-57-

7.1K 426 26
                                    

Wysiadłam z czarnego wozu, żegnając się z Joshem krótkim uściskiem. Brunet pożegnał mnie i zapisał na ręce numer telefonu. Śmiejąc się, wbiegłam do hotelu i zadowolona, że mijając prezesa tego budynku nie zostałam upomniana o zbyt późny powrót, czmychnęłam na górę. Podbiegłam do windy, ale z racji, że była w użyciu, nie chcąc zwlekać, wskoczyłam na schody. Tuptałam po nich w rytm muzyki, którą pod nosem nuciłam. Weszłam do naszego mieszkania i pierwsze, co zobaczyłam to przejętego ojca i zmartwioną Sophie.

- Co macie takie miny? - Uśmiechnęłam się szeroko.

- Myśleliśmy, że coś ci się stało. Tak długo nie wracałaś! - Podbiegła do mnie rozgorączkowana żona ojca. - Wszystko w porządku? Nie jesteś głodna?

- Nie, jadłam pizzę! Jestem pełna. - Poklepałam się po brzuchu. - Niepotrzebnie się martwiliście. Świetnie się bawiłam.

- Z kim? - Wybiegła Jo. - Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?

- Nie wzięłam telefonu, przepraszam. - Potargałam jej włosy i zaczęłam iść w kierunku naszego pokoju. - Byłam z Joshem. Spotkaliśmy się na plaży - szepnęłam jej na ucho.

- A, więc bruneci jednak są urzekający - prychnęła, rozbawiona.

- Później ci opowiem. - Klepnęłam ją w ramię. - W każdym razie, czuję się znacznie lepiej.

- A mnie przez cały czas twojej nieobecności męczył Shiley. - Westchnęła. - Powiedziałam mu jasno, że nie ma u mnie szans. Dodałam też, że powiem o wszystkim Darcy, jeśli rychło nie zostawi mnie w spokoju.

- Katujesz go, Jo - zaczęłam się śmiać.

- To moja specjalność. - Klasnęła w ręce. - Dla jego siostry, zrobię wszystko - oświadczyła dumnie, a ja czule cmoknęłam ją w policzek.

- Gdzie są wszyscy? Tashika nadal tu jest? - zapytałam.

- Nie, odwieźli ją do lekarza, a potem prawdopodobnie do jej domu - zaśmiała się. - Poprzecinała sobie ręce! Miała też kilka szram na twarzy i jedną na brzuchu, bo podarła sobie kimono i odłamek szkła utknął w kolanie - powiedziała, a ja zasyczałam.

- Musiało boleć. - Podrapałam się po głowie. - Nie pomogłaś jej?

- Wrogowi mojej przyjaciółki? Phi! - Udawała, że ją uraziłam. - Mason zasnął, Mia też. Shiley nadal gapi się w okno, a idiota siedzi nad mapą. - Wyrecytowała jak mantrę, a ja zaczęłam się śmiać.

- Chodźmy do nich.

- Żartujesz? - zdziwiła się.

- Nie, dlaczego? Muszę zobaczyć bezcenną minę Charliego. - Zatarłam ręce. Uśmiechając się podle, wzięłam Jo pod ramię i udałam się z nią ,we wskazane wcześniej miejsce. - Mia śpi?

- Tak - odpowiedział mi brat. Sam ledwo trzymał się na nogach i co chwila patrzył jak zbity pies na moją przyjaciółkę.

- To denerwujące - mruknęła mi do ucha Jo. Zaśmiałam się i spojrzałam na zadrapanie na nosie Charliego. 

- Dobrze się bawiłaś ze swoim kochasiem? - mruknął, patrząc na mnie kpiąco.

- A ty? Jakie są Japonki? Dobre? - Ustałam nad nim, zakładając ręce na biodrach.

- Nie jestem taki jak ty. To, że chciałem ci się zrewanżować to nic, w przeciwieństwie do twoich zachowań! Ty zaczęłaś tę grę - wycedził przez zęby. - Kto łaził na kolację z jakimś żigolakiem pod nieobecność swojej drugiej połówki? Oczywiście ty! - Ustał, żeby wytknąć mi palcem, kto ponosił odpowiedzialność za nasz konflikt.

- Może byś się trochę zastanowił, zanim coś powiesz? Nie wiesz nawet, jaki jest mój ulubiony kolor! Nie wiesz o mnie nic i nawet o to nie pytasz. Jak możesz uważać nas za parę, skoro ja w ogóle cię nie interesuje? - Skrzyżowałam ręce.

- Możecie kłócić się gdzieś indziej? - mruknął Shiley. - Niektórzy śpią. - Kiwnął brodą na rudą i szatyna.

- Ja tam lubię tego słuchać. - Jo oparła się wygodnie na fotelu i popatrzyła złośliwie na Charliego.

- Błagam cię, Amy... - Shiley stuknął czołem w szybę. - Macie zamiar kłócić się tak do końca życia?

- Owszem - odpowiedzieli razem.

- Masz szczęście, Rachel, że cię nie było - powiedział do mnie brat. - Ja już nie wytrzymuje. - Przejechał ręką po włosach.

- Dobra, wyjdź na korytarz. - Popchnęłam  Charliego w kierunku wyjścia. - A ty, Jo, zrób mi przysługę i zaśpiewaj mojemu bratu kołysankę do snu. Jeśli będzie trzeba, użyj siły, by go uśpić.

- O jakim rodzaju uśpienia mówisz? - zaśmiała się złośliwie.

- Jo. - Skarciłam ją spojrzeniem, a ona niewinnie się uśmiechnęła. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, zobaczyłam niedowierzające spojrzenie blondyna. Jego niebieskie oczy wlepiały się we mnie i to było najgorsze. Nie umiałam w nie teraz spojrzeć. Miałam przed sobą nadal orzechowe tęczówki bruneta. - Co masz mi do powiedzenia?

- Ja? - zaśmiał się szyderczo. - Powiedz lepiej, co z nim robiłaś.

- To, co ty z tamtą Japonką. - Uśmiechnęłam się złośliwie.

- Czyli nic, tak? - prychnął.

- Nic! - Wzruszyłam ramionami.

- Słuchaj, jeśli masz zamiar nadal traktować mnie jak małego gówniarza to-

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz