Rozdział 2 "Pieprznięte feministki"

431 41 16
                                    

 - Wyobrażacie sobie to?- zapytała Tobi, kiedy wszystkie trzy szłyśmy na spotkanie z Billy'm Karrenem, znajomym Kathi, który miał zostać naszym gitarzystą.

 Mi ten pomysł wciąż wydawał się dość mocno niepasujący do naszej ideologii, ale obiecałam Wilcox, że przyjmiemy go na okres próbny i już nie mogłam się wycofać.

 - Będziemy jak Joan Jett...- rozmarzyła się Kathi i odgarnęła blond kosmyk z czoła.- To to jest dopiero kobieta. Zajebiście byłoby z nią współpracować.

 Ja tylko pokiwałam głową, nie chcąc wdawać się w tamtą dyskusję. Byłoby naprawdę fajnie to wszystko osiągnąć, ale moim zdaniem nie powinnyśmy chwalić dnia przed zachodem słońca. To nie było przecież jeszcze nic pewnego. Wolałam tak się na to wszystko nie nastawiać.

 Dziewczyny dalej dyskutowały, a ja szłam z wzrokiem wbitym w chodnik i moje czerwone martensy. Zawsze wyglądałyśmy dość niekonwencjonalnie. Czasem jak chłopczyce, czasem jak typowi grunge'owcy, ale nigdy jak słodkie dziewczynki w spódnicach. Jeśli miałam być szczera to momentami sama miałam ochotę na ubranie się w sukienkę, ale że byłam zagorzałą feministką to po prostu by do siebie nie pasowało. Według mnie ubiór ni jak nie miał się do obrony praw kobiet, ale to było moje zdanie, nie ludzi.

 Dlatego trzeba było się dostosować, żeby nie stracić szacunku.

 Po kilkunastu minutach dotarłyśmy do baru, w którym miał czekać Billy. Nie zarejestrowałam nazwy lokalu, ale w tamtym momencie nie było to chyba zbyt istotne. Po przekroczeniu progu uderzył we mnie duszący zapach dymu papierosowego i wódki. Przymknęłam oczy i zaczęłam oddychać przez usta.

 - Widzisz go gdzieś?- zapytałam Kathi, bo sama nie kojarzyłam twarzy Karrena.

 - Tak.- dziewczyna złapała mnie za nadgarstek i zaczęła prowadzić w stronę rogu pomieszczenia. Tobi bez słowa dreptała za nami.

 Kiedy poczułam, że się zatrzymujemy szerzej otworzyłam oczy. Przed nami, przy kilkuosobowym stoliku siedział krótkowłosy brunet ubrany w koszulkę w biało-czerwone pasy. Wyglądał, jakby kąpał się i golił co najmniej kilka dni temu, ale nie przeszkadzało mi to. W naszych czasach prawie wszyscy tak wyglądali.

 - O, Kathi.- uśmiechnął się szeroko i wstał- Nareszcie jesteście. Już myślałem, że zrobiłaś sobie ze mnie jaja z tym zespołem.

 - Wybacz.- odparła, dosiadła się do niego i gestem dłoni dała nam do zrozumienia, żebyśmy do nich dołączyły.- Nie ma żadnych jaj, Karren. Chcemy grać, nie wiemy od czego zacząć i potrzebujemy gitarzysty.

 Billy pokiwał głową i zaczął bawić się leżącym przed nim aparatem fotograficznym. W tym czasie ja i Tobi dołączyłyśmy do towarzystwa. 

 - To może zacznijmy od tego, że się zgodzę i bliżej się poznamy?- zaproponował w końcu i wyciągnął rękę do mojej przyjaciółki.- Jestem Billy. Billy Karren. Czasem przedstawiam się jako Boredom, ale to nie moje prawdziwe nazwisko.

 - Tobi.- uścisnęła ją i szeroko się uśmiechnęła.

 Na początku byłam do niego sceptycznie nastawiona, ale w tamtej chwili wydawał mi się całkiem w porządku. Był takim typowym zbuntowanym chłopakiem epoki grunge'u i nawet do nas pasował.

 - A ty?- zauważyłam, że wyciągał rękę do mnie.

 - Kathleen.

 - Miło mi was poznać. Kathi co nie co już o was opowiadała.

 Spojrzałam gniewnie na dziewczynę, dając jej do zrozumienia, że nie za bardzo uśmiecha mi się fakt, że opowiada o nas obcym facetom. Co prawda Billy nie był chyba nikim niebezpiecznym, ale mimo to, powinna od razu nas z nim poznać.

 - Co na przykład?- zapytała Tobi.- Dużo mówiła? Ile wy w ogóle się znacie?

 Uśmiechnęłam się na myśl, że Vail myśli to samo co ja.

 - Trochę tego było.- odparł- A znamy się... Będzie już jakiś miesiąc. Słyszała jak gram i z tego co widzę, to jej się spodobało.

 - Co mówiła o nas?- naciskała Tobi, a Kathi tylko im się przyglądała.

 - No co?- wzruszył ramionami.- Że wy we trzy jesteście pieprzniętymi feministkami.

 Po tych słowach cała nasza czwórka wybuchła śmiechem, a do mnie dotarło, że chyba zaprzyjaźnimy się z Billy'm. Był wyluzowany, zabawny i na pewno musiał umieć grać. Zależało mi, żeby w końcu usłyszeć go w akcji.

 Rozmawialiśmy naprawdę długo; o nas, o planach na życie, o zespole. Wypiliśmy też po drinku i w końcu Kathi wpadła na pomysł, żeby zmienić lokal. Przyjęłam ten pomysł z aprobatą, bo w tamtym barze praktycznie się dusiłam. Przez dłuższy czas nikt nie mógł wymyślić niczego sensownego. W końcu odezwał się nasz nowy kolega:

 - Kilka ulic stąd jest taki klub... "Turn! Turn!", czy jakoś tak. Mają tanie whiskey, możemy się przejść.

 Wszystkie trzy pokiwałyśmy głowami i jak najszybciej wstałyśmy od stolika. Zanim jednak udało nam się opuścić lokal usłyszałyśmy głos Billy'ego:

 - Mógłbym zrobić wam zdjęcie?

 Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że trzymał w rękach aparat fotograficzny, który wcześniej leżał na naszym stoliku. Zanim zdążyłam zareagować chłopak po prostu nacisnął spust migawki.

 Zanim zdążyłam zareagować chłopak po prostu nacisnął spust migawki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

**********************************

 Mam nadzieję, że ten pozbawiony akcji rozdział wam się podobał ;) Do następnego.

Angels will never be saved ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz