Rozdział 6 "Bomba"

291 29 30
                                    

 Tydzień później

 Stałyśmy w miejscu. Zamiast pisać; zamiast śpiewać spędzałam całe dni leżąc na kanapie i oglądając durne programy w telewizji. Wiernie towarzyszyła mi Tobi, za to panna Wilcox zawzięcie grała na swoim basie, który sprezentował jej Billy. Vail od czasu do czasu gdzieś wychodziła, ale kiedy pytałyśmy kręciła coś, uciekała od odpowiedzi. Z każdą chwilą narastało we mnie wrażenie, że ma przed nami jakąś tajemnicę.

 Któregoś dnia zawitał do nas Billy, który miał pomóc Kathi w nauce gry na instrumencie. Kiedy tylko przekroczył próg naszego mieszkania zaczął się po nim kręcić, wzdychał i spoglądał wymownie na pannę Vail.

 W pewnym momencie nie wytrzymałam tej dziwnej sytuacji i odezwałam się:

 - Chciałbyś może nam coś powiedzieć?

 - No ja nie wiem.- odparł sztucznie i usiadł obok mnie na kanapie.- Ale może Tobi chciałaby.

 - Billy...- syknęła dziewczyna i wywróciła oczami.

 Wzrok zarówno mój, jak i Kathi powędrował w stronę Vail. Wyglądała na zmieszaną, jakbyśmy właśnie odkryli, że zrobiła coś bardzo złego. 

 - Nie ma o czym mówić.- powiedziała w końcu nerwowo i machnęła ręką.

 - No pochwal się.- zachęcił Karren i wziął się pod boki.- Czemu nie powiedziałaś dziewczynom, że od kilku dni bujasz się z KURTEM COBAINEM? Sam widziałem.

 Chłopak wyraźnie zaakcentował ostatnie dwa słowa pytania, żeby podkreślić ich dobitność. Otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc co powiedzieć. No bo co to miało znaczyć, że Tobi się z nim BUJAŁA? Ledwo się znaliśmy, od tygodnia nie zamieniliśmy ze sobą słowa, a nagle okazało się, że Vail spotykała się z Kurtem potajemnie. Trochę dotknął mnie ten brak zaufania. W końcu znałyśmy się już kupę czasu.

 - Parę razy się spotkaliśmy i tyle.- wzruszyła ramionami. Wyglądała na naprawdę oburzoną.- Nic wielkiego.

 - Jeśli ci się podoba, to nam powiedz.- odezwała się Wilcox.- Masz rację. Związek to nic wielkiego, żaden sekret.

 - A tam zaraz związek...- odrobinę się rozluźniła.- Lubię go, a on chyba lubi mnie. Tak w ogóle to mówił ostatnio, że mamy się spiąć, bo będą chcieli tu przyjść i nas posłuchać.

 - Nie no... Ja jeszcze niczego nie umiem.- jęknęła Kathi.- Nie mogą jeszcze przyjść. Billy! Siadaj i ucz mnie do cholery! Nie mogę się ośmieszyć przed Nirvaną!

 Tylko ja się nie odzywałam. Jakoś nie mogłam wyobrazić sobie Kurta i Tobi razem. Nie byłam pewna dlaczego, ale po prostu nie mogłam. W sumie mogli do siebie pasować, mogli stworzyć parę zbuntowanych muzyków, ale... Coś mnie w tym bolało. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co. 

 Miałam świadomość tylko tego, że ja też nie mogłam się ośmieszyć przed Nirvaną. Motywowały mnie słowa Dave'a, który stwierdził, że będę się do tego nadawać. Czułam, że muszę trochę poćwiczyć swój głos, jakoś go wyrobić, nadać mu barwę i przede wszystkim sprawić, żeby stał się wyjątkowy i niepowtarzalny.

 Kiedy Kathi uczyła się z Billy'm, a Tobi siedziała gdzieś obok, ja wstałam ze swojego miejsca i schowałam się w naszej sypialni, gdzie Wilcox trzymała pod łóżkiem duże kartonowe pudełko, pełne starych płyt winylowych. Były naprawdę cenne i uwielbiałam je. Nagrania brzmiały zupełnie inaczej niż na kasetach, czy kompaktach. Wyrzuciłam wszystkie krążki na podłogę i zaczęłam przyglądać się okładkom. Joan Jett, Fleetwood Mac, David Bowie, Iggy Pop, Sex Pistols, Blondie, The Beatles... Ostatecznie zdecydowałam się na tych ostatnich, a konkretniej płytę Abbey Road. Uznałam, że są na tyle uniwersalni, że na ich kawałkach będę mogła poćwiczyć.

 Nastawiłam płytę na stojącym nieopodal gramofonie i już po chwili wydobył się z niego doskonale mi znany wokal Johna Lennona, w piosence Come Together. Zaczęłam śpiewać razem z nim, testując swój głos na różne sposoby. Raz śpiewałam niżej niż zwykle, raz wyżej, raz przesadnie akcentowałam słowa, raz je zmiękczałam. Opcji było naprawdę dużo, ale za każdym razem coś mi nie pasowało. Nie mogłam odnaleźć w swoim głosie tego "czegoś". Piosenki kończyły się jedna za drugą, a ja dalej nie czułam się usatysfakcjonowana. Miałam tylko koncepcję, żeby nie śpiewać ani przesadnie nisko, ani wysoko, ale porządnie się wydrzeć od czasu do czasu. Zmiękczanie słów, nieakcentowanie ich, tak żeby zlewały się ze sobą też całkiem mi się podobało.

 Mimo wszystko był to tylko "szkic" całości.

 W pewnej chwili drzwi do sypialni się otworzyły, a zza nich wychyliła chuda sylwetka Billy'ego.

 - Nie drzyj się tak, Hanna, bo szyby polecą.- zaśmiał się, a ja teatralnie wywróciłam oczami.

 - Wracaj lepiej do Kathi.- pouczyłam go.

 Jeśli miałam być szczera, to nigdy nie lubiłam krytyki, chociaż zawsze starałam się ją mężnie znosić, jeśli takowa wystąpiła. Zawsze byłam silna.

 - Dobra, dobra.- prychnął.- Po prostu nie możemy się skupić, tak wyjesz. Ale wiesz co?

 - Co?

 - Te jęki mają swój urok.

 Uśmiechnęłam się do Karrena, bo takie słowa naprawdę mnie motywowały. Potrzebowałam jakiegoś pozytywnego komentarza, czy gestu, żeby móc działać dalej. To zawsze podnosiło na duchu.

 - Dzięki wielkie.- odparłam- Twoja gitara też ma sporo uroku.

 - Więc wyobraź sobie, co to będzie razem.

 - Bomba.

 W tej samej chwili odezwał się nasz dzwonek do drzwi.

 W tej samej chwili odezwał się nasz dzwonek do drzwi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

**************************************

 Nie miałam pomysłu na zdjęcie, więc daję po prostu "wielce poważną" Kathleen ;). Niewiele się działo w tym rozdziale, ale obiecuję; nadrobię! Pozdrawiam ;* Jeśli jesteś tu i czytasz, zostaw komentarz. (Proszę o to, nawiązując do małej aluzji w tekście ;D)

Angels will never be saved ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz