- Kiedy to gówno zadziała?- zapytałam, ocierając z nosa resztkę białego proszku.
Pewnie niektórzy uznaliby, że marnuję cenny towar, ale nie dbałam o to. Chciałam już mieć to cholerstwo za sobą. Kokaina działała około czterdziestu minut, co w pewnym sensie mnie uspokajało.
- Za chwilkę, wyluzuj.- odparła Selene, chwyciła mnie za nadgarstek i wyprowadziła z kabiny.- Ale będzie zajebisty odjazd, mówię ci...
Chciałam jej wierzyć, ale średnio mi to wychodziło. Czułam niepokój i wyrzuty sumienia przez to co zrobiłam. Najgorsza była świadomość, że było już za późno, żeby coś zmienić.
- Gdzie idziemy?- spojrzałam na dziewczynę, która wciąż ciągnęła mnie w nieznanym kierunku.
Zdążyłyśmy opuścić bar, a zaraz po nim naszą najbliższą okolicę. Blondynka milczała, jakby wcale nie docierały do niej moje słowa. Nie ponawiałam pytania; po prostu wlokłam się za nią, z każdą chwilą czując narastające we mnie uczucie euforii. W jednej chwili zniknęły moje wyrzuty sumienia, niepokoje, a zastąpiła je niewyobrażalna błogość i radość. Cały świat wydawał mi się jakimś cholernym cudem.
- Życie jest kurwa zajebiste.- wypaliłam i zaczęłam podskakiwać, niczym Czerwony Kapturek idący do domku babci.
- Nie...- Vigil odwróciła się do mnie przodem, jednocześnie puszczając moją rękę.- To my jesteśmy zajebiste. Mówiłam ci to już.
O tak; stanowczo miała rację.
- O taaak!- krzyczałam i obracałam się dookoła ze wzrokiem wbitym w niebo.- Jesteśmy zajebiste w chuj!
Nie przeszkadzał mi panujący na zewnątrz chłód, ani wiatr- wszystkie zewnętrzne bodźce docierały do mnie stłumione; z dużo mniejszą intensywnością niż powinny.
W pewnym momencie poczułam, że Selene łapie mnie obiema rękami w pasie. Potknęłam się, wywróciłam na nią, a po chwili obydwie upadłyśmy na ziemię. Zamiast się oburzyć po prostu wybuchłam śmiechem i spojrzałam jej w oczy.
- Co?- zapytała dziewczyna z rozmarzonym uśmiechem na ustach.- Zakochałaś się?
- W tobie? Zawsze.
- Ale zanim ja zakocham się w tobie, chodźmy dalej.- powiedziała, powoli podnosząc się z miejsca.- To nie koniec wycieczki, Kath.
Selene podała mi rękę. Wsparłam się na niej i wstałam z ziemi, by po chwili otrzepać swoje spodnie. Nie miałam dość. Chciałam trwać w tym cudownym, błogim uczuciu i iść za Vigil w nieznanym mi kierunku. Mało obchodziło mnie co tak właściwie robiłyśmy.
Szłyśmy chwilę nie odzywając się do siebie. Wszechobecną ciszę mąciło jedynie ledwo dosłyszalne pogwizdywanie dziewczyny.
- Co będziemy robić?- zapytałam w pewnej chwili, przerywając milczenie.
- Nic ciekawego.- odparła, zatrzymując się przy torach kolejowych, które pojawiły się przed nami jakby znikąd.
Weszła na nie i chwiejnym krokiem zaczęła iść do przodu. Od razu podążyłam jej śladem. Czułam się jak na jakimś dziwnym, niestabilnym moście, z którego upadek groziłby niechybną śmiercią. Oczami wyobraźni widziałam przepaść znajdującą się pode mną. Mimo wszystko nie bałam się. Przecież mogłam polecieć, prawda?
Moją zadumę przerwała wywracająca się Selene. Z hukiem upadła na linie kolejowe, uderzając plecami o jedną z nich.
- O kurwa.- zaklęła pod nosem i syknęła z bólu.- Czuję się już coraz mniej zajebiście, Kathleen.
Bez namysłu nachyliłam się i podałam jej rękę, ale Vigil odtrąciła ją.
- Jeszcze tu sobie poleżę.- szepnęła.- Chcę cieszyć się ostatnimi minutami tego pierdolonego haju.
Pokiwałam tylko głową, oddaliłam się od torów i zaczęłam spacerować. Rozkoszowałam się chłodnym powietrzem, słodkawym zapachem niewiadomego pochodzenia, dźwiękami lasu...
Jeden z nich wydał mi się naprawdę niepokojący i niepodobny do dzięcioła, czy wiewiórki. To było coś innego; głośny świst, który na pewno gdzieś już słyszałam. Zażyte narkotyki stanowczo ograniczały moje myślenie, ale dosłownie po minucie znałam już odpowiedź.
Nadjeżdżał pociąg.
W tej samej chwili przypomniałam sobie o Selene i ogarnęła mnie panika. Przecież ona leżała w najlepsze na torach, przez koks zapewne nieświadoma co się dzieje. Bez namysłu puściłam się pędem z miejsca, natychmiast odzyskując całą świadomość. Tak jak myślałam, dziewczyna znajdowała się w takiej samej pozycji, w jakiej ją zostawiłam. Najwyraźniej nie obchodził jej pociąg, który lada chwila mógł ją rozjechać.
- Selene, ty kurwo!- krzyknęłam, ale zignorowała mnie.
- Selene!
- Ja pierdolę, Kath zamknij się.- usłyszałam, co niemożliwie mnie zirytowało.
Podbiegłam do dziewczyny i nie pytając o zdanie pociągnęłam ją za rękę. Ta zerwała się ze swojego miejsca i razem ze mną odbiegła od torów. Dosłownie sekundę później tuż obok nas przejechał rozpędzony pociąg.
Patrzyłam na niego jak wryta ze świadomością, że gdybym w porę się nie zorientowała Selene mogłaby już nie żyć. Przerażała mnie ta perspektywa, bo w ciągu tych kilku tygodni naprawdę się z nią zżyłam. Nie wyobrażałam sobie co byłoby, gdyby tak nagle umarła.
- Wszystko dobrze?- zapytała, by po chwili nie czekając na moją odpowiedź kontynuować.- Wiesz co? Doszłam do wniosku, że nasza nazwa jest chujowa. Masz jakiś pomysł na lepszą?
- Scoth with ice.- zażartowałam, ale ją chyba najwyraźniej zainspirował ten pomysł.
- Coś o tym było w tym filmie z Marilyn...- zamyśliła się.- Słomiany Wdowiec.
- To do was nie pasuje. Do was pasują dziwki, a nie wdowy.- prychnęłam, Selene uderzyła mnie w ramię, a po chwili spojrzała z uznaniem w oczy.
- Ej, dobre... 7 Year Bitch. Co ty na to?
************************************
Jestem oficjalnie zabita. Jakoś wyprodukowałam ten rozdział, ale było ciężko. Nie chodzi o brak weny; nie, nie, nie. Chodzi o to, że rozjebał mi się komputer, siadła mu cała grafika i do jakiejś środy będzie w naprawie. Pisałam to na telefonie i jeśli wystąpiły jakieś błędy to nie moja wina tylko autokorekty, która co drugie słowo poprawia mi na Jezus xDJeśli się zepnę to w następnym rozdziale będzie...coś xD Coś fajnego. Postaram się kolejny wstawić wcześniej. :*
CZYTASZ
Angels will never be saved ✔
ФанфикKathleen wydawało się, że może mieć wszystko. Posiadała własny zespół i była darzoną ogromnym szacunkiem ikoną ruchu feministycznego lat 90. Jednak któregoś dnia w jej życiu pojawił się ktoś nieosiągalny; ktoś, kto mimo jej wielkich starań nigdy ni...