Rozdział 30 "Ty jebana pijaczko..."

188 21 63
                                    

 Chyba nigdy w życiu nie spotkało mnie nic gorszego. Po naszej wspólnej nocy, na tylnym siedzeniu wozu Kurta, obudziłam się sama. Chłopak przesiadł się do przodu. Kiedy zauważył, że nie śpię, dał mi czas na ubranie się i odjechał spod klubu. Niewiele rozmawialiśmy. On zachowywał się trochę, jakby udawał, że nic się nie stało. Cholernie mnie to bolało, bo odebrałam to jako coś w rodzaju znaku. Nie chciałam zapomnieć. Wolałam analizować każdy szczegół i każdy moment tamtego zdarzenia. 

 Od tamtej pory nie potrafiłam patrzeć na Kurta tylko jak na przyjaciela. Chciałam czegoś znacznie więcej, chciałam znów się do niego zbliżyć, co okazało się niemożliwe. Żyłam pozbawiona nadziei i jakiekolwiek sygnału od niego aż do końca października '91. Było to prawie miesiąc od zdarzenia przed klubem. Do tamtej pory podjęliśmy decyzję o wydaniu singla i dostaliśmy telefon od Joan, która pełna entuzjazmu obiecała jak najszybciej do nas przyjechać i nagrać swoje partie wokalne oraz wziąć udział w kilku wspólnych koncertach. Któregoś dnia, był to jakiś dwudziesty siódmy, czy ósmy dzień miesiąca, spotkałam Cobaina na ulicy i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu trzymał za rękę dziewczynę. Nie był to byle kto; pierwsza lepsza laska z ulicy. Piękna blondynka, wyższa od niego o dobre trzy centymetry pojawiła się już kiedyś w moim życiu, a nawet zrobiła na mnie wrażenie. Pamiętałam jej imię. Spotkaliśmy Courtney w zeszłym roku, w klubie Satyricon, jeszcze w Portland. Zdziwiła mnie cała ta sytuacja, bo wtedy Kurt nie wyglądał, jakby w jakikolwiek sposób go zainteresowała.

 - Cześć.- powiedział, kiedy się mijaliśmy.

 Przystanęłam, usiłując stłumić wszystkie wrogie uczucia, które żywiłam do jego nowej dziewczyny w tamtej chwili. Poczułam ból w sercu na myśl, że ktoś, na kim tak bardzo zaczęło mi zależeć wolał ode mnie najpierw moją przyjaciółkę, a potem laskę, którą z początku ignorował. Zastanawiałam się co ze mną było nie tak? Przeszło mi przez myśl, że to mogła być zemsta od losu, za to, że zostawiłam Dave'a, ale szybko odgoniłam od siebie tego rodzaju przypuszczenia.

 - Cześć.- odparłam cicho, dość nieprzyjemnym tonem.

 - Pamiętasz jeszcze Courtney? Ona...

 - Pamiętam. Niestety.- ostanie słowo dodałam na tyle cicho, że pewnie go nie usłyszeli, po czym oddaliłam się bez pożegnania.

 Nie miałam ochoty patrzeć na ich sielankę, podczas kiedy sama cierpiałam i przeklinałam los za to, że musiałam zakochać się akurat w nim; chłopaku, który wcale mnie nie chciał, a naszą wspólną noc potraktował jak błąd lub coś, o czym można było zapomnieć.

 Mimo wszystko, najgorsza rzecz spotkała mnie następnego dnia. Smutna i zdenerwowana jednocześnie, postanowiłam napić się z Kathi i Tobi. Vail wyszła w międzyczasie z jakimś facetem, dlatego musiałyśmy upić się z Wilcox same. Alkohol lał się całymi szklankami, a ja sobie nie żałowałam. Chciałam przestać myśleć o Kurcie, o tym, że mnie zranił, a także o Courtney, która zapewne uwiodła go bez większego problemu. Kathi od początku nie zadawała wielu pytań. Rozumiała mnie doskonale. Tak samo jak ja miała do Cobaina żal, ale zamiast wyżywać się na nim słownie, po prostu mnie wspierała. 

 Kiedy postanowiłyśmy wrócić do domu, byłyśmy upite w sztok i roześmiane. Naprawdę udało mi się przestać myśleć o wszystkim, co mnie spotkało- na jakieś dwadzieścia minut. Kiedy weszłyśmy po schodach na piętro naszego mieszkania, wpadłyśmy w nieuzasadnioną niczym euforię. Zanosiłam się śmiechem, stojąc na skraju schodów, podczas kiedy Kathi usiłowała otworzyć drzwi. W pewnym momencie straciłam równowagę, potknęłam się i spadłam na sam dół, uderzając przodem w bazaltową posadzkę. Najśmieszniejsze było to, że prawie wcale nie poczułam bólu. Lekko zdarłam policzek i stłukłam kolano, co nie przeszkodziło mi wstać i znów zacząć iść w kierunku Kathi. Z każdym kolejnym schodkiem zaczynałam czuć się coraz bardziej nieswojo. W pewnym momencie poczułam ciepło, spuściłam wzrok i zobaczyłam strużkę krwi, płynącą po mojej nodze; najpierw jedną, potem kilka następnych. Zamarłam, wpatrując się w to zjawisko, nie mogąc oderwać od niego wzroku, dopóki nie złapał mnie ogromny ból w podbrzuszu. Nie był podobny do tego miesiączkowego. Był gorszy, o wiele. Przypominał skurcz, a w pewnym momencie połączył się z rwaniem w krzyżu. Zgięłam się w pół i pewnie znów bym się przewróciła, gdyby nie Kathi, która podbiegła i złapała mnie za ramiona. 

 - Kathleen...- powiedziała drżącym głosem, brzmiącym tak, jakby na moment sytuacja ją otrzeźwiła.- Kurwa mać, co się dzieje...?

 Nie byłam w stanie mówić, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Nie spowodował ich ból, a raczej przykra, a nawet bolesna świadomość tego, co właśnie się stało. Patrząc na kałużę krwi pod swoimi nogami, zaczęłam powtarzać sobie: "Kathleen, ty idiotko. Ty jebana pijaczko..."

 - Dzwonię po karetkę. Chodź do środka.- zaczęła Kathi, ale ja nie byłam w stanie się ruszyć.

 Zalałam się łzami bezsilności, rozpaczy i w pewnym sensie też rozczarowania własną osobą. Może gdybym się wtedy nie upiła nic by się nie stało?, myślałam. Kiedy Wilcox wbiegała do mieszkania, w mojej głowie pojawiła się zupełnie inna myśl, w tamtej chwili jak najbardziej logiczna.

 Może nic by się nie stało, gdyby nie Courtney, którą zobaczyłam poprzedniego dnia z Kurtem?

 Może nic by się nie stało, gdyby nie Courtney, którą zobaczyłam poprzedniego dnia z Kurtem?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

**************************************

 Tadaaam. Szkolne dramy część X. Rozdział pisany na życzenie, dlatego mam nadzieję, że mimo wszystko podoba się chociaż trochę. Kurdt okazał się jak widać bucem, dlatego team Grohl i te sprawy, możecie się cieszyć. Albo i nie... xD.

 Wydaje mi się, że wyrobimy się z tym arcydziełem w jakichś pięciu rozdziałach, dlatego kibicujcie mi, żeby się udało.

 Do następnego, gdzie dram ciąg dalszy! :*

Angels will never be saved ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz