-XXIII-

423 25 55
                                    

*POV HAZEL*

Poderżnęłam gardło ostatniemu czarnuchowi, spod którego gwałtownie wylała się ciemnoczerwona ciecz. Ocierając nóż o własny rękaw, podniosłam głowę i popatrzyłam na Lucyfera. Szatyn postanowił „wyróżnić" szefa Bang Land, spośród sterty martwych trupów, dlatego przybił go gwoźdźmi do ceglanej ściany, na której z każdej strony był doskonale widoczny. Kończąc swoje dzieło, z dumą wytrzepał dłonie z resztek mięsa, które przylgnęło do niego i do młotka, po czym odrzucił narzędzie w róg, trafiając przy okazji w praktycznie posiekaną wcześniej, „prawą rękę" szefa czarnuchów. Odwracając się w moją stronę, zakręcił spluwą wokół palca i krótko się roześmiał.

— Przebiłem ilość twoich trupów o ponad połowę — stwierdził, z dumą się nade mną prostując. — I to w zajebistym stylu.

— Jesteś zbyt pewną siebie fają — wygarnęłam uszczypliwie, ale jednocześnie przyjęłam dłoń, którą mi zaoferował, przy wydostawaniu się spomiędzy łap zarżniętego grubasa. — Jedyny plus to ten, że nie musisz już zgrywać anioła. Twój charakterek i udawane, dobre maniery wywoływały szczyt irytacji. Za swoje wybryki zostałeś wypierdolony z nieba dawno temu, nie zapominaj.

— Coś ty — prychnął i strzepał z moich włosów coś, czego nie widziałam, choć zostawiło na włosach kleistą maź. — Sam stamtąd uciekłem.

Roześmiałam się.

— O, twoje poczucie humoru akurat lubię — powiedziałam zgodnie z prawdą i zaczęłam zmierzać u jego boku w stronę Rozalii.

— Tyle, że mówię całkiem poważnie — dodał, powodując, że jedynie wywróciłam oczami. Zastanawiało mnie, czy to komplementowanie podbijało jego ego i nakręcało go czy faktycznie miał do powiedzenia więcej, niż wszystkim się zdawało. W końcu był Lucyferem. — Zadowolona? — zagadnął do białowłosej, która oczekiwała nas przy wozie ze skrzyżowanymi ramionami.

— Więcej, niż zadowolona. Niezawiedziona. Ani trochę — potwierdziła, klepiąc go poufale po plecach, bo sięgnięcie do ramienia byłoby już nie lada wyzwaniem dla tak niskiej dziewczyny. — Chętnie przygarnęłabym cię na stałe, Lucy.

— Może da się załatwić — oświadczył, po czym ruszył na miejsce kierowcy. — Zależy, czy Chelsea będzie chcieć bywać u was częściej.

— Nie sądzę — mruknęła, siadając na przedzie obok Lucyfera i skinęła dłonią innym gangsterom, rozproszonym w czterech wozach, by ruszyli pierwsi. — Wszystko, co gangsterskie odraża ją. Niedługo nie będzie mogła na nas nawet normalnie spojrzeć. Radzę szukać jej dobrego psychologa.

— Jeśli uda mi się przełamać, to sprostuję ją — wtrąciłam, wpychając głowę między ich siedzenia, żeby móc uczestniczyć w rozmowie. O dziwo, w towarzystwie tej dwójki czułam się naprawdę wyjątkowo wyluzowana. — Od tego trudniejszy jest tylko pierwszy podpunkt.

— Wcale mnie to nie dziwi — sapnęła Roza i odrzuciła prostą grzywkę, która opadała na jej oczy. — Ostatnio, przyszła do willi tak naburmuszona, że nie wiedziałam nawet, w jaki sposób ją potraktować.

— Z reguły traktujesz większość jak powietrze — zauważyłam, na co żywo poderwała się od skórzanego oparcia, by na mnie popatrzeć.

— No właśnie — potwierdziła, rozkładając w rozemocjonowaniu ręce. — A przy niej musiałam się aż zastanowić.

— Myślenie cię boli? — prychnął Lucyfer, lekko unosząc jedną brew. Popatrzyłam na te jego wyjątkowo niebieskie oczy i zamyśliłam się na tyle, by nie usłyszeć odpowiedzi białowłosej. Kręcąc na boki głową, posłałam jej tylko krótkie spojrzenie, by utwierdzić się w tym, że na twarzy Rozy zagościł tajemniczy uśmiech. Zaczęło zastanawiać mnie czy ten typ się jej spodobał, czy po prostu aż w tak wielkim stopniu ceniła go poprzez piekielnie perfekcyjne umiejętności. Moja komórka w pewnej chwili zawibrowała, a ja uświadomiłam sobie, że faktycznie ją ze sobą zabrałam, by ostatecznie po wystarczająco długim czasie odezwać się do Zacha. Absolutnie nie zdziwiło mnie, że wiadomość pochodziła od niedawnego, wiernego partnera.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz