Patrzyłam raz na Billy'ego, a raz na starszą kobietę, która stała przed nami, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszałam. Miałam ochotę zabić i ją, i Karrena, i tego gościa, który nas wydymał.
- No przykro mi.- wzruszyła ramionami, udając troskę.- Ja klucza wam nie dam, bo najzwyczajniej w świecie go nie mam. Pan Mitchell nikomu go nie przekazał przed tym przykrym... wypadkiem.
Kiedy wyszliśmy z baru zahaczyliśmy o pocztę, a potem doszliśmy do wniosku, że wypadałoby odwiedzić kolegę Billy'ego, który miał wynająć nam mieszkanie. Na miejscu okazało się jednak, że jakieś dwie godziny przed naszym przyjazdem chłopak nabrał się heroiny i musieli odwieźć go do szpitala.
- To co my zrobimy?- zapytała Kathi.- Przecież on nie wyjdzie przez co najmniej kilka dni. Do tej pory mamy spać na ulicy? No bez przesady. Ja rozumiem jedną noc gdzieś przesiedzieć, ale...
- Nie jęcz.- uciszyłam ją, chociaż sama nie miałam żadnego pomysłu.- Coś wymyślimy, nie ma co dramatyzować.
- Chyba zawsze muszą być jakieś komplikacje.- westchnęła Wilcox i przysiadła na krawężniku nieopodal.
W tym czasie Tobi zapaliła papierosa i nie odzywała się; dając nam do zrozumienia, że ma wszystko gdzieś.
Billy dalej spierał się o coś z sąsiadką znajomego, dlatego cała odpowiedzialność za znalezienie nam lokum albo przynajmniej wykombinowanie czegoś sensownego spadła na mnie. Zaczęłam chodzić w kółko i usiłowałam przypomnieć sobie, czy aby na pewno nie miałam w Seattle żadnych znajomych, ale nikt nie przyszedł mi do głowy.
Byliśmy udupieni.
- Może pójdę czegoś poszukać, a wy przypilnujecie bagaży?- zaproponowałam, żeby jakoś przerwać tę bezczynność.
Wszystkim chyba bardzo spodobał się pomysł, według którego nie musieli nic robić, więc zgodnie pokiwali głowami.
- To poczekamy na ciebie w tamtym barze.- oznajmił Karren i wskazał na znajdujący się nieopodal lokal.
Miałam wielką nadzieję, że dam radę do niego trafić, jeśli gdzieś się wcześniej oddalę. Ostatecznie doszłam do wniosku, że nie mam wyjścia i po prostu ruszyłam przed siebie. Rozglądałam się za ogłoszeniami w stylu: Wynajmę mieszkanie, ale przez długi czas na nic takiego się nie natknęłam. Po dobrych dwudziestu minutach rzucił mi się w oczy przystanek autobusowy i naklejona na jego szklaną ścianę kartka z odręcznym pismem. Głosiła: Szukam współlokatora. Pod spodem zanotowany był także adres. Bez namysłu zerwałam ją, nie zastanawiając się nawet czy ta osoba zechce przyjąć pod dach czterech zdesperowanych muzyków.
Co chwila spoglądając na świstek udało mi się dotrzeć pod wskazany adres. Kamienica była mała i dość obskurna, ale stanowczo nie było co wybrzydzać. Weszłam przez otwarte drzwi do środka i udałam się na piętro, pod odpowiednie mieszkanie. Niewiele myśląc nacisnęłam dzwonek.
Z początku nie dostałam żadnego odzewu, co trochę mnie zirytowało. Miałam wrażenie, że temu komuś wcale tak bardzo nie zależało na znalezieniu współlokatora.
- Cześć.- usłyszałam w pewnej chwili, co wyrwało mnie z zadumy.
W progu stała laska, na oko młodsza ode mnie. Była blondynką o długich włosach i szczupłej, bladej twarzy. Miała na sobie coś w rodzaju piżamy albo ewentualnie domowych ciuchów i wyglądała na całkiem zadowoloną, że mnie widzi. Ogólnie... urocza osóbka.
- Hej.- przywitałam się i sztucznie uśmiechnęłam. Jakoś nie wydawało mi się, żeby miała ochotę nas wszystkich przyjąć.- To ty szukasz współlokatora?
CZYTASZ
Angels will never be saved ✔
FanfictionKathleen wydawało się, że może mieć wszystko. Posiadała własny zespół i była darzoną ogromnym szacunkiem ikoną ruchu feministycznego lat 90. Jednak któregoś dnia w jej życiu pojawił się ktoś nieosiągalny; ktoś, kto mimo jej wielkich starań nigdy ni...