XXII

791 42 1
                                    

Weszliśmy do mieszkania, które wynajęłam razem z bratem. Zaraz po tym opadłam na kanapie w salonie i wtuliłam się do poduszek. To był raj dla ciała, móc dotykać czegoś miękkiego, cieplutkiego i pachnącego. Nie zważając na kogokolwiek zamknęłam oczy i poniosłam się w krainę marzeń, w krainę snu, gdzie każdy mógł wymyślać sobie swoją własną, piękną historię. Poczułam, że ktoś niepewnie przy mnie siada. Był to oczywiście Carl.

- Jak się czujesz? - zapytał cicho, głaszcząc mi nagą łydkę. Popatrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem.
- Teraz jest już dobrze. - kiwnęłam głową. Adrenalina, agresja i inne niepotrzebne emocje wyparowały ze mnie. Odetchnęłam więc z ulgą, ponieważ mogłam znowu zasnąć z "czystym" sumieniem, bez strachu i obaw. - Pomożesz? - zaśmiałam się, podając mu rękę, aby wstać. Brunet złapał ją i ilustrując wzrokiem moje zakrwawione ramie, cicho westchnął.
- Boli? - skinął niepewnie na rozciętą skórę.
- Nie. - machnęłam ręką i podążyłam z nim do mojego pokoju. CoCo poszedł oprowadzić Lottie po domu, żeby lepiej się u nas czuła. Na pewno nie będzie znudzona! Delikatnie usiadłam na łóżku i zdjęłam zsuniętą szmatkę poplamioną czerwoną cieczą. Wyrzuciłam ją do kosza i zauważając, że krew jest już zakrzepnięta, machnęłam niedbale dłonią. - Nic mi nie będzie. - zaśmiałam się lekko.
- Musisz spać.. - położył mnie na łóżku i przyklęknął. Spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu, zakrył moje ciało kołdrą. Gdy w końcu wstał, aby odejść, odruchowo złapałam go za rękę. Nie wiem, co mną wtedy kierowało.
- Połóż się ze mną. - popatrzyłam mu głęboko w oczy. Zwrócił uwagę na telefon, który miał w drugiej dłoni, ale po krótkim namyśle odłożył go na szafkę nocną i ściągnął z siebie koszulkę. Popatrzyłam jeszcze uważniej na jego wszelkie tatuaże, wśród których najbardziej podobał mi ten z teatralnymi maskami wyrażającymi odpowiednio smutek i radość.
Uśmiechnął się lekko i zajął miejsce za moimi placami, obejmując mnie od tyłu rękoma. Położył głowę na tym zdrowym ramieniu i delikatnie cmoknął mój policzek.
- To było słodkie. - zaśmiałam się cicho.
- Nie pytałem cię o zdanie. - zobaczyłam jego zabawny uśmieszek, który roztopił mi serce.
- Ale ja i tak odpowiedziałam. - mruknęłam, na co ponowił ten romantyczny gest i przymknął oczy, aby zasnąć. Zrobiłam to samo, albowiem to była jedyna rzecz, jakiej teraz pragnęłam.

*POV* Rachel
Spakowaliśmy walizki i bez jakichkolwiek głębszych przemyśleń udaliśmy się do Los Angeles, miasta aniołów. Kupiliśmy dwa samochody, które były w stanie nas przewieźć. Mogliśmy zrobić to wcześniej - w ten sposób Ivy i Shannon by nam nie uciekli.
Patrzyłam przez szybę na palmy, te drogi, po których tysiące razy szalałam. Dreszcze przeszły przez całe moje ciało.

Widoczny z daleka szyld Hollywood wywołał na moich ustach delikatny, niewielki uśmiech. Spojrzałam na Shiley'a, który stanowczo go odwzajemnił. Jo z kolei pokręciła tylko głową, nie chcąc zacząć się śmiać. Wjechaliśmy w jedną z większych dzielnic, a na jej poboczu nadal stał stary, opuszczony budynek.

Zamknęłam oczy i mocniej ścisnęłam swoje dłonie, które przytrzymywały kolana. Naszły mnie wszelkie wspomienia. Pierwszy pocałunek z Charlie'm, masa naszych kłótni.. Ile ja bym dała, żeby móc dać teraz mu w mordę i zwyzywać od najgorszych skurwieli za to, że mnie zostawił.
Moje oczy zaszkliły się, a ręka Jo zacisnęła na mojej. Posłała słaby uśmiech, a ja widząc ścieżkę jaką jechało się w kierunku naszej dawnej kryjówki, dostałam prawie wylewu. Moje serce bardzo szybko pracowało, obijając się od kręgosłupa, aż po żebra. Pozostało tylko wynająć domek i rozpocząć poszukiwania. Jeśli będzie trzeba, wykopię z grobu swoją siekierę..

*POV* Ivy
Usłyszałam przez sen dziwne głosy, które stanowczo nie należały do jakiś osób, które znam. Zaczęłam więc otwierać lekko powieki, a po chwili zobaczyłam nad sobą kilku mężczyzn z broniami w dłoniach.
- Dzień dobry, skowroneczki. - zakpił wielki, łysy mężczyzna, patrzący z nienawiścią na bruneta.
- De Poole.. - widziałam jak Carl wywraca oczami, powoli odrywając się od mojego boku. - Ja..
- Tak, ty. Nieźle sobie wszystko uplanowałeś, wiesz? Myślałem, że mogę ci ufać, a ty zorganizowałeś taką akcję bez mojej zgody! - warknął na niego, przez co brunet zaczął wstawać. Popatrzyłam na Lottie i CoCo, których trzymali mięśniacy. Mieli nieziemskie miny.
- To nasza sprawa. - oznajmił mu. - Puść ich.
Szef gangu Carlosa machnął ręką, w wyniku czego mój brat i przyjaciółka zostali uwolnieni. Blondynka zaczęła warczeć, niczym pies na swojego oprawcę i wplątałaby się w niezłe gówno, gdyby Shannon nie wziął jej w swoje ramiona.
- Wstawaj. - skinął mu bronią do góry, a brunet wziął z ziemii swoją koszulkę i włożył ją na siebie. - Warto było?
- Warto. - powiedział, jak zwykle, pewnym siebie głosem.
- Mogę wiedzieć o co chodzi? - zmarszczyłam czoło, nic nie rozumiejąc.
- Jedno jest pewne. Twój chłoptaś niepotrzebnie nadstawił za ciebie kark. - skinął mi palcem przed nosem.
- Carl! - złapałam go za ramię, gdy ruszył przed siebie.
- Daj spokój, poradzę sobie. Zawsze sobie radzę. - o dziwo, złapał mnie przy wszystkich za twarz.
- Co musisz zrobić? - zapytałam, niepewnie.
- Zabić kilka much. - zaśmiał się lekko, choć ton głosu wskazywał, że nie jest aż na tyle pewny swego zdania.
- Carl..

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz