Rozdział 22

291 18 1
                                    

W nocy przebudziłam się, co poskutkowało tym, że ciężko było mi później zasnąć. Co po chwile przewracałam się na drugą stronę i przeszkadzałam w tym dziewczyną, które grzecznie spały. W pewnym momencie mojej bezustannej walki z poduszką, Rydel przebudziła się i mnie opierniczyła, że jej spać nie daje. Potem przez resztę nocy, nie odważyłam się przewrócić i leżałam nieruchoma w jednej pozycji. Ale na szczęście nie długo po tym, udało mi się zasnąć. Obudziłam się dopiero rano, razem z dziewczynami ubrałyśmy się, zeszłyśmy na dół, żeby wymeldować się i wyszłyśmy. Po drodze do komisu, zajadałyśmy się słodkimi bułkami, które zostały ze wczoraj. Nie było ich dużo, więc dość szybko zniknęły. Jedyne co dawało mi siłę, żeby iść do tej zapchlonej dziury, była myśl odzyskania samochodu Rydel i wrócenie do domu, gdzie będzie na mnie czekał Ross, i jedzenie. Bardziej ciesze się na wizje spotkania z Ross'em, ciekawe co teraz robi? Nie chce myśleć jak musi zabójczo seksownie wyglądać, kiedy śpi. Z lekkim uśmiechem na ustach, weszłam do środka komisu. Czekając jak blondynka i siostra załatwią sprawę odzyskania wcześniej samochodu, postanowiłam się rozejrzeć po pomieszczeniu, nic się tutaj nie zmieniło od wczoraj, może poza jednym. Ten szczur, który leżał nieżywy koło kosza, jest teraz pożerany przez innego szczura. Według mnie można to zaliczyć do kanibalizmu, przerażał mnie fakt, że temu gryzoniowi leciała piana z pyska. Co to kurwa za miejsce!? Myślałam, że zaraz rozpłacze się ze szczęścia, kiedy dziewczyny powiedziały mi, że już wszystko jest załatwione i możemy wracać do domu. Za pewnie moja reakcja na ten komis jest przesadna, ale to naprawdę paskudne miejsce. Zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu, już chciałam sięgać po słuchawki i telefon, ale przypomniałam sobie, że mam rozładowany telefon. Kompletnie nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, postanowiłam się przespać, gdyż w nocy za długo nie spałam. Przebudziłam się dopiero wtedy, kiedy Vanessa oznajmiła mi, że już jesteśmy.
-Idziesz czy kurwa zostajesz!? - nie ma to jak usłyszeć takie słowa od siostry, kiedy jeszcze śpisz. Nie czekając na moją odpowiedz, brunetka poszła w kierunku domu. Niezgrabnie wysiadłam z samochodu i zgarnęłam swoje rzeczy.
-No to trzymaj się Rydel, do zobaczenia. - zamknęłam drzwi od pojazdu i nie czekając za odpowiedzią, udałam się do domu. Po przekroczeniu progu drzwi od razu pobiegłam do swojego pokoju, zostawiłam torbę na łóżku i zeszłam na dół, żeby zrobić sobie herbatę. Jakoś nie chciało mi się jeść, ale za to bardzo chciało mi się pić, czasami jak śpię z otwartymi ustami, to od razu po przebudzeniu idę się czegoś na pić. W samotności wypiłam szklankę herbaty, którą później umyłam w zlewie. Wróciłam do swojego pokoju,w celu przebrania się w coś innego, weszłam do garderoby, która świeciła prawie pustkami. W pierwszej chwili pomyślałam, że może ktoś mnie okradł z ciuchów, ale dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jestem tu dobry miesiąc i jeszcze ani razu nie robiłam prania! Nigdy wcześniej nie zwracałam na to uwagę, poszłam do łazienki po kosz z brudami. Ledwo po wejściu do łazienki, zauważyłam wylewający się kosz, już od jakiegoś czasu nie szło go domknąć, ale nie pamiętam kiedy zrobiła się ta górka przed. Chwyciłam tą górkę ubrań i zeszłam na dół do pralni, przyniosłam też kosz na bieliznę. Oczywiście jak schodziłam z tym pojemnikiem, musiałam się potknąć i upuścić go na schodach. Uderzyłam się ręką w czoło, kiedy cała zawartość rozsypała się po schodach, szybko zaczęłam zbierać moje brudy z ziemi i wrzuciłam je z powrotem do kosza. Zamknęłam za sobą drzwi do pralni i obróciłam się w stronę pralki. Podrapałam się po głowie, zastanawiając się jak włączyć to ustrojstwo, kiedy mieszkałam z tatą co tydzień robiłam pranie, ale ta pralka w niczym nie przypomina tej z której korzystałam. Głupio będzie biec teraz do cioci i zapytać się jak wstawić pranie. Sama sobie z tym poradzę. Nie z takim rzeczami dawałam sobie radę, to dam radę i z tym. Pierwsze to co zrobiłam było ułożenie trzech kubków z białym, czarnym i kolorowym rzeczami, jako, że są dwie pralki, do jednej włożyłam kolorowe rzeczy, a do drugiej białe. Wsypałam proszku i wlałam płynu, zakręcając Perwoll niechcący wylałam na siebie całą zawartość butelki. Niewiele myśląc od razu zdjęłam bluzkę, chwyciłam za guzik spodni, już miałam go odpinać, kiedy tu nagle poślizgnęłam się na resztkach płynu i niechcący nacisnęłam jakieś guziki na pralce. Z mocnym impetem uderzyłam pupą w podłogę, syknęłam cicho z bólu, mój tyłek nie doszedł jeszcze do siebie po wczorajszym wypadzie na lodowisko, tak samo jak reszta ciała. Odskoczyłam na bok, słysząc jak pralka się włącza, spojrzałam na moją kupkę rzeczy, które nie zmieściły się w pralce i jęknęłam głośno. Całe moje rzeczy były pokryte Perwollem, tak samo jak i podłoga. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakieś szmaty, ale dość prędko zaprzestałam tej czynności. Szybko podbiegłam do pralki, która cała trzęsła się w miejscu i wylatywała z niej piana, próbowałam jakoś to zatrzymać. Ale przez tą niebotyczną ilość piany, która z sekundy na sekundę się zwiększała, nigdzie nie mogłam znaleźć przycisku zatrzymującego. Stwierdziłam, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie szybkie wydostanie się z pralni i pobiegnięcie po pomoc, nie przejmowałam się tym, że domownicy zobaczą mnie w staniku i całych przemoczonych spodniach, liczyło się to, żeby jak najszybciej się wydostać. Przekręciłam gałkę od drzwi i nic się z nią nie stało. Jeszcze raz spróbowałam i nadal nic. Opadłam bezradnie na podłogę szlochając cicho, wystarczyło mi tylko modlić się o to, żeby nie zginąć pod tą stertą piany. Dość mocno uderzałam pięścią w drzwi, wołając:
-Ratunku! Pomocy! Niech ktoś mnie stąd wyciągnie! Ja nie chce tutaj zginąć! - nagle usłyszałam czyjeś kroki. Podniosłam się energicznie i większym temperamentem zaczęłam walić w drzwi. -Jestem tutaj w pralni! Niech ktoś mi pomoże! - przycichłam na chwilę, słysząc głos wuja.
- Hey, I just met you, and this is crazy, But here's my number, so call me, maybe? It's hard to look right, at you baby,But here's my number, so call me, maybe? Hey, I just met you, and this is crazy, But here's my number, so call me, maybe? And all the other boys,try to chase me, But here's my number, so call me, maybe? - ja nie wieże. Ja tu jestem zamknięta nie mogę się wydostać, a on sobie śpiewa!? To są jakieś jaja, zaczęłam mocniej walić ręką w drzwi i głośniej krzyczeć. Wuja Robert musiał mieć pewnie głośno włączone słuchawki, skoro nie słyszał moich wrzasków.
-Ale z ciebie wuja. - starałam się mówić dosyć głośno. Następnie co usłyszałam, to oddalające się kroki mężczyzny w nie znanym mi kierunku. Czyżby to usłyszał i się obraził? Nie sądzę. -Ja tylko żartowałam! Jesteś wspaniałym wujem! Wracaj proszę! Wiesz co!? Strasznie fałszowałeś! - niestety moje krzyki zdały się na marne, z całą pewnością on już wyszedł i nie słyszał mojej obraźliwej, ale jak za razem szczerej uwagi. Przez jakieś kolejne pięć minut darłam się i pukałam w te cholerne drzwi, nikt nie raczył się zjawić. Wszyscy mieli mnie w dupie. Postanowiłam przeszukać wszystkie szafki i szuflady w pralni, w celu znalezienia jakiś gogli czy czegoś podobnego, żebym mogła zatrzymać tą pralkę. Wątpię, że coś znajdę, ale zawsze jest jakaś nadzieja. Może nie do końca będę miała pecha? Długo nie musiałam szukać, założyłam na siebie gogle i zanurkowałam w stercie piany, która swoją drogą była większa ode mnie. Nienawidzę być niska. Jakoś udało mi się dotrzeć do automatu, nie widziałam żadnego wyłącznika, wszędzie była tylko piana. Nacisnęłam byle jaki przycisk, mając nadzieje, że zatrzyma on produkcje piany. Usłyszałam jak pralka się zatrzymuje, poczułam ulgę. Teraz wystarczy odgarnąć trochę piany na bok i włączyć pralkę i będzie dobrze. Nic takiego by się nie stało, gdyby nie ten głupi Perwoll. Kiedy wszystko było już gotowe, a pranie było już wstawione i grzecznie się prało, usiadłam na ziemie nie wiedząc co mam teraz ze sobą zrobić. Bezradnie wpatrywałam się jak pierze się pranie, co jakiś czas wstawałam i próbowałam otworzyć te zakichane drzwi. Czemu akurat teraz musiały się one zatrzasnąć, jakby nie mogły gdyby Vanessa tu była. Po dwudziestu minutach usłyszałam jak ktoś próbuje się tu dostać.
-Co jest grane? - mruknęła ciocia Kristen, próbując otworzyć drzwi.
-Drzwi się zatrzasnęły! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
-Laura co ty tam robisz?
-Chciałam zrobić pranie, bo dawno nie robiłam i zatrzasnęłam się tutaj. - wyjaśniłam.
-Dlaczego nie krzyczałaś? - zdziwiła się mocno.
-Serio? Przecież z jakieś dziesięć minut się darłam, wołając pomoc. Nikt z was nie przyszedł mi pomóc, a twój mąż zamiast mi pomóc wolał śpiewać "Call you maybe" fałszując przy tym strasznie.
-Co?
-Później ci opowiem.
-Okej wyjaśnisz mi wszystko, jak stąd się wydostaniesz. Nie ruszaj się nigdzie stąd, pobiegnę po Roberta.
-Bardzo śmieszne, gdzie niby miałabym sobie iść? - ciocia szybko pobiegła po pomoc. Oparłam się o ścianę, czekając na nich. Uświadomiłam sobie, że wciąż jestem tylko w staniku, wiec rozejrzałam się za jakąś bluzką, na suszarce wisiała czysta koszula wuja. Zgarnęłam ją szybko i ubrałam. Akurat w tym samym momencie, ktoś zaczął majstrować przy drzwiach, już po chwili widziałam szokowanych opiekunów. -Co tu się stało? - zapytała ciocia wchodząc do środka.
-To wy tu sobie pogadajcie, a ja pójdę do garażu. - wuja szybko opuścił pomieszczenie, ale zanim wyszedł szepnął niesłyszalne "Powodzenia". Niepewnie spojrzałam na kobietę, która teraz stała z założonymi rękami, czekając na wyjaśnienia.
-Chciałam zrobić pranie, ale trochę mi nie wyszło.
-Później mi wszystko ze szczegółami wyjaśnisz, teraz idź się ogarnąć, bo z tego co widzę czeka cię masę sprzątania. - nic nie mówiąc udałam się na górę.
*Narrator*
Ross właśnie kończył jeść śniadanie, kiedy do kuchni wszedł Mark.
-Idziesz dzisiaj pomóc Robertowi? - zapytał wlewając do kubka kawy.
-Tak, właśnie za chwilę miałem iść. - wstał i odłożył talerz do zmywarki.
-Ross idź zanieść to Rydel. - podał mu kubek herbaty.
-Już wróciły? - było słychać radość w głosie chłopaka.
-Tak, już jakiś czas temu. - wyjaśnił. Blondyn wziął od ojca kulek i udał się do pokoju siostry. Nie pukając wszedł do środka, dziewczyna właśnie leżała na łóżku, przeglądając coś w telefonie. Podniosła na niego wzrok z nad telefonu.
-Puka się. - Ross cofnął się do drzwi i lekko uderzył w nie. -Tak lepiej. Czego chciałeś?
-Tata kazał ci to przenieść. - wskazał na kubek.
-Co to? - zmarszczyła brwi.
-Herbata. - wziął łyk z kubka. -Swoją drogą, bardzo dobra herbata.
-Oddawaj to. - blondynka wstała i wzięła od niego herbatę.
-Chociaż byś podziękowała za to, że przyniosłem ci picie. - oburzył się Lynch, siadając na łóżku dziewczyny.
-Dzięki. - spojrzała się na siedzącego brata. -Przyszedłeś porozmawiać ze starszą siostrą?
-Co!? Nie! Tata mi kazał... - nie dokończył, bo przerwała mu Delly.
-Nie musisz się tłumaczyć, ja wiem swoje, gdybyś przyszedł tutaj tyko dlatego, że tata ci kazał, to byś się nie rozsiadał. A więc co cie trapi?
-Trapi? Serio trapi? - popatrzył na nią z politowaniem.
-W takim razie, o czy chcesz pogadać?
-O niczym. Ile razy mam ci powtarzać, że nie przyszedłem pogadać!? - oburzył się blondyn.
-To dlaczego ciągle tu siedzisz?
-Faktycznie. - burknął do siebie.
-No widzisz. O co chcesz się zapytać lub porozmawiać?
-Fajnie się wczoraj bawiłyście?
-Tak, super było. Może poza tym małym incydencie, co holowali nam samochód, ale tak poza tym było naprawdę fajnie.
-Aha. To tyle chciałem wiedzieć. - chłopak wstał z łóżka.
-Nie martw się, gdyby jakiś koleś podrywał by Laurę, musiał by spotkać się z moim i Van gniewem. A tego raczej by nie przeżył.
-Dzięki Rydel. - podziękował wychodząc za drzwi.
-Polecam się na przyszłość! - krzyknęła za nim Delly. Blondyn sprawdził czy ma przy sobie telefon, po czym zszedł na dół, pożegnał się z mamą i wyszedł. Chciał już dzwonić do drzwi domu państwa Swan, kiedy usłyszał jak woła go Robert z garażu, żeby przeszedł. Przełknął w duchu, bo miał ogromną nadzieję, że drzwi otworzy mu Laura i będzie mógł z nią chwilę porozmawiać. Ze sztucznym uśmiechem, dołączył do Roberta.
-Dzień dobry panu. - przywitał się starając koło samochodu.
-Cześć. Wiesz po co Cię poprosiłem o pomoc? - zapytał podnosząc maskę samochodu.
-Mam panu pomóc w naprawie samochodu. - wyjaśnił zdejmując bluzę, odkładając ją na bok. Stał teraz ubrany w stare jeansy i białą bokserkę, która bardzo dobrze ukazywała jego umięśnione ręce.
-Też. Ale chciałem z tobą bardzo poważnie porozmawiać. Podaj mi proszę klucz płaski. - wskazał ręką na skrzynkę z narzędziami. Ross podszedł do niej, wyciągając to o co poprosił go mężczyzna.
-Nawet domyślam się, na jaki temat chce pan rozmawiać. Proszę. - podał mu klucz. Obydwaj pochylali się nad samochodem, grzebiąc coś w nim.
-Posłuchaj mnie Ross, ja naprawdę cie lubię. Jesteś pomocnym, miłym, uczciwym i dobrze wychowanym chłopakiem.
-Dziękuję panu za miłe słowa.
-Ale jak skrzywdzisz Laurę, to nogi z dupy ci powyrywam. Nie będziesz miał po co wracać do domu, wszędzie cie znajdę - chłopak zrobił krok do tyłu, Robert szedł w jego stronę wymachując kluczem francuskim. Ross wiedział, że mężczyzna nie żartuje sobie, dla pana Swana rodzina jest najważniejsza. Zawsze traktował Vanesse i Laurę, jak własne córki i nie pozwoli by byle jaki chłopak je skrzywdził.
-Nie zamierzam skrzywdzić Laury, jest ona dla mnie bardzo ważna. Kocham ją. I nigdy nie pozwolę, żeby cierpiała. - pewność blondyna rosła z każdym wypowiedzianym słowem.-No ja myślę. - mężczyzna wrócił do samochodu, Lynch dołączył też do niego. -Laura próbuje udawać twardą dziewczynę, ale na prawdę jest bardzo delikatna, jeśli kiedykolwiek uroni przez ciebie chociaż jedną łez, to nie chciał bym być na twoim miejscu. -Wyobrażam to sobie. - myśl wściekłego Roberta, nie podobała się za bardzo blondynowi. -Nie myśl sobie, że chce cię zastraszyć czy coś w tym stylu, ja tylko chce cię ostrzec. Wiem jacy bywają chłopcy i jak potrafią skrzywdzić dziewczynę. Nie raz spotkałem się z tym w sądzie.-Ja nie potrafił bym skrzywdzić kobiety. -Weź przykręć mocniej tą śrubę. - doradził mu szatyn, chłopak pokiwał twierdząco głową i wykonał polecenie swojego "przełożonego". -Tylko nie próbuj cwaniaczyć. - spojrzał się na swojego pomocnika.-W czym nie cwaniaczyć? - podniósł do góry jedną brew.-Wiem o czym myślą chłopcy w twoim wieku, sam przecież taki byłem. Jeśli będziesz chciał zrobić coś w brew woli Laury to...-To dorwie mnie pan i nogi z dupy powyrywa. - dokończył Ross. -Widzę, że szybko się uczysz. - uśmiechnął się Robert. -Czasami kobiety potrafią wyzwolić w mężczyźnie takie uczycie, nad którym ciężko jest zapanować. Chęć jest zbyt wielka, ale dla twojego dobra, dobrze by było gdybyś się opanował. -Tak wiem. -To chyba już wszystko, o czym chciałem z tobą porozmawiać. Gdybyś kiedyś miał jakiś problem, albo chciał o coś zapytać, to służę pomocą, twój tata też pewnie ci doradzi. -Dziękuje panu.-Kobiety to skomplikowane istoty, czasami ciężko jest je zrozumieć. Trzeba do nich dużo cierpliwości, jestem z Kristen już dobre parę lat, jeszcze nie zrozumiałem kobiet i chyba nigdy nie zrozumiem. -W razie konieczności przyjadę do pana po radę. - przez jakiś czas chłopcy pracowali w ciszy. Ciszę tą postanowił przerwać blondyn. - To co robiła Laura zanim pan tu przyszedł? - zapytał nieśmiało. -Sprzątała i pewnie nadal to robi. A co chciałbyś się z nią spotkać? - chłopak przytaknął. - Teraz to musisz mi pomóc w naprawie, a potem idź gdzie chcesz. -Jasne. Oczywiście. - ucieszył się chłopak. -Powiedz mi, co robi Mark w przyszły weekend? -Chyba nie ma żadnych planów. A co pan chciał od taty? -W przyszły weekend jest mecz futbolu i zastanawiam się czy pójść na niego. -Wie pan, ja tata nie będzie mógł, to ja bardzo chętnie zastąpie go. - zaoferował blondyn. -Spytaj się chłopaków, czy też mają ochotę iść. I wtedy pójdziemy wszyscy razem. -Brzmi super. -Zrobimy sobie taki mały męski wypad. Kocham moje dziewczyny, ale trzy kobiety w domu, a ja jeden. Potrzebuje trochę pobyć w męskim towarzystwie, porozmawiać o sporcie i innych takich. -Rozumiem pana. Przez resztę czasu Ross i Robert naprawiali samochód, rozmawiają ze sobą na różne tematy. Mężczyzn zaproponował blondynki piwo, ale jak przypomniał sobie ile on ma lat, dał mu Pepsi. Na początku chciał mu dać piwo bez alkoholowe, ale okazało się, że nie ma. Po skończonej pracy chłopak poszedł do domu się przebrać, chciał już wychodzić, ale jego mama, gdy tylko go zobaczyła kazała mu zjeść obiad i zagroziła, że nigdzie nie pójdzie jeśli nic nie zje. Jedząc prawie się zadławił, kiedy skończył od razu pobiegł do domu swojej dziewczyny. Zapukał, drzwi otworzyła mu Vanessa. -Jest u siebie. - blondyn nie zdążył się przywitać, ani podziękować, bo dziewczyna poszła sobie gdzieś. Wzruszył ramionami zamykają drzwi, zdjął buty i pobiegł na górę. Delikatnie zapukał w drzwi od pokoju brunetki. -Proszę. - usłyszał cichy głos dziewczyny. Wszedł do środka, zastał tam Laurę leżąca na łóżku. Od razu do niej podszedł i położył się obok. -Hej kochanie. - mruknął uwodzicielskim głosem. Pocałował ją namiętnie, dziewczyna oplotła ręce wokół jego szyi, przyciągając go do siebie bliżej. Po pięciu minutach przestali już wymieniać się śliną. - Tęskniłem, wiesz? - wyszeptał tuż przy jej ustach. -Ja też i to bardzo. O czym chciał z tobą porozmawiać wuja? - zapytała Laura kładąc głowę na tors chłopaka. -O tym co mi zrobi, jak cię skrzywdzę. - odpowiedział kreśląc kółka na ramieniu dziewczyny. -Mogłam się tego spodziewać, przepraszam cie, że w ogóle musiałeś tam iść. -Nie przepraszaj, bardzo fajnie się naprawiało samochód z twoim wujem. A tak poza tym, zawsze mogłem odmówić pomocy. -Naprawiliście chociaż ten samochód? -Jasne, że tak. A tobie jak minął dzień? Laura w skrócie opowiedziała co robiła dzisiaj, co chwilę musiała uspokajać Ross'a, który nie mógł wytrzymać ze śmiechu słysząc historię z pralką i zatrzaśniętymi drzwiami. -Uspokoiłeś się już już? - pomału jej cierpliwość się kończyła. -Tak nie do końca, daj mi jeszcze jakieś pięć minut. - złapał się za bolący brzuch. -Ross nie denerwuj mnie! - krzyknęła lekko wkurzona. -Po co te nerwy skarbie. Uspokój się. - pocałował dziewczynę w czoło. -Chcesz coś do jedzenia? -Nie, nie musisz nic przynosić, jadłem przed chwilą obiad. - wytłumaczył. -Jedyne czego chce to twoich ust. - chwycił zębami dolną wargę brunetki. -Nie obchodzi mnie, że nie chcesz niczego do jedzenia i tak coś ci przyniosę. -Ale po co? - jęknął chłopak. -Umieram z głodu, a głupio mi będzie jeść kiedy ty nie jesz. Za chwilę wracam.- dodała szybkiego całusa blondynowi. -Pomóc ci w czymś? -Nie, zostań tutaj. Laura naszykowała pełną stertę kanapek i zaniosła ją do pokoju. Para rozmawiała ze sobą, zapadają się tym co przyniosła dziewczyna.

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz