- Nigdzie nie jadę! - zaprotestowała Jo, trzymając się kurczowo łóżka.
- Jedziesz! Nie możesz mnie z nimi zostawić! - Złapałam ją za rękę, robiąc psie oczka.
- Właśnie, że mogę. Trzeba było wykluczyć Francuza. Nie zamierzam spędzić z nim ani chwili dłużej! Ani sekundy! - warknęła, chowając się pod poduszkę. - Żegnał mnie dziesięć minut w takt marsylianki.
Zaczęłam się śmiać.
- Jo, przecież lubisz romantyków - powiedziałam, zrzucając ją na podłogę. - No dalej!
- Zmieniłam zdanie - mruknęła, próbując wejść pod łóżko.
- Amy, nie bądź dzieckiem. - Zaczęłam się śmiać. - Jesteś pewna, że nie chcesz spróbować dziwnych, oryginalnych potraw prosto z Japonii? Później odwiedzimy ten gaik z drzewami wiśniowymi... - Udałam, że zrezygnowałam z namawiania jej i podeszłam do szafy, w celu znalezienia jakiejś sukienki.
- Jesteś okrutna... - Wyłoniła spod łóżka głowę. - Ale pamiętaj, że siedzę obok ciebie i nie naprzeciwko Francuza!
- Pewnie, że tak. A teraz ubieraj się! Zostało nam pięćdziesiąt minut. - Uśmiechnęłam się i wyszłam do łazienki, zabierając ze sobą zieloną sukienkę. Wzięłam krótką, odświeżającą kąpiel, delektując się tym samym niezwykłymi zapachami japońskich płynów i założyłam wcześniej przygotowaną kreację. Była opięta, z szerokim dekoltem i na trzy czwarte rękawa, więc idealnie nadawała się na chłodniejsze wieczory. Jej górę przyozdobiłam złotą kolią, a brązowe włosy upięłam w koczka na prawym boku. Wyruszyłam do pokoju, aby się pomalować, a tymczasem do łazienki wskoczyła Jo. Gdy kończyłam swój make-up, ustała przy mnie ubrana w granatową, rozkloszowaną sukienkę, przepasaną srebrnym, cienkim paskiem wokół talii. Włosy związała w dwa koczki, po obu stronach głowy. - Pomalować cię? - zaproponowałam.
- A co? Źle wyglądam? - Zaczęła się śmiać.
- Zawsze źle wyglądasz, ale postaram się ci pomóc. - Rzuciłam w nią pędzlem kosmetycznym, a ona kręcąc głową, usiadła przede mną i pozwoliła się umalować. Postawiłam na srebrne cienie, które pasowały do jej paseczka na sukience, a po chwili oczy blondynki zamieniły się w dwie strzały Amora. - Gotowe. - Uśmiechnęłam się, a ona zrobiłam do lustra dziwną minę, po czym mrugnęła do własnego odbicia oczkiem i spojrzała na mnie, poruszając zabawnie brwiami.
- Postarałaś się, potworze. - Cmoknęła mnie w powietrzu i podbiegła do walizki, wyciągając z niej chromowane szpilki. - A dla ciebie te! - Rzuciła mi taką samą parę butów, różniącą się tylko kolorem. Wcisnęłam na stopy złote pantofelki i zabrałam ze sobą kopertówkę w tej samej barwie, chowając do środka telefon, chusteczki, broń i portfel, na wypadek, gdyby mężczyźni nie mieli czym zapłacić.
- Hola, dziewczęta! A gdzie to? - W drzwiach zatrzymał nas mój ojciec.
- Idziemy na kolację do restauracji. - Uśmiechnęłam się. - Nie musisz się martwić, umiemy o siebie zadbać.
- Same? - zapytał z wyraźną ciekawością.
- Nie, niestety. Za trzy minuty przyjadą pod hotel Amerykanin hiszpańskiego pochodzenia i nieznośny Francuz. A ja idę tylko dlatego, że Rachel jest nieasertywna. Niech pan się o nic nie martwi, jedziemy tylko coś zjeść - mruknęła Jo, a on zaczął się śmiać.
- Dobrze, skarby. Tylko wrócić przed północą. - Dał nam po pstryczku w nos i zszedł z drogi.
- Dziewczęta, gdzie idziecie? - Usłyszałam za sobą głos Sophii. Kobieta była w eleganckim, ciemnoróżowym sweterku i karmelowej, plisowanej spódnicy. Uznałam, że nie była szczególnie wielką paniusią. W tym momencie, ze szczerym uśmiechem na ustach wydawała mi się naprawdę spoko.
- Na kolację - odrzekłam. - Ale jutro spędzimy ją razem, nie bój się. - Mrugnęłam oczkiem, wychodząc z Jo przez drzwi. Ojciec uśmiechnął się do mnie, spostrzegłszy moją serdeczną reakcję.
- A więc miłego wieczoru! - krzyknęła za nami.
- Dziękujemy! - odpowiedziałyśmy równocześnie i wyszłyśmy z pokoju, kierując się wprost do windy. Amy Jo zmówiła w trakcie przejazdu jakąś modlitwę i głośno odetchnęła.
- Patrz, już są. - Szturchnęłam ją w bok, widząc po drugiej stronie drogi, stojących przy samochodzie bruneta i blondyna. - Chodź szybciej.
- Amen - skończyła. - W porządku. - Wzięła głęboki wdech, po czym wymusiła na twarzy szeroki uśmiech. Roześmiałam się pod nosem na jej osobliwe zachowanie i krzyknęłam w kierunku naszych nowych znajomych:
- Ciao, przystojniaki!
Oboje odwrócili się w naszym kierunku i poprawili na sobie eleganckie garnitury. Josh idealnie wyglądał w niedopiętej białej koszuli, przykrytej hebanową, równie co jego włosy marynarką. Od razu strzeliłam się w myślach z liścia i nieco otrzeźwiałam.
- No proszę, proszę. - Jean klasnął w ręce i wesoło się uśmiechnął. - Cóż za eleganckie damy. Całkiem inne, niż na plaży.
- Nie do końca - szepnęła mi na ucho Jo, ale szturchnęłam ją i obie stanęłyśmy przy "partnerach" w "lepszych" odsłonach.
- Pięknie wyglądasz - szepnął do mnie Josh, z lekka spoglądając na moje ciało od stóp do głów. - Jesteś... Bajeczna.
- Mój ojciec nazywa mnie swoim skarbem, także... Coś musi w tym być - zaśmiałam się, uderzając go ręką w klatę. - Ty też świetnie wyglądasz.
- Dzięki. - Uśmiechnął się lekko. - No, wsiadajcie. - Otworzył mi z tyłu auta drzwi, podobnie jak Francuz Jo, a ja zaczęłam zastanawiać się, jakich bajerów jej już naopowiadał.
- Chwała Bogu, że nie zaczął śpiewać marsylianki - mruknęła pod nosem, gdy Josh włączył radio. Jean je podgłosił i ustawił kanał na jakieś najnowsze, rockowe hity. Leciał jeden z ulubionych zespołów Amy, toteż blondynka natychmiastowo nastawiła ucho i wymieniła się ze mną spojrzeniem.
Francuz okazał się mieć niezły wokal, co udowodnił wykrzykując skomplikowane tonacje refrenu, a Jo zamrugała kilkakrotnie oczami i od razu zaczęła mu wtórować. Oczywiście, znała każdy hit swojego ulubionego wokalisty, więc nie zawahała się tym popisać.
- Jo, znasz to? - zapytał z fascynacją.
- On jest najlepszy! - krzyknęła i zaczęła śpiewać głośniej. O dziwo, za każdym razem jej głos wydawał się być coraz piękniejszy. Spojrzałam w lusterko, ponieważ Josh patrzył przez nie, na mnie, z rozbawioną miną.
- O tak, jego teksty są kunsztowne. - Uśmiechnął się szeroko. - Poczekaj, włączę płytę. Do restauracji, którą wymyślił Josh, jest jeszcze sporo kilometrów - dodał i zaczął szukać w schowku potrzebnej mu rzeczy. - Jest! - Ucieszył się.
- Jean jesteś wielki! - Ucieszyła się i złapała za zagłówek jego fotela, aby sprawdzić, który krążek blondyn posiada. - Mój ulubiony!
- To dla mnie zaszczyt, sprawić ci radość. - Włożył płytę do odtwarzacza, a ja wtedy od razu zorientowałam się, że czekała nas długa droga.
CZYTASZ
Game with badboys ✔️
AcciónTrylogia gangów z Los Angeles. Odważysz się z nimi zagrać? ******* Książka do remontu (I część napisana w 2016 roku, gdy miałam 15 lat). Treść książki zawiera wulgaryzmy i sceny przeznaczone dla osób powyżej osiemnastego roku życia. Czytacie na włas...