XXVI

727 40 3
                                    

Noc dłużyła się niemiłosiernie. Po trzeciej nad ranem mieliśmy mnóstwo zdjęć, w tym ze Skrillex'em, a po czwartej nie umiałam już ustać na własne nogi i śmiałam się ze wszystkiego, nawet szklanki z stole. Była wtedy taka zabawna!
Nie kontaktowałam ze światem, wiedziałam tylko, że ostatni raz tańczyłam z CoCo, ale wywalił się, a ja odleciałam na drugi koniec klubu. Obudziłam się w łóżku razem z Carlos'em. Lottie spała na podłodze, a Shannon.. sama nie wiem. Pół na łóżku, pół przykryty dywanem. Zeszłam z brzucha bruneta i trzymając się za głowę podążyłam do kuchni. Od razu na wstępie potknęłam się o kimające ciało Jacn'a, całego w kolorowych papierkach. Zaśmiałam się cicho i zajrzałam do drugiego pokoju. Eddie spał na fotelu, Shmi opierała się o niego nogi, a Percy podpierał doniczki. Przyjrzałam się siostrze i głośno westchnęłam. Matka wypierdzieli mnie w kosmos. Bez dwóch zdań. Rozpijemy ją, zrobi się agresywna i będzie chciała walczyć. Nie tak wyobrażałam sobie zawsze naszą rudzichę.
Wyjęłam z szafki tabletki na ból głowy i popiłam je szklanką lodowatej wody. Chciało mi się śmiać, z wykonanych wczorajszej nocy fotgrafii, które porozrzucane były praktycznie wszędzie. Wzięłam do ręki jedno z tych, na którym razem z Carlos'em i Jace'm próbowaliśmy wrzucić Percy'ego do wielkiego kielicha z kolorową wodą. Zakryłam usta, nie chcąc się roześmiać i przechodząc jeszcze raz nad smacznie sobie śpiącym blondynem, wróciłam do łóżka. Kiedy siadałam, brunet otworzył oczy.
- Co tak wcześnie? - zapytał ospale.
- Nie wiem. - zaśmiałam się. - Ale widok w reszcie domu jest niesamowity. - powiedziałam, a on złapał się za głowę i od razu pobiegł do kuchni, zapewne po tabletki od kaca, ale nie zauważył przyjaciela i potknął się o niego, wywalając z głośnym hukiem. Trzepnął przy okazji ręką w garnek, on się przewrócił, zahaczył o mleko, które rozlało się na kuchnię gazową i blat, mocząc przy tym kilka zdjęć i kilka ciastek, ponad to jajka się stoczyły, obiły o patelnię i całość spadła mu na głowę.
- KUUUUUUUUUUUUUURWA!!!! - wrzasnął, budząc wszystkich, a ja stałam w drzwiach, praktycznie sikając ze śmiechu. Wskoczyłam do łazienki, póki nie było za późno i gdy wyszłam, wszyscy patrzyli jak oboje leżą z przyprawami na sobie. Jace podniósł głowę i widząc, że wszyscy obok niego się zebrali, dalej poszedł spać.
- Co tu się stało? - zapytała ospale Lottie, a brunet zrzucił z siebie żółtko od jajka i głośno westchnął.
- Małe usterki techniczne. - popatrzył na blondyna pod nogami. - Wstawaj chuju!
- Co jest? - mruknął od niechcenia i ustał na swoich nogach. - Ale bałagan..
- Naprawdę? - zadrwił z niego brunet. - Mogę wiedzieć co robiłeś w środku prześcia pod naszym pokojem?

- Pewnie spałem. - wzruszył ramionami, a ja znowu zaczęłam się śmiać, skupiając na sobie spojrzenia innych.
- No co? Ja już brałam tabletkę. - skrzyżowałam ramionami, a oni pokręcili głową i wrócili do wcześniej wykonywanych zajęć. Shannon minął mnie, zamykając się w kiblu, Shmi i Jace zasiedli do stołu, Carlos wypił w końcu lek na kaca, a reszta dalej kimała.
- Mam dość, jestem wykończona.. - westchnęła ciężko rudowłosa. - Nigdy nie przypuszczałam, że takie są skutki po pięknej bibie..
- Zawsze jest ten pierwszy raz. - zaśmiał się do niej blondyn i zjadł jakąś kanapkę. - Zaczynałem w miej więcej twoim wieku albo nawet i wcześniej, więc mi tam obojętnie.
- Obojętnie, powiadasz? - fuknął brunet. - I śpisz w przejściu?
- Po prostu nie masz na kogo zwalić winy za bałagan. - popatrzył na niego złośliwie, za co dostał po głowie. - Ała!
- Dodaj "p" i będzie pała. - warknął na niego, po czym z zadowolonym uśmieszkiem powędrował do salonu, włączając telewizję.
- I co mamy z tobą zrobić, Shmi? - popatrzyłam na rudą, siadając obok.
- Pewnie zostanę z wami. Mam tylko nadzieję, że rodzice nie zejdą na zawał. - zaśmiała się. - No i szkoda mi Gwen. Siedzi sama w chacie ze złamaną nogą.
- Złamała nogę? - zapytałam.
- Mhm, za dużo skakała. - zaśmiała się, biorąc od blondyna kawałek kanapki.
- Kim jest Gwen? - wtrącił się blondyn.
- Jej młodsza siostra. - ruda wskazała na mnie. - Brunetka, szarawe oczy, dużo niższa od niej, jeśli cię to ciekawi.
- No prosze, prosze. - poruszył zabawnie brwiami.
- Po pierwsze, to moja przyrodnia siostra, a po drugie nie myśl sobie, Jace, że jeszczą ją tu przygarniemy. - skrzyżowałam ręce.
- Przyrodnia? - Shmi prawie zakrztusiła się mlekiem.
- Jestem córką ostatniego szefa gangu Herp Fire. - popatrzyłam na nią uważnie.
- TEGO Herp Fire? - Jacen z uwagą mi się przyjrzał, a ja kiwnęłam mu głową. - O żesz wow!
- Dwa wowy. - dopowiedziała ruda. - I starzy naprawdę ci tego nie powiedzieli?
- A myślisz, że po co zwialiśmy? Oni byli gangsterami, moja mama i twoi rodzice. Wszyscy siedzieli w tym gównie po uszy. A potem nie potrafili się po prostu przyznać. - fuknęłam, krzyżując ręce.
- Tego się nie spodziewałam. - kiwnęła głową.
- Ani ja. - westchnęłam głośno i oparłam się o jej ramię. - Brakowało mi ciebie, wiesz?
- Haha, pewnie tego wtrącania się w nieswoje sprawy i wymądrzania. - uśmiechnęła się. - Mi ciebie też, a w szczególności wiecznego niezadowolenia i narzekania.
- Bez przesady, tylko nie "wiecznego"! - zaczęłam się śmiać.
- Jace, daj mi gryza. - za naszymi plecami znalazł się rudy. Potargał mi włosy, z resztą jak zwykle, a Shmi skradł niewielkiego buziaka w policzek, na który cicho się zaśmiała.
- Nie dam. - popatrzył na niego z góry.
- Bo co?
- Bo ja nie daję. - wypiął mu język, a my zaczęłyśmy się śmiać.

Game with badboys ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz