*POV* Rachel
Zostawiłam gotowanie w spokoju. Nie byłam w stanie nic zrobić, ponieważ moje myśli ciągle biegały wokół starszej córki. Wyłączyłam kuchenkę gazową i posłałam znaczące spojrzenie, krzątającej się wokół mnie przyjaciółce.
- Mam złe przeczucie. - rzuciłam ścierkę na stół, przy którym siedział Josh.
- Też to czuję. - skinęła głową.
- Przesadzacie. Oni mają po 18 lat, dadzą sobie radę. - odezwał się mój mąż.
- Ale ktoś może na nich polować! Jeśli zginie to nie wiem, co sobie zrobię! - złapałam się za głowę.
- Zatroszcz się chociaż raz o Gwen. Złamała nogę! - rozłożył ręce, wstając.
- A Ivy zaginęła! - krzyknęłam.
- Po prostu pojechała do LA! Nie nasza wina, że ma taki głupi charakter!
- Ach, tak? - założyłam ręce na biodra.
- Tak! A ty się martwisz o nią tylko dlatego, że to córka Charlie'go. - tupnął nogą. - Gwen jest na drugim planie, ranisz ją!
- Gwen oprócz matki ma jeszcze ojca, a Ivy nie ma, na dodatek zniknęła i nie wiem, co się z nią dzieje!
- Przestańcie.. - mruknęła Jo.
- Powiedz po prostu, że wolisz ją dlatego, że to córka tego pieprzonego gangstera! - wkurzył się.
- Gangstera, który zawsze będzie dla mnie wszystkim. - warknęłam, opuszczając pomieszczenie. Musiałam ochłonąć.*POV* Ivy
Ubrałam się w czerwoną, obcisłą sukienkę z niewielkim dekoldem i na krótki rękaw, a na stopy wsunęłam szpilki w tej samej barwie. Włosy, który lekko zakręcały się w każdą stronę delikatnym ruchem roztrzepałam i przejechałam tuszem ostatni raz po ciemnych rzęsach. Westchnęłam głośno i uśmiechając się sama do siebie, pomaszerowałam na dół. Do złotej torebki wsunęłam telefon oraz portfel, a z wysepki kuchennej zabrałam kluczyki.
- Wrócę przed połnocą! - krzyknęłam do chłopaków, jak zwykle spędzających czas w salonie. Chwila. Czemu jest tak cicho? Weszłam do pomieszczenia i nikogo w nim nie zastałam.Zobaczyłam na stole jedynie białą kartkę: "Jesteśmy na misji, baw się dobrze i wiedz, że patrzymy na ciebie z góry! Zamów taksówkę, zapasowe kluczyki ci się nie przydadzą hahahahaha xoxoxo".
Westchnęłam, dodatkowo wywracając oczami na pisane przez moich przyjaciół głupstwa i zamknęłam dom, machając ręką w kierunku wchodzącego do pojazdu taksówkarza po drugiej stronie ulicy. - Przepraszam, czy mogę?
- Oczywiście, madame. - otworzył mi drzwi i z miłą chęcią zajechał pod wskazany adres.
- Reszty nie trzeba. - mrugnęłam mu oczkiem i wyszłam z taxi, poprawiając na sobie moją elegancką kreację. Weszłam do najbardziej wykwintnej restauracji jaką kiedykolwiek widziałam. Wszystko było szklane, marmurowe z detalami ze szczerego złota. Rozejrzałam się wokół i pod ścianą ujrzałam siedzącego w białym garniturze z fioletową muszką, mega przystojnego trzydziestoparolatka. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w stronę jego stolika, skupiając na sobie spojrzenia kilkunastu bogaczy zajmujących miejsca obok. - Witaj. - zaśmiałam się lekko, wyrywając go z głębokich zamyśleń.
- Blask wszelkich gwiazd. - uśmiechnął się szarmancko i wstał, aby odsunąć mi krzesło. - Nareszcie jesteś. - pocałował mnie w czoło i ponownie zasiadł naprzeciw. - Jak minął ci dzień?
- Nie mogłam doczekać się naszego spotkania. - powiedziałam miło. - Czy twój kolega do nas dołączy?
- Widzę, że przechodzisz do rzeczy. - zaśmiał się cierpko. - No cóż, nie mógł przyjść, więc jesteś zmuszona do spędzenia ze mną jeszcze jutrzejszego wieczoru. Powiedział, abyśmy spotkali się przy plaży na końcu twojej dzielnicy. Mam nadzieję, że dla ciebie to nie problem. - popatrzył na mnie ukradkiem.
- Nie, nie skąd. - pokręciłam głową. Z jednej strony byłam zawiedziona, ale z drugiej rozumiałam go i myślami krążyłam już przy jutrzejszym dniu. - A tobie jak minął dzień? - zmieniłam temat, robiąc się czerwona.
- Szukałem dla ciebie papierów. - podał mi brązową kopertę, a ja zabrałam się za otworzenie jej. Zanim przedarłam lewy róg koperty, złapał mnie za dłoń. - W domu. Tak będzie lepiej. - kiwnął głową. - To poważne sprawy. Znalazłem naprawdę ważne dla ciebie informacje, Ivy. - oznajmił z dziwnym wyrazem twarzy. - Masz tam prawie wszystko. Resztę dowiesz się jutro. To będzie koniec tajemnic twojej matki. - dodał, a ja zmarszczyłam brwi i nerwowo zaczęłam przebierać nogami. Chciałabym już wiedzieć, co tam jest. Ciekawość mnie zżera.
- No dobrze, jak wolisz. - Schowałam rzecz do mojej złotej kopertówki. - O czym porozmawiamy?
- Skoro już tu jesteśmy, to moglibyśmy porozmawiać głębiej o naszych uczuciach.. - popatrzył na mnie tajemniczo. - Jesteś bardzo dojrzała jak na swój wiek, Ivy. Może to niewypada, ale chciałbym, żeby poznała cię moja rodzina. - orzekł, nienaturalnym tonem głosu, a ja zrobiłam duże oczy i myślałam, że szczęka opadnie mi do samej ziemii.
- Ja.. nie wiem co mam powiedzieć. - zamrugałam kilkakrotnie. - Poważnie?
- Tak. Trzeba przyznać, że bardzo mi się podobasz. - uśmiechnął się szarmancko, a ja zrobiłam praktycznie purpurowa ze wstydu. On był w wieku mojej matki..
- Hm, ty również jesteś przystojny. - wywnioskowałam. - Chciałbyś mnie przedstawić jako kogo?
- Jako jedyną i ostatnią. - zaśmiał się. - Nie martw się, będzie dobrze. Jeśli oczywiście się zgadzasz.
- Ale.. tak naprawdę to nieprawda? - przestałam rozumieć.
- Nie wiem jak w twoim miemaniu, ale moim to całkowicie zgodne z rzeczywistością. - stuknął ręką o stolik. Dopiero teraz zauważyłam, że dziewczyna czeka na zamówienie jakie mieliśmy jej złożyć. Kiwnęłam ręką w odmowie, ponieważ nie byłam w stanie niczego przełknąć. Nie teraz.
- Ja.. sama nie wiem. Ale jeśli tak mogę ci się odwdzięczyć, to zgoda. - oznajmiłam. - Mimo wszystko wolałabym relacje, takie jakie panowały między nami wcześniej.
- Jak sobie życzysz. - poruszył zabawnie brwią. - Dla ciebie jestem gotów przystać na każdą propozycję.
- Hm.. więc skoro nic nie jemy, to może skoczymy do kina? - zaśmiałam się.
- Panie przodem. - wstał i pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi, które szybkim ruchem otworzył i zamknął.
CZYTASZ
Game with badboys ✔️
AksiTrylogia gangów z Los Angeles. Odważysz się z nimi zagrać? ******* Książka do remontu (I część napisana w 2016 roku, gdy miałam 15 lat). Treść książki zawiera wulgaryzmy i sceny przeznaczone dla osób powyżej osiemnastego roku życia. Czytacie na włas...