Oczami Nathana:
Mężczyzna zamknął drzwi i usiadł na krześle przy biurku. Wskazał ręką na fotel naprzeciwko. Niechętnie usiadłem i spojrzałem na niego wrogo.
- Czego pan chce?- zapytałem.
- To chyba ja mam prawo do zadawania pytań, biorąc pod uwagę obecną sytuację.
Od razu znienawidziłem tego człowieka. Już sam jego sposób bycia był denerwujący i powodował moją złość. Zastanawiało mnie tylko, czy on to robi specjalnie, czy nieumyślnie mnie irytuje.
Wzruszyłem ramionami. Milczałem, podobnie on. W końcu chyba stracił cierpliwość, bo odezwał się, a ton jego głosu nie był już taki spokojny.
- Co robiłeś wczoraj w mojej szkole?
Nie odpowiedziałem. Bo co mam mu powiedzieć? Że chcieliśmy wykraść jego prywatne dokumenty? I chyba to zrobiliśmy? Nie ma mowy, już i tak mam spore kłopoty.
Patrzył na mnie chwilę, czekając na odpowiedź, a gdy jej nie uzyskał, westchnął.
- Wiesz mi, nie chcesz, żebym się rozzłościł. Zapytam jeszcze raz: po co tu wczoraj przyszedłeś?
Coś kazało mi mu uwierzyć. Wyglądał na takiego, co łatwo się złości i jest wtedy naprawdę straszny.
- Chciałem przeszukać pana biuro, ale przyłapała mnie ochrona.
Spojrzał na mnie badawczo.
- Byłeś sam?- kiwnąłem głową.- A jeśli ci powiem, że wszystko jest nagrane?
Co?! Nawet nie pomyśleliśmy o kamerach! Całą siłą woli powstrzymałem się od spojrzenia po pokoju, w poszukiwaniu kamer. Może kłamie, trzeba to ciągnąć dalej.
- Nie dotarłem do środka, więc i tak nic nie ma na nagraniu.
Nadal wpatrywał się we mnie. W końcu odwrócił wzrok. Czyli kłamał, nie ma żadnych kamer. Więc nie wie, że Yumi i reszta tu byli. Całe szczęście. Chyba poproszę Taisuke o lekcje aktorstwa, kiedy to wszystko w końcu się skończy... Niezwykle przydatna umiejętność.
- No dobrze. Teraz powiedz mi, co takiego chciałeś znaleźć w moim gabinecie.
Ponownie wzruszyłem ramionami.
- Szukałem informacji na pana temat.
- Nie wystarczą ci te od Taisuke?
Super. Nie dość, że mnie nakrył, to jeszcze wie o pomocy, jakiej udzielił nam Taisuke. No nic, trzeba ściemniać dalej.
- O czym pan mówi?- starałem się udawać zdziwionego.
- Czyli Taisuke nie wiedział kim jesteś?- spytał.
Przytaknąłem.
- Więc jak wyjaśnisz to, że zastałem waszą dwójkę pod moim biurem?
- Chciałem uciec i okłamałem go, że chcę dołączyć do zespołu. Nie przemyślałem, że zaprowadzi mnie do pana.
- Ale jak wytłumaczyłeś Taisuke, że znajdujesz się w szkole? Poza tym, jesteś z jedenastki Raimona, Taisuke cię zna. Jak sprawiłeś, że nie rozpoznał w tobie wroga?
I tu mnie ma... Nie mogę zaprzeczyć, bo i tak nie uwierzy! Zamiast odpowiedzieć, milczałem.
- Wytłumacz, jak konkretnie pomógł wam Taisuke.- nakazał Akatsuka.
Nadal milczałem. Wstał i gwałtownie uderzył dłonią w biurko.
- Kończy mi się cierpliwość! Mów!
Nieźle mnie przestraszył. Miałem ochotę uciec od tego szaleńca, ale wiedziałem, że i tak nie dam rady. Nie dałem po sobie poznać, jak bardzo przestraszyła mnie reakcja mężczyzny.
- Powiedział nam, jak się pan nazywa i, że z jakiegoś powodu nie znosi pan naszej drużyny. To wszystko.
Pokiwał głową i znowu usiadł, uspokajając się nieco.
- Chyba zasługujesz na wyjaśnienia, czemu zleciłem Burzy was zniszczyć. Chodzi o to, że z jedenastką Inazumy, nie łączą mnie zbyt dobre relacje. Raczej fatalne. Gdy byłem młodszy, jakoś w waszym wieku, należałem do pewnego zespołu. Konkretnie ze szkoły Zeusa. Któregoś razu, graliśmy mecz ze słynną jedenastką Inazumy. Nasz klub nie był dobry, ale kilkoro zawodników, w tym ja, było na naprawdę wysokim poziomie. Gdy przegraliśmy, część lepszych zawodników odeszła. Później, rozwiązano nasz klub z powodu zbyt małej liczby członków.
- Przecież to nie wina drużyny Inazumy! A tym bardziej nasza, nie jesteśmy nimi!- krzyknąłem.
Sposób, w jaki myślał Akatsuka, był dla mnie nie do zrozumienia. Jak można, jakiś obcy zespół, oskarżać o rozwiązanie klubu? To nie jest wina zawodników Inazumy, że członkowie odeszli i klub został rozwiązany!
- Nie odzywaj się, jeśli czegoś nie rozumiesz!- warknął mężczyzna.
Zamarłem. Bałem się choćby odetchnąć. Nie wiem, do czego jest zdolny ktoś, kto trzyma urazę przez kilka lat, a potem mści się na osobach, które nawet się jeszcze nie urodziły, gdy on doznał krzywdy.
- Gdyby jedenastka Inazumy wysłuchała mojej prośby i przegrała, klub by istniał.
On prosił Inazume, żeby specjalnie przegrali?! Ja już naprawdę nie rozumiem tego człowieka!
- Ale co my mamy do tego?- zapytałem lekko niepewnie.- Wtedy jeszcze nas na świecie nie było.
- No i co? Jedenastka Inazumy nie istnieje, ale jesteście wy, drużyna Raimona, idącą w ślady dawnych mistrzów. Nie mogłem zniszczyć Inazumy, zostaliście mi wy.
- To niesprawiedliwe!
- Takie jest życie. Czy było sprawiedliwe, zlikwidować nasz klub, skoro nadal były osoby, dla których był on ważny? Czy to było sprawiedliwe, że Inazuma wygrała, ignorując moją prośbę, wiedząc jak skończy się ich wygrana dla mojego zespołu? Nie! Po prostu w życiu nie ma miejsca na sprawiedliwość.
Jego słowa jeszcze bardziej mnie zdenerwowały. Czy ktoś normalny mówi w ten sposób? Szczerze wątpię.
- Czego chcesz ode mnie?- zapytałem.
- Na razie nic. Otrzymasz swój pokój i będziesz tam mieszkał, do czasu, gdy uznam, że możesz iść.
- A moi rodzice?
- Pomyślą, że sam chciałeś się przenieść do tej szkoły, a ja wyślę im wiadomość, z oficjalnym zaproszeniem dla ciebie, na naukę tutaj. Zgodzą się.
Zastygłem w miejscu. Że co?! Ale... Jak to możliwe? Wstałem i wyszedłem z gabinetu. Wziąłem do ręki telefon i już chciałem dzwonić do rodziców, gdy ktoś odebrał mi komórkę.
- W szkole jest zakaz.
To był ochroniarz. Później, poprowadził mnie schodami i zostawił w jakimś pokoju. Co tu się dzieje?! Mam chodzić do Zeusa? Nie ma mowy, żeby rodzice się na to zgodzili!
Po pół godzinie, moja nadzieja została zniszczona, przez jednego z uczniów Zeusa, który przyszedł, przekazać mi wiadomość, że teraz oficjalnie należę do uczniów tej szkoły.
Coraz bardziej uważałem, że wycieczka do biura Akatsuki, nie była dobrym pomysłem. Po co ja się na to zgadzałem? Trzeba było wymyślić coś innego...
Ale teraz za późno. Jestem tu, a nie w domu i raczej szybko się nie wydostanę. Rodzice wiedzą, że tu jestem i się na to zgadzają, więc będzie trudno... Musi się jakoś uda. Jeśli nie będzie innego sposobu, zaczekam do pierwszego spotkania z rodzicami i wtedy z nimi pogadam, ale wydostanę się stąd. Nie zamierzam zostawać w szkole, której dyrektorem jest wariat, żądający zemsty!
W końcu zasnąłem, zmęczony rozmyślaniami, marząc, że gdy się obudzę, cała ta sytuacja okaże się snem.
CZYTASZ
Yumi Kaneko
FanfictionPo wypadku samochodowym, w którym zginęli jej rodzice, Yumi przeprowadza się do swojego kuzyna Aphrodiego do miasta Inazumy. Jak potoczą się jej losy, gdy los postawi na jej drodze klub piłkarski Raimona?