XLI

687 40 5
                                    

Dziś dzień wyjścia ze szpitala.

CoCo ma przyjechać po mnie razem z Lottie. Prawdopodobnie ich relacje całkiem daleko zaszły. Idąc przez korytarz trzymali się za ręce. A mi było wyjątkowo niezręcznie.
Czułam się samotna.

CoCo zabrał ode mnie torby i powoli kierował się z nimi do naszego auta, czekającego na parkingu, a Lottie szła ze mną pod rękę, patrząc uważnie na to jak stawiam kroki. Przez całą drogę się nie odzywałam, przeglądając tylko Facebook'a czy Instagrama.

Oni oboje rozmawiali o nadchodzącej misji i o mapie, którą Eddie już prawie rozgryzł przy pomocy cioci Jo. W końcu nie wytrzymałam i założyłam słuchawki na uszy, wsłuchując się w piękne nuty Summertime Sadness. Nie spostrzegłam nawet kiedy dotarliśmy do celu.

Niechętnie wywlokłam się z pojazdu i stawiając pierwsze kroki w progu domu, spojrzałam na swoje odbicie. Miałam bardzo długie, ale suche i poczochrane włosy, bliznę na twarzy, z którą przypominałam seryjnego mordercę, zaspane oczy i jeszcze bledszą, niż zwykle cerę.

Poprawiłam na sobie szarą, luźną bluzkę i czarne, sportowe spodenki i weszłam do salonu, nie czekając na blondynkę i brata. Od razu trafił mnie szlag, gdy na fotelu zauważyłam siedzącego sobie najspokojniej w świecie Carlosa. Wokół niego byli Percy, Cloud, wujek Shiley i wujek Shawn, którzy pilnowali bawiące się dziewczynki - Nolee i Lexie.
- O, już jesteście! - ucieszyła się fioletowowłosa i przybiegła, żeby mnie przytulić. - W końcu w domu.
- Tak, cześć.. - szepnęłam, starając się jakoś poprawić włosy. - Trochę minęło, dobrze jest już być u siebie. - potwierdziłam, kiwając głową. Schowałam włosy za uszy i spojrzałam nieśmiało na bruneta. Chłopak był widocznie skrępowany zaistniałą sytuacją i tylko lekko się uśmiechał. Naszą wymianę spojrzeń od razu zauważył wujek Shawn.
- Carlos przyszedł, aby z tobą porozmawiać, tak jak obiecał. - wyjaśnił, a brunet cicho chrząknął.
- Tak, to prawda. - kompletnie nie pasowało mu bycie grzecznym i uprzejmym.
To już nie był mój Carl.

- Więc.. chodźmy do ogrodu. - zaproponowałam, a wszyscy zaprotestowali, że mogą wyjść.

Przystałam jednak na swoim, więc po dobrych kilku minutach wyszliśmy na zewnątrz, aby przysiąść przy wielkim stole z parasolem, na wygodnych leżakach.

- Ty.. mnie kompletnie nie pamiętasz, co? - odważyłam się zapytać.
- Niestety.. - szepnął, drapiąc się za uchem. - Przepraszam, wiem, że byłaś moją dziewczyną.
- Nadal nią jestem. Chyba. - powiedziałam to, co mi przyszło na myśl. - Nadal cię kocham.
- Pewnie tak.. - zaśmiał się lekko. - Nie wiem jak mam się wobec ciebie zachowywać. Pewnie dużo o mnie wiesz i mogłabyś mi przypomnieć każdy szczegół z życia, ale.. - zawahał się. - Chciałbym chyba zacząć wszystko od początku. Mój brat powiedział, że tamto życie było takie 2/10, więc myślę, że chyba skoro mam szansę żyć jeszcze raz to to wykorzystam.

- Tak, pewnie. - kiwnęłam nerwowo głową, a w moich oczach zebrały się łzy. - Ale nie zostawiaj mnie tak od razu.
- Kompletnie nie przypominam sobie twoich rysów. Niczego.. - przyjrzał mi się. - Choć..
- Co? - podniosłam głowę.
- Ten kolor coś mi przypomina. - zaśmiał się, wskazując na moje oczy. - Tak niebieskie tęczówki zdarzają się rzadko.
- To prawda. Mam takie tylko ja i mój tata, przynajmniej w naszym otoczeniu. - kiwnęłam głową. - Cholera, tak mi dziwnie. Jesteś zbyt miły.

Zaczął się śmiać.

- Słyszałem, że byłem wredny i dawałem wam po kościach. Przepraszam.

- Nie! Nie przepraszaj! Oddałabym wszystko, żebyś teraz wyskoczył do mnie z kuchni i tak bez powodu wrzucił do lodowatej wody w basenie. - oznajmiłam z zaszklonymi oczami. - Żebyś znów mógł mnie znać.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz