-78-

6.3K 384 29
                                    


- Kocham cię - szepnęłam mu do ucha, patrząc przez okno na gwieździste niebo.

- Ja ciebie też. - Poczułam jak zaczął masować mnie po nagich plecach.

- Już po północy. - Spojrzałam na ekran jego telefonu i uśmiechnęłam się. - Dzisiaj nasz ślub. - Zaśmiałam się razem z nim.

- Szkoda, że go tam na miejscu nie wzięliśmy. - Potargał mi włosy, a ja odwzajemniłam mu się tym samym i zaczęłam śmiać. - Oj, Rachel. - Cmoknął mnie w nosa. - Wiesz, że teraz będziesz musiała mnie znosić?

- Mhm. - Kiwnęłam głową.

- A wiesz, że będziesz musiała mi gotować? - zapytał, z półuśmiechem. - Zapomniałem, że nie potrafisz.

- Ja nie potrafię? Phi! W porównaniu do Jo, jestem mistrzynią świata! Nasza blondynka chciała wystawić ziemniaki po pięciu minutach z wody. Były twarde jak kamienie - fuknęłam, a on zaczął się śmiać. - A jak dorabiałyśmy sobie w kawiarni, to po dwóch dniach wylali nas na zbity pysk, bo Jo, zamiast posłodzić klientowi kawę, to mu ją osoliła! - dodałam, a on złapał się za brzuch, nie mogąc przestać śmiać. - Nie będę nawet wspominała o robieniu wspólnego ciasta. - Skrzyżowałam ręce, zadowolona z tego, że go bawię. - Zanim wyjęłam je z piekarnika zostały trzy kawałki. A frytki? Uznała, że zdrowsze będą, gdy nie zrobi się ich w tłuszczu. Spaliły się na węgle. - zakończyłam, a on zatknął mi usta ręką, śmiejąc się jak opętany.

- Przestań! - Trzymał się za brzuch. - Już nie mogę.

- Nie mógłbyś, gdybyśmy dały ci naszą pizzę. - Skinęłam palcem. - Zrobiłam wszystko perfect i wstawiłam całość do piekarnika, a Jo otworzyła go i dosypała tony sera. Gdy otworzyłam piekarnik wszystko się na mnie wylało! Popatrzyłam się! - Skrzyżowałam ręce. - Nie wspominając... - zaczęłam, ale on nie wiedział już jak zamknąć mi usta, dlatego otoczył je czułym pocałunkiem.

- Rozumiem, będziesz mi gotować. - Skinął głową. - Gorzej z Shiley'em.

- Kiedyś ją nauczę. - Uśmiechnęłam się. - Zaczniemy od tego, żeby nie myliła cukru z solą. Ach, ten blond. - Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać.

- Odezwała się, ufarbowana - mruknął. - Myślisz, że jak masz brązowe włosy to jesteś fajna?

- Tak. - Kiwnęłam głową, a on wywrócił oczami, na co oboje się zaśmialiśmy.

- Zaśnij, potworze. - Przytulił mnie do swojego ramienia.

- Ale to już dziś. - Wyjrzałam spod kołdry, przyklejając się do jego klatki piersiowej.

- Wyobraź sobie, że jutro. - Zakrył mnie pościelą aż na głowę i zadowolony zamknął oczy. Widziałam tylko ciemność, a wokół było duszno.

- Charlie? - szepnęłam, a on coś mruknął. - A mogę wyjść?

- Nie. - Przytulił mnie od tyłu i zaczął zasypiać.

- Ale tu gorąco. - Westchnęłam.

- To wyjmij stopę - powiedział. Nastąpiła chwila ciszy, a zaraz potem głośny śmiech.

- Idźcie spać, do kurwy! - Usłyszałam zza ściany wkurzony głos Shiley'a.

- Jak ty się pobzykasz to też ci się odechce spania! - krzyknęłam, wychylając głowę spod kołdry, a Charlie jeszcze gorzej zaczął się śmiać i z powrotem mnie zakrył. - A poza tym ja biorę dziś ślub, nie zabronisz mi, trele morele! - fuknęłam, a za ścianą nastąpił głośny śmiech blondynki, pomieszany z przekleństwami Shiley'a. Charlie odkrył mnie, ale przytulił i zasnął, a ja gapiłam się w przeciwległą ścianę, bo gdybym poruszyła się o milimetr, spadłabym z łóżka. Było ono trzymetrowe, w czym siedemdziesiąt pięć setnych metra zajmował Charlie, a dwadzieścia pięć setnych metra ja. Dwa metry łóżka, oczywiście były wolne, ale blondyn pchał się na mnie cały czas i nie miał zamiaru przestać. Wypięłam tyłek i trzepnęłam go, aż posunął się na drugi koniec, dzięki czemu mogłam zainteresować się idealnym, białym sufitem. - Ale ty jesteś ładny - szepnęłam.

- Dzięki - mruknął Charlie.

- Mówiłam do sufitu. - Klepnęłam go w tyłek, a on zaczął się śmiać i dalej wtulony w poduszkę, kimał. A ja patrzyłam się i patrzyłam w ten pieprzony tynk nad moją głową, dopóki oczy same się nie zamknęły.

***

- To już! - Zerwałam się z łóżka. - Charlie, wstawaj! Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj! - Zaczęłam skakać po łóżku i szarpać nim na różne strony.

- Co jest? - mruknął, zakrywając głowę poduszką.

- Już dwunasta! Zostało sześć godzin, rozumiesz? - Uderzyłam go z całej siły w nagie plecy, a on nadal spał jak zabity. - Charlie! - wrzasnęłam mu do ucha, a on ciągle spał. - Ach, tak? To śpij sobie. - Założyłam na siebie szlafrok i minęłam wszystkich, jedzących śniadanie w kuchni i siedzących przed TV wracając z wężem ogrodowym, który poprowadziłam przez frontowe drzwi. Na szczęście był długi. - Jo, dawaj! - krzyknęłam, a dziewczyna po chwili zrobiła, o co prosiłam, a woda wyleciała z węża, atakując Charliego. Blondyn od razu zerwał się na równe nogi, a ja nadal polewałam go wodą, choć wiedziałam, że rozwalę pokój. Usłyszałam głośny śmiech Jo, a po chwili kran zakręcił się, powodując, że Charlie stał nade mną przemoczony jak kura. Jego pokerowa twarz była przezabawna, zwłaszcza z jasnymi włosami poprzyklejanymi do twarzy. - Prysznic już wziąłeś. - Poruszyłam zabawnie brwiami. - Czy ten dom jest ubezpieczony od powodzi?

***

Charlie znęcał się nade mną dobre pół godziny, ale gdy już zeszłam na śniadanie zobaczyłam, że wszyscy byli czymś zajęci. Zjadłam omlet i skinęłam do Jo, żeby poszła ze mną na górę.

- Sukienki mamy, ale makijaż i fryzury powinni zrobić nam profesjonaliści. - Skrzyżowałam ręce.

- Tak, racja. - Klasnęła w ręce. - Ubieraj się w dresy i weź szybki prysznic. W Van Nuys mam kumpelę, która ma swoją firmę związaną z urodą. Miałam gdzieś adres... - szepnęła i spojrzała na mnie. - Jeszcze tu stoisz? Zostało pięć godzin.

- Dobra! - krzyknęłam i pobiegłam pod prysznic. Związałam włosy w kucyka na czubku głowy, na tyłek wcisnęłam szare spodenki, a za górą partię posłużyła mi czarna koszulka. Spakowałam suknię do torby i zeszłam na dół. - Mamo, ja i Jo jedziemy się odpicować. - Uśmiechnęłam się. - Ona wie, gdzie będzie ślub, więc przyjedziemy punktualnie na osiemnastą. Niech ojciec czeka przed kościołem, chyba że ty wolisz mnie prowadzić - zaśmiałam się, a ona skinęła do mnie głową.

- O nic się nie bój. - Pogłaskała mnie po głowie.  - Nie jestem przekonana do tego ślubu, bo w końcu masz niecałe osiemnaście lat, ale skoro go tak bardzo kochasz, to ja będę szczęśliwa, jeśli ty też będziesz.

- Dziękuję, mamo. - Przytuliłam ją mocno.

- Gotowa? - Z góry zbiegła Jo, a Shawn, Shiley i Charlie weszli do domu.

- Na co? - wtrącił się mój narzeczony.

- Na babskie zabiegi - zaśmiałam się i przelotnie go pocałowałam. - Widzimy się w kościele. - Walnęłam go w brzuch.

- I pamiętaj, żeby Charlie wyglądał jak facet, a nie psychopata. - Usłyszałam ostanie zdanie wymawiane przez Jo do Shiley'a.

- Żądasz niemożliwego. - Wzruszył ramionami, widząc zabijające go spojrzenie blondyna i zaczął się śmiać. Moja przyjaciółka wywróciła błękitnymi oczami i mocno go przytuliła, a on na pożegnanie dodatkowo dał jej całusa.

- Wara od mojej siostry, zboczeńcu. - Charlie dał mu kopa w tyłek i machając mi, zaczął uciekać na górę.

- Ach, tak? Pogadamy na górze o tych siostrach, psycholu! - zaczął biec za nim, a ojcowie, którzy wrócili z salonu pokręcili głowami. Shawn rozejrzał się wokoło i wzruszył ramionami, machając nam na pożegnanie.

- Macie wyglądać przynajmniej jak ludzie, dziewczyny! - zaśmiał się, a Jo mu pogroziła i wyjęła z kieszeni swoje kluczyki otwierając nimi zielonego Maserata Ghibili mojego narzeczonego. Usiadła za kierownicą i bez dalszych wahań odpaliła stacyjkę, zabierając nas pod wskazany przez GPS adres.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz