Rozdział 14

325 18 0
                                    

  -Nie. Teraz mogę iść z tobą do lasu i cię zgwałcić. - oczy dziewczyny powiększyły się do granic możliwości.
-Co!? Jak to? - zapytała wyraźnie zszokowana brunetka.
-Normalnie Vanessa. Miałaś przecież lekcje wychowania do życia w rodzinie, wiesz jak to się robi. - zacząłem przybliżać się do Nessy, ona widząc mój zamiar zaczęła się odsuwać.
-Riker co ty wyprawiasz? - Van pisnęła.
-Nie bój się. - powiedziałem spokojnie. Widząc przerażenie dziewczyny wybuchłem głośnym niepohamowanym śmiechem, zdezorientowana brunetka nie wiedziała o co mi chodzi.
-Riker o co ci chodzi?
-Haha ty haha serio myślałaś haha, że chcę haha cie zgwałcić? - zapytałem pomiędzy atakami śmiechu.
-A nie?
-Nie. Posłuchaj mnie Vanessa, ja się tylko zgrywałem. Nie wieże, że mogłaś w ogóle pomyśleć że mógłbym cię zgwałcić. - wytarłem ręką łzy spływające mi po policzku.
-Nie wieże, że mnie nabrałeś! Riker'ze Antony Lynch jak mogłeś! - Van zaczęła bić mnie po ramieniu.
-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Byłaś taka przerażona.
-Grałeś bardzo przekonująco. - przegryzła dolną wargę.
-Choć posprzątajmy, późno się robi.
Obydwoje zerwaliśmy się na równe nogi, posprzątanie naszego pikniku zajęło nam nie całe pięć minut. Zaproponowałem żebyśmy szli przez las, zdziwiłem się kiedy dziewczyna się zgodziła. Po tym co jej nagadałem, byłem na sto procent pewien że mi odmówi. A tu, taka niespodzianka. Chwyciłem do ręki koszyk i przepuściłem przodem Nesse. Szliśmy ścieżką przez las, ciesząc się świeżym powietrzem. Musieliśmy iść bardzo ostrożnie żeby o nic się nie potknąć, na ścieżce walało się dużo patyków, a fakt że było ciemno nie ułatwiał nam sprawy. Vanessa nagle się zatrzymała, dołączyłem do mojej przyjaciółki.
-Co jest Vanessa?
-Słyszysz to? - nic nie słyszałem.
-Nie, nic nie słyszę.
-Weź się przysłuchaj. - wytężyłem jeszcze bardzie słuch, teraz coś słyszałem.
-Czy to jęki? - spytałem dla pewności.
-Chyba, ale skąd one dochodzą? - brunetka rozejrzała się dokoła.
-I kto je wydobywa? - ta sprawa wydawała się mocno podejrzana. Skąd niby w środku lasu takie odgłosy i to jeszcze w nocy!? Ruszyliśmy w stronę tajemniczego odgłosu, z chwili na chwile jęki były bardziej słyszalne. Przystanęliśmy na chwilę, żeby się rozejrzeć.
W pewnym momencie Vanessa podskoczyła i schowała się za mną. Jej paznokcie mocno wbijały się w moje ramię, musiała się mocno bać.
-Riker, tam coś się rusza. - wskazała krzak. Rzeczywiście coś tam się ruszało, oby to nie był jakiś dziki zwierz, bo wtedy słabo to widzę. Podniosłem z ziemi długi kij, podałem koszyk dziewczynie i ruszyłem na przód. Brunetka była cały czas za mną, kiedy dotarliśmy koło krzaka patykiem odsłoniłem liście. To co zobaczyliśmy za krzakiem, mocno nas zaszokowało.
-Nie patrz na to Vanessa. - zasłoniłem brunetce oczy. A sam nadal wgapiałem się w parę odbywającą stosunek seksualny za krzakiem. Żeby w krzaka? W środku lasu? Na golasa? W głowie się to nie mieści. Nie tylko my byliśmy mocno zaszokowani, kolega aż znieruchomiał w koleżance. Poczułem jak Nessa zabiera moje ręce z swojej twarzy.
-Co wy tu kurwa robicie!? - krzyknął chłopak, energicznie zrywając się z ziemi.
-O to samo możemy was zapytać!? - krzyknąłem oburzony. Nie wieże, ten gościu miał jeszcze do nas jakieś pretensje. Że istnieją jeszcze tacy ludzie. Po prostu w głowie się to nie mieści.
-Pierwszy zapytałem! - kolega mógłby wziąć przykład z koleżanki i próbować się zasłonić. A nie stać z rozłożonymi rękami i drzeć mordę.
-My.... spacerowaliśmy. A wy?
-W nocy? W środku lasu? Spacerowaliście?
-Lepiej spacerować, niż bzykać. - ciekawe co powiesz na tą ciętą ripostę, konusie. Popatrzyłem zwycięsko na tego gościa, wyglądał jakby nie wiedział co powiedzieć. I dobrze.
-Uważaj na słowa, młody.
-Bo co stary?
-Spokój. - do akcji wkroczyła Van.
-Uspokój się. - dziewczyna starała opanować swojego chłopaka.
-Nie będzie, mi tu jakiś chuj pyskował. - kolega śmiały jest.
-Wypraszam sobie bardzo, nie będzie mnie obrażał gościu z małym ptakiem. Weź zrób nam przysługę i zakryj to maleństwo, bo się jeszcze przeziębi. - konus aż z szoku otworzył buzie. Szybko rozejrzał się za swoimi ubraniami, po chwili wciągał na siebie spodnie. Jego dziewczyna stała już ubrana ze spuszczonym wzrokiem, musi być jej ogromnie wstyd.
-Tak lepiej. - chłopak był już ubrany.
-Posłuchaj mnie gościu, zapłacisz mi za to. - debil zaczął mi grozić.
-Niby za co? Spacerowaliśmy sobie po lesie, a że wy nie umiecie się cicho zachować to nie nasza wina. Nasze spotkanie, to czysty przypadek. - wzruszyłem ramionami.
-Posłuchaj dzieciaku... - tu przerwałem mojemu nowo poznanemu przyjacielowi.
-A skoro mowa już o dzieciach. Ciekawe czy się zabezpieczaliście? - widząc wielkie oczy dziewczyny wymownie wpatrujące się w swojego chłopaka, odpowiedz jest prosta. -Czyli nie. Wiecie że z tego mogą być dzieci, ja na waszym miejscu zaczął bym się modlić żeby tak nie było.
-Nie znasz nas, jak możesz nas oceniać.
-Ja was nie oceniam, róbcie sobie co chcecie, żyjcie sobie jak chcecie, uprawiajcie seks gdzie chcecie. Naprawdę nic mi to do tego jak żyjecie. Głupio wyszło z tą sprawą, nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze. Dlatego proponuje zapomnieć o całej sprawie i zacząć od nowa. Co wy na to?
-Spierdalaj, nie będę zadawał się z gościem co widział mojego fiuta. Walcie się frajerzy. - chłopak objął swoją dziewczynę i odwrócił się na pięcie.
-Ja ci dam, zjebusie. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Podniosłem z ziemi patyk i rzuciłem prosto w głowę tego idioty. Ten trzymając się za trafione miejsce, obrócił się w naszą stronę.
-Spieprzamy stąd Vanessa. - pogoniłem dziewczynę. Nigdy tak szybko nie uciekaliśmy przed czymś, choć w tym wypadku przed kimś. Kiedy dobiegliśmy do samochodu i wsiedliśmy do niego, nie mogliśmy opanować napadu śmiechu. Jak już w miarę się ogarnęliśmy, spojrzeliśmy się na siebie i znowu wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Okej wystarczy już tego śmiechu. Brzuch mnie boli. - pożaliła się Van.
-Mnie też.
-Ale dogadałeś temu gościowi. Tak szczerze to myślałam że nas dogoni, i przywali ci za to, że patykiem w niego rzuciłeś.
-On nie dałby mi rady.
-Chyba ty byś nie dał rany mu.
-Nieprawda. Gdzie z tymi mięśniami, jak mi nie wierzysz to pomacaj. - nadstawiłem biceps.
-Mam ci pomacać mięśnie? - zapytała rozbawiona brunetka.
-Tak. Nie krępuj się. - dziewczyna pewnym ruchem chwyciła mojego bicepsa i pomacała go.
-Twardy. Może byś dał mu radę. - uśmiechnęła się do mnie.
-Dzięki. To gdzie chcesz teraz pojechać? - zapytałem zapinając pas.
-Przed siebie.
-To jedziemy przed siebie. - odpaliłem samochód i ruszyłem w nieznane.
*Oczami Laury*
Byłam mocno podjarana randką Rikera i Vanessy, a fakt że ich randka się przedłuża tylko jeszcze bardziej mnie nakręcił. Z niepokojem czekałam kiedy wróci moja siostra, żeby wysłuchać ze szczegółami jak minęło ich spotkanie. O dwudziestej trzeciej odpuściłam sobie te czekanie i poszłam się umyć. W piżamce z myszką Miki zeszłam na dół. Razem z ciocią i wujem oglądaliśmy film z Angelina Jolie i Brad Pitt pod tytułem Pan i pani Smith, nieźle się naśmiałam na nim. Niestety wuja Robert i ciocia Kristen musieli kłaść się spać, bo jutro czekał ich nowy dzień pełen pracy. Więc zostałam sama oglądając tv, mocno się zdziwiłam kiedy o tak późnej porze natrafiłam na Gumisie (pamiętacie tą bajkę? ~ aut.). Po skończonej bajce dzieciństwa wyłączyłam telewizor i udałam się do kuchni, w celu napicia się czegoś. Po drodze śpiewałam cicho:
-Abrakadabra to czary i magia, sekretem jest przepis na gumisiowy sok, tam hokus-marokus dostarcza złych pokus, lecz misie zwyciężą, dla wroga to szok. - usłyszałam dzwonek do drzwi, pewnie to Van znowu zapomniała kluczy. Dziwne że jeszcze głowy nie zapomniała wziąć. Nadal śpiewając poszłam otworzyć drzwi. -Zobacz sam, jak gumisie skaczą tam i siam, bo gumisie cały świat już zna, gumiś to fajny miś.
Kiedy skończyłam śpiewać, w progu stał Ross patrząc się na mnie jak na jakąś idiotkę.
-Gumisie? - zapytała.
-Tak, masz coś do Gumisiów?
-Nie, Gumisie są spoko.
-Po co przyszedłeś? A tak przy okazji, fajna piżama. - wskazałam na spodnie z żółwiami nindża (nie wiem, co mi się wzięło na te wszystkie bajki ~ aut.)
-Dzięki, twoja też Miki. Przyszedłem bo muszę ci coś pokazać. - ożywił się i zaczął energicznie wymachiwać rękami.
-Więc, o co chodzi? - usiadłam na kanapie.
-Daj mi swojego tableta.
-Po co?
-Nie pytaj się, tylko dawaj. - bardzo powoli sięgnęłam swojego tableta leżącego na stoliku koło kanapy. Chłopak widząc moje powolne ruch przewrócił teatralnie oczami, pewnie pomyślał że obawiam się dać mu swój sprzęcior. I dobrze że się obawia, pamiętajmy co stało się z moim laptopem kiedy go dotknął. Dwie połówki laptopa spoczywają teraz w kartonie w mojej garderobie, niestety gwarancja chyba nie obejmuje takiego rodzaju uszkodzenie. Kiedy Ross otrzymał tableta, włączył go i wystukał jakąś stronę internetową. Zainteresowanie przyglądałam się mu.
-Patrz. - blondyn pokazał mi stronę internetową.
-Patrze i nic nie widzę.
-Jak to? Przyjrzyj się uważnie.
-Ross ja na serio nic nie widzę, reklamy ci się włączyły. - chłopak wystawił głowę za tableta.
-Jebane reklamy. - przeklął pod nosem, wyłączając reklamy. -Teraz, patrz.
Moim oczom ukazała się informacja, że E L James napisała Greya oczami Christiana. "Zobaczcie świat Pięćdziesięciu Twarzy Greya raz jeszcze, tym razem oczami mężczyzny." taki był nagłówek na stronie. Ale super! Przeczytałam że premiera książki odbędzie się jutro. To genialna wiadomość! Ale Ross nie mógł się wstrzymać z przekazaniem mi tej informacji do rana? Przyznaj się, bardzo się cieszysz że go widzisz, odezwała się nieproszenie moja podświadomość. Kurcze gdybym wcześniej wiedziała że blondyn mnie odwiedzi na pewno bym się nie ubrała w tą piżamę, może coś bardziej seksownego. Co ty chcesz go do łóżka wpędzić, moja podświadomość znowu dała o sobie znać.
-Nie mogłeś się wstrzymać z tym do rana? - popatrzyłam na chłopaka.
-Nie, kiedy to przeczytałem od razu przybiegłem do ciebie. Wiesz co to oznacza?
-Oświeć mnie. - odebrałam od blondyna tableta. Wyłączyłam urządzenie i odłożyłam na stolik.
-Że idziemy jutro do empiku. Musimy przeczytać tę książkę. - Ross śmiesznie wyglądał mówiąc śmiertelnie poważnie.
-Musimy? A niby czemu musimy?
-Jak to czemu? Najpierw teoria, a potem praktyka. Chyba wiesz co mam na myśli. - Ross szczurchnął mnie w ramię.
-Przeraża mnie twój tok myślenia. Z kim niby chciałbyś to robić? - naprawdę nie wiem który to raz z kolei, kiedy nasza rozmowa zbiega w tematykę seksu albo dziwnych podtekstów. Najbardziej mnie zaskakuje to, że lubię odbywać tego typu rozmowy z blondynem.
-Z tobą. - mruknął bardzo niewyraźnie pod nosem. Nic nie zrozumiałam.
-Możesz powtórzyć? Nic nie zrozumiałam co powiedziałeś. - chłopak wyglądał na zadowolonego faktem, że nie usłyszałam co powiedział.
-Z nikim. - tym razem powiedział głośno i wyraźnie. Chyba coś kręci, ale nie będę wnikać.
W drzwiach wejściowych stanęła Vanessa, była trochę zaszokowana tym że nas widzi. No pięknie, o której się to wraca z randki? Siostrzyczka nie wywinie się tak łatwo, co do minuty będzie musiała mi opowiedzieć co robili.
-A o której się to wraca do domu? - zapytał Ross.
-Nie twój interes, a tak poza ty czy widziałeś datę urodzenia na moim prawo jazdy? - Van zdjęła buty.
-Tak widziałem.
-Przyszedłeś na piżama party do Laury? - chciała zaprzeczyć, ale blondyn mnie wyprzedził.
-Tak, właśnie chcieliśmy iść spać. - Lynch objął mnie ramieniem.
-Doprawdy? A gdzie śpisz? - moja siostra była zdumiona.
-Jak to gdzie? W łóżku. Z Laurą. Na golasa. - oczy Nessy zrobiły się wielkie jak spodki, ale nie tylko jej. W pierwszej chwili byłam zaskoczona, ale z czasem ta sytuacja zaczęła mnie śmieszyć. Czas odegrać przedstawienie.
-Ross nie miałeś nikomu tego mówić. - spojrzałam znacząco na przyjaciela, a potem na siostrę. Od razu załapał o co mi chodzi.
-Faktycznie, zapomniałem. - walnął się ręką w czoło.
-Co wy kombinujecie? - zaniepokojona zapytała brunetka.
-My nic.
-Kurcze już myśleliśmy, że nie wrócisz na noc. - Ross podrapał się po głowie.
-A niby czemu?
-Wiesz odjebałaś się na tą randkę jak sto pięćdziesiąt, miałem pewną teorie że mój braciszek będzie chciał spędzić z tobą troszkę więcej czasu.
-Ross!!! - skarciła go Nessa.
-Co!? Chodziło mi że będzie chciał z tobą chodzić po mieście do samego rana, a co ty myślałaś, że niby o co mi chodzi. Wiecie co dziewczyny w tych czasach, w tym wieku trudno jest z kimś pogadać kto nie ma skojarzeń.
-Co zrobisz, nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami.
-Dobra, ja już lecę do domu. Dobranoc dziewczyny. - pożegnał się z nami chłopak.
-Pięknie, kolegę mi wystraszyłaś. Możesz być z siebie dumna. - popatrzyłam wymownie na siostrę. Chwile wpatrywałyśmy się w siebie, mój uśmiech stawał się coraz szerszy. Vanessa też się do mnie uśmiechnęła.
-A tak na serio po co Ross tu był?
-Chciał powiedzieć mi, że wyszło Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Szarego. I że jutro obowiązkowo idziemy do empiku. - ruszyłam za siostrą na górę.
-Nie mógł ci tego powiedzieć jutro?
-Nie. Ale dosyć już o mnie. Jak było na waszej randce? - prawie pisnęłam. Brunetka otworzyła drzwi od swojego pokoju i zaprosiła mnie do środka. Usiadłyśmy na łóżku, tak bardzo brakowało mi tych szczerych rozmów z Vanessą, kiedy mieszkałyśmy osobno z nikim nie mogłam pogadać co mi leży na sercu. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki, Vanessa była jedyną moją prawdziwą przyjaciółką, teraz jest nią też Rydel. Z niecierpliwieniem czekałam aż siostra w końcu zacznie gadać jak było, ale nic nie zapowiadało się na to, Van siedziała na łóżku skubiąc paznokcie.
-Wiec... jak było? - postanowiłam zacząć. Nessa spojrzała mi w oczy i po chwili opuściła wzrok na swoje dłonie, mocno się zarumieniła. Boże święty co oni wyprawiali na tej randce! Teraz to na pewno nie zasnę póki się nie dowiem wszystkiego.
-Wiec przyszłam w umówione przez nas miejsce i tam go jeszcze nie było, rozejrzałam się dokoła. Kiedy tu nagle ktoś zarzucił na mnie worek, wpędził mnie do samochodu i odjechał z piskiem opon. Strasznie się bałam, myślałam że to koniec już po mnie. Po zatrzymaniu samochodu porywacz wypuścił mnie i pomógł mi z pozbyciem się worku. Szybko chwyciłam jakiś patyk z ziemi i uderzyłam go nim, okazało się że to Riker. Myślałam że go zaraz zabije. Porywania mu się zachciała. - Van przystanęła na chwile łapiąc oddech. Strasznie szybko mówiła, podziwiałam ją za to jak szybko potrafiła mówić.
-Chciał być romantyczny i orginalny. - zaczęłam bronić Riker'a.
-Potem Riker pokazał mi to co przygotował, zaniemówiłam z wrażenia tak się napracował nad tym wszystkim, a efekt końcowy był przepiękny. Szybko zapomniałam że mam ochotę go zabić i podziwiałam jego ciężką prace. Po pikniku Riker powiedział, że teraz może mnie zgwałcić...
-Co powiedział! - przerwałam siostrze.
-Poczekaj, wysłuchaj mnie do końca. Po tym jak powiedział że teraz może mnie zgwałcić, przeraziłam się, w głowie zaczęłam układać plan ucieczki. Który za pewnie by się nie powiódł, bo Riker dogonił by mnie. Pogodzona z losem jaki był mi pisany czekałam na najgorsze, chłopak zaczął się śmiać, jak się później okazało zgrywał się ze mnie w ogóle nie zamierzał mnie zgwałcić. Po posprzątaniu pikniku poszliśmy do lasu, gdzie natrafiliśmy na bzykającą się parę. Myślałam że Riker i ten gościu się zaraz pobiją, oczywiście blondi musiał rzucić patykiem w tego kretyna, przed którym później uciekaliśmy. Resztę wieczoru spędziliśmy na gadaniu i przejażdżce po mieście. - skończyła Van.
-Łał też bym chciała mieć taką randkę. - przyznałam z zachwytem.
-Uwierz mi, nie chciałaś by. - poradziła mi siostra.
-Dlaczego nie? Dzięki temu wszystkiemu, szybko nie zapomnisz tego spotkania i będziesz pamiętać je bardzo długo.
-Spotkania z tamtymi ludźmi, chyba do końca życia nie zapomnę. Dobra koniec tego dobrego, dowiedziałaś się co robiliśmy, teraz zjeżdżaj młoda do swojego pokoju spać.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zostałam wyrzucona z pokoju przez własną rodzoną siostrę. Szybko pobiegłam do swojego królestwa, dopiero kiedy się położyłam zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. Zasnęłam błyskawicznie. Śnił mi się jednorożec który rapował, nie wiem co było w tym śnie dziwniejsze, że jednorożec rapował na tyłach Biedronki czy że był ubrany w dres i łańcuchy. Kiedy wstałam zjadłam śniadanie i postanowiłam się przejść. Nie miałam na dzisiaj żadnych planów, a taki spacer dobrze mi zrobi. Może poznam ciekawych ludzi po drodze, nigdy nie wiesz co ci życie przyniesie. I czego możesz się od niego spodziewać. Zbliżała się jedenasta, byłam niedaleko domu kompletnie zamyślona, nie zauważyłam chłopaka w którego weszłam.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię. Zamyśliłam się.... - zaczęłam histerycznie przepraszać dosyć przystojnego chłopaka. Który był mniej więcej w moim wieku, przystojny, nieźle ubrany, przez dobrze dopasowaną koszule można było zobaczyć zarys jego umięśnionego brzucha, a uśmiech miał taki czarujący że głowa boli.
-Spokojnie nic mi nie jest. Pytanie brzmi czy tobie nic się nie stało? Nie darował bym sobie gdyby przeze mnie takiej pięknej dziewczynie coś się stało. Mogę wiedzieć jak ci na imię? - no nie wierze, nie dosyć że przystojny, dobrze zbudowany to jeszcze dobrze wychowany i szarmancki. No po prostu ideał, ale niema co za szybko oceniać ludzi, można się na tym nieźle przejechać. Jak to mówią nie oceniaj książki po okładce. Choć pierwsze wrażenie jest ważne, a on zrobił na mnie dobre wrażenie.
-Nie, nic mi nie jest. Mam na imię Laura, a ty?
-Peeta. - wymieniliśmy uścisk dłonią. - Co taka piękna dama porabia tutaj?
-Piękna dama postanowiła się przejść. - zaśmialiśmy się.
-Zapewne przeszkodziłem ci w tym.
-Ależ nie, wręcz przeciwnie. Muszę uciec od myśli, które cały czas krążą mi po głowie.
-Mam nadzieje, że nie potrzebnie nie zaprzątasz sobie nimi głowę. Czasem jest dobrze uciec od własnych myśli jak najdalej. - muszę przyznać że rozmowa z Peetą jest całkiem miła. Chyba od razu załapaliśmy wspólny język.
-Czasami jest to trudne.
-Ale możliwe. Co tu robisz?
-Przecież już ci mówiłam.
-Nie o to mi chodzi. Co tu robisz sama? Twój chłopak może być zazdrosny, swoją drogą ja na jego miejscu bym był i to bardzo.
-Nie mam chłopaka.
-Jaja sobie ze mnie robisz, dlaczego taka piękna dziewczyna nie ma chłopaka?
-Jakoś tak wyszło. Powodów jest mnóstwo, ale ten główny to, że jeszcze nie spotkałam swojego księcia z bajki. - a może spotkałam? Sama już nie wiem, wykończy mnie to ciągłe myślenie.
-Skoro nie spotkałaś jeszcze księcia z bajki, to możesz dać mi swój numer telefonu? - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo skąd z nikąd Peeta został trafiony jabłkiem prosto w swoje genitalia. Z piskiem opadł na kolana trzymając się za obolałe miejsce. Zaczęłam rozglądać się z nadzieją, że może zobaczę kto to zrobił. Żeby rzucać kogoś jabłkiem w kroczę, kiedy on rozmawia z drugą osobą, to jest straszne. Jeszcze szczeniacko uciec, nie wiem jakim trzeba być idiotą żeby coś takiego zrobić. Pochyliłam się nad chłopakiem i powoli pomogłam mu wstać.
-Wszystko w porządku Peeta?
-Ta tylko trochę mnie boli. Widziałaś kto to zrobił? - zapytał chłopak lekko prostując się.
-Niestety nie. Masz jakiś wrogów? A może domyślasz się kto to mógł zrobić?
-Nie, nie mam żadnych wrogów.
-Powinien zobaczyć cię lekarz. - doradziłam chłopakowi.
-Nie po co. Lepiej już pójdę.
-Dobra. Miło było cię poznać. - pomachałam mu ręką na pożegnanie.
-Nawzajem, mam nadziej że się kiedyś się jeszcze spotkamy. Pa.
-Też mam taką nadzieje.
Ruszyłam w stronę domu, kurcze oby Peeta'cie nic nie było. Nie wyglądało to na poważne uszkodzenie, ale nigdy nie wiadomo, powinien zobaczyć go lekarz tak dla pewności.  

Raura-Crazy StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz