-51-

7.4K 444 27
                                    


Maszerowaliśmy wąską ścieżką, a nad naszymi głowami górowały piękne drzewa wiśniowe. Amy, oczywiście, nie mogła się oprzeć i urwała sobie kilka gałązek, mówiąc, że to na pamiątkę. Szliśmy w ciszy, która przerywana była tylko trelem jakiś egzotycznych ptaków. Ich śpiew był ambrozją dla uszu, więc nie przerywaliśmy go i patrzyliśmy, w przesuwający się wolno, po niebie księżyc. Była pełnia, a przymykając oczy i przestając myśleć o całym, otaczającym mnie świecie, czułam na plecach przemykające dreszcze. Spojrzałam na przyjaciół, którym panująca atmosfera również widocznie bardzo odpowiadała. Josh spoglądał na czubki drzew, Jean szukał wśród gałęzi śpiewających ptaków, a Jo tak jak ja, patrzyła w tarczę księżyca, która mocno rozświetlała nam drogę, i głęboko się nad czymś zastanawiała.

- Co robicie jutro? - szepnął Josh, jakby bojąc się kogoś zbudzić.

- Coś się znajdzie. - Mrugnęłam okiem do Jo, a ta stanowczo kiwnęła głową. - Wracamy?

- Tak, możemy was odwieźć, jeśli chcecie - powiedział Jean-Paul. - Zrobiło się bardzo zimno.

- Nie trzeba, wrócimy pieszo - zaśmiałam się.

- Jest zbyt pięknie - oznajmiła, rozmarzonym głosem Amy Jo i ustała obok mnie. - Dobranoc, chłopcy. - Złapała moją rękę i zaczęła iść w przeciwnym do mężczyzn kierunku.

Pomachaliśmy sobie jeszcze kilka razy i razem z Jo oddaliłam się w stronę naszego hotelu. Szłyśmy jakieś pół godziny, ale przez całą drogę żartowałyśmy i wspominałyśmy dawne chwile. Udało nam się też szczerze pogadać na temat tych wszystkich przykrych wydarzeń związanych z gangiem, a zatem wybaczyłyśmy sobie każdy błąd i urazę. Popychałyśmy się i kręciłyśmy wokół własnej osi, więc w rezultacie ja złamałam sobie obcas, a Jo całkowicie zgubiła szpilki. W pewnym momencie weszłyśmy w nieoświetloną dzielnicę, w której słychać było niefajnie odgłosy. Zobaczyłyśmy na placu klęczącego białoskórego chłopaka, nad którym stało kilku Japończyków, zapewne gangsterów. Cofnęłyśmy się momentalnie i wyszłyśmy na ulicę, kilkanaście metrów od miejsca zatargu. Miałyśmy już uciec, gdy równocześnie wryło nas w ziemię.

- Kurwa, nie możemy go tam zostawić. - Spojrzałam na przyjaciółkę, ze zmieszaną miną.

- Wiem, czuję to samo. Problem w tym, że ich jest siedmiu, uzbrojonych po zęby, a my dwie z lekką bronią w kopertówkach. - Zaczęła tupać nerwowo stopą po zimnej powierzchni.

- Musi nam się jakoś udać. Przecież oni go rozerwą na strzępy. - Chodziłam w kółko.

- Chodź. - Nagle Jo pociągnęła mnie za rękę i zaczęła szybko biec wzdłuż sklepów.

- Co ty robisz? - Byłam zdezorientowana jej nagłą decyzją.

- Nie gadaj, tylko chodź! - mruknęła i zobaczyła, że jeden sklep wciąż był oświetlony. - Jest... - Uśmiechnęła się cwano i przytrzymała ręką drzwi, które Japończyk usiłował zamknąć. - Przepraszam, my tylko na chwilę, chcemy coś kupić! - powiedziała szybko, a on zamruczał pod nosem w swoim języku i wpuścił nas do środka. Patrzyłam na Jo z nierozumiejącą miną, gdy z wielkim zapałem kupowała dwa, wielkie wilcze pyski do noszenia na głowie i czarne kombinezony do spania. Oprócz tego kazała mu przynieść dziesięć jak największych luster pionowych, które swoją drogą nie wiedziałam, do czego miały służyć.

- Mogę wiedzieć, co ty odpierdalasz? - Skrzyżowałam ręce. - Oni chcą go tam zamordować, a ty kupujesz sobie lusterka z wyprzedaży?

- Niezrozumiałe i ambitne plany zawsze zostawiaj mnie. Pamiętaj - powiedziała, a ja od razu zamilkłam. Zaraz później przyszło mi do głowy to, co mogła chcieć zrobić. Blondynka zapłaciła mężczyźnie odpowiednią kwotę i obie schowałyśmy się za rogiem budynku, aby zdjąć sukienki i założyć kombinezony, które kupiła. Na głowę wcisnęłyśmy wilcze łby i podzieliłyśmy się lustrami, aby było ich po pięć. - Ustaw je w różnej odległości, jak najbliżej lewej ściany i stań po przeciwnej stronie, abyś ich nie przysłaniała. Ja zrobię na odwrót, dzięki temu twoje ciało odbije się w moich lustrach, a ja w twoich. I staraj się być cichutko. - Klepnęłam ją w ramię.

- Następnym razem ci zaufam - zaśmiałam się na myśl o jej chytrych planach, a ona wywróciła tylko oczami. Wiedziała, że zawsze miałam swoje "ale".

Ominęłam ulicę i weszłam w ciemną dzielnicę od drugiej strony. Widziałam jak ci mężczyźni się nad nim znęcali. Chłopak był porządnie poturbowany, więc musiałyśmy się spieszyć. Adrenalina buzowała we mnie jeszcze silniej, niż zwykle, bo tę akcję, robiłam bez mojego chłopaka i szefa. Ustawiłam lustra, tak jak zaleciła mi moja przyjaciółka i odbezpieczyłam broń, stając we właściwym miejscu. Zobaczyłam siebie po drugiej stronie uliczki i wycelowałam w mężczyzn bronią.

- Co, do kurwy? - Usłyszałam jak jeden z nich coś mruknął. Był Amerykaninem, w przeciwieństwie do reszty Japończyków. Oni mówili swoim językiem i stanowczo nie było to nic miłego. Wymierzyli we mnie bronią, gdy zobaczyli jak z cienia wyłoniło się "moich pięciu wspólników". Odwrócili się i z drugiego brzegu uliczki ujrzeli to samo. Cóż, mieli jeszcze jedną ścieżkę do wyboru: ucieczki.

- Kto wy? - zapytał nas ich amerykański wspólnik.

- Nie słyszałeś jeszcze, że wilkołaki wychodzą na powierzchnię w pełnię? - zaśmiałam się, udając męski głos, który dzięki masce był dodatkowo stłumiony.

- Jaja sobie robisz? - zaczął się śmiać. - To was nie dotyczy. Spierdalać stąd!

- Nie wierzysz w wilkołaki? W takim razie, myślę, że jednak nas to dotyczy. - Usłyszałam głos przyjaciółki. Od dziecka była brzuchomówcą, dlatego zachciało mi się śmiać, gdy zaczęła udawać jego głos. - Pozwól, że pozwolimy ci uwierzyć.

- Chłopaki, pozbyć się ich. - Machnął ręką, ale my zaczęłyśmy strzelać, jako pierwsze. Jo zaczęła wyć, niczym najprawdziwszy wilkołak, więc Japońscy gangsterze albo raczej tchórze, zaczęli rozbiegać się w każdym, możliwym kierunku.

Szatyn, który siedział związany na środku placu był równie wystraszony, co oni, a to wszystko dzięki efektom specjalnym mojej nienormalnej przyjaciółki. Blondynka udała, że za nimi pobiegnie i po drodze trafiła trzem mężczyznom w nogi, jednak ja ustałam obok pojmanego i rozstrzelałam gruby sznur, którym go związali. Amy Jo podeszła do nas i zaczęła wyć.

- Dobra, zamknij się już. - Zdjęłam wilczy łeb i spojrzałam na nią z pokerową miną. Dziewczyna zrobiła to samo i padła na ziemie, głośno się śmiejąc.

- Mówiłam ci, że to będzie zajebiste! - krzyknęła i rozstrzelała wszystkie lustra. Chłopak popatrzył na nas niedowierzająco i zamrugał kilkakrotnie oczami.

- Dziewczyny? - Wytarł krew z ust i za moją pomocą ustał na własne nogi.

- A kogo się spodziewałeś? Nie podobają ci się seksowne Aniołki Charliego? - zapytała go złośliwie Jo. - Rachel, może zostaniemy superbohaterkami z zawodu? Czy są studia dla superbohaterów? - Ciągle się śmiała.

- Nie zwracaj na nią uwagi - poleciłam szatynowi i zaczęłam iść z nim w stronę naszego hotelu. Zostało nam praktycznie sto metrów, więc miałam nadzieję, że chłopak po drodze nie padnie mi na rękach.

- Ale... Nie rozumiem. Skąd się wzięłyście? Co za gang? Wolfs from Moon? - zapytał, nadal niedowierzając.

- Trochę szacunku. Uratowałyśmy ci dupę - powiedziała Jo, która postanowiła pomóc mi zatargać go do domu. - Chociaż w sumie Moon Wolfs byłoby bardziej seksowne, niż Herp Fire. - Spojrzała na mnie z nieodgadnionym uśmieszkiem.

- Herp Fire? - Poderwał się tak silnie, że wypadł nam z rąk i padł na ziemi jak długi. - Poważnie? Co tu robicie?

- A co? Znasz nas? - Skrzyżowałam ręce, patrząc na niego niedowierzająco.

- Tak. Ja zgłosiłem się jako nowy informatyk - powiedział, łapiąc oddech, a ja wymieniłam się z Jo spojrzeniem. - Byłem najlepszym przyjacielem Noaha w szkole, ale on później przepadł jak kamień w wodę. Niedawno dowiedziałem się od jego wuja, że zginął i natrafiłem na wasz gang. Znałem Noaha bardzo dobrze, dlatego potrafię dokończyć rozszyfrowanie tej mapy - wysapał, sam powoli wstając. - Ale ci Japońce porwali mnie, gdy szedłem do waszej kryjówki.

- Jesteś pewny, że go tak dobrze znałeś? - zapytała podejrzanie Jo.- A wiesz, czemu nie lubił Nutelli? - Szatyn popatrzył na nią jak na wariatkę. - No widzisz... Dlatego, że nie przepadał za słodkimi rzeczami. A poza tym zawsze jadłam je, gdy z nim pracowałam - warknęła do niego zdenerwowana.

- Pracowałaś z nim? - Uśmiechnął się.

- Tak. Noah był moim chłopakiem, jeśli cię to ciekawi - syknęła. - Inaczej nie wymyśliłabym tego podstępu z lustrami, żeby uratować ci tyłek - wyznała i zaczęła iść przed siebie dalej.

- Mason. - Podał mi rękę. - Ona często ma takie wahania nastrojów? - zapytał mnie na ucho.

- Nie, tylko przed okresem. - Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się śmiać, ciągnąc go w kierunku naszego hotelu. Usiadł na schodach, a ja z przyjaciółką przebrałyśmy się w kiecki. Blondynka wzięła nasze wilcze łby i kostiumy, więc mi nie pozostało nic innego jak zaciągnąć Masona do naszego pokoju bez zauważenia go przez kogokolwiek. Pierwsza weszła Jo i szybko nas pognała do pokoju, sama zamykając drzwi.

- Już jesteście? - Usłyszałam jak mój ojciec zatrzymał ją ze swoim mądrym pytaniem.

- Tak, kładziemy się spać - wydukała. - Padamy z nóg.

- A to co? - zaśmiał się, najwyraźniej wskazując na wilcze łby w jej rękach.

- Wygrałyśmy! Wstąpiłyśmy do wesołego miasteczka. Dobranoc, panie Cooper - zaśmiała się i wskoczyła do naszego pokoju, zamykając go na kilka spustów. - Uff, udało się. - Wrzuciła kostiumy do walizek.

- Tak, całe szczęście - mruknęłam. - Musisz się umyć, Mason. Jesteś ubrudzony krwią.

- Okej, zaraz - szepnął. - Jak macie na imię?

- Ja jestem Rachel, a to Amy Jo - wyjaśniłam, rzucając się na łóżko. Wskazałam na blondynkę palcem, a ona rozpuściła swoje włosy i popatrzyła w lustro.

- Gdzie zginęło tyle centymetrów? - Głośno westchnęła, oglądając swoje krótkie, proste i jasne włosy.

- Teraz wyglądasz znacznie lepiej. - Wystawiłam jej ręką lajka i padłam na łóżku jak martwa. Szatyn chciał usiąść obok mnie, ale słysząc głos Jo zatrzymał się.

- Odradzam. To twoja szefowa. - Zaczęła się śmiać, a on zamrugał kilkakrotnie oczami.

- Co?

- To dziewczyna tego upośledzonego dupka. Znaczy się, szefa. - Wzruszyła ramionami. - No dalej, chodź. Wykąpię się razem z tobą.

Mason zrobił się bardziej czerwony, niż jego krew.

- Naprawdę jesteś tak łatwowierny? Naucz się ironii. Chodź, zaprowadzę cię do łazienki, zanim padniesz na zawał. - Wywróciła oczami i zaciągnęła go w stronę łazienki. Zostałam sama, na dodatek rozbawiona i musiałam teraz wymyślić dla ojca dobrą historyjkę. Kim mógł być Mason?


Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz