Rozdział 6

435 18 1
                                    

Po dotarciu do stolika, zajęliśmy swoje miejsce, a wuja przedstawił nas sobie na wzajem.

-Mary, Haroldzie to są nasze bratanice Vanessa i Laura, a to jest Rydel przyjaciółka rodziny. Drogie panie to są państwo Kelso Mary i Harold. - wymieniliśmy się uściskiem dłoni.
-Naprawdę, niezmiernie nam miło że możemy was poznać- uśmiechnął się do nas pan Harold ukazując swoje żółte zęby.
-Nam też jest niezmiernie miło państwa poznać - odpowiedziała za nas wszystkie Van.
-Robercie nie wiedziałem, że masz tak piękne bratanice i przyjaciółki rodziny- pan Harold zwrócił się do wuja, popijając szampana.
-Haroldzie przypominam ci, że przyszedłeś tu ze swoją żoną- Kelso spojrzał na swoją żonę, która akurat czyściła sobie zęby widelcem i znowu spojrzał na wuja Roberta.
-Jakbym miałbym zapomnieć o tej pięknej istocie, którą jest moja żona.
-Kristen czy nadal nie jesteś w ciąży? - zapytała się pani Mary, cioci.
-Nie Mary. A co książkę piszesz i brak ci pomysłów, co miało by się w niej znajdować?
-Nie tylko się dziwie że Robert taki przystojny, dobry prawnik nie potrafi zrobić dziecka swojej żonie- wuja zakrztusił się wodą, a ciocia poklepała go po plecach. Pani Kelsko kontynuowała dalej swój monolog- Wiesz Kristen mój Harold od razu w noc poślubną zmajstrował mi Nick'a, a twój Robert nic.
-Nie śpieszymy się z tym. Na dzieci przyjdzie jeszcze pora- dodał pośpiesznie wuja. Pani Mary chciała coś powiedzieć, ale ciocia wyprzedziła ją:
-Możemy skończyć już ten temat?
-Dobrze- odparła niechętnie pani Mary.
-Co słychać u Nick'a? Nadal nie ma dziewczyny?- wuja zrobił pokerową minę.
-Niestety, wciąż nie może znaleźć tej jedynej. A tak poza tym to wszystko jest w porządku. Powinien wrócić lada chwila- pani Mary rozejrzała się po sali.
-Nick przyszedł z wami?- zdziwiła się ciocia Kristen.
-Tak, poszedł do toalety jakieś 20 min temu. O właśnie wraca. - do stolika podszedł średniego wzrostu, niezbyt przystojny brunet.
-Wiecie? Tutaj woda w kibelku sama się spuszcza. No nie powiem zląkłem się tak bardzo, że musiałem skorzystać drugi raz- po tych słowach skierował wzrok na nas trzy. - Witam panie- próbował powiedzieć to uwodzicielskim głosem, ale coś mu to nie wyszło.
-Witaj Nick'u- przywitał się wuja.
-A witam pana i panią Swen- brunet ucałował rękę cioci na powitanie- A te piękne trzy damy siedzące przy stoliku to?
-Nasze bratanice Laura i Vanessa i przyjaciółki rodziny Rydel- przedstawiła nas ciocia.
-Niezmiernie mi miło poznać piękną Vanessę i Laurę, i nieziemską Rydel- Nick ucałował każdej z nas rękę.
-Nam też jest niezmiernie miło ciebie poznać- odpowiedziałam za nas wszystkie.
-Synu, może zajmiesz już miejsce? A nie tak stoisz- pan Harold zwrócił się do swojego syna. Nick usiadł na przeciwko nas, i lampił się na Rydel można rzec że rozbierał ją wzrokiem. Moja przyjaciółka wyczuła na sobie jego wzrok, i lekko się zaczerwieniła. Właśnie zaczęły się długie przemówienia prawników, od czasu do czasu padały słabe suchary które bawiły tylko prawników. Razem z dziewczynami udawałyśmy wtedy że się śmiejemy, te wszystkie przemówienia ciągnęły się w nieskończoność. Strasznie się nudziłyśmy, za to jedzenie było znakomite. Wuja nie kłamał mówiąc, że jedzenie tutaj jest wyborne. Nasz nowo poznany kolega wpatrywał się w Rydel od dobrej godziny, coś czuje że gdyby byli tu chłopacy pogonili by go jak najdalej od Delly.
*Oczami Rocky'iego*
Boli mnie każda najmniejsza komórka mojego ciała, nie mam już na nic sił. Kiedy Ross wrócił z zakupów po które mama go wysłała, zabraliśmy się za sprzątanie garażu. Dopiero teraz skończyliśmy sprzątać, w trakcie sprzątania obgadywaliśmy Rydel. Jak ona mogła nam nie pomóc? Wiem że to była nasza kara i że miała inne plany, ale mogła nam pomóc. Po pewnym czasie razem z chłopakami stwierdziliśmy, że myśleliśmy bardzo samolubnie. No bo z jakiej paki ona nam miała pomagać? Czy to ona się upiła? Ten idiota Ryland przez którego teoretycznie mamy kare, cały czas się obijał. Nie miałem pojęcia że w garażu jest aż tyle gratów, większa połowa z nich została wyrzucona.
-Wszystko mnie boli- jęknąłem opadając na sofę.
-Nie czuje własnych nóg- Riker wyprostował swoje długie nogi przed siebie. Ross siedział z odchyloną głową na sofie, a Ryland rozłożył się na fotelu.
-Chyba nie będę mógł ruszyć się przez tydzień- zaczął narzekać Ryland.
-Ty nie masz na co narzekać! Nic nie robiłeś!- Riker krzyknął na młodego.
-Ja nic nie robiłem? Wypraszam sobie, a kto wyrzucał kartony?
-W tępe żółwia- zauważył Ross.
-Rozumiem że ktoś może robić coś wolno, ale żeby jeden karton wyrzucać przez dwadzieścia minut?- dodałem.
-W moim stanie, nie wolno mi się przemęczać.
-Gówno prawda- odparł najstarszy z nas, Ryland otworzył buzie żeby coś powiedzieć, ale Ross go wyprzedził.
-Dobra ladys, jestem zbyt zmęczony żeby słuchać jak się kłócicie. Więc jeśli chcecie to robić to idcie do innego pokoju.
-Albo domu- dodałem. Naprawdę byłem mega zmęczony, i nie miałem najmniejszej ochoty słychać jak chłopacy się kłócą.
-Masz racje. To jest bezsensu, tracić ostatnie siły jakie mi zostały na kutnie z tobą- Riker zwrócił się do Ryland'a, który oglądał swoje paznokcie.
-Jutro to nadrobimy bracie
-Oczywiście
-Ej, a tak a propos która jest godzina?- zapytałem się chłopaków.
-Za dziesięć- Ross schował do kieszeni swój telefon.
-Za dziesięć która!?- zniecierpliwiłem się.
-Dwudziesta trzecia. A po co ci wiedzieć która jest godzina?- Ross poprawił się na kanapie i spojrzał się na mnie zaciekawionym wzrokiem.
-Czy Rydel wróciła już z tego przyjęcia na które poszła z państwem Swan i dziewczynami?- wszyscy nagle się ożywili.
-Nie- niepewnie odezwał się Ross. Spojrzeliśmy się na siebie, każdy patrzył na każdego.
-Ona powinna być już w domu. Jest już późno.- Riker odezwał się zdecydowanym głosem.
-Nie powinna się szwędać o tak później porze. Powinna o tej porze już siedzieć w piżamce i oglądać kucyki Pony- zacząłem się już martwić o Rydel.
-A może stoją oni w korku?-powiedział z nadzieją Ryland.
-Wierzysz w to, że oni stoją w korku? - zadałem pytanie młodszemu bratu.
-Tak szczerze to nie
-Ja też w to nie wieże- zgodziłem się z Ryland'em.
-Może ta impreza jest taka super, że postanowili zostać jeszcze dłużej? - Ryland zaczął rzucać różnymi pomysłami.
-Przecież to przyjecie dla prawników! Tam nie można się świetnie bawić!- wrzasnął na Ryland'a Ross.
-A może! Co gorsza! Ona kogoś tak poznała!!! - wrzasnął Riker, wszyscy zmierzyliśmy się wzrokiem. Po czym ja, Riker i Ross zerwaliśmy się z kanapy jak oparzeni, i ruszyliśmy ku drzwiom wyjściowym. Ryland który nadal siedział na fotelu krzyknął za nami:
-Ej, chłopacy gdzie idziecie?
-Jak to gdzie? Po Rydel, jeśli ona tam kogoś poznała to będzie bardzo źle. Ten ktoś może czasem złamać jej serce. Nie pozwolę żeby, moja młodsza siostrzyczka cierpiała, przez jakiegoś gościa poznanego na imprezie dla prawników!!!- oznajmił Riker wkładając na siebie kurtkę.
-Chcesz żeby, jakiś leszcz wykorzystał naszą siostrę?- zgarnąłem ze stolika, w salonie kluczyki do samochodu.
-No nie, ale skąd od razu sądzicie że jakiś koleś mógłby ją skrzywdzić albo wykorzystać?- podszedł do nas Ryland.
-Posłuchaj Ryland, nie jesteśmy pewni co do tego, czy ktoś mógłby ją skrzywdzić czy też nie. Ja po prostu nie chcę, żeby Delly cierpiała, nie mógłbym sobie darować że nie udało mi się nic zrobić żeby uniknąć jej tego, ona jest naszą siostrą często się kłócimy i dokuczamy sobie na wzajem, ale nie chcę żeby była nieszczęśliwa.- Riker skończył swój monolog.
-Ryland zostań w domu, w razie czego jakby Rydel wróciła to zadzwoń do nas- rozkazał Ross Ryland'owi. Wszyscy trzej ruszyliśmy w stronę wyjścia. Kiedy stanęliśmy przed moim samochodem chłopacy wykrzywili twarz.
-No co!?
-Nic. Tylko może, ja skocze po kluczyki od swojego samochodu?- Riker ruszył w stronę domu, ale zatrzymałem go ręką.
-Co jest nie tak z moim wozem?
-Weź przestań! Jechać takim uwalonym samochodem!- odezwał się Ross- Czy ty kiedykolwiek byłeś z nim na myjni?
-Tak byłem. Dwa miesiące temu.
-To czas to powtórzyć- chciałem już coś odpowiedzieć Ross'owi, ale stwierdziłam że to nie ma sensu, więc dodałem tylko:
-Nie mamy czasu. Wsiadacie tak czy nie?- dwaj blondyni z wyrazem niechęci wymalowanej na twarzy, wsiedli do mojego samochodu. Kiedy zająłem miejsce kierowcy i włożyłem kluczyki do stacyjki, Ross powiedział:
-O dziwo, w środku panuje idealny porządek
-Dzięki- przekręciłem kluczyk w stacyjce i nic, jeszcze raz przekręciłem kluczyki nadal nic, powtórzyłem daną czynność z jakieś pięć razy i samochód wciąż nie dał znaku życia.
-Fuck!!!
-Spokojnie Rocky, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi- zaczął uspokajać mnie Ross.
-Pięknie, nie chce odpalić- zacząłem uderzać głową w kierownice.
-Super, jak teraz pojedziemy szukać Rydel?- zapytał Riker.
-Riker leć po kluczyki. Jedziemy twoim.- rozkazałem starszemu bratu. Riker nagle uderzył się ręką w czoło wydając przy tym słyszalny pac.
-Co?- zapytał się Ross.
-Zapomniałem
-O czym niby zapomniałeś?- zapytałem się równo z Ross'em.
-Zapomniałem, że mój samochód jest u mechanika, jutro mam go stamtąd odebrać.- blondyn zrobił minę mówiącą "Sorry chłopaki, kompletnie o tym zapomniałem"
-Zajebiście- przeklął Ross- Co teraz?
-Może by wziąć samochód rodziców?-zaproponowałem.
-Mama pożyczyła samochód, swojej kumpeli do wtorku- oznajmił Riker- A w samochodzie Rydel brak benzyny.
-Ross mógłbyś, w reszcie kupić sobie samochód!- naskoczyłem na brata.
-Ja jak potrzebuje, gdzieś jechać to uderzam do mamusi. Ona zawsze mi pożyczy auto.
-To jest chore. Mamy tyle samochodów, a teraz nie możemy nigdzie jechać, bo nie ma żadnego.- wyrzuciłem ręce w powietrze.
-Może pójdziemy pożyczyć samochód od jakiegoś sąsiada?- zaproponował Riker.
-Tylko który z sąsiadów pożyczy nam wóz?- zapytał się Ross.
-Może pan Adams?- jedyne co wpadło mi do głowy, kto mógłby pożyczyć nad środek lokomocji był pan Adams. Starszy pan o niskiej postawie, średniej budowie, siwych włosach z okularami na nosie, wdowiec od ośmiu lat, ojciec trójki dzieci, dziadek siódemki wnucząt. Na ogół bardzo sympatyczny starszy pan, czasami razem z chłopakami chodzimy do niego skosić mu trawę, potem razem z panem Adamsem siadamy na werandzie i popijamy herbatkę podziwiając piękny ogród i rozmawiając na rozmaite tematy.
-Jest duże prawdopodobieństwo, że pożyczy nam samochód.- zgodził się ze mną Ross. Wszyscy trzej wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę domu pana Adamsa. Musieliśmy przejść przez pięć domów, żeby znaleźć się pod drzwiami starszego pana. Zapukałem delikatnie w drzwi pana Adamsa i zrobiłem krok do tyłu.
-Może śpi, jest późno, a osoby w jego wieku....- Ross nie zdążył dokończyć, bo drzwi wejściowe się otworzyły. W progu stanął pan Adams w piżamie.
-Dobry wieczór, przepraszamy że nachodzimy pana, o tak późnej porze.-zacząłem.
-Ale potrzebujemy pańskiej pomocy- powiedział Riker zaraz po mnie.
-Chodzi o to. Czy mógłby pan pożyczyć nam swój samochód? To bardzo pilne- dodał pośpiesznie Ross.
-Obiecujemy oddać go, jak najszybciej- dodałem na koniec. Pan Adams przypatrywał się nam przez chwile, jakby starał się pojąć co tu się przed chwilą wydarzyło. W końcu powiedział:
-Dobra- starszy pan zaszył się w głąb swojego domu, po chwili wrócił z kluczykami. -Proszę, macie- podał kluczyki najstarszemu z nas.
-Naprawdę, dziękujemy panu. Samochód oddamy, jak najszybciej.-podziękowałem starszemu panu.
-Musi to być coś strasznie pilnego, skoro pukacie do moich drzwi o dwudziestej trzeciej.- pan Adams spojrzał na nas uważnie.
-Nawet nie zadaje, pan sobie sprawy jak bardzo. - powiedział poważnym tonem Riker.
-No to wystarczy, mi tylko trzymać za was kciuki, żeby wszystko wam się udało- uśmiechnął się do nas siwo włosy.
-Nie będziemy dziękować, żeby nie zapeszyć- odparł Riker.
-Samochód stoi za domem.- dodał na koniec pan Adams.-Dobranoc
Powiedzieliśmy chórem "Dobranoc" kiedy starszy pan zaszył się w głąb swojego domu. Ruszyliśmy na tyły domu pana Adamsa, gdzie stało jego zabytkowe auto. A mianowicie czerwony maluch. Podeszliśmy do malucha i spojrzeliśmy się na siebie, a potem jeszcze raz na samochód.
-No cóż- pierwszy zabrałem głos-Nie jest to porsche, ale ważne że pomorze nam znaleźć Rydel.
-Zawsze trzeba widzieć pozytywne strony- Ross oderwał wzrok od samochodu i spojrzał na mnie i Rikera-Przynajmniej mamy pewność, że kiedy zaparkujemy na parkingu i zapomnimy go zakluczyć, nie ukradną go nam.
-Nie był bym tego taki pewien- odparł Riker.
-Dlaczego?- zapytał się Ross.
-Ludzie wszystko ukradną
-Nawet takiego grata? Co trzeba ostrożnie zamykać drzwi, żeby nie wyleciały?
-Nawet takiego grata. Wszystko ludzie mogą ukraść- Riker wzruszył ramionami.
-No to w drogę rodacy- ostrożnie i delikatnie otworzyłem drzwi od malucha. Ja prowadziłem, Ross siedział kolo mnie z przodu, a Riker obstawiał tyły. Kiedy odpaliłam silnik Ross powiedział:
-Boże, żeby jakieś fajne dziewczyny, nie widział mnie w tym samochodzie
-Weź nie marudź- skarcił go Riker.
-Jest po dwudziestej trzeciej, wątpię żeby ktoś cię widział- widząc minę mojego brata dodałem- Jest ciemno
-To gdzie najpierw jedziemy?- zapytał Riker.
-Proponuje na stacje. Nie wiadomo ile będziemy jeździć, może czasem zabraknąć paliwa- zaproponowałem.
-Nie, szkoda czasu. Weź jedz do centrum- rozkazał Ross. Jeździliśmy już po mieście dobre 10 min, i ani śladu Rydel. Ross od pięciu minut przegląda jakieś stare kasety, które były w skrytce pana Adamsa.
-Co robisz?- zapytałem w końcu Ross'a, pomału zaczynało mnie to denerwować.
-Szukam- odparł krótko.
-Czego?
-Czegoś co będzie można włączyć. Pomału denerwuje mnie ta cisza.
-Aha
-O, to może być całkiem dobre- Ross przyglądał się okładce od kasety.
-Co znalazłeś?
-Największe hity Elvis'a Presleya. Włączamy?- spojrzał się na mnie i Rikera.
-Włączamy!!!- odparliśmy równo. Po chwili z głośników, zaczęły lecieć największe hity Elvis'a.
*Oczami Laury*
Było grubo po dwudziestej trzeciej, połowa ludzi udała się już do domów. Siedziałam sama przy stoliku, Van i Delly poszły do toalety , ciocia Kristen i wuja Robert rozmawiali ze swoimi znajomymi na końcu sali, a państwo Kelso po prostu sobie gdzieś poszli. Nie obchodziło mnie za bardzo gdzie, po paru godzinach spędzonych z nimi stwierdzam że to są straszne dziwaki. Pani Mary mówiła do różowej rozgwiazdy będącej dekoracją przy naszym stoliku "Patryk czy to ty? Powiedź mi, gdzie jest Spangebob. Uratuje was.", a pan Harold kiedy opowiadał o zeszłorocznych wakacjach w Grecji, pluł śliną niczym wściekły Rottweiler. Trzeba było uważać żeby nie dostać w oko, jeden kelner został "trafiony" w oko śliną Kelsa. Uśmiecham się przypominając sobie tą scenkę, pan Halord opowiadał właśnie jak to siedział przy stoliku w kawiarni z Nick'iem i panią Mary jak tu nagle przez kawiarnie przeleciał jakiś gość na golasa, Kelso głośno się zaśmiał i przechodzący obok kelner dostał śliną w oko, upuścił pustą tace i ręką przytrzymał się oka "Ała trafił mnie w oko!" krzyknął parę osób spojrzało się w strone naszego stolika. Kelner podniósł upuszczoną tace i nadal trzymając ręce na "trafionym" oku udał się do kuchni. Kiedy sobie tak siedziałam sama przy stoliku, uświadomiłam sobie dwie sprawy, po pierwsze, dziewczyny długo nie wracają z łazienki, a po drugie że siedzę tutaj jak samotny kołek. Podniosłam swoje szanowne cztery litery i udałam się do stolika z przekąskami, zaczęłam zajadać się pysznymi kanapeczkami. Smakowały one wprost wybornie, podniosłam wzrok i ujrzałam, że jakieś trzy metry prze de mną stoi Nick. Który właśnie. Fuj. Dłubał sobie w nosie i oglądał swoje gluty. Odechciało mi się jeść. Powoli zaczęłam się wycofywać do stolika, miała ogromną nadzieje, że chłopak mnie nie zauważył. Wolałam już siedzieć sama jak kołek przy stoliku, nisz patrzeć jak Nick dłubie sobie w nosie, a potem ogląda to co sobie z niego wydłubał. Niestety chłopak mnie zauważył, szybko wytarł palec który miał wcześniej w nosie w obrus od stołu i podszedł do mnie.
-Co tak Laura? Jak ci się podobała impreza?
-Impreza była spoko. A tobie jak się podobała?- zapytałam z grzeczności.
-Super było. Poznałaś kogoś jeszcze?
-Tak, masę ludzi. Sympatycznych ludzi.
-No, wszyscy są bardzo sympatyczni. Choć muszę przyznać, że niektórzy w ogóle nie potrafią się zachować- powiedział gościu, który chwile temu dłubał sobie w nosie i wycierał potem palec w obrus od stołu.
-I tutaj muszę się z tobą zgodzić. Niektórzy nie mają bladego pojęcia, jak się zachować w publicznym miejscu.
-No właśnie! Cieszę się że mnie rozumiesz. A tak się zapytam, gdzie podziewają się twoje towarzyszki?
-Moje towarzyszki? A chodzi ci o Rydel i Vanesse. Do toalety się udały.
-A tak się żem spytam. Czy Rydel ma może chłopaka?- widzę że komuś Delly wpadła w oko. Już wcześniej to zauważyłam, że Nick'owi podoba się blondynka.
-Tak- postanowiłam skłamać że Rydel ma kogoś, ponieważ jakby Nick się dowiedział że blondynka jest do wzięcia. Nie dałby jej spokoju. Chłopak wygląda na osobę mogącą mieć problemy psychiczne, albo upodobania. Jeden z powodów dla których skłamałam, jest to że Nick nie jest w typie Rydel.
-Naprawdę?- chłopak zrobił smutną minę.
-Tak, przykro mi- podeszłam bliżej do chłopaka, chciałam go jakoś pocieszyć z mojego kłamstwa. Położyłam swoją rękę na jego ramieniu.
-Lauro- chłopak położył swoją rękę na mojej. Akurat dotknął mnie tą ręką, którą dłubał sobie w nosie. Po całym ciele przeszły mnie ciarki, szybko cofnęłam rękę- Ty i Vanessa jesteście siostrami?
-No tak- odpowiedziałam nie patrząc na Nick'a, byłam zajęta wycieraniem ręki w sukienkę. Jezu jak temu chłopakowi pocą się ręce. Co on ma prysznic zamiast rąk? Kiedy skończyłam już wycierać rękę o swoją sukienkę, spojrzałam na chłopaka.
-Orientujesz się może, czy Vanessa ma kogoś? A jak nie ma,to czy byłaby zainteresowana moją osobą?- w oczach chłopaka pojawiła się nadzieja. Nie wiem na co nadzieja, może na to że w końcu któraś go ze chcę.
-Myślę, że Van nie byłaby zainteresowana tobą
-Aha, to jest zrozumiałe. Jak to mówią do trzech razy sztuka. Co robisz w piątek wieczór mała?- co? Nie wieże, najpierw pyta się mnie czy Delly i Van mają kogoś, a jak dowiaduje się że nic z tego nie będzie, zaczyna mnie podrywać. Jeszcze nazwał mnie mała!
-Mała to jest twoja pała! Ja po prostu jestem niska!- wrzasnęłam na chłopaka, obróciłam się na piętach i ruszyłam w stronę stolika. Nick chwycił moją rękę i obrócił mnie twarzą do siebie.
-Wystarczyło powiedzieć, że piątek ci nie pasuje. To może czwartek- Nick uniósł jedną brew. Choć zważywszy na to że jego brwi "są razem" można powiedzieć że uniósł dwie.
-Nie bierz sobie tego do serca, ale nigdy, prze nigdy nie umówię się z tobą- zrobiłam minę mówiącą "Sorry, ale prze nigdy"
-A może jesteś zainteresowana, znajomością na jedną noc? Spokojnie mogę zapłacić- Nick mówił całkiem poważnie.
-Nick masz coś na policzku
-Co?- zdziwił się chłopak.
-To- spoliczkowałam Nick, który teraz zwijał się z bólu na ziemi i trzymał się za obolały policzek. Ja ze zwycięską miną wróciłam do stolika, przy którym stały Van i Delly. Po ich minie sadzę, że widział jak policzkuje Nick'a, podeszłam do nich jak gdyby niby nic i rzuciłam:
-Długa była kolejka w toalecie?- na twarzach dziewczyn, nadal malował się lekki szok. Szok spowodowany tym, że spoliczkowałam kogoś.
-Co ci zrobił Nick..?- zaczęła Rydel.
-Że go tak potraktowałaś?- dokończyła Vanessa.
Westchnęłam, zaczęłam opowiedziałam dziewczyną jak to siedziałam sama jak kołek przy stole i czekałam jak zechcą łaskawie wrócić z toalety, jak podeszłam do stołu z przekąskami i spotkałam Nick'a. Przedstawiłam im konwersacje jaką przeprowadziłam z chłopakiem, o dziwnych ludziach, o tym czy Rydel ma chłopaka, czy Vanessa byłaby zainteresowana umówieniem się z Nick'iem, o tym jak ten idiota chciał się ze mną umówić i o jego niemoralnej propozycji. Kiedy skończyłam pierwsza odezwała się Rydel.
-A to palant, zasłużył sobie na to żebyś go spoliczkowała
-Pieprzony gnojek- dodała Van.
Podeszli do nas ciocia Kristen i wuja Robert.
-Dobrze że wszystkie jesteście- zaczął wuja- Zbierajcie się. Jedziemy do domu- oznajmił i razem objęci z ciocią ruszyli w stronę wyjścia, a my ruszyłyśmy za nimi.
*Narrator*
Po dojechaniu do domu Rydel, pożegnała się i podziękował za zabranie jej na imprezę dla prawników z państwem Swan i siostrami Marano. Blondynka tak i jak Laura i Vanessa była zmęczona, marzyła o ciepłej kąpieli w pianie i o swoim łóżku. Po przekroczeniu progu salonu Rydel, zauważyła śpiącego Ryland'a rozłożonego na fotelu, podeszła do niego i zaczęła szarpać go za ramiona. Chłopak błyskawicznie się przebudził.
-O jest nasza zguba- Ryland poprawił się na fotelu.
-Nie wiem, o czym mówisz Ryland- Rydel opadła na kanapę.
-O tym że martwiliśmy się o ciebie. Gdzie ty się w ogóle podziewałaś?
-Na przyjęciu dla prawników
-Mogłaś napisać kiedy wrócisz- stwierdził Ryland- Nie wiesz jak się martwiliśmy o ciebie?
-Przepraszam, nie sądziłam że będziecie się o mnie martwić. A gdzie są chłopacy?
-Pojechali cię szukać jakąś godzinę temu. Muszę do nich zadzwonić że już wróciłaś do domu.
Do Rydel zaczął dzwonić telefon.
-Nie musisz- powiedziała dziewczyna patrząc na wyświetlacz, kto do niej dzwoni "Riker".
-Hej Riker co tam u ciebie?.....yhy....tak jestem już w domu, a wy gdzie jesteście?.....co!? gdzie?...yhy.... Riker! Riker! Riker nie słyszę cię! Hallo Riker!  

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz