II

516 27 7
                                    

*POV* Chelsea

- Chelsea, śpisz? - Usłyszałam przez sen cichy głos, więc przetarłam oczy ze znużeniem i rozejrzałam się po otoczeniu.

- Nie mogę zasnąć.

- Okej, kładź się obok. - Skinęłam palcem za siebie, nie chcąc wybudzić się na stałe z krainy snu. - Później pójdziemy na jogging i lody. Na pewno ci się polepszy.

- Zgoda - zaśmiała się cicho i wtuliła w poduszkę. Otworzyłam na chwilę oczy, aby popatrzeć na jej jasną cerę z kilkoma piegami na nosie i platynowe włosy z całkiem ciemnymi odrostami przy nasadzie głowy, po czym szczerze uśmiechnęłam się. Była niesamowitą dziewczyną, chociaż w ogóle mnie nie przypominała...

Pogrążyłam się w dalszej drzemce i dopiero około południa zdołałam podnieść powieki, będąc przy tym wyspaną. Rozciągnęłam się na łóżku, niczym mój kot Lemory i odsłoniłam rolety, widząc piękne, górujące na horyzoncie słońce. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Odwróciłam twarz w kierunku siostry i szturchnęłam ją.

- Pst, Ruth.

- Mrr... - zamruczała coś i zasłoniła ręką jasnoniebieskie oczy. Kiedy to nie uchroniło jej przed ostrymi promieniami słonecznymi, położyła na twarz poduszkę.

- No dalej, miałyśmy dziś niezłe plany! - zaczęłam targać jej ramię. Ogólnie, o tej godzinie powinnyśmy mieć już wysprzątany pokój, zjedzone śniadanie i zrobione poranne ćwiczenia, ale rodzice zaufali naszej odpowiedzialnej dwójce, wyjeżdżając w delegację, więc miałyśmy wolną rękę w kwestii "wakacyjnego" planu dnia.

- C-Coo... - Podniosła wzrok i skwasiła minę. - Dopiero siódma...

- Raczej pięć godzin później.

- Już dwunasta?! - Od razu poderwała się z łóżka. - Szybko! Chodź!

- Gdzie? - zdziwiłam się, że tak gwałtownie została przywrócona do życia.

- W sklepie w Elysian Valley jest wyprzedaż tej bestsellerowej książki! Będzie tam nawet autorka i.. i.. i wszystko! - krzyknęła z radością i uciekła do swojego pokoju. Westchnęłam głęboko, bo wiedziałam, jakie zamiłowanie do czytania kryminalnych badziewi miała Ruth.

Trzeba było tam biec. I to szybko.

Zeszłam z łóżka i wskoczyłam w moją ulubioną sukienkę w odcieniach pastelowego różu. Była delikatnie rozkloszowana, a od góry okryta białą koronką. Rozczesałam długie włosy i związałam je w koka. Nałożyłam tylko delikatny makijaż i na stopy wcisnęłam białe trampki. Byłam gotowa do wyjścia.

- Już! - Ruth weszła, a raczej wskoczyła do mojego pokoju, wyglądając identycznie z tym szczegółem, że jej sukienka miała barwy popołudniowego, bezchmurnego, błękitnego nieba.

- Ja również - zaśmiałam się i złapałam w rękę portfel, w którym były moje kieszonkowe. Widziałam, że blondynka trzyma w dłoni to samo.

- To na co czekasz? Biegiem!

*POV* Jamie

Obudziłem się w totalnym syfie. Chyba nikt tu nie sprzątał od stu lat. Tak właściwie, ja nie sprzątałem tu od stu lat. Spojrzałem na kilkanaście butelek po piwie, paczki po chipsach, które leżały rozsypane na podłodze i ciuchy, znajdujące się w każdym możliwym miejscu.

Na ścianach znajdowało się z kolei wszystko, co było związane ze śmiercią mojej najstarszej siostry i jej porodu. Szpital, wymiary dziewczynek, ich daty urodzenia, rodziny zastępcze, ludzie, z jakimi powinny się trzymać oraz prototypy tego, jak mogą teraz wyglądać. Jedna to Marie, druga Boo. Ale nie wiadomo, która jest którą. Oddano je do dwóch różnych rodzin. Odnalazłem Rodriguezów. Pijacka rodzina, patologia. Myślałem, że uduszę gościa, który wziął moją siostrzenicę tylko dla pieniędzy, a potem pozwolił jej odejść. Modliłem się, by żyła, a Rodriguez trzy razy gorliwiej, zważywszy na to, że wiedział, co go czekało, gdyby okazało się inaczej.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz