-89-

9.5K 427 151
                                    


Złapałam za pierwsze lepsze zdjęcie i był to moment z przygotowań do urodzin Shiley'a. Noah wszedł do naszego pokoju bez pukania, gdy wszystkie siedziałyśmy w samej bieliźnie, za co oberwał od rudowłosej Mii. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na drugie zdjęcie.

Charlie i Shiley grali w pokera, a ja z Jo zaglądałyśmy im przez ramię, podpowiadając chłopakom nawzajem. Kiedy mieli tego dość, zaczęli nas gonić i łaskotać. Otarłam łzę z oka i wzięłam do ręki jeszcze jedno zdjęcie.

Byliśmy na nim wszyscy. Ja, opierająca się o ramię męża, Shiley, trzymający w ramionach mnie i blondynkę, Darcy trzymającą go z tyłu za szyję, rudą leżącą na oparciu sofy i Noaha, którego ramię służyło Jo za podnóżek. Ledwo co zmieściliśmy się na tym zdjęciu, ale było tak przepełnione miłością i radością, że nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić i od razu się rozpłakałam.

Wyjęłam z szafek czarny marker i szybko napisałam w rogu zdjęcia "LA TEAM", ozdabiając całość serduszkiem. Schowałam wszystkie fotografie w głębi walizki i ubrałam na siebie wcześniej wybrane ciuchy. Na stopy wcisnęłam rzymianki i zaraz po tym, gdy skończyłam układać włosy i malować oczy, do pokoju ktoś zapukał.

- Tak? - zapytałam, a starsza kobieta na oko w wieku czterdziestu lat miło się do mnie uśmiechnęła. - Och, dzień dobry.

- Dzień dobry, Rachel. Jestem psychologiem, Maria Beatrice Robbinson. - Wyjęła w moim kierunku dłoń, a ja ją delikatnie ścisnęłam. - Widzę, że już się przygotowałaś. Chcesz gdzieś wyjść?

- Pojadę z przyjaciółką do centrum, kupię sobie coś słodkiego. - Wskazałam na brzuch z lekkim uśmiechem, który odwzajemniła.

- To będzie dziewczynka? - zapytała, a ja wskazałam na łóżko, na którym obie usiadłyśmy.

- Tak myślę. Gdyby to była dziewczynka, mąż chciał nazwać ją Ivy. - Pomasowałam się po brzuchu.

- Kochasz ją? - Popatrzyła na mnie.

- Przecież to moje dziecko, oczywiście, że je kocham  - oburzyłam się.

- Więc czemu chciałaś zabić i ją, i siebie? - Skrzyżowała ręce, a ja spuściłam wzrok.

- Chciałam zginąć, całkowicie zapomniałam o dziecku. Myślałam, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Gdy będziemy z Charlie'm. - Podrapałam się po głowie, bo nie wiedziałam, co zrobić z trzęsącymi się dłoniami.

- Spokojnie. - Położyła mi rękę na ramieniu. - Nie osądzam cię, chciałam tylko wiedzieć. To zrozumiałe, że po śmierci ukochanego miałaś wszystkiego dosyć, ale samobójstwo to nie jest dobre rozwiązanie.

- Przecież wiem. Już wiem. - Kiwnęłam głową. - Teraz chce żyć tylko dla córki, rodziny i przyjaciółki. - Wstałam z łóżka.

- Dobrze. Widzę, że się spieszysz, więc już pójdę. Dla swojego dobra, nie zostawaj nigdy sama i bądź pod kontrolą bliskich. - Kiwnęła głową i ustała przy drzwiach. - Nie smuć się. Kiedyś będziecie razem. Ale to nie jest twój czas. - Wyciągnęła dłoń w moją stronę. - Do widzenia.

- Do widzenia. - Kiwnęłam głową i zaraz po tym wybiegłam na dwór, wychodząc na drewniane molo nad jeziorkiem. Usiadłam na samym końcu, patrząc w lustro wody. Słońce było już wysoko i odbijało się w tafli jeziora. Uśmiechnęłam się lekko, wiedząc, że to było w niebie, odbijało się w wodzie. Pokręciłam głową, karcąc swoje nienormalne monologi w myślach i pobiegłam w stronę domu mojej sąsiadki. Zanim zapukałam w drzwi, mama blondynki wyszła z ich mieszkania. - Dzień dobry, pani Carter. - Uśmiechnęłam się lekko.

- Cześć, Rachel. Właśnie do ciebie szłam. Jak się czujesz? - Spojrzała na mnie z troską, a ja zobaczyłam jej zmęczoną twarz, którą przez całą noc musiały oblewać łzy.

- Jakoś sobie radzę - szepnęłam. - A pani?

- Też. - Kiwnęła głową. - Wejdź. - Wpuściła mnie do środka, a ja przypatrzyłam się umeblowaniu, które bardzo dobrze znałam. Turkusowa kuchnia jak zwykle była w idealnym porządku.

- Rachel? - Z góry, wiecznie szybkimi krokami schodziła blondynka.

- To ja. - Uśmiechnęłam się szerzej. - Pojedziemy na zakupy?

- Tak, dobry pomysł. I tobie, i Ivy dobrze to zrobi. - Przytuliła mnie do siebie. - Chciałam przyjść, ale Shiley powiedział, że psycholog-

- Była. - Kiwnęłam głową. - A teraz chcę spędzić czas z tobą - dopowiedziałam, a ona uśmiechnęła się szeroko i poprawiła na sobie białą tunikę z dziwnym krojem dołu i rękawów. Miała dżinsowe spodenki, których i tak nie było widać, a włosy związała w koczka. Zabrała z szafki kuchennej kluczyki od auta jej ojca i pociągnęła mnie za sobą do garażu.

- Dobrze, że wróciliśmy do Chicago - powiedziała. - Rodzice załatwili nam papiery w Nowym Jorku i za tydzień wyjeżdżamy. - Uśmiechnęła się do mnie. - Jesteś na to gotowa? - Poklepała mnie po kolanie.

- Tak. - Kiwnęłam głową, na co obie krótko się roześmiałyśmy. - Będę żyć normalnie, tak jak chciał tego Charlie. - Poruszyłam obrączką na palcu.

- Mamy siebie. - Złapałyśmy się za ręce i ruszyłyśmy z przedmieścia do centrum Chicago.

Zakupiłam z moją blondynką mnóstwo pączków, a jej apetyt dopisywał o wiele bardziej, niż zazwyczaj. AJ przyznała, że również miała podejrzenia, co do ciąży. Nie spodziewałam się, że mój brat był taki szybki i zdążył się z nią dokładnie zapoznać. Gdy podzieliłam się tą uwagą z przyjaciółką, wybuchnęła śmiechem.

- Może kupisz to Lynn? - Usłyszałam za plecami, gdy stanęłyśmy w przedziale dla dzieci. Nie odwróciłam się, byłam zbyt zajęta patrzeniem w kompletnie innym kierunku. - A może to, Rachel? - Ciągle słyszałam za sobą głos najlepszej przyjaciółki, ale ja patrzyłam na mężczyznę kilkanaście metrów przede mną. Miał ciemnobrązowe włosy i lisie oczy, mieniące się na szaro-niebiesko-zielono. Był mniej więcej w moim wieku, może starszy, ale zobaczyłam, co napisał kredą na tablicy dla dzieci obok niego.

CZY MIŁOŚĆ UMIERA OSTATNIA?

- Słuchasz mnie, Rachel? - Ciągle słyszałam jej pretensjonalny ton głosu. Musiała na mnie patrzeć, ale ja widziałam tylko jedno. Jego wzrok skupiony był na moim słabo widocznym brzuchu, a zza dżinsowej kurtki wyjął jakiś przedmiot. Srebro zabłysnęło i poraziło mnie w oczy, ale wiedziałam jedno. Ta tajemnicza i dziwna twarz, spoglądając na mnie, kręciła przedmiotem w ręku, aby światło mieniło mi się w oczach. Zacisnęłam zęby i mruknęłam pod nosem.

- Niedobrze - szepnęłam i skupiłam jeszcze raz swój wzrok na przedmiocie w jego ręku. Mężczyzna miał w ręku piękną, srebrną broń.

THE END

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz