Rozdział 10

398 23 0
                                    

  Byłam w krainie Morfeusza, przebudziłam się kiedy usłyszałam walenie do drzwi, nie pukanie tylko walenie. Postanowiłam zignorować to i wróciłam spowrotem do krainy Morfeusza, niestety pukanie nie ustępowało. Pomału zaczynało mnie to już denerwować, ciocia i wuja pojechali dzisiaj wcześniej do pracy, a Van też nie było w domu, więc nie miał kto otworzyć drzwi. Postanowiłam w końcu ruszyć swoje zwłoki z łóżka i otworzyć naszemu gościowi. Niechętnie zeszłam z łóżka i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych, otworzyłam je na oścież, musiałam kilka razy zamrugać żeby przyzwyczaić się do światła dziennego, moim oczom ukazała się blond grzywa.

-Hejka. Ty jeszcze w piżamie? - usłyszałam na dzień dobry od Ross'a.

-Niektórzy jeszcze śpią o tej porze, a tak poza tym to hej.
Wpuściłam chłopaka do środka.
-A tak z ciekawości się zapytam, co cię sprowadza w moje skromne progi o tak wczesnej porze? - zapytałam opierając się o blat kuchenny.
-O wczesnej porze? Kobieto jest jedenasta. A tak poza tym umówiliśmy się na wspólne jeżdżenie na desce, nie pamiętasz?
-Pamiętam, tylko myślałam że przyjdziesz później i że nie będziesz musiał oglądać mnie w piżamie. - skrzywiłam się.
-Uwierz mi nie przeszkadza mi to, wyglądasz seksi w tej piżamce. - blondyn mruknął do mnie, lekko zawstydzona tym komplementem spuściłam wzrok na swoje ręce. Ruszyłam w stronę swojego pokoju, blondyn nie zrozumiał że chciałam iść się ubrać bo ruszył za mną. Po przekroczeniu progu drzwi udałam się do garderoby, zostawiając tym samym chłopaka na pastwę losu, nie przejęłam się tym za bardzo. Kiedy wybrałam zestaw w który się dzisiaj ubiorę czyli moje ulubione i mega wygodne jeansy i szarą bluzę, udałam się do łazienki po drodze spojrzałam szybko co robi Ross, chłopak bacznie przyglądał się wystrojowi mojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi od łazienki, szybko ubrałam się wybrany przeze mnie zestaw, zrobiłam sobie lekki makijaż i włosy upięłam w niechlujnego koka, gotowa wyszłam z łazienki. Ross leżał na moim łóżku i bawił się swoim telefonie, jakby wyczuł moją obecność odłożył telefon do kieszeni swoich spodni.
-Co robisz? - zapytałam podchodząc do łóżka.
-Czekałem na ciebie- blondyn przesunął się robiąc mi miejsce na łóżku. Położyłam się koło Ross'a stykaliśmy się całą prawą stroną ciała.
-Pytałam się ciebie co robisz, a nie co robiłeś.
-Aktualnie leżę w łóżku z piękną kobietom - powiedział Ross przyglądając się uważnie swoim paznokciom - Ładnie mieszkasz - wskazał na pokój.
-Dziękuję
Leżeliśmy w ciszy na łóżku była to miła cisza, zaczęłam zastanawiać się nad różnymi rzeczami.
-O czym myślisz? - z moich rozmysłów wyrwał mnie głos Ross'a.
-O wszystkim i o niczym. A ty o czym myślisz? - spojrzałam się na chłopaka, który z fascynacją przyglądał się sufitowi mojej sypialni.
-O ty jak wygodnie mi się leży na twoim łóżku. - Ross oderwał wzrok od sufitu i spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami i uśmiechnął się szeroko ukazując szereg białych zębów. Leżeliśmy bardzo blisko siebie, między naszymi twarzami była nie wielka odległość.
-Trzeba będzie się już ruszyć - zaczęłam uważnie przyglądać się twarzy chłopaka.
-Bałem się że to powiesz - chłopak skrzywił się, na co ja się zaśmiałam. -Co się ze mnie śmiejesz - Ross uderzył mnie lekko w ramię, a ja powiedziałam ciche "Ał"
-Serio cię to bolało?
-A żebyś wiedział że tak - walnęłam Ross'a w ramię.
-Koniec tego dobrego Lynch, trzeba wstać - podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Jeszcze chwileczkę
-Jaką chwileczkę!? Wstajemy Ross!
-Błagam cię kobieto, jeszcze pięć minut. Tak fajnie mi się leży, masz strasznie wygodne wyrko.
-Ross nie rób sobie jaj, jakie jeszcze pięć minut!? Muszę ci oświadczyć że błaganiem mnie nie przekonasz. No dalej Ross wstań. - zaczęłam szarpać blondyna za ramie. Ten szybkim i zwinnym ruchem sprawił że po chwili leżałam tuż po nim, próbowałam wyszarpnąć ręce które Ross przytrzymywał mi. Moje starania poszły jednak na marne, ponieważ chłopak był ode mnie dużo silniejszy, postanowiłam zaprzestać swoim staraniom uwolnienia się. Chłopak leżał na mnie, podtrzymywał się na łokciach żeby nie zdusić mnie swoim ciężarem.
-Powiedziałem że leżymy jeszcze pięć minut. Więc poleżymy sobie te pięć minut, zrozumiane? - chłopak mówił każde słowo wolno i wyraźnie cały czas patrząc mi się prosto w oczy, a ja nie mogłam oderwać swoich oczu od blondyna. Mówiąc to i patrząc tak na mnie wyglądał zjawiskowo i zarazem bardzo seksownie, słodka woń jego oddechu doprowadza mnie do obłędu. Nie wiem czy to wina tej bliskości jak jest teraz między nami czy też samego Ross'a. Pokiwałam wolno głową na znak że zrozumiałam co blondyn do mnie powiedział, nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko i położył swoją głowę na mojej piersi, oplatając mnie całym sobą, nasze nogi były splątane razem, jego ręka była przerzucona przez moją talie.
-Wygodnie co? - wymamrotał Ross bardziej wtulając się we mnie.
-Chyba nawet za.
Nie wiem czemu ale zaczęłam bawić się włosami chłopaka. Były one miękkie w dotyku, powoli zakręcałam kosmyk włosów chłopaka na palec i puszczam je po czym jeszcze raz zakręcam i puszczam.
-Przyjemnie co nie - przyznał Ross kreśląc kółka na moim brzuchu. - A ty chciałaś już iść.
-Ross czy my czasem nie zachowujemy się nieprzyzwoicie, no wiesz tak nie zachowują się przyjaciele - zaprzestałam bawieniem się włosami blondyna i uważnie spojrzałam na niego.
-Czemu tak myślisz? - Ross spojrzał się na mnie uważnie.
-No bo przyjaciele raczej nie leżą przytuleni razem na łóżku.
-Zachowujemy się jak normalni przyjaciele, a w naszym zachowaniu nie widzę nic nieprzyzwoitego.
-Serio tak myślisz? - Ross przytaknął głową -Wiesz że pięć minut dawno już minęło.
-Niiiieeeee
-Taaaaakkkkk. Złaź ze mnie Lynch. - chłopak niechętnie wstał z łóżka.
-Zadowolona?
-Nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiechnęłam się szeroko do blondyna.
Szliśmy razem po schodach w stronę wyjścia, Ross gwałtownie zatrzymał się przez co wylądowałam na jego plecach.
-Jadłaś coś dzisiaj?
-Nie miałam kiedy - wzruszyłam przepraszająco ramionami.
-To na co czekasz!? Do kuchni! - Ross wziął mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
-Siadaj - wskazał na krzesło przy stole.
-Zamierzasz zrobić mi śniadanie? - mocno zdziwiłam się.
-Tak, to na co masz ochotę? Na coś specjalnego czy też nie. Wiem zrobię ci moje popisowe danie!!! - powiedział entuzjastycznie Ross.
-Serio jesteś pewien że chcesz mi gotować? - w moim głosie wyraźnie słychać niedowierzanie. - Nie bierz sobie tego do siebie, czy coś ale jakoś nie widzę cię w roli kucharza.
-Och, kobieto małej wiary. Zaufaj mi i moim umiejętnością kulinarskim. - Ross posłał mi jeden z tych swoich oszałamiających uśmiechów.
-Tak z ciekawości się spytam co zamierzasz mi przyrządzić?
-Jajecznice z cebulką i szczypiorkiem.
Ross wyciągnął wszystkie potrzebne składniki z lodówki, pokroił cebulkę i szczypiorek (oczywiście podczas krojenia musiał przeciąć się w palec) podsmażył cebulkę na złoty kolor i wbił jajka do patelni, przyprawił jajecznice i dodał szczypiorku. Wszystko razem podsmażał.
-Ale pachnie - od tego zapachu robiłam się jeszcze bardziej głodna.
-Proszę bardzo - Ross podał mi talerz swojego popisowego dania i usiadł naprzeciwko mnie.
-Dziękuje - wzięłam jeden kęs jajecznicy przyrządzonej przez Ross'a, była ona przepyszna. - Nigdy więcej nie zwątpię w twoje umiejętności kucharskie, to jest przepyszne. - wskazałam na jajecznice chłopaka.
-Warto było się przeciąć w palec. Cieszę się że ci smakuję.
-A ty czemu nie jesz? Wiesz mogę się z tobą podzielić. - już miałam wstać po talerz dla Ross'a, ale chłopak powstrzymał mnie.
-Nie musisz. Nie jestem głodny. Jadłem już śniadanie, mama bez tego nie wypuściłaby mnie z domu. Ale ty nic nie jadłaś, nie przejmuj się mną i jedz.
Chwile patrzyłam na niego i zabrałam się za jedzenie śniadania. Jajecznica była wprost wyborna, zaczynam zastanawiać się czy nie wynająć Ross'a czasem na osobistego kucharza? Blondyn wybucha głośnym śmiechem.
-No co? - pytam z pełną buzią jajecznicy. Wiem to niegrzeczne i niekulturalne z mojej strony ale to nic.
-Wcinasz tą jajecznice tak że aż uszy ci się częsą. Wolniej jedz bo się jeszcze zakrztusisz. - połykam to co miałam w buzi i zwróciłam się do Ross'a.
-To nie moja wina że aż tak dobrze gotujesz, zawsze robisz takie dobre dania? - pytam z ciekawości.
-Tak szczerze to tylko jajecznica wychodzi mi tak dobrze. A pozostałe dania to różnie, czasami mi wyjdą a czasami nie.
-Chyba ja każdemu.
-Ostatnio jak smażyłem naleśniki, tak je spaliłem że wszyscy musieliśmy uciekać z domu. Potem przez dwa dni w domu było czuć spalenizną.
-To grubo - odłożyłam talerz do zmywarki -To co idziemy?
-Jasne - chłopak zerwał się na równe nogi.
-Zaczekaj muszę skoczyć po deskę mam ją u góry w pokoju, zaczekał byś chwilkę? To zajmie mi dosłownie chwileczkę. - wbiegłam prosto na schody.
-Już znam te chwileczkę!!! - zawołał za mną Ross śmiejąc się przy tym.
Szybko wbiegłam do pokoju i zaczęłam szukać mojej deski. Nie pamiętałam za bardzo gdzie ją położyłam więc zaczęłam wyrzucać wszystko z szaf. Mój pokój po tej krótkiej chwili wygląda jakby tornado przez niego przeleciało, wszystko było wyrzucone z szafek i leżało na ziemi. Nigdzie nie mogłam znaleźć mojej deski, bardzo chciałam pojeździć razem z Ross'em na desce nie wiem czemu myśl że z naszych planów nic nie będzie doprowadzała mnie do smutku, nagle mnie olśniło, że deska może być pod łóżkiem. Pełna nadziei podeszłam do łóżka zaczęłam pospiesznie wyciągać wszystko co było pod nim, kiedy natrafiłam na moją deskę do jeżdżenia myślałam że zaraz ze szczęścia się popłacze, zaczęłam w duchu dziękować niebiosom za znalezienie jej. Chwyciłam dany przedmiot i szybko podbiegłam na dół gdzie czekał na mnie Ross.
-Sorki że tak długo, ale nie mogłam nigdzie jej znaleźć - wskazałam na deskę.
-Spoko nic się nie stało. Wstąpimy na chwile do mnie do domu, a ja szybko skocze po deskę.
-Zapomniałeś jej wziąć prawda? - zapytałam zamykają drzwi na klucz.
-Ta - chłopak bezradnie podrapał się po głowie.
Szybko pokonaliśmy dzielącą nas drogę do domu chłopaka.
-Zaczekasz tu chwilkę, a ja szybko skocze na górę po deskę, okej? - chłopak zniknął za drzwiami wejściowymi od swojego domu.
-Już jesteś? - zdziwiłam się widząc w jakim ekspresowym tempie wrócił Ross.
-Tak, ja to robię znacznie szybciej niż niektóry - zmroziłam go lodowatym spojrzeniem.
-Biegłeś? - zapytałam się widząc jak blondyn ciężko dyszy i chwyta się za brzuch.
-Ta, to co jedziemy do parku?
-Jasne
Obydwoje wskoczyliśmy na swoje deski i ruszyliśmy w stronę parku, cały czas przeszkadzając sobie na wzajem, ja zajeżdżałam drogę Ross'owi albo on mi, on próbował zepchnąć mnie z deski a ja jego. W gruncie rzeczy podróż do parku minęła nam wesoło.
***
Od paru dobrych godzin jeździliśmy na desce po mieście Ross pokazał mi fajne miejsca w mieście byliśmy w parku, w galerii, w centrum miasta i nawet na dachu budynku. Blondyn zdradził mi w tajemnicy że czasem przychodzi tutaj żeby pomyśleć i oderwać się od tego wszystkiego, to jest jego tajne miejsce. Widok z dachu budynku był rewelacyjny, widać z niego całe miasto. Musi być tu naprawdę przepięknie przy zachodzie słońca, idealne miejsce na randkę. W między czasie wybraliśmy się na mrożony jogurt, teraz jeździliśmy po mieście bez celu. Ross gwałtownie zatrzymał się przed ogrodzeniem płotu gdzie był powieszony znak "Zakaz wstępu. Teren prywatny" prawie wpadłam by na niego ale na szczęście w porę udało mi się zahamować.
-Wchodzimy? - Ross odwrócił się w moją stronę, był strasznie podekscytowany.
-A ty umiesz czytać? Tu jest napisane ZAKAZ WSTĘPU TEREN PRYWATNY!
-No i co z tego.
-No i co z tego? Ross możemy mieć poważne kłopoty wchodząc tam! - wskazałam na ogrodzenie.
-Czy ty pękasz Marano? - cwaniaczek rzucił mi wyzwanie, dobrze wie że będę chciała udowodnić mu że się myli.
-Wchodzimy - chwyciłam deskę pod pachę i zaczęłam się wspinać po płocie. Nie szło mi zbyt dobrze Ross zdążył już przejść na drugą stronę, a ja zawisłam na szczycie płotu i nie wiedziałam co zrobić dalej.
-Ej Laura wszystko dobrze!? - zawołał z dołu Ross. Płot nie był zbyt wysoki miał około dwóch metrów wysokości, a że ja nie grzeszyłam wzrostem dla mnie był on dość wysoko.
-Ta. A czemu pytasz? -spojrzałam w dół na chłopaka.
-A bo tak zawisłaś na tym płocie. - Ross podrapał się w głowę. -Mam pomysł rzuć mi swoją deskę, a ja ją złapie. Łatwiej będzie ci wtedy zajść.
-Jesteś tego pewien? - miałam co do tego pomysłu małe wątpliwości.
-Tak, tylko nie rzucaj zbyt mocno! - wzięłam do ręki deskę i spuściłam ją na dół. Zaczęłam się modlić żeby deska nie walnęła Ross'a. Ten bez problemu złapał moją deskę i odłożył na ziemie.
-Ej Laura może pomogę ci zejść? - widząc jak beznadziejnie sobie radze Ross zaproponował mi pomoc.
-Nie, nie trzeba. Sama sobie poradzę.
-Jesteś tego pewna?
-Tak
Siedziałam rozkrokiem na płocie mocno przytrzymałam się rękoma rurki na której siedziałam, próbowałam przerzucić jedną nogę na drugą stronę. Niestety nie wychodziło mi to, za bardzo się bałam. Nagle poczułam jak przekręcam się i ląduje na ziemi. Wyglądało to dość komicznie tak jak na filmach kiedy ktoś chcę przejść przez płot i zjeżdża z niego prosto na ziemie (Agnieszka, Agi i Daria kojarzycie? XD aut.). Ross sikał ze śmiechu widząc moje mistrzowskie zejście ja też nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, kiedy w końcu Ross się ogarnął pomógł mi wstać, otrzepałam się z ziemi i sięgnęłam po deskę.
-Boże czemu ja tego nie nagrałem? Zarobiłbym na tym filmiku fortunę. - blondyn wytarł wierzchem dłoni łez która spłynęła mu po policzku.
-Bardzo śmieszne wiesz - walnęłam Ross'a w ramie.
-Dobra chodź już mistrzu genialnych zejść.
Ruszyliśmy w stronę wielkiego placu który genialnie nadawał się na jeżdżenie po desce. Ścigaliśmy się i wykonywaliśmy różnego rodzaju triki na desce oczywiście Ross wykonywał bardziej skomplikowane triki o de mnie. Świetnie bawiliśmy się do czasu kiedy zobaczył nas ochroniarz.
-Tutaj nie wolno wchodzić!!! - zaczął krzyczeć na nas ochroniarz biegnąc w naszą stronę.
-Świetnie Ross, co teraz robimy?
-Rozdzielmy się. Ty jedź w tamtą stronę, a ja pojadę w tamtą. - blondyn ruszył w prawą stronę, a ja w lewą. Ochroniarz zatrzymał się na chwile, popatrzył najpierw na mnie a potem na Ross'a po czym ruszył za mną. No pięknie. Dobrze że jechałam na desce, a nie biegłam mężczyzna w niebieskim uniferku był szybki i na pewno gdybym biegła szybko dogonił by mnie. A tak przynajmniej zdążę mu uciec. Zobaczyłam w oddali Ross'a który miał na karku towarzystwo. Pewnie ochroniarz numer jeden wezwał posiłki, szybko obejrzałam się za siebie chciałam zobaczyć jak daleko jest ochroniarz za mną, był dosyć daleko. Spojrzałam jak Ross'owi idzie, ochroniarz numer dwaj był dosyć daleko od mojego przyjaciela. Widząc minę blondyn skręcił w moją stronę, niestety po drodze Ross wjechał w niewielki kamień stracił równowagę i wypadł z deski na szczęście nie zarył twarzą w beton w porę zdążył się wyprostować. Jego deska pojechała dalej, jakiś tir który cofał się przejechał prosto po niej. Szybko podjechałam do mojego przyjaciela.
-No pięknie i co dalej? - zapytałam się patrząc na blondyna.
-Nie wiem.
Po mojej lewej i prawej stronie wyłonili się dwaj ochroniarze byli jakieś sto metrów od nas.
-Ross myśl szybko myśl. Co teraz? - zaczęłam szarpać blondyna za ramie żeby szybciej myślał.
-Pojedziemy razem na twojej deskę - obydwoje weszliśmy na moją deskę.
-To nie ma sensu, ledwo mieścimy się razem na tej desce, a co dopiero o jeździe mowa.
-Masz racje - przyznał Ross - O już wiem.
-Co za genialny plan masz tym razem.
-Ten jest dużo lepszy od tego poprzedniego. Wskocz mi na plecy. - Ross odwrócił się do mnie plecami.
-Co?
-Wskocz mi na plecy, ja pojadę na desce, a ty będziesz na moich plecach. To wskakuj.
-Nie wiem czy to... -zobaczyłam że ochroniarze są jakieś pięćdziesiąt metrów od nas - Okej przekonałeś mnie. Zniż się. - chłopak wykonał moje polecenie i się zniżył, a ja wskoczyłam mu na plecy. Ross wskoczył na deskę i minął ochroniarzy który byli dziesięć metrów od nas.
-Wracać gówniarze!!! - wrzasnął jeden z ochroniarzy.
-Skręć w prawo! - wrzasnęłam do ucha Ross'a.
-Okej ale nie krzycz mi tak do ucha!!! - blondyn posłusznie skręcił w prawo, odwróciłam się, tak jak myślałam ochroniarze wciąż siedzieli nam na ogonie. Ross cały czas jechał prosto, byłam pod ogromnym wrażeniem że deska jeszcze nie pękła na pół pod naszym ciężarem. Jechaliśmy jakąś drogą nie wiadomo gdzie, a nasi "przyjaciele" wciąż siedzieli nam na ogonie, że się im to jeszcze nie znudziło, ja już dawno dałam bym już spokój ale oni nie.
-Błagam cię Ross nawet o tym nie myśl! Jeśli zjedziemy po tej górce w dół obydwoje zginiemy! - zaczęłam panicznie krzyczeć kiedy przed nami pojawiła się wielka góra która zjeżdżała w dół, ze strachu wbijałam paznokcie w ramiona Ross'a. Blondyn syknął z bólu.
-A mamy jakieś inne wyjście? Wolisz zjechać czy zostać złapana przez tamtych? - wskazał na ochroniarzy.
-Chcesz zginąć?
-Przecież nie zginiemy! Zaufaj mi!
-Ross!!! Obiecuje ci że jeśli przeżyjemy to cię zabije!!! - mocno zacisnęłam powieki kiedy zaczęliśmy zjeżdżać w dół.
-Aaaaa!!! - razem z Ross'em zaczęliśmy krzyczeć kiedy nabieraliśmy prędkości.
***
-Widzisz przeżyliśmy i udało nam się zgubić ochroniarzy. - powiedział Ross stawiając mnie na ziemie.
-I ty się z tego cieszysz?
-Mieliśmy zginąć i mieli nas złapać? - zapytał z niedowierzaniem Ross.
-Nie o to mi chodziło!
-To o co?
-Gdyby nie ty to w ogóle nie musieliśmy by uciekać przed tymi ochroniarzami!!! - wydarłam się na Ross'a byłam na niego wściekła.
-Czyli to moja wina że uciekaliśmy przed tymi gośćmi!
-Tak. Gdybyś nie chciał wchodzić na teren prywatny to wcale nie było by problemu! To wszystko twoja wina!
-Moja wina? Ty też chciałaś tam wejść!
-Ja chciałam tam wejść? No błagam cię Ross. Ja zostałam do tego zmuszona, przez ciebie!
-Tak najlepiej wszystko zgonić na biednego Ross'a. A to że cię uratowałem to w ogóle się nie liczy, co? Wiesz co, jesteś niewdzięcznica, ktoś cię ratuje a ty nawet mu nie podziękujesz!
-Ciekawe za co? Za to że prawie złapali mnie ci ochroniarze czy może za to że prawie zginęłam przez ciebie i twoje idiotyczne pomysły? Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną osobą jaką w życiu spotkałam!!!
-Ja jestem nieodpowiedzialny? A ty jesteś najbardziej nie wdzięczną osobą jaką w życiu spotkałem!!!
-Mam ciebie już dosyć! Żałuje że spotkałam się z tobą!
-Serio żałujesz?
-Tak.
-Ja też żałuje że się z tobą dzisiaj umówiłem!
-Mam dosyć tego. Wracam do domu. - oświadczyłam.
-Ja też wracam już do domu.
-Musisz wszystko papugować za mną?
-Wcale nie papuguje za tobą.
-Papugujesz.
-Wcale że nie.
-Wcale że tak.
-Wcale że nie.
-Nie będę już z tobą więcej rozmawiać. Ta rozmowa nie ma sensu.
-I dobrze.
-I dobrze.
-Bardzo dobrze. A wręcz wspaniale.
-Wracam do domu.
Zabrałam swoją deskę i ruszyłam w stronę domu. Na moje nie szczęście kiedy wracałam rozpętała się straszna ulewa, a ja już dłużej nie mogłam kryć łez. Strasznie mnie zabolały słowa Ross'a ale ja też nie zostałam mu dłużna. Szybko pobiegłam w stronę domu.

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz