Udałam, że nie usłyszałam tego okropnego, piskliwego głosu. Siedziałam, choć nie zreleksowana jak wcześniej. Nasłuchując i upewniając się, że dziewczyna nie jest niedaleko mnie, tylko wciąż w domu, chwyciłam za łokieć Davida i spytałam przyciszonym głosem, kto ją tu zaprosił.
—Nie wiem, może dziewczyny albo Jacob. Ja nie mam jej nawet numeru.
Wszyscy z czwórki wiedzieli co mnie łączy co z tą dziewczyną. Wstałam i jak najbardziej naturalniej weszłam do domu, pewna siebie i gotowa na wszystko. Podeszłam do krzątającej się po kuchni trójki moich przyjaciół i jak najciszej, by nie usłyszał to Mark, spytałam:
—Kto ją zaprosił?
—Przyszła z kimś — powiedziała Monica — Wiemy, że jej nie lubisz, więc nawet nam do głowy nie przyszło, żeby ją zapraszać. Trzeba jakoś wykombinować, by sobie...— przerwała.
Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam tą, o której mówiliśmy.
Samantha Montgomery. Moja rówieśniczka, chodząca do tej samej szkoły co ja. Dziewczyna o urodzie nieprzeciętnej. Jej długie, rude włosy sięgały jej pośladków, którzy chłopcy uważają za idealny, do tego jej długie, chude nogi robiły z niej osobą, przy której nabiera się kompleksów. Nie zazdrościłam jej tego wyglądu, nie dlatego jej nie lubiłam. To co mnie u niej najbardziej denerwowało to jej charakter. Wielu może uważać, że jest to chodzący ideał. Miła, dobra i do tego jeszcze obdarzona wieloma talentami. Dla mnie to była, jednak dziewczyna szukająca tylko problemów i sytuacji do kłótni. Wciskająca nos w nie swoje sprawy i zawłaszczająca sobie wszystko co nie jest jej. Nienawidziłam ją, było to oczywiste dla obu nas i nie tylko. Zmierzyła mnie swoimi dużymi, jasnobrązowymi oczami i uśmiechnęła się. W środku poczułam ulgę, że dzisiaj wybrałam te ciuchy. Ubierałam je z myślą o Marku i tym, że muszę naprawdę ładnie wyglądać, ale skorzystałam też na tym, że ta dziewczyna stojąca na wprost mnie nie miała się czegoś przyczepić.
—Widzę, że się odstawiłaś. Myślałaś może, że ktoś tu dzisiaj przyjdzie? — oparła jedną dłoń na swoim biodrze, a drugą wskazała na mnie — Ktoś specjalny dla ciebie?
— Nie trafiłaś Samantho. Dzisiaj miałam zamiar spędzić czas z przyjaciółmi, ale nagle tu wparowałaś i cały urok nagle gdzieś znikł — przybliżyłam się, pokazując jej, że się nie obawiam bezpośredniej konfrontacji z nią.
—Dobrze, że nie zrobiłaś sobie nadziei. Wielka była by szkoda, gdybyś znowu sobie zrobiła niepotrzebną nadzieję.
—Ty sobie za to zrobiłaś nadzieję, że tymi twoimi głupimi zaczepkami zdenerwujesz mnie?
—Nie, jedynie zaczynam się dobrze bawić — poczułam za sobą za kogoś. Obróciłam się i ujrzałam Marka. Jego wzrok padał na mnie, a potem na Samanthe. Wiedziałam, że potem będę musiała mu wszystko wyjaśnić. — A to kto? Nie widziałam cię jeszcze w tej okolicy.
—To jest Mark, nowy w mieście. — odezwał się nagle Jacob — Trzymałbym się na twoim miejscu z daleko od niego, nie jest jeszcze przyzwyczajony do takich typów dziewczyn jak ty.
—Niby jakich?
—Tępych.
Mimo, że pozostali nie uczestniczyli w tej rozmowie, wszyscy zgromadzeni wydali z siebie dźwięk podziwu dla Jacoba. Ten, jednak nie zwrócił na to uwagi i nadal mierzył wzorkiem rudą dziewczynę. Niestrudzona, nadal się uśmiechała.
—Mam zamiar się tutaj dobrze bawić, nie zepsuje mi to wasza paczka. Mark miło cię poznać, na pewno uda nam się jeszcze pogadać — odeszła pewnym krokiem.
CZYTASZ
My Dream Asian Boy
FanfictionHistoria jest bardzo prosta. Główna bohaterka, nowy sąsiad, przystojny sąsiad i do tego wakacje. Banalna, lecz niebanalna historia o zakochanej dziewczynie i o co więcej prosić? *Dla tych co zaczynają czytać to opowiadanie. Była to moja pierwsz...