. Odczekałem chwile i wychyliłem się za drzewa, żeby wybadać sytuację. Laura właśnie żegnała się z chłopakiem, kurcze chyba nie wymienili się numerami. To raczej pewne że nie, Peeta był bardziej zajęty cierpieniem i chyba wyleciało mu to z głowy. Nagle ogarnął mnie smutek, te jabłko wyglądało naprawdę smakowicie. Ale na wojnie, a zwłaszcza o kobiety zawsze są jakieś ofiary. Kogoś trzeba poświecić w imię dobra nas wszystkich, a w ty wypadku w imię mojej osoby. Poczułem wibracje w kieszeni, dostałem sms'a od Laury "Hej blondi idziemy do tego empika?" szybko wystukałem odpowiedz "Jasne za 10 minut widzimy się przed twoim domem" po paru sekundach dostałem odpowiedz "Okej za 10 minut przed moim domem". Przyspieszyłem kroku, miałem nie daleko do domu. Po niespełna 10 minutach byłem na miejscu, Laura siedziała na ławce po drugiej stronie ulicy. Cicho podszedłem do dziewczyny, miała spuszczony wzrok na swoje buty.
-Nie pamiętam żeby wcześniej stała tu ta ławka. - brunetka na moje słowa podskoczyła.
-Bo wcześniej jej tu nie było. - spojrzała się na mnie.
-Dobrze, już się bałem że to mogą być pierwsze oznaki alchajmera. - przysiadłem się koło Laury.
-Może oboje mamy pierwsze odznaki alchajmera, albo co gorsza oboje mamy zwidy. - delikatnie kącik mych ust drgnął na słowa dziewczyny.
-Czyli teraz widzimy rzeczy, których nie ma? - brązowo oka nie odpowiedziała mi na pytanie tylko się uśmiechnęła. Zamknęła oczy i zaczęła delektowała się blaskiem słońca, lekkim podmuchem wiatru. Była nadzwyczaj spokojna i opanowana, tak jakby jakaś czakra w nią stąpiła.
-Piękna pogoda jest dzisiaj. - o noł zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie. Czyżby nie mieliśmy już o czy ze sobą gadać?
-Tak. - odpowiedziałem. -Lauro...
-Tak?
-Co się stało, że jesteś taka spokojna i opanowana? - ta myśl nie dawała mi spokoju.
-Zawsze jestem spokojna i opanowana. - spojrzałem na nią z cieniem wątpliwości, Laura wyczuła mój wzrok na sobie i popatrzyła na mnie. -Dobra przeważnie jestem spokojna i opanowana.
Zamknęła oczy i dalej cieszyła się piękną pogodą. Postanowiłem wziąć z niej przykład i też zamknąłem oczy. To naprawdę przyjemne tak siedzieć i wchłaniać witaminę D.
-Już nic nie będzie takie jak wcześniej. - przemówiła Laura.
-To znaczy? - nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Czasu nie da się cofnąć, to co się stało już nigdy nie zostanie zmienione. - przerwałem swoją chwile relaksu i spojrzałem uważnie na przyjaciółkę. Zacząłem się niepokoić, po głowie zaczęły chodzić mi czarne scenariusze tego co mogło spotkać Laurę.
-Co masz konkretnie na myśli?
-To że za swoje błędy trzeba płacić, na wet bardzo wiele. - teraz to się zmartwiłem i to mocno.
-Lauro możesz powiedzieć mi o co chodzi?
-Kiedy nie mogę. -odparła zrozpaczona.
-Mnie możesz wszystko powiedzieć, zawsze ci pomogę. - objąłem ją ramieniem. Spojrzała się na mnie, a potem tempo wpatrywała się w pustą ulice.
-Ci dwaj goście co montowali tu tą ławkę to.... jeden z nich był chudy, a ten drugi on był gruby i miał tak nisko opuszczone spodnie że pół dupy było mu widać. W pewnym momencie temu panu przy kości spadł na ziemie telefon i on.....on się po niego schylił. Udrzens on w pozycji pochylonej i ten jego kolega musiał mu pomóc, tak się stało że ten chudy pan odsłonił majtki temu drugiemu panu, tak że było widać jego tyłek. I ja to wszystko widziałam, ten owłosiony, pomarszczony, tyłek który się rozłaził. - powiedziała zrozpaczona Laura. Ja po wysłuchaniu tej historii krztusiłem się śmiechem.
-Ja tu myślałem że coś strasznego ci się stało, po głowie zaczęły mi przebiegać czarne scenariusze, co mogło ci się przydarzyć. A ty mi tu wyskakujesz z jakimś tyłkiem? - zapytałem z niedowierzaniem.
-Przestań się ze mnie śmiać! To było potworne, już nigdy więcej nie będę patrzyła na świat tak jak kiedyś.
-Nie dramatyzujesz czasem?
-Nie. Nie widziałeś tego, nie wiesz o czym mówisz. To było koszmarne, ten rozlazły tyłek będzie mnie prześladował do końca życia. - Laura schowała twarz w dłoniach. Dla uspokojenia, pogłaskałem ją po plecach.
-Zobaczysz szybko zapomnisz o tym. Musisz zająć swój umysł czymś innym, a ja nawet wiem czym.
-Zamieniam się w słuch.
-Chodźmy już do empika kupić Greya, zobaczysz kiedy to przeczytasz zapomnisz o tej dupie. - wstałem z ławki. Brunetka chwile patrzyła się na mnie jak na wariata, po czym dołączyła do mnie. Ruszyliśmy w stronę wcześniej wspomnianego sklepu, kiedy tak szliśmy postanowiłem wypytać Laurę co dzisiaj robiła i co łączy ją z tym gościem.
-Poza widzeniem owłosionej, pomarszczonej dupy co robiłaś? - brązowo oka zatrzymała się na chwilę, posłała mi mordercze spojrzenie i ruszyła dalej.
-Byłam na spacerze.
-Doprawdy? I coś ciekawego cię spotkało, jakaś przygoda? Wiewiórka cię zaatakowała w stroju ninja? I walczyłaś z nią? - zacząłem walczyć jak ninja, dziewczyna się zaśmiała.
-Nie, żadna wiewiórka mnie nie zaatakowała. Ale dzięki tobie będę wiedziała, jak się obronić przed wiewiórką.
-Nie nabijaj się z moich sztuk walki. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Co ty jesteś taki dociekliwy? - podniosła brew do góry. Kurcze chyba zaczyna coś podejrzewać. Uśmiechnąłem się nie winie, żeby zbić ją z tropu.
-Czysta ciekawość. Ja na przykład dzisiaj rano stoczyłem morderczą walkę o łazienkę z siostrą, ale niestety przegrałem. Czterdzieści minut czekałem zanim Rydel wyjdzie z kibla. Co wy dziewczyny robicie tak długo w łazience?
-Tajemnica. A jak tak bardzo chcesz wiedzieć co robiłam, to ci powiem. Poznałam kogoś.
-Kogo? Siostrę zakonom na wózku inwalidzkim? - dobrze wiedziałem że poznała tego pizdusia, ale nie może wyjść na jaw że go po szkodziłem. Wtedy Laura mogłaby się wkurzyć, wygłosiłaby mi dwu godzinne kazanie że nie wolno bić niewinnych ludzi. Z nudów bym umarł.
-Żadnej siostry zakonnej nie poznałam, a zwłaszcza na wózku. To był on.
-Nie gadaj że księdza poznałaś!? - zapytałem z udawaną ekscytacją.
-Nie. - odpowiedziała lekko zbita z tropu.
-Żałuj, musisz koniecznie go poznać.
-O czy ty do mnie mówisz człowieku? Chłopaka poznałam całkiem przystojnego, na imię ma Peeta. Szkoda że dłużej z nim nie pogadałam, musiał szybko wracać do domu. - gościu mimo lekkiej niedyspozycji, całkiem żwawo wracał do domu. Można rzecz że biegł, tak jakby gonił go wściekły pies.
-Co się stało? - udałem przejętego. A naprawdę miałem w dupie to co się z nim stało, mimo że to przeze mnie. Koleś ma nauczkę, żeby następnym razem nie podrywać nieznajome na ulicy. Boże Święty czy ja jestem aż tak nie czuły? Trzeba to zmienić, muszę być bardziej ludzki, zacznę od jutra i nie dla wszystkich będę dobry tylko dla tych co zajdą mi w skórę albo dla tych których nie lubię.
-Nie musisz wiedzieć. O już jesteśmy na miejscu. - Laura wskazała najlepszy sklep ever. Mógłbym siedzieć w empiku godzinami, uwielbiam to miejsce mimo że młodzież coraz rzadziej czyta książki ja staram się robić to dosyć często.
-Panie przodem. - przepuściłem dziewczynę i sam wszedłem za nią do sklepu. Nietrudno było nam znaleźć Greya, stos książek stał na środku sklepu. Podeszliśmy do stosu, a raczej jej mniejszej części bardzo mało zostało egzemplarzy. Nasz naród jest aż tak zboczony? Na to wychodzi że tak, pewnie 1/3 książek kupili gimbusy.
-Co taki przystojny chłopak jak ty robi w takim sklepie? - jakaś blond długo noga dziewczyna przejechała palcami po moim ramieniu.
-Ty do mnie mówisz? - zapytałem dla pewności i wskazałem palcem na siebie. No nie powiem nieznajoma była bardzo atrakcyjna, ale wyglądała na taką co niema za grosz szacunku do siebie, więc mechaniczne jest u mnie skreślona. Jej bardzo krótka miniówa ledwo co zakrywała jej tyłek, na twarzy miała z tone mejkapu.
-A niby do kogo głuptasku? - zaśmiała się sztucznie i zaczęła mi macać biceps. -Umięśniony jesteś. Jak długo czasu spędzasz na siłowni?
-Yyy ja nie chodzę na siłownie.
-Nie możliwe, przecież takie mięśnie same się nie zrobią. Coś musisz jednak robić, żeby utrzymać taką formę. - przegryzła dolną wargę, szczerze powiedziawszy było to mega podniecające. Blondyna jeździła swoim palcem po moim torsie, kiedy zaczęła zjeżdżać coraz niżej cofnąłem się o krok.
-Gram w hokeja.
-Naprawdę. To super. Widzę że przyszedłeś po to co wszyscy. - wskazała na książkę. Przełknąłem głośno ślinę i odpowiedziałem.
-Tak. A ty co tutaj robisz? - dziewczyna nie wyglądała na mądrą i lubiącą czytać książki. Kontem oka zauważyłem kipiącą od złości Laurę, cała poczerwieniała na twarzy.
-Szukam. -odpowiedziała krótko.
-Czego?
-Sponsora. - oh shit. Spojrzałem na nią zaszokowany. -Przecież żartowałam, tak się przechadzam między pułkami szukając jakiegoś filmu na wieczór. Może chciałbyś obejrzeć coś ze mną wieczorem?
-Yyy nie przedstawiłem ci jeszcze mojej koleżanki. - porwałem Laurę za rękę i zrównałem ją z nami. -To jest Laura, Laura to jest yyy jak ty właściwie masz na imię? - zwróciłem się do dziewczyny zdając sobie sprawy, że nie wiem jak ma na imię.
-A czy to ważne?
-Tak Ross, czy to jest ważne kto ma jak na imię. - wysyczała Laura przez zaciśnięte zęby. Jakby można było zabić wzrokiem ta laska leżała by już martwa. Brunetka zmusiła się na nieszczery uśmiech, chyba nie lubi tej dziewczyny.
-To co, ty i ja dziś wieczorem? - nieznajoma wskazała na mnie i na siebie. Boże święty ja nie chcę nigdzie z nią iść. Jeszcze mnie zgwałci czy coś. A uwierzcie mi wygląda na taką co mogłaby to zrobić. Szybko wymyślam jakąś wymówkę żeby się wymigać.
-Przykro mi nie mogę. Wiesz Laurze zdechła złota rybka, a ona kochała ją, muszę ją jakoś pocieszyć. - wymyśliłem na spontana.
-Przecież ja niema złotej rybki. - zaprzeczyła brunetka.
-Tak wiem, już jej nie masz. - zrobiłem współczującą minę.
-I nigdy nie miałam. - Lau wyraźnie nie chcę mi pomóc. Spojrzałem na nią znacząco, ona uśmiechnęła się do mnie wrednie.
-Powiedziałem rybka chodziło mi o kota.
-Co się stało z tym kotem? - zapytała nieznajoma.
-Jaki kot? - zapytała Laura bawiąc się świetnie z mojego małego kłamstwa.
-Laura bardzo kochała swojego psa... - przerwała mi blondynka.
-Mówiłeś że zginął jej kot. - o fuck.
-Złota rybka zjadła truciznę, rybkę zjadł kot który później został zjedzony przez Laury psa. Piesek przeszedł mekki trawiąc tego kota co miał w sobie truciznę i kiedy Pimpek prawie całego kota strawił zdechł. - po takim kłamstwie nie wywinę się tak łatwo.
-Naprawdę! Jezus tak mi szkoda twojego psa. - blondynka uwierzyła w moje kłamstwo. Domyślałem się że jest pusta, ale nie miałem pojęcia że aż tak bardzo.
-Mi też jest szkoda Pimpka, był takim radosnym pieskiem. - dodałem.
-Co robisz za tem jutro słoneczko? - blondyna zaplątała pasmo włosów na palec.
-Przykro mi, słoneczko jutro urządza pogrzeb mojego psa. - Laura wyszczerzyła ząbki.
-Właśnie tak, jest jak mówi Laura. Mam pogrzeb psa. - przyznałem racje mojej przyjaciółce.
-Przez niego Pimpek zdechł. - co? Co ona wygaduje?
-Przez ciebie jej pies zdechł? - przeraziła się nieznajoma.
-Tak. Dokładnie tak. Pozwolił żeby mój pies zeżarł tego pieprzonego kota, miał go pilnować. - nie wieże że brunetka tak okłamuje tą dziewczynę. Dobra ja ją pierwszy okłamałem, ale nie na nie korzyć Laury.
-To nic nie szkodzi, lubię niegrzecznych chłopców. - ta to jest walnięta.
-Możesz się od niego odwalić. - syknęła Laura. Ta laska mocno wyprowadziła ją z równowagi.
-Bo co? Zabronisz mi? - zaczęła kręcić głową.
-A że być wiedziała.
-Zaraz ci pokaże.
-Dziewczyny nie musicie się kłócić. - stanąłem między nimi.
-Zamknij się! - wydarły się obie.
-Zjeżdżaj z stąd wywłoko. - zażądała brunetka.
-Śmieszna jesteś. - blondynka się zaśmiała.
-Nie śmiej się, bo ci sylikon wyleci. I będzie problem.
Urażona dziewczyna słysząc słowa mojej przyjaciółki, prychnęła odwróciła się na pięcie i wyszła ze sklepu. Spojrzałem z niedowierzaniem na Lau która wyraźnie kipiała od złości.
-Dlaczego ją tak potraktowałaś?
-A ty czemu tak śliniłeś się do niej? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
-Ja wcale się do niej nie śliniłem. Chciałem być po prostu miły.
-Ciekawe czemu byłeś akurat dla niej miły, a dla innych nie.
-O co ci chodzi? Nie rozumiem cię.
-Zależy ci tylko na wyglądzie, ta laska była pusta, a ty na to poleciałeś. - już wiem o co jej chodzi. Laurusia po prosty w świecie jest zazdrosna, ale nie rozumiem dla czego.
-Przyznaj się, że jesteś zazdrosna. - przyznałem zwycięsko.
-Niby o co?
-O to że ta laska mnie podrywała.
-Coś ci się chyba pomyliło. Ja? Zazdrosna? O ciebie? Dobre sobie. Nigdy. - zaprzeczyła, mój uśmiech stawał się coraz szerszy, jest mega o mnie zazdrosna.
-Miło mi że jesteś, aż tak zazdrosna o moją osobę.
-Czy ty człowieku upadłeś na głowę? Wbij to sobie do tej ślicznej główki, że nie jestem o ciebie zazdrosna. Nie wiem jak ty, ale ja idę do kasy. - dziewczyna ruszyła w stronę kasy.
-Zaczekaj zazdrośnico, kupimy sobie fasolki wszystkich smaków.
Dogoniłem ją i pociągnąłem w stronę fasolek, Laura opierała się przez chwile ale uległa mi i mojej sile. Fakt że jest o mnie zazdrosna, oznacza że teraz mam na nią haka. Ciągle będę jej to wypominał. Kiedy wyszliśmy ze sklepu Laura potknęła się o próg chodnika i zaliczyła glebę.
-Wszystko w porządku? - zapytałem pomagając jej podnieść się z ziemi.
-Chyba tak. - stanęła na równe nogi.
-Musisz uważać jak chodzisz. - poradziłem jej.
-Ja zawsze uważam jak chodzę.
-No właśnie widziałem jak uważasz.
-Po prostu się zamyśliłam.
-O tym jaka z ciebie zazdrośnica? - w odpowiedzi zostałem uderzony torbą z książką i fasolkami.
-Nie, tylko przypomniałam sobie że jeszcze nie zamówiliśmy tortu na rocznice cioci i wuja. Wiesz co to oznacza?
-Że nie będą mieli tortu na rocznice ślubu?
-Że teraz idziemy do cukierni zamówić tort. - w duchu ucieszyłem się że idziemy do cukierni, Rocky i Ellington mają zakaz wstępu w takie miejsca, to długa i bardzo dziwna historia. Powiem tak Rocky w samej bieliźnie w cukierni po zmroku i Ell na zapleczu ściskający pudełko ciastek to dobrze nie wróżyło, mieli ogromne szczęście że właściciel nie podał ich do sądu. Mama prawie zawalu serca dostała, kiedy Rocky'iego policja przyprowadziła do domu.
*Narrator*
W tym czasie kiedy Ross i Laura udali się do cukierni, Robert i Kristen spędzali miłe popołudnie pracując i popijając kawę. Byli sami w domu więc mieli cisze i spokój, nikt im nie przeszkadzał. Robert chciał inaczej zagospodarować ten wolny czas, byli sami w domu, więc mogli robić rzeczy które zazwyczaj nie robią z faktu że nie mieszkali tutaj sami. Niestety mężczyzna mocno się rozczarował że z jego planów nici, mieli masę pracy do odwalenia. Taki dom sam się nie utrzyma.
-Robert kochanie, przyniesiesz jakieś ciastka? Powinny być w szafce na górze. - Kristen upiła łyk kawy. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko wstał i poszedł w stronę kuchni. Po chwili wrócił z paczką ciastek, które położył na stole.
-Jak ci idzie sprawa z tym chłopakiem? - zapytał Robert siadając na swoje miejsce.
-Z tym dziewiętnastolatkiem? Fatalnie, chłopak zamordował z zimną krwią dziewczynę w której był zakochany, rodzina ofiary chcą żeby dostał dożywocie. Najgorsze jest to że chyba dostanie te dożywocie, sędzie nie przekonują żadne argumenty żeby zmniejszyć wyrok kary.
-Mówiłaś że przyznał się do winy.
-Tak przyznał się, ale dowody są zbyt brutalne żeby zmienić wyrok. Będę starała się o zmniejszenie kary do 25 lat pozbawienia wolności, to przecież młody człowiek. Taki wyrok to zdecydowanie odpowiednia kara, swoje najlepsze lata spędzi za kratkami.
-To straszne jak można zmarnować swoje życie. On zabił dziewczynę którą kochał, ona była nie wina, bezbronna kiedy z zimną krwią pozbawił jej życia. A rodzina ofiary nie mogła jej pomóc, byli bezradni... - mężczyzna załamał głos. Kobieta widząc stan swojego męża, chwyciła go za rękę i spojrzała głęboko w oczy.
-Robert to nie twoja wina, że ona...
-Tak to moja wina! - przerwał żonie. -Nie mogłem nic zrobić!
-Jak już to nie mogliśmy, pamiętaj że ja też mogłam zmienić bieg wydarzeń. Gdyby można było cofną czas, na pewno te wszystkie wydarzenia potoczyłyby się inaczej. - Kristen schowała twarz w dłonie, Robert przytulił swoją małżonkę.
-Minęło parę dobrych lat, a to wciąż we mnie drzemie.
-Są wspomnienia które, będą nas prześladować do końca życia. Dobra wróćmy lepiej do pracy. - kobieta szybko wytarła łzę spływającą jej po policzku.
-Masz racje, lepiej wróćmy do pracy.
Małżeństwo wróciło do swoich wcześniejszych zajęć. Nie spodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi, zdziwiony Robert wstał żeby otworzyć, wcześniej spojrzał się pytająco na Kristen która też nie miała bladego pojęcia kto może do nich dzwonić. Nagle z korytarza było słychać wrzaski, przerażona Kristen rzuciła wszystko co miała w rękach na ziemię i pobiegła na pomoc mężowi. Kiedy dotarła do korytarza zaszokowana zatrzymała się gwałtownie.
-Elena?
-Nie, święty Mikołaj. - zażartowała Elena, Kristen od razu rzuciła się na dziewczynę żeby ją mocno uściskać.
-Dlaczego nie mówiłaś że nas odwiedzisz? - odezwał się mężczyzna. Elena była młodszą siostrą Roberta, różnica wieku między nimi wynosiła 2 lata, bardzo się kochali ale jak każde rodzeństwo dokuczali sobie na wzajem. Kobieta miała kasztanowy kolor włosów, była średniego wzrostu, oczy miała zielone, a cerę miała bladą.
-Chciałam wam zrobić niespodziankę. Mam nadzieje że nie przeszkadzam wam.
-Ale oczywiście, że nie przeszkadzasz nam. Pamiętaj jesteś tu zawsze mile widziana. - Kristen pomogła Elenie z torbą.
-Mam do was prośbę, przenocujecie mnie na jedną noc?
-Możesz zostać u nas jak długo tylko zechcesz. Gdzie masz swojego narzeczonego? Nie gadaj siostra że uciekł od ciebie.
-Stefano w życiu by mnie nie zostawił, za bardzo mnie kocha. Nie dostał urlopu w pracy, musiał zostać.
Kristen i Robert szybko posprzątali stos papierów walających się na stole, Elena zajęła miejsce koło swojego brata i jego żony.
-Czyli narzeczony ciężko pracuje, a ty sobie na wakacje wyjeżdżasz? - zakpił Robert.
-Musi jakoś zarobić na ślub. Jak tam u was?
-Mamy mnóstwo pracy, nie dawno wprowadziła się do nas Laura.
-Ta mała Laura, która nie rozstawała się ze swoim pluszowym misiem? I razem z nim śpiewała kolędy przy choince?
-Już nie taka mała. - uśmiechnął się Robert.
-I jak się wam z nią mieszka?
-Wspaniale, dziewczynki są uroczę. - Kristen uśmiecha się szeroko.
-Vanesse ostatnio widziałam rok temu. Dziewczynki mają chłopaków? - Elena upiła łyk kawy.
-Nie i nie będą miały chłopaków. Po moim trupie.- odpowiedział Robert.
-Wiesz że zabrzmiałeś jak ojciec, który nie chcę żeby jego córeczki miały chłopaków. - zaśmiała się Elena.
-Tak po części jest, one są tak jakby moimi córeczkami mieszkają pod moim dachem, daje im jeść i spędzam z nimi wolny czas. Są prawie jak córki. Poza tym wiem jacy są chłopcy w ich wieku, sam przecież taki byłem.
-Włącza ci się instynkt rodzicielski, radzę ci żebyś sam postarał się o własne dzieci, dziewczynki prędzej czy później wyprowadzą się, są przecież dorosłe.
-Nie pomyślałem o tym, ale to chyba w dalekiej przyszłości.
-Wiesz jak szybko czas płynie? A tak poza tym chciałabym być chrzęsną. - przyznała Elena.
-One są za młode żeby być matkami!!! - uniósł się Robert.
-Chodziło mi o to że chcę być chrzęsną twojego dziecka. Kiedy nią zostanę?
-W swoim czasie.
Robert, Kristen i Elena prowadzili ze sobą ożywczą rozmowę na różne tematy. Kiedy Elena skarżyła się na Stefano że nie sprząta swoich skarpetek i zostawia je na środku łazienki, do domu wróciła Laura. Dziewczynę trochę zdziwił widok Eleny której nie widziała wieki.
-Co tak stoisz jak słup soli? Chodź tu przywitać się z ciocią Eleną. - kobieta rozłożyła szeroko ramiona, Laura od razu rzuciła się w ramiona Eleny.
-Nie poznałam cioci. - przyznała Laura.
-Naprawdę? Aż tak się zmieniłam. Ale ty wyrosłaś.
Do domu wróciła Vanessa, od razu przywitała się z Eleną. Laura i Vanessa dołączyły do Eleny, Kristen i Roberta, cała piątka wspominała stare dzieje.
-Co wy na to żeby zrobić jakąś kolacje? - zaproponowała Kristen, kiedy na dworze zapadł już zmrok.
Wszystkie kobiety poszły do kuchni żeby przygotować kolacje. Po godzinie kolacja była już na stole, wszyscy zajęli swoje miejsca. Przy stole była prowadzona ożywcza rozmowa. Elena zdumiona patrzyła się na Laura, brunetka to zauważyła.
-Mam coś na twarzy?
-Nie po prostu, bardzo przypominasz mi Bonnie. - Robert słysząc słowa swojej siostry zakrztusił się jedzeniem.
-Kto to jest Bonnie? - zapytała Laura.
-Nikt ważny. - odpowiedział chłodno Robert.
Nikt do końca kolacji się nie odezwał, panowała między nimi niezręczna cisza. Było tylko słychać dźwięk sztuców. Po posiłku Robert i Elena zadeklarowali się posprzątać, reszta domowników udała się do salonu żeby oglądać telewizje. W kuchni pierwsza odezwała się Elena.
-Robert.
-Yhy.
-Nie chciałam wspominać o Bonnie.
-Ale wspomniałaś. - odpowiedział chłodno Robert.
-Nie możemy udawać że ona nigdy nie istniała. - Elena zamknęła zmywarkę, mężczyzna zamknął oczy.
-Wiem, ale to dla mnie trudne, dla mnie i Kristen.
-Dla nas wszystkich było to trudne. Nie tylko dla was.
-Wiem dlatego lepiej nie wspominać o Bonnie. To nie zamaże sprawy, ale oszczędzi przykrych wspomnień.
-Idziemy tam do nich? - uśmiechnęła się smutno Elena.
-Jasne.
Obydwoje ruszyli do salonu, gdzie wszyscy oglądali razem Top Model.
CZYTASZ
Raura-Crazy Story
Fiksi PenggemarLaura postanawia wyprowadzić się od ojca do cioci, gdzie mieszka jej siostra Vanessa. Podczas kolacji z nowymi sąsiadami, dziewczyna poznaje Ross i całe jego rodzeństwo.