-71-

6.5K 407 29
                                    

Szłam przed siebie, stawiając niepewne kroki. Miałam na sobie  tylko białą koszulkę nocną. Byłam boso, a pod stopami widniał śnieg. Silny wiatr rozwiał mi włosy i popchnął moim ciałem do tyłu, ale nie poddałam się i pomaszerowałam dalej. W pewnym momencie upadłam, a podnosząc głowę zobaczyłam cmentarz członków Herp Fire. Siedziała przy nim Mia i Noah, oboje wyglądali jakby niecierpliwili się, w oczekiwaniu na kogoś. Rudowłosa miała długą czarną suknię, a brunet rozpiętą koszulę i spodenki. Oboje byli boso, tak jak ja, ale widząc, że się zbliżyłam, ich miny zmieniły się na wściekłe. "Co ty tu robisz?" - Usłyszałam jej krzyk. "Nie na ciebie czekamy" - dopowiedział Noah, a ja odwróciłam się i zobaczyłam za sobą kogoś z pistoletem.

Zerwałam się jak oparzona i zorientowałam się, że byłam w bazie wojskowej na łóżku moim i Charliego. Obok spała Jo, ale słysząc mój krzyk spowodowany koszmarem, szybko się zerwała.

- Żyjesz! - zaczęła wrzeszczeć i ukucnęła przy mnie z wielkim  zapałem, obejmując moje dłonie swoimi.

- To było straszne - mruknęłam, na myśl o śnie.

- Tak, masz rację. - Kiwnęła głową, najwyraźniej mówiąc o temacie innym, niż mój.

- Też miałaś ten sen? - Spojrzałam na nią.

- Co, jaki sen? - zdziwiła się, a ja położyłam głowę na poduszce. Była dziwnie ciężka. - Och, chyba mówimy o czymś innym - zaśmiała się. - Najważniejsze, że żyjesz. - Zaczęła całować moje ręce. Wtem do pokoju, niczym huragan, wbiegli nasi bracia.

- Słyszeliśmy krzyk! - oznajmił na wstępie Shiley, ale spostrzegłszy, że się obudziłam roześmiał się, a Charlie padł przy mnie, całując dłonie stokrotnie. Nie wiedziałam kompletnie, po co ta szopka.

- Eee, mogę wiedzieć o co wam chodzi? - zapytałam, marszcząc czoło. - Czemu całujecie mnie po rękach? Może jeszcze dzieci dacie mi do pobłogosławienia?

We trójkę wybuchnęli głośnym śmiechem.

- Naprawdę nie pamiętasz? - zapytał mnie ściszonym głosem, Charlie. - Myślałem, że cię stracę... - Przyłożył swoją rękę do mojego policzka.

- Czekaj, jak to? - Chciałam wstać, ale silne ukłucie w brzuchu spowodowało, że cofnęłam się do poprzedniej pozycji, łapiąc za miejsce, w którym bolało. Owinięta byłam bandażem, dlatego zorientowałam się, w czym rzecz. - Aha. - Kiwnęłam głową. - Postrzelili mnie?

- Postrzelili?! - Oburzyła się blondynka. - Jedną nogą byłaś na tamtym świecie! Myślałam, że cię nie uratuję. - Shiley złapał ją za ramiona, aby przestała krzyczeć. - Nie wiesz, jak bardzo się o ciebie baliśmy.

- Wiem. - Uśmiechnęłam się do nich. - Choć macie chyba rację, co do mojej półśmierci. - Stuknęłam się w czoło.

- Nawet tak nie mów - ostrzegł mnie Shiley.

- To prawda. Widziałam Mię i Noaha. - Zmarszczyłam brwi, a oni przypatrzyli mi się uważnie. Zapanowała kompletna cisza. - Szłam do nich, ale... Powiedzieli, że to nie moja kolej. - Przymknęłam powieki. - Wyglądali tak pięknie i... Czekali na kogoś.

- Na kogo? - zapytał szybko Charlie.

- Nie wiem - oznajmiłam. - Odwróciłam się, a za mną stała jakaś osoba z pistoletem. - Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie zdążyłam zobaczyć, kto to, bo stał w cieniu. A poza tym, obudziłam się. - Spojrzałam na nich. - To było straszne.

- Samobójca? Nikt z nas nie jest jeszcze psychopatą - zaśmiał się Charlie.

- Jeszcze. - Mrugnęłam do niego okiem, a on złapał moje dłonie i ponownie je pocałował.

- Kocham cię - szepnął, a ja odwzajemniłam mu się tym samym. - Jo, spisałaś się na medal. - Spojrzał na blondynkę.

Spuściła wzrok z delikatnym uśmiechem. Nadzwyczajna skromność, prawda?

- Myślałam, że znam cię od środka, ale teraz to już dosłownie. - Kiwnęła głową, patrząc na mnie, a ja zmarszczyłam brwi, powodując, że chłopacy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.

- I jak tam? Ładne pomieszczenia? - zapytałam, nie chcąc znać odpowiedzi.

- Cóż, z zewnątrz na pewno jest lepiej. - Uśmiechnęła się szeroko, a ja zrobiłam skwaszoną minę.

- Dosyć tego. Powinnaś jeszcze odpocząć. - Charlie pochylił się nade mną, by dać buziaka.

- Czuję się świetnie - wywnioskowałam.

- Nie ma mowy - oznajmił twardo. - My musimy jeszcze coś załatwić, ale ty siostro, masz jej pilnować jak Anioł Stróż, jasne?

- Nie zawiodę cię, bracie. - Zasalutowała.

- Miłej zabawy. - Shiley potargał mi włosy i dał całusa w czoło, a następnie wyszedł z pomieszczenia, razem z moim narzeczonym. Spojrzałam na Jo wymownie, a ta od razu zaczęła machać rękoma.

- Nie patrz tak na mnie. - Odwróciła się. - Nie ma mowy. Nie wstaniesz.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz