-49-

7.8K 433 39
                                    


Nadal czynny, japoński wulkan wywołał w moim wnętrzu niezachwiany spokój. Wpatrywałam się w niego przez kilka minut, poruszając nogami po przeźroczystej tafli wody pobliskiego jeziora, Fuji Goko. Moja przyjaciółka wyłączyła muzykę z naszego McLarena i otworzyła bagażnik, z którego wyjęła koszyk, pełny po brzegi schłodzonymi napojami i orzeźwiającymi owocami. Zdjęła z nosa okulary przeciwsłoneczne i mocno się wyprostowała, zwracając na sobie uwagę kilku turystów i Japończyków. Usiadła na gorącym piasku tuż obok mnie i rozejrzała się dookoła.

- Tłoczno tu - wywnioskowała, biorąc łyka soku z ananasa.

- Tak. - Kiwnęłam głową. - I wszyscy się na ciebie gapią.

- A może na nas? - Szturchnęła mnie, rozweselona. - Cycki ci urosły.

Zrobiłam się cała czerwona.

- Jo, gdzie ty się patrzysz?

- Nie powiesz chyba, że ty mnie nie obserwujesz. - Zamrugała kilkakrotnie oczami, a zaraz po tym zaczęła się śmiać. - A poza tym czegoś takiego nie da się nie zauważyć.

- Popatrz na siebie. - Pokazałam jej język, ale po chwili szeroko się uśmiechnęłam. - Daj mi napój.

- Kiwi? Papaja? Kokos? - zaczęła wymieniać.

- Arbuz. - Poruszyłam sugestywnie brwiami i znowu się roześmiałyśmy.

- Niedługo sama będziesz mieć arbuzy. - Rzuciła mi ciecz, o którą poprosiłam i rozłożyła się na piasku tak, żeby mieć stopy zamoczone w wodzie.

- Ach tak? W takim razie odradzam ci banana - powiedziałam, spostrzegłszy, że otworzyła sobie kolejny sok. Blondynka nie zwróciła mi nawet uwagi, tylko uśmiechnęła się lekko i pokazała mi środkowy palec. - Pst, blondi, chodź się pokąpać. - Znowu zaszczyciła mnie swoim pięknym, długim środkowym paluszkiem. - No to nie, sama idę. - Uderzyłam ją w kolano i bez zastanowienia ruszyłam do wody.

Była ciepła i naprawdę przejrzysta, więc pływałam w niej, oglądając tym samym własne nogi. Tak bardzo się w tej czynności zatraciłam, że nie zauważyłam osoby przede mną. Nie zdążyłam wyhamować i walnęłam jej w plecy.

- Przepraszam - zaśmiałam się miło, licząc, że to turysta, który znał mój język.

- Nie ma problemu. - Odwrócił do mnie twarz i wesoło skinął ręką. - Na wakacjach wszystko dozwolone, nawet uderzenie z premedytacją w bezbronnego turystę.

- Widzę, że wyznajemy podobną zasadę. - Posłałam mu uśmiech i już chciałam odpłynąć, gdy chłopak gwałtownie chwycił mnie za rękę.

- Jestem Josh. - Podrapał się po brodzie, na której widniał delikatny, męski, czarny zarost. Chłopak miał do tego gęste, ciemne włosy i duże, orzechowe oczy.

- Rachel. - Kiwnęłam głową z niepewnym uśmiechem. Zastanowiło mnie, czemu tak uparł się, aby mnie poznać.

- Piękne imię. Nie jesteś stąd, prawda? - zaśmiał się, dorównując mi tempa przy pływaniu.

- Jestem z Ameryki. - Kiwnęłam głową.

- Naprawdę? Też urodziłem się w Ameryce, choć od kilkunastu lat mieszkam w Hiszpanii - wyjaśnił, a ja z uwagą popatrzyłam na jego karnację. To wyjaśniało, czemu był mulatem.

- Nie podobało ci się w kraju? - zapytałam.

- Nie w tym rzecz, po prostu często podróżuję. Poza tym lubię wracać do mojego hiszpańskiego domu, bo tam zawsze czeka mnie ciepła atmosfera. - Wzruszył ramionami i delikatnie się do mnie uśmiechnął. 

- Josh! - Usłyszeliśmy i odwróciliśmy twarze do miejsca, z którego dochodził głos. - Zostawić cię na chwilę - zaśmiał się złotowłosy chłopak, z wolna do nas płynący. - Nie przedstawisz mi swojej nowej dziewczyny?

- Przestań - skarcił go. - Przed chwilą się poznaliśmy. To Rachel.

- Witaj, madame. Jestem Jean. Jean Paul Devillers.  - Ucałował mnie w rękę. Miał tak dziwny akcent, że zachciało mi się śmiać.

- To Francuz. - Poruszył brwiami brunet. Hm, wszystko stało się jasne.

- A więc, Rachel, powiedz mi, czy masz może jakąś przyjaciółkę? - zapytał mnie, z eleganckim akcentem.

- Tak. A co? - Skrzyżowałam ręce, powoli wychodząc z wody.

- Nie chcę wam przeszkadzać, amore. - Złapał za nasze policzki i intensywnie nimi potargał. Wesoło i boleśnie.

- Ała! - powiedziałam razem z brunetem.

- Jean, opanuj się. - Upomniał go przyjaciel.

- Jestem Francuzem, a na dodatek Paryżaninem. Czego ty ode mnie oczekujesz? - powiedział i wesoło się uśmiechnął. - A więc, wy idźcie sobie gdzieś dalej. Ja swoje serce oddam leżącej tam, przepięknej blondynce.

- To Amy - mruknęłam pod nosem.

- Amy? - Zamrugali oczami, patrząc na mnie równocześnie, więc spaliłam buraka.

- Hm, Amy Jo to moja przyjaciółka. - Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Jeana, którego niebieskie oczy zapłonęły miłością. Cóż, znając jej upodobania względem wyglądu, bliższy byłby jej Josh, ale skoro lubiła romantyków, to ten Francuz być może nie był skazany na porażkę. - Jo! - krzyknęłam w stronę dziewczyny, wychodząc z wody, a ona otworzyła oczy i z uśmiechem popatrzyła na moich towarzyszy.

- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - Skrzyżowała ręce, siadając na kocu tak, aby zrobić nam miejsce.

- Jean, złotko. - Blondyn przykląkł przy niej i złożył na jej dłoni czuły pocałunek.

- Amy Jo - zaśmiała się.

- Ja jestem Josh - mrugnął do niej oczkiem brunet, który zasiadł po mojej stronie, a ona kiwnęła tylko głową.

- Amy, czy Jo to skrót od Jocqueline? - powiedział z francuskim akcentem.

- Tak, choć wolę, gdy ktoś nazywa mnie Amy lub Jo.  - Wzruszyła ramionami i pytająco na mnie spojrzała.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz