XI

410 23 0
                                    

*POV* Jamie

Obudziłem się totalnie zdezorientowany. Poprzedniej nocy byłem na typowej amerykańskiej imprezie, którą jak wiadomo pamiętam w jednej trzeciej części. Ostatnim wydarzeniem, które mi świta w głowie było to, że wyzerowałem jakąś dużej wielkości wódkę, a potem zapaliłem na dworze fajka i poszedłem pieprzyć jedną z naszych cheerleaderek. A w nocy śniła mi się Hazel. Albo to była Chelsea. Prędzej nawet Chelsea. Tak, ona jest inna, niż siostra.

— C-Co? — Popatrzyłem na zdenerwowaną matkę, nie wiedząc czemu budzi mnie o tak wczesnej porze. Musiała być co najwyżej dwunasta...

— Jesteś głuchy, synku? Poprawić ci słuch? — Stała nade mną z rękoma założonymi na biodrach.

— Mamo, nie krzycz. Wiesz, że mój mózg długo się włącza po przebudzeniu... — mruknąłem, zakładając kołdrę na twarz.

— Och, jak miło. Może zawołać Shine'a, żeby ci go zaaktualizował? — Wciąż słyszałem nad uchem jej pretensjonalny ton głosu. I ta przyjemna słodka woń...

— Używasz nowych perfum?

— Co? — zdziwiła się, a ja zdjąłem z siebie nakrycie i mocniej zaciągnąłem powietrze.

— Czuje lawendę — wyjaśniłem i zobaczyłem za matką wysoką ciemnowłosą dziewczynę o równie ciemnej karnacji, przyglądającej się w skupieniu jak półnagi leżę z nogami założonymi na ścianę. Chyba pierwszy raz w życiu się skrępowałem. — Chelsea?

— Bingo — zaśmiała się, a jej ciepły głos wypełnił całą przestrzeń pokoju. — Widzę, że nie łatwo cię dobudzić.

— Chryste, co tu robisz z samego rana? Coś się stało? — Nie kryłem zdziwienia. Poza tym byłem przekonany, że ta dziewczyna nie odważy się na przyjście do mnie tak szybko.

I to szybciej, niż Hazel.

— Chciałam cię zobaczyć półnago, to wystarczający powód? — zaśmiała się i zilustrowała mnie spojrzeniem od nóg do głowy. A w tym przypadku na odwrót.

— No cóż, nie myślałem, że tak szybko przyjdziesz. Byłaś na mnie cholernie zła — wywnioskowałem, na co szybko się zawstydziła. Zastanawiała się pewnie, co pomyśli teraz moja mama.

— Nadal jestem, ale chciałam wyjaśnić sobie z tobą kilka kwestii. — Wzruszyła ramionami.

— Jesteście parą, a ja nic no tym nie wiem? — zapytała mama, zakładając z irytacji ręce na biodra.

— Co? Nie! — powiedzieliśmy równocześnie, czerwieniąc się po same uszy.

— Więc? — Uniosła brew do góry.

— Cheche, mogę? — Popatrzyłem na nią, a ta widocznie zadowolona z tego zwrotu nieśmiało kiwnęła głową i podeszła bliżej biurka, patrząc na wspólne zdjęcie Ivy z Carlem. — A więc mamo: to jedna z twoich wnuczek. Marie.

Mina matki była bezcenna. Przez chwilę myślałem, że zamieniła się w słup soli, a jeszcze wcześniej, że dostała zawału. Ale kobieta zaraz po tym szeroko się uśmiechnęła.

— Dlatego przypomniał mi się Carl. Ma ten sam kolor oczu, włosów... nawet skórę — wywnioskowała i zaśmiała się. — Tak bardzo żałuję, że nie mogłaś się z nami wychować, Marie.

— Życie płata różne figle — szepnęła. — Ale teraz już wiem, dlaczego zawsze byłam inna, niż reszta rodziny...

— Tak. Ivy myślała tak samo — wspomniała moja mama i otarła łzę z oka. Widząc zdziwioną minę Chelsea, niedbale machnęła ręką i przytuliła ją do siebie. To był taki piękny widok... — Jeszcze będzie czas, żeby ci wszystko opowiedzieć, wnuczusiu.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz